Dzisiejszego poranka to Leon nie mógł mnie obudzić. Jednak po paru szantażach i oznajmieniu która jest godzina w końcu się udało. Oczywiście musiał pierwszy zająć łazienkę a że wstaliśmy późno to mam tylko piętnaście minut na wyszykowanie się. W sumie to nie mam ochoty dzisiaj się jakoś stroić i malować zbytnio. Zresztą coś czuje, że ten dzisiejszy dzień będzie ciężki, ale przynajmniej spędzę trochę czasu z moją przyjaciółką, bo od kiedy obie mamy chłopaków rzadko rozmawiamy a już nie mówię o babskich sprawach. Spryskałam się ostatni raz swoimi perfumami i zadowolona ze swojego ubioru wróciłam do pokoju, w którym czeka na mnie mój sportowiec. On wygląda świetnie a ja jakbym ubierała się w ciemności. Stał do mnie tyłem wiec wykorzystałam okazję i rzuciłam w niego poduszką.
- Już jesteś gotowa? - zdziwił się mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnęłam się sztucznie i rzuciłam w niego kolejną poduszkę.
- Wiesz gdybyś obudził mnie wcześniej i sam nie siedział w łazience półgodziny to miałabym więcej czasu na wystrojenie - powiedziałam z udawanym oburzeniem po czym podeszłam do łóżka i poprawiłam pościel. Zaśmiał się, podszedł do mnie i pocałował rozbawiony w policzek.
- Ale ja nie twierdzę, że brzydko wyglądasz wręcz przeciwnie - mówił patrząc na mnie i uśmiechając się. Zmroziłam go wzrokiem a on pstryknął mnie w nos.
- Mogę zostawić u ciebie rzeczy? Jutro po nie wpadnę - powiedział wskazując na swoja torbę. Przygryzłam lekko dolną wargę i kiwnęłam twierdząco głową. Musnął szybko moje usta i objął w tali. Z ledwością sięgnęłam po swój telefon leżący na biurku i spojrzałam na godzinę.
- Spóźnię się - spanikowałam i szybko wyrwałam się z uścisku Leona po czym ciągnąc go za rękę wyszłam z pokoju. Na szczęście nie muszę brać żadnych książek ponieważ zostawiłam wszystkie w szafce szkolnej. Z tego co wiem to samochodem pojechała Fran, a Leon nie bierze swojego bo będzie musiał zostawić go pod szkołą więc musimy iść na piechotę a raczej prawie biec. Po kilku minutach poczułam jak Leon zwalnia. Odwróciłam się szybko w jego stronę i posłałam pytające spojrzenie.
- Wstąpimy do sklepu, bo muszę sobie kupić coś do jedzenia i wodę na mecz - odezwał się z uśmiechem a ja chciałam go trzasnąć. Wypuściłam nerwowo powietrze aby się chociaż trochę uspokoić.
- Leon, do szkoły został jeszcze spory kawałek drogi a ja zaczynam lekcje za pięć minut - odpowiedziałam lekko zdenerwowana. To, że on nie mam lekcji nie znaczy, że ja mam się na nie spóźnić, bo on jak zwykle jest głodny.
- Piętnaście minut - uśmiechnął się głupkowato. Posłałam mu pytające spojrzenie a on się zaśmiał - Przestawiłem ci zegarek do przodu w telefonie abyś nie siedziała długo w łazience - wytłumaczył ze spokojem. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy aby nie nakrzyczeć na niego. Kiedy chociaż trochę się uspokoiłam spojrzałam na niego a on stał i się uśmiechał.
