Strony

Strony

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 68: Kopniak na szczęście

Otworzyłam oczy czując na twarzy promienie słońca. Nie zasłoniłam rolet. Podniosłam się delikatnie z łóżka, co okazało się być błędem, bo od razu poczułam ból głowy. Niby nie wypiłam wczoraj dużo, nie byłam pijana a nawet wszystko pamiętam. Jednak mimo to ból głowy mi dokuczał. Obróciłam głowę aby zerknąć na zegarek i widząc godzinę 11:37 z mojego gardła wydobył się głośny jęk. Znowu spałam tak długo. Zresztą mogę sobie na to pozwolić, bo mam wakacje. Odkryłam się i zmarszczyłam brwi widząc, że jestem we wczorajszych ubraniach. A może jednak byłam aż tak pijana? Nie! Przecież miałabym urwany film a ja pamiętam wszytko do momentu aż wsiadłam do samochodu Federico i zasnęłam po drodze. No tak. Zasnęłam i pewnie Leon mnie zaniósł do pokoju. Powoli wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam to udałam się w stronę łazienki aby się odświeżyć. Przyznam szczerze, że trochę śmierdzę. Na moje szczęście nie była zajęta więc mogłam bez problemu wejść i wsiąść prysznic. Ściągnęłam z siebie brudne ubrania i bieliznę po czym weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą oraz zimną wodą, ustawiając na odpowiednią temperaturę. Mam nadzieję, że kiedy wróciliśmy moi rodzice już spali a szczególnie tato. Nie byłby zadowolony z tego, że po pierwsze wróciłam tak późno a po drugie, że przyniósł mnie śpiąca chłopak, nawet jeśli to mój chłopak. Na samą myśl o brunecie uśmiechnąłem się a po chwili zaśmiałam przypominając sobie nasz wspólny taniec. Nadal kiedy tylko zamknę oczy widzę jego uśmiech, który wczoraj nie schodził mu z twarzy. Namydliłam swoje ciało żelem pod prysznic i kontynuowałam wspomnienia do wczorajszej imprezy, na której bawiłam się świetnie. Co prawda połowy a raczej większości ludzi nie znałam, ale ważniejsze jest to, że była tam z Leonem. Ciekawe co ja dzisiaj przez cały dzień będę robić? Z tego co pamiętam to nie umawiałam się na dzisiaj z Leonem. Jego plan dnia jest dzisiaj napięty i wątpię abym dzisiaj go zobaczyła, co mnie trochę dołuje. Mamy teraz wolne od szkoły i chciałabym jak najwięcej czasu spędzać ze swoim chłopakiem, to chyba normalne. Potrząsnęłam głową i ostatni raz obmyłam twarz a następnie zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Czuję się świeża. Owinęłam się pierwszym lepszym ręcznikiem i zajęłam się moimi włosami a następnie twarzą. Przydałby się dzień bez makijażu, dobrze to zrobi mojej twarzy. Skoro dzisiaj nie spotykam się z Leonem, to może zajmę się sobą i swoim pokojem, który jest w totalnym bałaganem. Uśmiechnęłam się do siebie w odbiciu lustra i oczyściłam twarz tonikiem antybakteryjny  po czym nawilżyłam twarz kremem, ochronnym. Chwyciłam do ręki szczotkę i rozczesałam włosy, które w niektórych miejscach były zmoczone. Po krótkiej analizie związałam je w warkocz a krótsze kosmyki włosów, które uwolnił się z objęć gumki, spięłam wsuwką do góry. Owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju by wybrać jakieś ubrania oraz bieliznę. Zajrzałam do szuflady i wzięłam pierwszy lepszy biustonosz w kwiatki a zaraz po nim białą dolną część bielizny. Przed ściągnięciem z siebie ręcznika zamknęłam drzwi do mojego pokoju i zasłoniłam roletami okno. Założyłam na siebie bieliznę i podeszłam do szafy aby wyciągnąć z niej jakiś ubrania. Skoro dzisiaj nigdzie nie wychodzę, nie mam po co się stroić. Wystarczą czarne legginsy i zwykła bordowa bluzka z napisem Chillout oraz para czarnych skarpetek. Odniosłam wilgotny ręcznik do łazienki a następnie zabrałam się za sprzątanie w pokoju. Jakim cudem na komodzie jest tyle ciuchów? Przecież ja nawet w połowie z nich nie chodziłam. Zgarnęłam tą górę ubrał i rzuciłam je na łóżko, a później zaniosę je do prania, ale najpierw przejrzę, które są czyste a które brudne. Westchnęłam głośno widząc, że kilka ubrań spadło na podłogę. Schyliłam się chcąc ją podnieść, ale moją uwagę przykuło jakiś pudełko pod łóżkiem. Z trudem wyciągnęłam je i widząc na nim narysowane serduszka jeszcze bardziej się zdziwiłam. Dziwne, że wcześniej go nie zauważyłam. Usiadłam na łóżku i zaciekawiona otworzyłam wieko pudełko, zapewne po butach. Poczułam się dziwne widząc w środku pełno jakiś liścików, biletów i zdjęć moich z Lucasem. Sądziłam, że wyrzuciłam wszystkie rzeczy związane z naszym związkiem. Nie wiem czy powinnam to oglądać. Jednak mimo zawahania wysypałam zawartość pudełka na łóżko. Wzięłam do ręki pierwszą małą karteczkę, która jak się okazała był liścikiem. Uśmiechnęłam się pod nosem czytając jej treść. Ciągle o Tobie myślę i nie mogę się skupić na lekcji. Lucas :) 
Znowu poczułam wyrzuty sumienia, że tak go traktowałam. Przed wypadkiem byłam z nim szczęśliwa a przynajmniej tak można wywnioskować po moim szerokim uśmiechu na zdjęciu z nim. Schowałam wszystko z powrotem do pudełka i postawiłam je na biurku po czym kontynuowałam sprzątanie pokoju. Muszę się z tym wyrobić jak najszybciej, bo muszę dzisiaj załatwić coś ważnego. 
***

