Otworzyłam oczy a moje serce niesamowicie szybko biło. Przed swoją twarzą miałam szybę. Czy to wszystko właśnie mnie się przyśniło? Nie, nie, nie i tysiąc razy nie. Czując obok obecność czyjeś osoby odwróciłam głowę. Wypuściłam powoli powietrze a cały ten strach uszedł ze mnie. Zerknęłam kątem oka na moją dłoń, która spleciona była z Leonem i przygryzłam dolną powstrzymując swój uśmiech. Położyłam ostrożnie głowę na jego ramieniu nie chcąc go obudzić. To nie sen. Jest moim chłopakiem a ja jego dziewczyną. Przymknęłam oczy a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie udało mnie się powstrzymać. Ale czemu mam ukrywać to, że jestem szczęśliwa. Teraz może już być tylko lepiej. Jestem tego pewna, bo w związku najpewniejsza jest chyba miłość. Ta radość kiedy się budzisz i wiesz, że zaraz zobaczysz osobę, którą darzysz uczuciem. A w nocy przytulasz poduszkę z myślą o tym, że to człowiek, który będzie z tobą przez wszystkie twoje sny. Poczułam jak jego ramie się delikatnie rusza więc podniosłam głowę aby móc na niego spojrzeć. I z szczerością stwierdzam, że gdy się budzi jest strasznie uroczy. Przeniósł swój wzrok na mnie i uniósł delikatnie kąciki do góry. Już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale przerwałam mu kiwając przecząco głową.
- Nie, nie obudziłeś mnie - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie. Skwitował moją wypowiedź delikatnym uśmiechem i oparł głowę o fotel. Od razu moje oczy się zaświeciły czując jak jego dłoń zacisnęła się na mojej. Jest ze mną. Mogę wpatrywać się w niego przez cały czas. Całować go kiedy tylko zapragnę i zatracać się w jego spojrzeniu. W pewnym momencie zaśmiał się i odwrócił głowę tak, że na mnie patrzył.
- Teraz cały czas będziesz się tak we mnie wpatrywać? - zapytał a na końcu się zaśmiał. Spuściłam głowę opierając czoło o jego ramię a na moich policzkach powstały rumieńce. Przygryzłam dolną wargę i zaśmiałam się cicho pod nosem.
- A będzie ci to przeszkadzać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Uśmiechnął się i zmrużył oczy jakby się nad czymś zastanawiał a po chwili pokiwał przecząco głową. Zaśmiałam się cicho i moja głowa ponownie wylądowała na jego ramieniu. Ponownie zacisnął dłoń i spiął się przez moment. Jednak mimo iż tak reaguje na moje zbliżenie, nie przeszkadza mi to a wręcz przeciwnie. Mam niesamowitą satysfakcję, że to właśnie mnie wybrał. To mi opowiedział o swojej przeszłości, mi pozwala się dotykać i mi zaufał.
- Wiesz, że to nie będzie proste - powiedział półszeptem. Uśmiechnęłam się pod nosem i kiwnęłam twierdząco głową.
- Coś co jest proste nie jest warte uwagi - odpowiedziałam a raczej zacytowałam słowa jakiegoś autora książki. Mimo iż nie widziałam jego twarzy miałam wrażenie, że na jego twarzy widnieje uśmiech. Ponownie przymknęłam oczy i nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam.
Strony
▼
Strony
▼
niedziela, 27 września 2015
Rozdział 52: Nie mylił się
- Violetta, zaraz jest zbiórka - oznajmiła mi Francesca kiedy grzebałam w swojej walizce w poszukiwaniu jakiegoś ciepłego swetra. Kto by pomyślał, że w lesie może być tak zimno. Nałożyłam na siebie znaleziony przed chwilą sweterek i poprawiłam odruchowo swojego kucyka. Spojrzałam na Fran, która właśnie wiązała swoje buty i uśmiechnęłam się delikatnie dając jej do zrozumienia, że jestem gotowa. Jak na razie mieszkanie z nią w jednym pokoju nie jest takie złe, ale może to dlatego, że minęły dopiero jakieś dwie godziny. Obie wyszłyśmy z naszego pokoju i podłużnym nie zbyt długim korytarzem udałyśmy się w stronę wyjścia. Ośrodek, w którym się znajdujemy do najlepszych nie należy, ale jest przyjemny. Wszystko jest drewniane i wygląda trochę jak taki wiejski domek. Gdy tylko wyszłam na dwór dopadł mnie nieprzyjemny zimny wiatr. Jak się okazało większość osób już jest i czeka na tym ziąbie. Szkoda tylko, że nie ma gdzie usiąść i skulić się w kłębek żeby było cieplej. Czy tylko ja odczuwam to zimno? Bo z tego co widzę tylko ja mam na sobie sweter i długie spodnie. Nawet niektóre dziewczyny mają krótki rękawek albo spodenki. Kątem oka zauważyłam jak w naszą stronę podąża dobrze znana mi osoba, której za wszelką cenę staram się unikać. Rozejrzałam się dyskretnie dookoła aby wyłapać wzrokiem osobę, do której mogłabym podejść i nie musieć rozmawiać z Lucasem. Jednak nie znalazłam nikogo. Podszedł do nas z uśmiechem na twarzy z włożonym rękami do kieszeni swoich spodni. Uśmiechnął się w naszą stronę i już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu Federico, który szedł z naszym dyrektorem.