Strony
▼
Strony
▼
sobota, 28 lutego 2015
sobota, 21 lutego 2015
Rozdział 24: Pożyczyłem sobie
Poprawiłam ostatni raz swoje włosy i przejechałam błyszczykiem po ustach. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze i zadowolona ze swojego wyglądu oraz stroju wyszłam z łazienki po czym wróciłam do pokoju, w którym powinien być Leon. Dzisiaj z łatwością udało mnie się go obudzić a raczej nie mnie tylko jego mamie, która użyła magicznych słów. Już teraz wiem jak go wyrwać z łóżka. Kiedy otworzyłam drzwi do pokoju moim oczom ukazał się brunet, który właśnie zakładał na siebie czarną bluzę bluzę bez kaptura. Uśmiechnęłam się do siebie i skrzyżowałam ręce na piersi. Podniósł głowę i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Przygryzłam delikatnie dolną wargę widząc jego rozwalone lekko włosy.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał zainteresowany po czym poprawił swoje włosy. Wzruszyłam tylko ramionami i bez słowa podeszłam do niego a następnie musnęłam czule jego usta. Odsunął się od mnie zdziwiony po czym przyłożył mi rękę do czoła - Dobrze się czujesz? - zapytał ujmując moją twarz i dokładnie ją oglądając. Zaśmiałam się cicho i ponownie musnęłam jego usta. Złapałam go za rękę i ze śmiechem wyciągnęłam z pokoju na śniadanie. Kiedy mieliśmy wchodzić do kuchni zatrzymała nas dość ciekawa rozmowa rodziców Leona.
- Chcesz ich tutaj zaprosić? - zapytała ewidentnie zdziwiona mama bruneta.
- Tak. Pomyśl kiedy ja teraz zobaczy zmieni zdanie - odpowiedział radosnym głosem pan Verdas.
- Myślisz, że jej wygląd coś zmieni - zakpiła z niego.
- No do końca, ale na pewno zmieni to jego nastawienie - powiedział poważnie. Spojrzałam na Leona, który był zdenerwowany. Widać to był po jego ślicznych oczach. Puścił moją rękę i podszedł do swoich rodziców przerywając im rozmowę.
- Jeszcze nie odpuściliście? - zapytał ewidentnie zdenerwowany. Skrzyżował ręce na piersiach i patrzył wyczekując na rodziców. Po minie jego ojca wywnioskowałam, że nie jest zadowolony z zachowania swojego syna - Powiedziałem ostatnio, że nic z tego - dodał próbują nie krzyknąć. Podeszłam do niego niepewnie i położyłam rękę na ramieniu.
- Leon musisz ....
- Nie nic nie muszę! - przerwał krzykiem, za co został spiorunowany wzrokiem przez ojca.
- On dzisiaj będą na kolacji - oznajmił surowym tonem pan Verdas. Zlękłam się trochę widząc jego mordercze spojrzenia dlatego spuściłam wzrok na swoje buty.
- W takim razie nas na niej nie będzie - powiedział twardo Leon i chciał wyjść, ale zatrzymał się słysząc głos swojego ojca.
- Jeżeli się na niej nie pojawisz to nie wrócisz do Buenos Aires - postawił warunek.
- Jestem pełnoletni i nie możesz zabronić mi tam wrócić - prychnął brunet i przełknął głośno ślinę. Jego ojciec się zaśmiał i spojrzał na swoją żoną a następnie z powrotem na Leona.
- Ale to ja za wszystko płacę i uwierz mi, że mogę - odpowiedział i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony swojego syna wyszedł do ogrodu. Brunet odprowadził go wzrokiem a następnie spojrzał zawiedziony na swoją matkę i wyszedł. Nie wiedziałam kompletnie co zrobić więc jedynym wyjściem było pójście za Leonem.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał zainteresowany po czym poprawił swoje włosy. Wzruszyłam tylko ramionami i bez słowa podeszłam do niego a następnie musnęłam czule jego usta. Odsunął się od mnie zdziwiony po czym przyłożył mi rękę do czoła - Dobrze się czujesz? - zapytał ujmując moją twarz i dokładnie ją oglądając. Zaśmiałam się cicho i ponownie musnęłam jego usta. Złapałam go za rękę i ze śmiechem wyciągnęłam z pokoju na śniadanie. Kiedy mieliśmy wchodzić do kuchni zatrzymała nas dość ciekawa rozmowa rodziców Leona.
