Strony

Strony

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 64: Orzechy

- Jesteś na nich zły? - zapytałam ostrożnie obserwując Leona, który siedzi na moim łóżku od kilku minut i patrzy się w podłogę, nerwowo bawiąc się zamkiem od swojej bluzy. Spojrzał na mnie delikatnie przekręcając w moją stronę głowę i westchnął głośno po czym wzruszył ramionami. Jednak mimo to na jego twarzy pojawił się zarys smutku, który mnie dobił jeszcze bardziej.
- Z jednej strony jestem na nich zły, ale z drugiej mam do nich żal, że dopiero teraz chcą mnie w swojej rodzinie - powiedział powracając wzrokiem na podłogę a raczej na swoje dłonie, które wciąż zawzięcie bawiły się zamkiem od bluzy. Położyłam mu rękę na ramieniu i przybliżyłam się do niego. Odwrócił się twarzą do mnie i delikatnie uśmiechnął. Odnalazłam jego rękę i splatając nasze dłonie razem pociągnęłam go w swoją stronę. Obrócił się bokiem do mnie natomiast ja położyłam się na plecach. Niepewnie odchylił się do tyłu i ułożył swoją głowę na moim brzuchu okrytym przyjemnym w dotyku sweterku. Połową leżał na łóżku a jego nogi znajdowały się poza nim. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie i całą swoją uwagę skupiłam na jego twarzy. Ułożyłam rękę na jego torsie, natomiast drugą niepewnie bawiłam się jego miękkimi włosami. Przymknął oczy i zaczął głęboko oddychać. Miałam wrażenie, że dzięki temu uspokoił się. Patrząc na jego unoszącą się klatę piersiową zaczęłam nucić piosenkę, która od jakiegoś czasu bez przerwy chodzi mi po głowie. Co prawda nigdy nie śpiewam, ale teraz słowa tej piosenki idealnie pasują do sytuacji. Może dzięki nim Leon zrozumie, że zawsze może na mnie liczyć, że nie jest sam, że będę przy nim jeśli będzie potrzebował wsparcia i nie tylko, że jeśli zadzwoni do mnie i poprosi o spotkanie, to bez zawahania pójdę i wesprę go. Splótł swoją dłoń z moją, która swobodnie spoczywała na jego torsie i uśmiechnął się delikatnie. Czuję, że z dnia na dzień łączy nas coraz śliczniejsza więź i głębsze uczucie.
- Myślisz, że będę musiał z nimi zamieszkać? - zapytał niespodziewanie czym mnie zszokował. Otworzył oczy i zerknął na mnie. Nabrałam nerwowo powietrza, bo po raz pierwszy nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Nie wiem, Leon - odpowiedziałam szczerze patrząc mu w oczy. Odwrócił wzrok w stronę biurka i westchnął głośno.
- Dlaczego akurat teraz zechcieli o mnie walczyć? - pytał można uznać, że z pretensjami - Nie potrzebuję ich litości  - dodał z westchnięciem. Ścisnęłam mocniej jego rękę nie odzywając się, bo w tym wypadku na prawdę nie wiem co mam powiedzieć. I w tym najmniej odpowiednim momencie do mojego pokoju wparowała Ludmiła. Spojrzała na Leona a następnie na mnie i uśmiechnęła się.
- Czyli nie idziesz z nami na miasto? - zapytała aby się upewnić. Kiwnęłam głową potwierdzając jej słowa i zerkając w stronę Leona spostrzegłam, że on także na mnie patrzy.
- Mogłaś powiedzieć, że wychodzisz - odezwał się zanim ja zdążyłam to zrobić - Poszedłbym do domu - dodał. Przygryzłam dolną wargę i zaśmiałam się cicho a następnie spojrzałam na Ludmiłę.
- Innym razem z wami pójdę - postanowiłam, bo szczerze wolałam zostać z Leonem niż bez celu chodzić po mieście z moją kuzynką i jej chłopakiem. Posłała mi tylko uśmiech i już miała wychodzić, ale przypomniało mnie się coś co miałam zrobić podczas tego wypadu na miasto.