- Nie ma nawet takiej opcji - powiedział poważnym tonem dyrektor nie patrząc w stronę Federico, który szedł z nim krok w krok.
- Niech pan poda chociaż dwa powody - poprosił Federico, na co dyrektor zatrzymał się w pół kroku i odwrócił twarz w stronę swojego rozmówcy.
- Jeden: Znam cię. Dwa: Wiem o czym myśli większość nastolatków - odpowiedział i ponownie ruszył w drogę a raczej w stronę drugiego opiekuna.
- Ale trzeciego powodu pan nie znajdzie - mówił z satysfakcją, na co dyrektor tylko westchnął głośno.
- Nie zgadzam się i dla mnie sprawa jest zamknięta - postanowił poważnie i rozpoczął rozmawiać z nauczycielem. Zaśmiałam się pod nosem i schowałam swoje już zimne dłonie w rękaw swetra. Całe szczęście, że nie zostajemy tutaj dłużej niż kilka dni. Mam nadzieję, że w tym ośrodku jest ogrzewanie i w nocy będzie ciepło.
- Nie ma nawet takiej opcji - powiedział poważnym tonem dyrektor nie patrząc w stronę Federico, który szedł z nim krok w krok.
- Niech pan poda chociaż dwa powody - poprosił Federico, na co dyrektor zatrzymał się w pół kroku i odwrócił twarz w stronę swojego rozmówcy.
- Jeden: Znam cię. Dwa: Wiem o czym myśli większość nastolatków - odpowiedział i ponownie ruszył w drogę a raczej w stronę drugiego opiekuna.
- Ale trzeciego powodu pan nie znajdzie - mówił z satysfakcją, na co dyrektor tylko westchnął głośno.
- Nie zgadzam się i dla mnie sprawa jest zamknięta - postanowił poważnie i rozpoczął rozmawiać z nauczycielem. Zaśmiałam się pod nosem i schowałam swoje już zimne dłonie w rękaw swetra. Całe szczęście, że nie zostajemy tutaj dłużej niż kilka dni. Mam nadzieję, że w tym ośrodku jest ogrzewanie i w nocy będzie ciepło.
niedziela, 20 września 2015
Rozdział 51: Nie warto
- Spakowałaś jakieś ciepłe rzeczy? - zapytała zatroskana jak zwykle mama. Spojrzałam na nią znudzonym wzrokiem i kiwnęłam twierdząco głową. Podeszła jeszcze dla pewności do mojej walizki i sprawdziła jej zawartość. Natomiast ja sama wzięłam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Nie wiem nawet czy opłaca mnie się kłaść spać. Wyjazd mamy o czwartej w nocy więc spokojnie mogę się przespać w autokarze. Weszłam do łazienki i rozebrałam się do bielizny a następnie rozpuściłam swoje włosy, które przez dzisiejszy cały dzień męczyły się w kucyku. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą a następnie nalałam trochę płynu do kąpieli i weszłam do wanny. Jedynym minusem tego wyjazdu do lasy jest to, że pewnie nie będzie tam wanny czy chociaż ciepłej wody. Chyba na wszelki wypadek spakuję sobie dodatkową parę spodni dresowych. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Zamoczyłam się cała i przymknęłam oczy rozkoszując się ciepłem i zapachem pomarańczy. Mogłabym tak leżeć wiecznie. Niestety jest to niemożliwe. Za jakieś dziesięć minut moje ciało będzie wyglądało jak osiemdziesięciolatki.