- Chcesz ich tutaj zaprosić? - zapytała ewidentnie zdziwiona mama bruneta.
- Tak. Pomyśl kiedy ja teraz zobaczy zmieni zdanie - odpowiedział radosnym głosem pan Verdas.
- Myślisz, że jej wygląd coś zmieni - zakpiła z niego.
- No do końca, ale na pewno zmieni to jego nastawienie - powiedział poważnie. Spojrzałam na Leona, który był zdenerwowany. Widać to był po jego ślicznych oczach. Puścił moją rękę i podszedł do swoich rodziców przerywając im rozmowę.
- Jeszcze nie odpuściliście? - zapytał ewidentnie zdenerwowany. Skrzyżował ręce na piersiach i patrzył wyczekując na rodziców. Po minie jego ojca wywnioskowałam, że nie jest zadowolony z zachowania swojego syna - Powiedziałem ostatnio, że nic z tego - dodał próbują nie krzyknąć. Podeszłam do niego niepewnie i położyłam rękę na ramieniu.
- Leon musisz ....
- Nie nic nie muszę! - przerwał krzykiem, za co został spiorunowany wzrokiem przez ojca.
- On dzisiaj będą na kolacji - oznajmił surowym tonem pan Verdas. Zlękłam się trochę widząc jego mordercze spojrzenia dlatego spuściłam wzrok na swoje buty.
- W takim razie nas na niej nie będzie - powiedział twardo Leon i chciał wyjść, ale zatrzymał się słysząc głos swojego ojca.
- Jeżeli się na niej nie pojawisz to nie wrócisz do Buenos Aires - postawił warunek.
- Jestem pełnoletni i nie możesz zabronić mi tam wrócić - prychnął brunet i przełknął głośno ślinę. Jego ojciec się zaśmiał i spojrzał na swoją żoną a następnie z powrotem na Leona.
- Ale to ja za wszystko płacę i uwierz mi, że mogę - odpowiedział i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony swojego syna wyszedł do ogrodu. Brunet odprowadził go wzrokiem a następnie spojrzał zawiedziony na swoją matkę i wyszedł. Nie wiedziałam kompletnie co zrobić więc jedynym wyjściem było pójście za Leonem.
sobota, 14 lutego 2015
Rozdział 23: Spontaniczna randka?
Zamknąłem za sobą drzwi wyjściowe i ze sztucznym uśmiechem, który bardziej wyglądał jak grymas podążałem w nieznanym mi kierunku razem z Violettą. Osobiście nie miałem ochoty wychodzić z domu a szczególnie dzisiaj. Ale oczywiście zgodziłem się ze względu na proszenie Violetty i wmawianie mi, że to pomoże mi zapomnieć, a jest inaczej, bo chodząc po mieście, przypominają mnie się chwile spędzone z Danielem. Był dla mnie jak brat i mimo iż od jego śmierci minął rok wciąż boli mnie tak samo. Próbuję sobie wmówić, że ten wypadek nie jest z mojej winy, ale to nic nie daje, bo mimo wszystko to i tak jest moja wina. Nagle mój wzrok przykuła pewna osoba a raczej dziewczyna, dobrze mi znana dziewczyna.
- Zamieszkamy razem, ożenię się z nią i razem będziemy wychowywać nasze dzieci - mówił rozmarzonym głosem mój przyjaciel, który w tej chwili pomagał mi sprzątać w garażu. Spojrzałem na niego z rozbawieniem - Gustavo i Lola. Idealne imiona dla naszych dzieci - dodał z uśmiechem i podniósł pudło z jakimiś rzeczami.
- Na za bardzo wbiegasz w przyszłość - odpowiedziałem ze śmiechem a on spojrzał na mnie zdziwiony - Masz dopiero siedemnaście lat - dokończyłem a on tylko westchną a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Usiadł na starym fotelu, oparł się łokciami o kolana po czym spuścił głowę i potrząsną nią.