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 67: Nie poznaję siebie

Zazwyczaj niedzielne poranki spędzam razem z rodzicami przy śniadaniu, ale dzisiaj wyjątkowo wstałam później niż zwykle i można powiedzieć przespałam śniadanie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mnie się spać aż do godzinny dwunastej, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Na prawdę nie mam pojęcia jak to się stało. Dzisiejszy dzień jest tak leniwy, że gdyby nie Ludmiła nie wstałabym dzisiaj z łóżka. Nie byłaby sobą gdyby czegoś nie wymyśliła. Całe szczęście, że nie wpadła na to aby wyjść gdzieś na miasto tylko na wspólne oglądanie filmów. I właśnie tak się tutaj znalazłam. Kanapa, ja ubrana nadal w swoją piżamę i kubek z herbatą owocową.
- Co ty na to aby pojechać nad jakieś jezioro na noc? - odezwała się Ludmiła, której zawsze zbiera się na rozmowy gdy oglądamy film czy serial. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami i napiłam się łyk już niestety zimnej herbaty.
- Tylko my dwie? - kontynuowałam temat, bo szczerze mówiąc bardzo mnie zaciekawił. Jutro jest już zakończenie roku szkolnego, a ja nie mam żadnych planów na wakacje. Nie chce cały czas siedzieć w domu przed telewizorem i zajadać się od rana do wieczora. Odłożyłam kubek z herbatą i spojrzałam na nią z zainteresowaniem.
- We dwie będzie nudno - stwierdziła czym mnie trochę uraziła. Czy ona mi właśnie zasugerowała, że jestem nudna i nie umiem się bawić? Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią gniewnie. Przecież nie zachowuję się jak jakaś pięćdziesięcioletnia staruszka, która całe dnie przesiaduje w swoim fotelu, owinięta w koc z kotem na kolanach - Myślałam też o Leonie, może Diego się zgodzi - dodała z uśmiechem, co także wywołało uśmiech na mojej twarzy. Cieszyłabym się gdybyśmy spędzili wakacje w gronie przyjaciół. Zawsze chciałam wyjechać pod namiot nad jezioro ze znajomymi, tak jak zawsze jest w tych filmach czy serialach. Ognisko, wspólne pieczenie pianek i śpiewanie piosenek.
- Jestem jak najbardziej na tak - odpowiedziałam z większym entuzjazmem niż się spodziewałam. Najchętniej to już bym się spakowała i wyjechała już we wtorek.
- Chciałbym też żeby pojechał z nami Matt, ale niestety wyjeżdża - westchnęła i założyła nogę na nogę. I kiedy chciałam ją pocieszyć do salonu weszła mama z telefonem w ręce.
- Chcecie dzisiaj iść z nami do chińskiej restauracji na kolację? - zapytała z uśmiechem. Spojrzałam na kuzynkę z pytającym spojrzeniem a ona wzruszyła ramionami, dając mi tym do zrozumienia, że mam zdecydować sama. Szczerze mówiąc dawno nie jedliśmy wszyscy razem kolacji. Zazwyczaj kogoś nie było. Ludmiła wychodziła z Matem, ja spotykałam się z Leonem a tato zostawał dłużej w pracy, albo zajmował się pracą w domu. Spojrzałam w stronę mojej rodzicielki i z uśmiechem kiwnęłam twierdząco głową - W takim razie bądźcie gotowe na dziewiętnastą - oznajmiła a ja westchnęłam głośno, bo dotarło do mnie, że będę musiała się przebrać z piżamy i doprowadzić do porządku. A tak bardzo mnie się nie chce. Odchyliłam głowę słysząc dźwięk dzwonka do drzwi.
- Nie ja - powiedziałam i owinęłam się jeszcze bardziej kocem. Jest mi zbyt wygodnie i ciepło aby wstać i otworzyć drzwi. Kątem oka widziałam jak moja kuzynka wzdycha i niechętnie wstaje z kanapy i zapewne kieruje się w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się zwycięsko w stronę mojej mamy, która zaśmiała się pod nosem i opuściła salon udając się w stronę sypialni jej i ojca. Mam tylko nadzieję, że to nie Pani Anastazja z prośba abym zajęła się Jasmine. Uwielbiam tą małą, ale dzisiaj nie mam na to siły.