- Mogłabyś wywołać mi zdjęcia? - zapytałam z nadzieją, na co ona kiwnęła twierdząco głową - Karta pamięci jest na biurku - dodałam chociaż bez mojej podpowiedzi zauważyła ją. Mrugnęła do mnie i wreszcie opuściła mój pokój. Jestem pewna, że jak tylko wróci zasypie mnie opowieściami o spotkaniu z swoim chłopakiem. Westchnęłam głośno i skierowałam wzrok z powrotem na Leona i posłałam mu szeroki uśmiech. Podniósł się na łokciu i przybliżył do mnie aby złożyć na moich ustach krótkiego buziaka. Uśmiechnęłam się a on powrócił do poprzedniego ułożenia.

***
Chwyciłem do ręki torbę z rzeczami potrzebnymi mi na tor. Zazwyczaj trzymam je w szafce w szatni, ale Kate się uparła abym przyniósł go a ona go wypierze. Mogłabym się z nią kłócić, ale wiadomo, że w tych sprawach to przegrałbym z nią. Zadowolony wyszedłem ze swojego pokoju i udałem się do kuchni, w której powinna być. Na szczęście nie ma nic przeciwko, że zamiast do szkoły idę na tor trochę pojeździć. Oczywiście puściła mnie pod warunkiem, że będę uważał. To miłe uczucie, że są osoby, które się o ciebie martwią.
- Będziesz w domu przed kolacją? - zapytała od razu kiedy mnie ujrzała. Odłożyłem na chwilę torbę na podłogę i przeniosłem na nią swoje spojrzenie.
- Tak, będę tam tylko jakieś dwie godziny - odpowiedziałem i dyskretnie zerknąłem na jej ręce aby móc zobaczyć co przygotowuje. Posłała mi tylko swój szczery uśmiech i kontynuowała przygotowywanie posiłku.
- Kupiłam ci wodę z magnezem, jest w lodówce - odezwała się po chwili nie patrząc na mnie. Westchnąłem głośno i skierowałem się w stronę lodówki aby wyciągnąć wodę. Obejrzałem etykietę i po raz kolejny westchnąłem. Wciąż jej nie przeszło. Jakieś pół roku temu miałem problemy z niedoborem magnezu i od tego czasu wszystko co kupuje musi mieć w sobie magnez. Wrzuciłem butelkę z wodą do torby i zwinny ruchem chwyciłem ją do ręki. Zerknęła na mnie przez ramię i uniosła ku górze brwi.
- Nic nie zjesz? - zapytała z pretensjami. Pokiwałem przecząco głową a ona odwróciła się do mnie twarzą i już otwierała usta aby coś powiedzieć, ale ją uprzedziłem.
- Zjadłem śniadanie zanim wstałaś - oznajmiłem na co ona się cicho zaśmiała.
- Kanapki nazywasz śniadaniem - powiedziała nabijając się ze mnie. Kiwnąłem twierdząco głową i ponownie mogłem usłyszeć jej śmiech - Dobra idź już, ale obiad cię nie ominie - dodała z uśmiechem i pogroziła mi na żarty nożem. Nabrałem nerwowo powietrza do płuc i walcząc w środku sam ze sobą podszedłem do niej aby przytulić się do niej. Czułem jak jej ciało zesztywniało jednak po niespełna kilku sekundach z wyczuwalnym zawahaniem objęła mnie i odetchnęła z ulgą. Przymknąłem na chwilę oczy czując jej ciepło. To był trudny krok, ale przy Kate nie muszę się czuć zagrożony. Jej na mnie zależy więc powinienem jej bardziej ufać. Odsunąłem się od niej mając na twarzy delikatny uśmiech i kiedy ujrzała go na mojej twarzy, u niej także zagościł tylko jej był szerszy.
- Uważaj na siebie - dopowiedziała i klepnęła mnie ręką w ramię. Kiwnąłem twierdząco głową i posyłając jej uśmiech udałem się w stronę wyjścia z domu. I od razu przy furtce spotkałem osobę, która zmieniła moje pozytywne nastawienie w negatywne. Chciałem go zignorować i tak po prostu udać się na tor, ale jakoś nie mogłem.
- Co ode mnie chcesz? - zapytałem zrezygnowany wiedząc, że on nie ma zamiaru odpuścić.