- Czuje, że ona jest dla mnie stworzona - odezwał się niepewnie a po chwili ponownie na mnie spojrzał. Przestałem na chwilę wykonywać swoją czynność i oparłem się o dużą skrzynię a następnie skupiłem swoją uwagę na nim - Kiedy jestem obok niej i mogę na nią patrzeć czuje, że niczego innego nie potrzebuję. Widząc jej śliczny uśmiech od razu chce mnie się żyć. Jej głos jest niczym mód dla moich uszu a patrząc w jej oczy zatapiam się. Kocham ją i jestem tego pewny - zakończył swoją wypowiedź a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
- To na co czekasz powiedz jej to - doradziłem radośnie i podszedłem do niego po czym poklepałem go zachęcająco po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie.
- Już to zrobiłem - mówił z zadowoleniem i wstał z fotela. Spojrzałem na niego pytająco a on tylko kiwnął twierdząco głową po czym poklepał mnie po plecach. Zaśmiałem się głośno i przytuliłem go tak jak to mieliśmy w zwyczaju - Kończmy to, bo umówiłem się z nią, że spotkamy się za dwie godziny - dodał i uderzył mnie pięścią w ramię nie przestając się uśmiechać.
To był dzień przed wypadkiem. Pamiętam go dokładnie.On był wtedy taki szczęśliwy, że w końcu odważył się powiedzieć jej co czuje, że w końcu może z nią być, ale przeze mnie ich szczęście nie trwało długo. Wszystkie moje mięśnie spięły się kiedy ujrzałem jej twarz. Mimo iż widniał na niej delikatny uśmiech ja wiedziałem, że wcale tak nie jest. Ich związek nie trwał długo, ale oni byli w sobie zakochani od dawna. Byli moimi przyjaciółmi i dokładnie wiedziałem co do siebie czują. Ich problem był taki, że każdy stawał im na drodze a czasami sami podkładali sobie kłody pod nogi. Poczułem na sobie kogoś wzrok odwróciłem się w stronę Violetty, która mocno trzymała moją rękę i patrzyła na mnie skołowana. Jednak mój wzrok po chwili ponownie powędrował w to samo miejsce co przed chwilą. Dziewczyna znajdowała się kilka kroków od nas. Zmieniła się i to bardzo. Przefarbowała włosy na ciemny brąz i jej ubiór uległ zmianie był teraz bardziej elegancki.
- Zamieszkamy razem, ożenię się z nią i razem będziemy wychowywać nasze dzieci - mówił rozmarzonym głosem mój przyjaciel, który w tej chwili pomagał mi sprzątać w garażu. Spojrzałem na niego z rozbawieniem - Gustavo i Lola. Idealne imiona dla naszych dzieci - dodał z uśmiechem i podniósł pudło z jakimiś rzeczami.
- Na za bardzo wbiegasz w przyszłość - odpowiedziałem ze śmiechem a on spojrzał na mnie zdziwiony - Masz dopiero siedemnaście lat - dokończyłem a on tylko westchną a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Usiadł na starym fotelu, oparł się łokciami o kolana po czym spuścił głowę i potrząsną nią.
- Czuje, że ona jest dla mnie stworzona - odezwał się niepewnie a po chwili ponownie na mnie spojrzał. Przestałem na chwilę wykonywać swoją czynność i oparłem się o dużą skrzynię a następnie skupiłem swoją uwagę na nim - Kiedy jestem obok niej i mogę na nią patrzeć czuje, że niczego innego nie potrzebuję. Widząc jej śliczny uśmiech od razu chce mnie się żyć. Jej głos jest niczym mód dla moich uszu a patrząc w jej oczy zatapiam się. Kocham ją i jestem tego pewny - zakończył swoją wypowiedź a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
- To na co czekasz powiedz jej to - doradziłem radośnie i podszedłem do niego po czym poklepałem go zachęcająco po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie.