- Violu, zrobić ci coś do jedzenia? - usłyszałam za drzwiami głos mamy. Czyli skończyła już przegrzebywać moją torbę.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam otwierając oczy. I usłyszałam od niej odpowiedzi a myślałam, że zacznie się ze mną kłócić, że powinnam coś zjeść, bo zemdleją czy coś w tym stylu. Zdecydowanym ruchem wzięłam do ręki gąbkę, nalałam na niego płynu i zaczęłam mydlić swoje ciało.
- Violu! - znowu odezwała się moja mama, ale tym razem jej głos był cichszy, co mogło oznaczać, że jest w kuchni albo w salonie. Przewróciłam oczami i cicho westchnęłam - Tato jedzie do sklepu chcesz jakieś ciastka?! - zapytała a ja przygryzłam dolną wargę.
- Nie! - odkrzyknęłam - Czekaj! Jednak tak! - odkrzyknęłam po chwili zastanowienie. Przydadzą mnie się na tą długą drogę jakieś przekąski. Odłożyłam przedmiot, którym mydliłam swoje ciało i ponownie zanurzyłam się w wodzie aby spłukać pianę. Zmoczyłam także włosy aby móc je umyć po czym ostrożnie aby się nie poślizgnąć wyszłam z wanny. Szybkim ruchem owinęłam się ręcznikiem i osuszyłam swoje ciało. Nie wiem czy jest sens ubierać się w piżamę. Chociaż nie wypad też spać w ubraniach czy tam w ręczniku. Wiem. Ubiorę na siebie bieliznę i położę się w niej. Ale wtedy będzie mi zimno a ja nie lubię zamarzać w nocy. Wolę ciepełko. Po krótkim namyśle jednak złożę tą piżamę. Włożyłam na siebie jakieś spodnie i koszulkę a następnie rozczesałam włosy. Miejmy nadzieję, że jutro nie będą się buntować i ulegną szczotce. Wyszłam zadowolona z łazienki i udałam się do swojego pokoju, w którym nie było ani mojej mamy ani torby z ubraniami na wyjazd. Spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej i westchnęłam głośno. Do wyjazdu zostało jeszcze jakieś siedem godzin. Nie będę już szła spać, bo jest dopiero przed dwudziestą pierwszą. Może znajdę coś ciekawego w telewizji. Przynajmniej tak jakoś ten czas mi zleci. Zdecydowanym krokiem udałam się do salonu i zajęłam wygodnie miejsce na kanapie. Z tego co słyszę to mama obecnie jest w kuchni i zapewne robi mi coś do jedzenia na drogę. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać z kanału na kanał aby zleźć coś godnego obejrzenia.
- Violu, zrobić ci coś do jedzenia? - usłyszałam za drzwiami głos mamy. Czyli skończyła już przegrzebywać moją torbę.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam otwierając oczy. I usłyszałam od niej odpowiedzi a myślałam, że zacznie się ze mną kłócić, że powinnam coś zjeść, bo zemdleją czy coś w tym stylu. Zdecydowanym ruchem wzięłam do ręki gąbkę, nalałam na niego płynu i zaczęłam mydlić swoje ciało.
- Violu! - znowu odezwała się moja mama, ale tym razem jej głos był cichszy, co mogło oznaczać, że jest w kuchni albo w salonie. Przewróciłam oczami i cicho westchnęłam - Tato jedzie do sklepu chcesz jakieś ciastka?! - zapytała a ja przygryzłam dolną wargę.