- Chce tylko pogadać - powiedział patrząc na mnie z nadzieją w głosie. Zacisnąłem zęby i dopiero kiedy spojrzałem na wyraz jego twarzy zrozumiałem, że on nie jest niczemu winien. Okłamywali go przez tyle lat i skrzywdzili podobnie jak mnie. I mimo tego, że mam urazę do jego rodziców i nie chce mieć z nimi nic wspólnego nie znaczy, że mam odsuwać się od swojego brata.
- Trochę się śpieszę więc albo się streścisz albo pogadamy w drodze - stwierdziłem i mimo wszystko uśmiechnąłem się. Kiwnął głową i zaśmiał się po czym udaliśmy się w stronę toru. W sumie dobrze, że pogadamy, bo może wtedy nasze relacje będę choć w pewnym sensie podobne do poprzednich.
- Przemyślałem to co mówiłeś w szkole i masz rację - zaczął wpatrując się w chodnik. Milczałem, bo wiedziałem, że będzie kontynuował - Na twoim miejscu też nie chciałbym mieć z nimi nic wspólnego, ale mimo wszystko jesteś ich synem a moim bratem, czy tego chcesz czy nie - przerwał i spojrzał na mnie. Zdenerwowały mnie jego słowa, ale zachowałem spokój.
- Nie jestem ich synem i nie zmieni tego nic. Nie ważne jak bardzo będą się starać. Czy będą o mnie walczyć czy siłą zmuszą mnie do mieszkania z wami, oni nigdy nie będą moimi rodzicami a ja ich synem. Mają ciebie i jakoś im to wystarczało więc teraz też powinno - ton mojego głosu był spokojny, ale w środku gotowałem się ze złości. Każda rozmowa na temat tych ludzi wywołuje u mnie gniew, który przeobraża się w żal.
- Nie chcesz nawet dać im szansy? - zapytał kierując swoje spojrzenie na mnie. A czy oni dali mi szansę na normalne dzieciństwo? Nie. Więc dlaczego ja miałbym zrobić wyjątek i im ją dać. Kiwnąłem przecząco głową i skierowałem swoje spojrzenie na niego.
- Gdybym się tutaj nie przeprowadził i przez przypadek nie poznał ciebie a później twoja matka nie spotkała mnie w szkole nie wiedzieli by czy nawet jeszcze żyję. Nie interesowali się mną wtedy więc niech mnie teraz zostawią w spokoju - odpowiedziałem i przyśpieszyłem, bo szczerze mówiąc mam dość tej rozmowy z nim.
- A czym ja zawiniłem! - krzyknął za mną chcą mnie w ten sposób zatrzymać. Zdezorientowany jego słowami obróciłem się do niego przodem i posłałem pytające spojrzenie - Zawsze chciałem mieć brata a kiedy w końcu go mam on nie chce mieć ze mną nic wspólnego - wyjaśnił ze smutkiem i pretensjami w głosie po czym nie czekając na moją odpowiedź sam się obrócił i poszedł przed siebie. Zamurowały mnie jego słowa i w pewnym sensie wywołały poczucie winy. 
***
- Violu, kochanie mam  do ciebie prośbę - do moich uszu dotarł głos mamy, która bez pukania weszła do mojego pokoju, ale nie mam jej tego za złe, bo w sumie drzwi były otwarte. Przeniosłam wzrok z ekranu laptopa na uśmiechniętą twarz mojej mamy i posłałam jej pytające spojrzenia - Mogłabyś zająć się przez jakieś dwie godziny Jasmine? - zapytała z nadzieją w głosie. Zmarszczyłam brwi i odłożyłam na bok mojego laptopa.
- Kto to Jasmine? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Spojrzała na mnie zdziwiona a po chwili się zaśmiała. Czy to nasza jakaś rodzina? Przestudiowałam całe nasze drzewo genealogiczne aby się dowiedzieć co jest prawdziwe a co było tylko moją wyobraźnią i z tego co pamiętam nie natknęłam się na nikogo o tym imieniu.
- Jasmine to czteroletnia córeczka Anastazji, naszej sąsiadki - wytłumaczyła z uśmiechem po czym przesunęła bałagan kartkowy na biurku i delikatnie na nim usiadła. Kiwnęłam głową, że rozumiem i uśmiechnęłam się do niej szeroko. Lubię małe dzieci i chętniej jej przypilnuję - To zgadzasz się? - zapytała dla pewności. Wstałam ze swojego miejsca i ochoczo kiwnęłam twierdząco głową. W odpowiedzi od mojej mamy uzyskałam szeroki uśmiech i razem wyszłyśmy z mojego pokoju.