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 66: Decyzja

Nie lubię patrzeć na krzywdę ludzi. A szczególnie kiedy cierpią osoby, które kocham i są dla mnie ważne. Obserwując jego smutny wyraz twarzy coś ściskało mnie w gardle a do oczu cisnęły mnie się łzy. Chciałabym go w jakiś sposób choć trochę pocieszyć, ale nie mam pojęcia jak. Jednak nic w życiu nie dzieje się bezsensu, nic nie dzieje się bezcelowo. Przymknęłam na chwilę oczy i nabrałam
Powietrza do usta po czym powoli je wypuściłam by opanować swój drżący głos. I kiedy chciałam zacząć rozmowę on spojrzał na mnie tym swoim smutnym wzrokiem a po chwili spuścił głowę i westchnął głośno.
- Wierzę w to że będzie dobrze - odezwałam się, chociaż przypuszczałam, że moje słowa nie pocieszą go za bardzo.
- Natomiast ja wierzę, że wszystko dzieje się po coś - przerwał i spojrzał przed siebie - Ci którzy mnie najbardziej skrzywdzili, byli moimi największymi nauczycielami. Ci którzy mnie oszukiwali, nauczyli jak nie być oszukiwanym i jak się nie dać oszukać po raz drugi i również jak nie krzywdzić innych ludzi - wygłosił swoje myśli wpatrując się zawzięcie w wyznaczony punkt przed sobą i mocniej zaciskając swoje palce na mojej dłoni. W tej chwili stał się dla mnie kimś więcej niż chłopakiem, którego kocham. Dla mnie teraz jest wojownikiem walczącym o swoje szczęście. Tyle razy został skrzywdzony, oszukany i tyle raz ktoś go zawiódł a on mimo to nie załamał się.
Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam głowę o jego ramie mimo iż było to trudne.
- Pamiętaj, że bez walki, bólu i cierpienia, poświęcenia, zaciśnięcia zębów i łez nie da się wiele osiągnąć - mówiłam to co podpowiadał mi rozum i mimo, że miałam zamknięte oczy wiedziałam, a raczej czułam na sobie jego spojrzenie. Ścisnęłam mocniej jego dłoń a następnie otworzyłam oczy i napotkałam się ze spojrzeniem Leona - Więc nigdy się nie poddawaj i walcz o spełnienie marzeń i siebie - dodałam utrzymując z nim przez ten cały czas kontakt wzrokowy. I dopiero wtedy od tych kilku godzin jakie ze sobą spędziliśmy mogłam ujrzeć jego delikatny uśmiech. Pochylił się w moją stronę i kiedy myślałam, że złoży pocałunek na moich ustach on delikatnie z uczuciem ucałował mnie w czoło. Ten czyn odebrałam jako podziękowanie, za słowa, za czyny i za wsparcie jakie ode mnie otrzymuje. Spojrzałam na niego z uśmiechem i mimo zawahania delikatnie musnęłam jego usta swoimi.
- Zapomnij na chwilę o tym, czego się boisz i spróbuj być szczęśliwym - szepnęłam wpatrując się w jego oczy. Tylko tego w tej chwili pragnę. Chce codziennie oglądać jego uśmiech. Słyszeć w jego głosie radość i widzieć w oczach iskierki szczęścia. Nie odpowiedział tylko przytulił mnie do siebie. 
***

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 65: Urazę?