- Nie! - odkrzyknęłam - Czekaj! Jednak tak! - odkrzyknęłam po chwili zastanowienie. Przydadzą mnie się na tą długą drogę jakieś przekąski. Odłożyłam przedmiot, którym mydliłam swoje ciało i ponownie zanurzyłam się w wodzie aby spłukać pianę. Zmoczyłam także włosy aby móc je umyć po czym ostrożnie aby się nie poślizgnąć wyszłam z wanny. Szybkim ruchem owinęłam się ręcznikiem i osuszyłam swoje ciało. Nie wiem czy jest sens ubierać się w piżamę. Chociaż nie wypad też spać w ubraniach czy tam w ręczniku. Wiem. Ubiorę na siebie bieliznę i położę się w niej. Ale wtedy będzie mi zimno a ja nie lubię zamarzać w nocy. Wolę ciepełko. Po krótkim namyśle jednak złożę tą piżamę. Włożyłam na siebie jakieś spodnie i koszulkę a następnie rozczesałam włosy. Miejmy nadzieję, że jutro nie będą się buntować i ulegną szczotce. Wyszłam zadowolona z łazienki i udałam się do swojego pokoju, w którym nie było ani mojej mamy ani torby z ubraniami na wyjazd. Spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej i westchnęłam głośno. Do wyjazdu zostało jeszcze jakieś siedem godzin. Nie będę już szła spać, bo jest dopiero przed dwudziestą pierwszą. Może znajdę coś ciekawego w telewizji. Przynajmniej tak jakoś ten czas mi zleci. Zdecydowanym krokiem udałam się do salonu i zajęłam wygodnie miejsce na kanapie. Z tego co słyszę to mama obecnie jest w kuchni i zapewne robi mi coś do jedzenia na drogę. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać z kanału na kanał aby zleźć coś godnego obejrzenia.
niedziela, 13 września 2015
Rozdział 50: Co kombinujecie?
Weszłam do kuchni ubrana w białe spodenki, różową koszulę bez rękawów zapiętą na ostatni guzik i moich ulubionych białych, krótkich trampkach. I pierwsze co ujrzałam przekraczając próg to moją mamę stojącą przy kuchence z patelnią w ręce. Czy ona przypadkiem nie miała leżeć w łóżku? Przecież ma rękę w gipsie! Co za kobieta. Teraz już wiem jak się czują faceci żyjący z nami. Westchnęłam głośno i dopiero wtedy zwróciła na mnie swoją uwagę. Uśmiechnęła się do mnie i wskazałam głową abym usiadła na krześle przy wyspie kuchennej. Zajęłam miejsce wskazane przez mamę.
- Czy ty przypadkiem nie miałaś odpoczywać? - zapytałam poważnie po czym oparłam łokcie na blacie i spojrzałam na nią z uniesioną brwią. Odwróciła wzrok z powrotem w moją stronę i posłała mi niewinny uśmiech - Dobrze, że tato już wyszedł i cię nie zobaczy, bo zdenerwował by się - dodałam i wstałam z krzesła po czym nalałam sobie zimnego soku z lodówki.
- Ale ojciec jeszcze śpi - odezwała się próbując przewrócić naleśniki, co było trudne zważając na to, że robi to jedną ręką.
- Jak to śpi? Przecież on zawsze o tej porze był już w pracy - zdziwiłam się na słowa mojej matki. Ona tylko wzruszyła ramionami. Uśmiechnęłam się do siebie i podeszłam do niej a następnie wzięłam do reki patelnie i odwróciłam tego naleśnika.
- Idź się połóż ja dokończę śniadanie - powiedziałam poważnie, za co moja mama skarciła mnie wzrokiem. Przewróciłam teatralnie oczami. Uparta kobieta. Gdybym ja miała rękę w gipsie to leżała bym jak najdłużej w łóżku i korzystała z oferowanej pomocy innych.
- Spóźnisz się do szkoły - stwierdziła i chciała mi zabrać patelnie, ale zwinnym ruchem jej to uniemożliwiłam.
- Mam dopiero na dziewiątą a jest przed ósmą - oznajmiłam zadowolona. Kątem oka zauważyłam jak moja mama mamrocze coś pod nosem i odwraca się w stronę wyjścia z kuchni. Nie tylko ty jesteś uparta, mamusiu. Odłożyłam kolejnego naleśnika na talerz, który wcześniej postawiła mama a następnie zajęłam się smażeniem następnych. Jednak po chwili do kuchni wróciła moja mama.
- A jak ci idzie nauka? - zapytała wyciągając z szafki kubek. Zerknęłam na nią przez ramię i wzruszyłam ramionami.
- Nie mam problemu z przedmiotami oczywiście pomijając matematykę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Gdyby w szkole nie było przedmiotu zwanego przeklętą matematyką to moja średnia ocen wynosiłaby pięć - Chyba nie odziedziczyłam zdolności matematycznych po tacie - dodałam ze śmiechem wykładając na talerz kolejnego gotowego naleśnika. Moja rodzicielka także się zaśmiała.
- Dobrze, że Leon nadal ma do mnie cierpliwość i pomaga mi zrozumieć niektóre tematy - mówiłam z uśmiechem na twarzy.
