Ból. Moje ciało opanował okropny ból. Każdy najmniejszy mięsień w moim ciele umiera. Czuję się jakby mnie coś przygniatało. Jakby spadł na mnie ogromny głaz o masie dziesięciu ton. W mojej głowie odbywa się właśnie pokaz sztucznych ogni, a w gardle ktoś rozpętał ogień. To jest nie do zniesienia. Z całych sił próbuję poruszyć jakąś częścią ciała mimo odczuwanego bólu, ale nie daję rady. Kompletnie nie mam pojęcia co się dzieje. Gdzie jestem? Co się ze mną stało? I czy jestem bezpieczna? Czuję się jak w jakimś śnie, który nie może się skończyć. Tylko różnica jest taka, że mam wrażenie, że znajduję się w jednej wielkiej nicości. Jest ciemno i głucho. Jestem w pułapce. A przynajmniej tak się czuję. Zaczynam się bać, że dzieje się ze mną coś złego. Ale nie poddam się. Muszę być odważna. Nie mogę ulegać czarnym myślom. Muszę pokonać te diabły, które wpychają się do mojej głowy chcąc wywołać u mnie paniczny strach. Musze przeć naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofnę, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszę przed siebie szybko nadrobię zaległości. Nie chce tkwić w tej nicości. Co mam zrobić by się stąd uwolnić? Mimo okropnego bólu z całych sił napięłam mięśnie tym samym wywołując przypływ dziwnego ciepła w moim ciele. Wciąż nic niewiedzę, ale mam wrażanie, że wszystko zaczyna wirować. A ja z każdą kolejną minutą zaczynam odczuwać ulgę od bólu, a także odzyskiwać panowanie nad swoim ciałem.
- Wyraziłem już swoje zdanie na ten temat, Leon - warknął w moją stronę Henry. Patrzyłem na niego z nadzieją w oczach. - To tylko kilka dni. Zresztą mam teraz tydzień wolnego - kontynuowałem próbę wybłagania go, aby pozwolił mi polecieć do domu. Może w ten sposób dowiem się co dzieje się z Violettą. Podczas wczorajszej rozmowy z moim bratem wyczułem, że on coś wie, ale nie chce mnie powiedzieć więc jedynym rozwiązaniem jest dowiedzieć się samemu. Mężczyzna spojrzał na mnie poważnie i pokiwał przecząco głową. - Tydzień wolnego to ty masz od jazdy, ale nie od wszystkich obowiązków - oznajmił krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie cierpię jak ktoś ma nade mną władzę, a on taką niestety posiada - Ostateczny wyścig jest za niecałe cztery tygodnie, a my i tak mamy przerwę w treningach przez twój wypadek - wypomniał mi oczywiście mój błąd. Wiedziałem, że on mi tego nie odpuści. Jaki był wściekły kiedy dowiedział się o moim tygodniowym zwolnieniu jak się okazuje tylko od jazdy. Myślałem, że zaraz pójdzie do tego lekarza i wygarnie mu słownie jak i fizycznie. Nie ukrywa tego, że chce wygrać ten turniej i nie chce być w swojej skórze kiedy przegram - Już i tak przegiąłeś ostatnim razem - kolejny mój "błąd" który mi wypomniał. Westchnąłem głośno, bo przecież przepraszałem za to chyba z dziesięć razy.
- Co robisz Smutasie? - przewróciłem oczami słysząc rozbawiony głos Naomi, która weszła do salonu. Bez krępacji zajęła miejsce obok mnie i szturchnęła mnie ramieniem. - Nie mówi tak na mnie - powiedziałem nie szczególnie skupiając swoją uwagę na niej. Skoro mam wolny wieczór chciałem go spędzić oglądając telewizję i starając się nie myśleć o ostatnim czasie. - To się uśmiechnij! - krzyknęła mi do ucha tarmosząc moje ramię - Cały czas chodzisz smutny - stwierdziła. Mam swoje powody, żeby nie chodzić z głupim uśmiechem na twarzy. Czułem na sobie jej spojrzenie chociaż moją uwagę skupiłem na ekranie telewizora. Mogę ją ignorować przez cały dzień, ale ona i tak nie da mi spokoju. Zerknąłem w jej stronę i uśmiechnąłem się sztucznie, chociaż moje spojrzenie raczej ją mordowało. Skrzywiła się patrząc na mnie i pokiwała przecząco głową. - Nie uśmiechaj się w ten sposób, bo mnie przerażasz - powiedziała poważnie. To zastanów się czego chcesz. Ponownie przewróciłem oczami na jej komentarz. Nie mam ochoty się szczerze uśmiechać i nie będę tego robił. Przecież przez cały czas nie chodzę ze smutkiem na twarzy. Uśmiecham się wtedy kiedy mam na to ochotę. Głośnie otwieranie drzwi mówiła tylko tyle, że wrócił Niall. On zawsze musi mieć wielkie wejście. - Szykuj się, wychodzimy dzisiaj wieczorem - oznajmił na wejściu wywołując u mnie delikatny uśmiech. Wyjdą sobie, a ja będę mógł w spokoju posiedzieć sam - Słyszysz? - szturchnął mnie w ramię i spojrzał. Czyli mówił do mnie o tym wyjściu. Westchnąłem głośno i zmarszczyłem brwi z niezadowolenia.