- A gdzie idziecie? - zapytałam zaciekawiona i poprawiłam sobie bluzkę, która podczas siedzenia podwinęła się delikatni ku górze.
- Siostra Anastazji bierze ślub za kilka dni i idziemy kupić sukienkę - odpowiedziała z uśmiechem i po tym jak szeroki był to uśmiech wiem, że te zakupy nie potrwają dwie godzinki.
- A ta Anastazja to twoja można powiedzieć taka przyjaciółka? - zapytałam a raczej stwierdziłam, na co ona kiwnęła twierdząco głową. W sumie mogłam się tego domyślić, bo spędza z nią dużo czasu.
- Wiesz pracujemy razem i mieszkamy obok siebie więc mamy ze sobą bardzo dobry kontakt - dopowiedziała, na co uśmiechnęłam się tylko a następnie skierowałam się w stronę kuchni aby zjeść coś na szybko. Nie jestem aż tak głodna, ale chętnie coś przekąszę. I kiedy sięgałam po jogurt zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie zareagowałam, bo przecież mama była w salonie więc ona na pewno otworzy.
- Zgodziła się bez problemu - usłyszałam radosny głos mamy. Czyli przyszła moja podopieczna. Zostawiłam jogurt na blacie w kuchni i udałam się z powrotem do salonu aby się przywitać. I gdy ujrzałam twarz przyjaciółki mojej mamy okazało się, że nie raz mijałam ją na ulicy.
- Dzień dobry - przywitałam się troszeczkę zawstydzona, jednak to minęło gdy kobieta posłała mi ciepły uśmiech.
- To miłe, że zajmiesz się Jasmine - powiedziała z uśmiechem po czym postawiła swoją córeczkę, którą trzymała na rękach. Uśmiechnęłam się zerkając na małą istotkę, która kurczowo trzymała się nogi swojej mamy.
- Nic takiego - oznajmiłam i podeszłam do niej po czym kucnęłam przy dziewczynce - I tak nic dzisiaj nie robię a chętnie spędzę czas z Jasmine - dodałam i uśmiechnęłam się do małej, która wpatrywała się w mój naszyjnik z gwiazdką.
- Postaramy się wrócić jak najszybciej a jakby płakała to zadzwoń - poinformowała mnie moja mama po czym pogłaskała Jasmine po włosach. Dziewczynka spojrzała na swoją mamę i delikatnie się uśmiechnęła po czym podeszła do mnie, co wywołało u mnie zdziwienie. Pomachała swojej mamie rączką a drugą trzymała kurczowo swojej spódniczki. Sądziłam, że kiedy drzwi się zamkną zacznie płakać, ale ona odwróciła się w moją stronę i patrzyła na mnie ze słodkim uśmiechem.
- Cześć, jestem Violetta - odezwałam się obserwując jej reakcję po czym wystawiłam w jej stronę rękę. Spojrzała na moją dłoń i obróciła się w stronę drzwi, przez które przed chwilą wyszła jej mama po czym ponownie przeniosła wzrok na mnie. Uścisnęła moją dłoń i szybko zabrała. Zaśmiałam się cicho.
- Chcesz pooglądać bajki? - zapytałam patrząc w jej duże brązowe oczy. Muszę przyznać, że jest śliczną dziewczynką. A szczególnie uroku dodaje jej ta grzywka i biała opaska z stokrotką. Kiwnęła niepewnie głową odpowiadając na moje pytanie i spojrzała za mnie na telewizor. Wyprostowałam się po czym wystawiłam rękę w stronę dziewczynki, która po chwili zawahania chwyciła ją i niepewnym krokiem razem ze mną ruszyła w stronę kanapy. Posadziłam ją na samym środku kanapy i zajmując miejsce obok wzięłam do ręki pilot a następnie włączyłam telewizor i przełączyłam na kanał dziecięcy. Spojrzałam na dziewczynkę i widząc jej uśmiech odłożyłam pilota obok i skupiłam się na bajce. 