- Już to zrobiłem - mówił z zadowoleniem i wstał z fotela. Spojrzałem na niego pytająco a on tylko kiwnął twierdząco głową po czym poklepał mnie po plecach. Zaśmiałem się głośno i przytuliłem go tak jak to mieliśmy w zwyczaju - Kończmy to, bo umówiłem się z nią, że spotkamy się za dwie godziny - dodał i uderzył mnie pięścią w ramię nie przestając się uśmiechać.
To był dzień przed wypadkiem. Pamiętam go dokładnie.On był wtedy taki szczęśliwy, że w końcu odważył się powiedzieć jej co czuje, że w końcu może z nią być, ale przeze mnie ich szczęście nie trwało długo. Wszystkie moje mięśnie spięły się kiedy ujrzałem jej twarz. Mimo iż widniał na niej delikatny uśmiech ja wiedziałem, że wcale tak nie jest. Ich związek nie trwał długo, ale oni byli w sobie zakochani od dawna. Byli moimi przyjaciółmi i dokładnie wiedziałem co do siebie czują. Ich problem był taki, że każdy stawał im na drodze a czasami sami podkładali sobie kłody pod nogi. Poczułem na sobie kogoś wzrok odwróciłem się w stronę Violetty, która mocno trzymała moją rękę i patrzyła na mnie skołowana. Jednak mój wzrok po chwili ponownie powędrował w to samo miejsce co przed chwilą. Dziewczyna znajdowała się kilka kroków od nas. Zmieniła się i to bardzo. Przefarbowała włosy na ciemny brąz i jej ubiór uległ zmianie był teraz bardziej elegancki.
niedziela, 8 lutego 2015
Rozdział 22: Dwanaście po ósmej
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Co za człowiek
przychodzi tak wcześnie i to jeszcze w sobotę. Obróciłam się na drugą stronę i
próbowałam ponownie odpłynąć do krainy snów. Po chwili dzwonek zamilkł więc
pewnie moja przyjaciółka poszła otworzyć. Nie wsłuchiwałam się w rozmowę ani
nie interesowało mnie kto przyszedł. Usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach
miałam nadzieję, że to Francesca a nie nikt do mnie. Jednak moje obawy się
sprawdziły i ktoś wszedł do mojego pokoju. Nie miałam chęci aby się odwrócić i
spojrzeć na tego kogoś więc udawałam, że śpię. Poczułam jak ten ktoś wyciąga mi
poduszkę spod głowy a następnie mnie nią uderza w głowę. Podniosłam się
zdenerwowana i skierowałam mój rozgniewany wzrok na tę osobą, którą okazał się
być mój roześmiany od ucha do ucha chłopak.
- Czego chcesz? – bąknęłam do niego zła i usiadłam na łóżku. Zaśmiał się i odłożył poduszkę na miejsce. Zmroziłam go wzrokiem.