- Czy ty przypadkiem nie miałaś odpoczywać? - zapytałam poważnie po czym oparłam łokcie na blacie i spojrzałam na nią z uniesioną brwią. Odwróciła wzrok z powrotem w moją stronę i posłała mi niewinny uśmiech - Dobrze, że tato już wyszedł i cię nie zobaczy, bo zdenerwował by się - dodałam i wstałam z krzesła po czym nalałam sobie zimnego soku z lodówki.
- Ale ojciec jeszcze śpi - odezwała się próbując przewrócić naleśniki, co było trudne zważając na to, że robi to jedną ręką.
- Jak to śpi? Przecież on zawsze o tej porze był już w pracy - zdziwiłam się na słowa mojej matki. Ona tylko wzruszyła ramionami. Uśmiechnęłam się do siebie i podeszłam do niej a następnie wzięłam do reki patelnie i odwróciłam tego naleśnika.
- Idź się połóż ja dokończę śniadanie - powiedziałam poważnie, za co moja mama skarciła mnie wzrokiem. Przewróciłam teatralnie oczami. Uparta kobieta. Gdybym ja miała rękę w gipsie to leżała bym jak najdłużej w łóżku i korzystała z oferowanej pomocy innych.
- Spóźnisz się do szkoły - stwierdziła i chciała mi zabrać patelnie, ale zwinnym ruchem jej to uniemożliwiłam.
- Mam dopiero na dziewiątą a jest przed ósmą - oznajmiłam zadowolona. Kątem oka zauważyłam jak moja mama mamrocze coś pod nosem i odwraca się w stronę wyjścia z kuchni. Nie tylko ty jesteś uparta, mamusiu. Odłożyłam kolejnego naleśnika na talerz, który wcześniej postawiła mama a następnie zajęłam się smażeniem następnych. Jednak po chwili do kuchni wróciła moja mama.
- A jak ci idzie nauka? - zapytała wyciągając z szafki kubek. Zerknęłam na nią przez ramię i wzruszyłam ramionami.
- Nie mam problemu z przedmiotami oczywiście pomijając matematykę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Gdyby w szkole nie było przedmiotu zwanego przeklętą matematyką to moja średnia ocen wynosiłaby pięć - Chyba nie odziedziczyłam zdolności matematycznych po tacie - dodałam ze śmiechem wykładając na talerz kolejnego gotowego naleśnika. Moja rodzicielka także się zaśmiała.
- Dobrze, że Leon nadal ma do mnie cierpliwość i pomaga mi zrozumieć niektóre tematy - mówiłam z uśmiechem na twarzy.
sobota, 5 września 2015
Rozdział 49: Dawno nie rozmawialiśmy
- Jakoś dziwnie było nie wiedzieć Diego z Fran - odezwałam się jako pierwsza kiedy wychodziliśmy już ze szkoły. Oczywiście moim towarzystwem był nie kto inny jak Federico oraz zamyślony Leon.
- A ja się cieszę, że się w końcu od niej uwolnił - zabrał głos Fede. No jasne innej odpowiedzi od niego nie oczekiwałam - Zresztą nie rozumiem jak mógł być z jedną dziewczyną tyle czasu - dodał. Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na niego poirytowana. Wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni swoich spodni a jego wzrok skupił się na drodze przed nami.
- To się nazywa miłość - powiedziałam i po raz kolejny westchnęłam. Prychnął na moje słowa po czym zaśmiał się głośno.
- Miłość? Nie znam takiego słowa - odpowiedział i ponownie się zaśmiał. No oczywiście. Z każdym kolejnym dniem on mnie załamuje. Proszę cię dorośnij Federico - Jeszcze nigdy się nie zakochałem i nigdy nikogo nie pokocham - dodał z pewnością w głosie. Zapamiętam to i jeśli jednak się zakocha to wypomnę mu te słowa.
- Czyli nie kochasz swoich rodziców - stwierdziłam poważnie. Automatycznie przeniósł na mnie swoje spojrzenie.