- Przez klika dni będziesz musiał przyjmować tabletki i uważać na to co jesz - oznajmił lekarz stojąc obok pielęgniarki, która zajmowała się odłączaniem mi kroplówki, przez którą podawane miałem leki antyalergiczne. Trwało to trochę czasu, bo aż cztery godziny, ale czuję się już dobrze. Co prawda wysypka na rękach nie zeszła tak od razu, ale przynajmniej żyje i mogę normalne oddychać. Kiwnąłem głową, że rozumiem i opuściłem rękaw mojej koszuli aby zakryć pozostałości po wywołanej alergii. I kiedy lekarz wychodził z sali, w której jeszcze byłem zderzył się z osobą, która wchodziła i, której się tutaj nie spodziewałem.
- Co ty tu robisz? - zapytałem ściszonym głosem, bo moje gardło jest trochę podrażnione i odczuwam ból kiedy coś mówię. Przeprosiła lekarza i od razu podeszła do mnie.
- Wszystko już w porządku? - zignorowała moje słowa i sama zadała mi istotne dla niej pytanie. Złapała mnie za rękę i ścisnęła ją mocno.
- Tak, już jest w porządku - odpowiedziałem patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie i odetchnęła z ulgą - To tylko reakcja alergiczne, nic poważnego - dodałem widząc w jej oczach, że się martwi a raczej martwiła. Pokręciła głową i delikatnie się do mnie przytuliła.
- Niby nic poważnego, ale i tak się martwiłam - wyszeptała układając swój podbródek na moim ramieniu. Po usłyszeniu tych słów na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem? - zapytałem kiedy odsunęła się ode mnie i ulokowała swoje spojrzenie na mojej twarzy. Uśmiechnęła się i już miała odpowiadać, ale uprzedził ją ktoś inny.
- Zadzwoniłem do niej - wtrącił się wchodzący do sali Federico. Włożył ręce do kieszeni swoich spodni i niepewnie spojrzał na nas - Pomyślałem, że powinna wiedzieć skoro jesteście razem, nawet jeżeli to nie było nic poważnego - dodał patrząc na nas a raczej na dłoń Violetty, która ściskała moją. Spuścił głowę i chciał już wyjść z pomieszczenia, ale jakaś część mnie po raz kolejny nie pozwoliła go zignorować.
- Zaczekaj - odezwałem się niezbyt głośno, ale na szczęście usłyszał. Zatrzymał się w progu i spojrzał na mnie pytająco. Wstałem z łóżka, na którym siedziałem i podszedłem do niego - Dzięki - powiedziałem. Nie było to nic specjalnego, ale chciałem, żeby wiedział, że jestem mu wdzięczny. Nie musiał dzwonić do Violetty, ale mimo wszystko to zrobił. Zachował się jak przyjaciel, a ja byłem wobec niego negatywnie nastawiony. Uśmiechnął się prawie niewidocznie w moją stronę i kiedy chciał coś powiedzieć do sali wszedł lekarz.
- Mam tutaj dla ciebie wypis - podał mi kartkę i zerknął na Violettę, która wcześniej się z nim zderzyła - I możesz już iść do domu - dodał uśmiechając się a następnie opuścił pomieszczenie. Zerknąłem przez ramię na siedzącą na krawędzi łóżka Violettę i posłałem delikatny uśmiech. Od razu wstała ze swojego miejsca i uśmiechając się podeszła do nas po czym złapała mnie za rękę. Nie odzywając się wyszliśmy z sali, przed którą czekali rodzice Federico razem z niezbyt zadowolonym Alejandro i przejętą Kate. Kiedy tylko nas ujrzeli od razu podeszła do mnie matka Federico.
- Przepraszam cię, za to ja.. - przerwała i westchnęła głośno po czym spuściła głowę a jej wzrok utkwił na jej dłoniach - Nie wiedziałam, że masz alergię na orzechy, bo skąd mogłam wiedzieć. Zresztą ja nic o tobie nie wiem a uważam się za Twoją matkę - powiedziała łamliwym głosem i dopiero wtedy ponownie podniosła na mnie swój wzrok, w którym można było dostrzec łzy - Prawie Cię zabiłam - szepnęła patrząc mi prosto w oczy po czym starła spływającą po policzku łzę i odeszła. Odruchowo ścisnąłem mocniej dłoń Violetty i zacisnąłem zęby. Widziałem w jej oczach, że żałuje tego co się stało i nie mam na myśli tylko tego dzisiejszego wieczoru. Spojrzałem kątem oka na mojego niby ojca i patrząc na jego twarzy także dostrzegłem żal. Nie odezwał się tylko ze spuszczoną głową poszedł za swoją żoną. W tym momencie nie czułem do nich aż takiej nienawiści, a powinienem.