- Jakaś ty urocza z rana – mówił śmiejąc się po czym usiadł na biurko. Spojrzałam na niego zirytowana i poprawiałam swojego rozwalonego koka – Masz dziesięć minut – oznajmił patrząc na swój zegarek na lewym nadgarstku po czym zmierzył mnie wzrokiem. Przybrałam pytający wyraz twarzy a on pokręcił głową ze śmiechem – Jest z piętnaście jedenasta a o dwunastej mamy być na lotnisku – wyjaśnił a ja skamieniałam. Zaspałam i do tego jeszcze zapomniałam o wyjeździe do jego rodziców. Mam tak mało czasu! Wstałam jak oparzona z łóżka i pobiegłam szybko do łazienki. Umyłam zęby a także twarz. Raczej nie zdążę się już wykąpać. Cholera. Zrobiłam sobie szybki i delikatny niestety makijaż, którego prawie nie było widać po czym doprowadziłam włosy do porządku i po przejrzeniu się w lustrze stwierdziłam, że lepiej będzie jak zrobię sobie dzisiaj kucyka. Wyszłam szybko z pomieszczenia i wróciłam do pokoju, w którym już nie było ani Leona ani mojej małej walizki. Całe szczęście, że wczoraj zanim poszłam spać przejrzałam swoją szafę i mniej więcej wiem w co się dzisiaj ubiorę. Wyciągnęłam odpowiedzenie ubrania, w które natychmiastowa się ubrałam. Jeszcze tylko buty, telefon i jestem gotowa. Nie spodziewałam się, że jednak się wyrobię. Chociaż nie wyglądałam tak jak sobie planowałam. Zeszłam na dół a w salonie siedziała na kanapie Fran, natomiast Leon stał przy drzwiach. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
- Tak mało czasu a ty nie wyglądasz aż tak źle – powiedział a po chwili do niego dotarło. Przygryzł dolną wargę i zmarszczył brwi. Skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyła na niego gniewnie. Dziewczyną nie mówi się czegoś takiego – Znaczy chodziło mi o to, że myślałem, że będziesz wyglądać gorzej – próbował się wytłumaczyć a wkopał się jeszcze bardziej. Usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki z salonu. Brunet spojrzał na mnie przestraszony po czym podszedł do mnie a ja cofnęłam się do tyłu – Mówiąc to miałem na myśli to, że .. – przerwał na chwilę i tak jakby układał sobie w głowię co powinien powiedzieć. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Czego chcesz? – bąknęłam do niego zła i usiadłam na łóżku. Zaśmiał się i odłożył poduszkę na miejsce. Zmroziłam go wzrokiem.
- Jakaś ty urocza z rana – mówił śmiejąc się po czym usiadł na biurko. Spojrzałam na niego zirytowana i poprawiałam swojego rozwalonego koka – Masz dziesięć minut – oznajmił patrząc na swój zegarek na lewym nadgarstku po czym zmierzył mnie wzrokiem. Przybrałam pytający wyraz twarzy a on pokręcił głową ze śmiechem – Jest z piętnaście jedenasta a o dwunastej mamy być na lotnisku – wyjaśnił a ja skamieniałam. Zaspałam i do tego jeszcze zapomniałam o wyjeździe do jego rodziców. Mam tak mało czasu! Wstałam jak oparzona z łóżka i pobiegłam szybko do łazienki. Umyłam zęby a także twarz. Raczej nie zdążę się już wykąpać. Cholera. Zrobiłam sobie szybki i delikatny niestety makijaż, którego prawie nie było widać po czym doprowadziłam włosy do porządku i po przejrzeniu się w lustrze stwierdziłam, że lepiej będzie jak zrobię sobie dzisiaj kucyka. Wyszłam szybko z pomieszczenia i wróciłam do pokoju, w którym już nie było ani Leona ani mojej małej walizki. Całe szczęście, że wczoraj zanim poszłam spać przejrzałam swoją szafę i mniej więcej wiem w co się dzisiaj ubiorę. Wyciągnęłam odpowiedzenie ubrania, w które natychmiastowa się ubrałam. Jeszcze tylko buty, telefon i jestem gotowa. Nie spodziewałam się, że jednak się wyrobię. Chociaż nie wyglądałam tak jak sobie planowałam. Zeszłam na dół a w salonie siedziała na kanapie Fran, natomiast Leon stał przy drzwiach. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
- Tak mało czasu a ty nie wyglądasz aż tak źle – powiedział a po chwili do niego dotarło. Przygryzł dolną wargę i zmarszczył brwi. Skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyła na niego gniewnie. Dziewczyną nie mówi się czegoś takiego – Znaczy chodziło mi o to, że myślałem, że będziesz wyglądać gorzej – próbował się wytłumaczyć a wkopał się jeszcze bardziej. Usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki z salonu. Brunet spojrzał na mnie przestraszony po czym podszedł do mnie a ja cofnęłam się do tyłu – Mówiąc to miałem na myśli to, że .. – przerwał na chwilę i tak jakby układał sobie w głowię co powinien powiedzieć. Patrzyłam na niego wyczekująco.