- Rodzice to co innego - odezwał się poirytowany - Ich kocha się inaczej. To w końcu dzięki nim jesteśmy na tym świecie, to oni dbali o nas i robili wszystko abyśmy byli szczęśliwy - mówił tłumacząc, na co się uśmiechnęłam. Ma rację. Miłość do rodziców można też uznać za wdzięczność. Bo który rodzic nie kocha swojego dziecka. Kiedy upadniesz pierwszy raz na rowerze to pierwsza przy twoim boku pojawia się mama i zaczyna wypytywać czy wszystko w porządku a następnie całuje każde miejsce, aby zmniejszyć twój ból. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Widzimy się później? - zapytał a raczej zwrócił się do Leona, który jakby został wyrwany z jakiś poważnych rozmyślań spojrzał na niego pytająco a po chwili kiwnął twierdząco głową. Puścił do nas oczko i skręci w uliczkę, na której znajduje się jego dom a przynajmniej tak mnie się wydaje. Przeniosłam spojrzenie na Leona.
- Coś cie gryzie? - zapytałam zaciekawiona, na co on pokręcił przecząco głową i ruszył w dalszą drogę. Odchrząknęłam cicho i dogoniłam go. Zerknęłam na niego kątem oka i widząc jego wyraz twarzy miałam ochotę go do siebie przytulić i to tak mocno. Zapewne jego smutek na twarzy jest wywołany wcześniejszą rozmową moją z Federico o miłości rodziców do dziecka. Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam? Niby Leon twierdzi, że nie chce ich poznać, ale na boga kto by chciał przez całe życie nie wiedzieć kim są jego rodzice. Sama chętnie bym ich poznała i powiedziała co o nich myślę. Przecież on może mieć rodzeństwo. Siostrę albo brata a nawet dwóch. W pewnej chwili brunet się zatrzymał i spojrzał na mnie. I dopiero w tym momencie spostrzegłam, że stoimy przed jego domem.
- A ja się cieszę, że się w końcu od niej uwolnił - zabrał głos Fede. No jasne innej odpowiedzi od niego nie oczekiwałam - Zresztą nie rozumiem jak mógł być z jedną dziewczyną tyle czasu - dodał. Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na niego poirytowana. Wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni swoich spodni a jego wzrok skupił się na drodze przed nami.
- To się nazywa miłość - powiedziałam i po raz kolejny westchnęłam. Prychnął na moje słowa po czym zaśmiał się głośno.
- Miłość? Nie znam takiego słowa - odpowiedział i ponownie się zaśmiał. No oczywiście. Z każdym kolejnym dniem on mnie załamuje. Proszę cię dorośnij Federico - Jeszcze nigdy się nie zakochałem i nigdy nikogo nie pokocham - dodał z pewnością w głosie. Zapamiętam to i jeśli jednak się zakocha to wypomnę mu te słowa.
- Czyli nie kochasz swoich rodziców - stwierdziłam poważnie. Automatycznie przeniósł na mnie swoje spojrzenie.
- Rodzice to co innego - odezwał się poirytowany - Ich kocha się inaczej. To w końcu dzięki nim jesteśmy na tym świecie, to oni dbali o nas i robili wszystko abyśmy byli szczęśliwy - mówił tłumacząc, na co się uśmiechnęłam. Ma rację. Miłość do rodziców można też uznać za wdzięczność. Bo który rodzic nie kocha swojego dziecka. Kiedy upadniesz pierwszy raz na rowerze to pierwsza przy twoim boku pojawia się mama i zaczyna wypytywać czy wszystko w porządku a następnie całuje każde miejsce, aby zmniejszyć twój ból. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Widzimy się później? - zapytał a raczej zwrócił się do Leona, który jakby został wyrwany z jakiś poważnych rozmyślań spojrzał na niego pytająco a po chwili kiwnął twierdząco głową. Puścił do nas oczko i skręci w uliczkę, na której znajduje się jego dom a przynajmniej tak mnie się wydaje. Przeniosłam spojrzenie na Leona.
- Coś cie gryzie? - zapytałam zaciekawiona, na co on pokręcił przecząco głową i ruszył w dalszą drogę. Odchrząknęłam cicho i dogoniłam go. Zerknęłam na niego kątem oka i widząc jego wyraz twarzy miałam ochotę go do siebie przytulić i to tak mocno. Zapewne jego smutek na twarzy jest wywołany wcześniejszą rozmową moją z Federico o miłości rodziców do dziecka. Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam? Niby Leon twierdzi, że nie chce ich poznać, ale na boga kto by chciał przez całe życie nie wiedzieć kim są jego rodzice. Sama chętnie bym ich poznała i powiedziała co o nich myślę. Przecież on może mieć rodzeństwo. Siostrę albo brata a nawet dwóch. W pewnej chwili brunet się zatrzymał i spojrzał na mnie. I dopiero w tym momencie spostrzegłam, że stoimy przed jego domem.