***
- Nie chce tam iść - oznajmiłem po raz kolejny stojąc ze skrzyżowanymi rękami na piersiach na przeciwko Alejandro, który ma taką samą postawę jak ja. Westchnął już chyba z dziesiąty raz i już otwierał usta aby po raz kolejny wygłosić monolog o tym dlaczego mam tam iść, ale do pokoju weszła ubrana w elegancką sukienkę Kate.
- Leon przebierz się - rozkazała zakładając chyba kolczyki - Nie zabawimy tam długo - dodała widząc moja minę. Podeszła do mnie i przyjrzała się mojej twarzy po czym uśmiechnęła delikatnie - Załóż tą granatową dżinsową koszulę do twarzy ci w niej - stwierdziła i zaśmiała się po czym spojrzała na Alejandro, który ze zmarszczonym czołem stał i patrzył się na mnie - Bo ci się zmarszczki zrobią - zwróciła się do niego dotykając miejsca między brwiami. Uśmiechnął się do niej sztucznie i chyba obrażony wyszedł z pokoju. Zaczynam odnosić wrażenie, że on powoli ma dość tego, że wciąż z nimi mieszkam. Pewnie jemu jest na rękę to, że ci ludzie, którzy nazywają się moimi rodzicami chcą mnie z powrotem. Pozbędzie się problemu i będzie mógł żyć normalnie. Kiedyś częściej ze mną rozmawiał a teraz nasze kontakty ograniczyły się do powitań z rana i obojętnych pytań z jego strony Czy wszystko w porządku?. Widzę jego wyraz twarzy kiedy mnie widzi. Szczerze mówiąc boli mnie to, bo w pewnym stopniu traktowałem go jak ojca.
- Przebieraj się za dziesięć minut wychodzimy - wyrwała mnie z moich bezsensownych rozmyślań Kate, która poklepała mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się do niej niewidocznie i odwróciłem tyłem aby podejść do szafy. Po chwili usłyszałem stukot jej obcasów, co oznaczało, że wyszła z pomieszczenia. Tak jak powiedziała założyłam na siebie granatową dżinsową koszulę a do tego czarne spodnie. Zerknąłem na zegarek stojący na jednej z półek i westchnąłem głośno. Idąc w stronę salonu usłyszałem końcówkę rozmowy Kate i Alejandro. A słowa, które usłyszałem z jego ust utwierdziły mnie w przekonaniu, że on już nie chce abym tutaj mieszkał. Bo jak inaczej zinterpretować słowa Wtedy nasze życie wyglądało by lepiej. Przełknąłem ślinę i maskując mój prawdziwy humor wszedłem do salonu z delikatnym uśmiechem. Oboje spojrzeli na mnie i patrząc w oczy Alejandro mogłem dostrzec obojętność.
- Chodźmy - zarządził i bez czekania na nic udał się w stronę wyjścia. Wsadziłem ręce do kieszeni swoich spodni i razem z Kate, która uśmiechała się ruszyliśmy do drzwi a następnie do samochodu Alejandro, który był zniecierpliwiony. Zająłem miejsce z tyłu i swój wzrok utkwiłem w widoku za szybą. Po raz kolejny dostaję dowód na to, że jestem tylko problemem. Moi prawdziwi rodzice pozbyli się mnie, bo byłem problemem, Alejandro chce się mnie pozbyć, bo jestem dla niego tylko problemem i Violetta też niedługo mnie zostawi, bo uzna, że jestem problemem z jeszcze większymi problemami. Dlaczego kiedy zacznie mi zależeć na czymś lub kimś to wtedy staje się zbędny. Czuję niechęć Alejandro, zresztą on nawet tego nie ukrywa. Męczę go ja i sprawy ze mną związane. Pewnie gdyby nie jego żona już dawno kazałby mi się wyprowadzić. Odwróciłem na chwile wzrok od szyby i skierowałem go przed siebie, ale to był błąd ponieważ w lusterku spotkałem się ze spojrzeniem Alejandro, który patrzył na mnie jakbym zrobił mu krzywdę. Spuściłem spojrzenie na swoje dłonie i zacisnąłem dłonie w pięści. W tej chwili ponownie czuję się jak ktoś niechciany. Czuję się jak intruz w ich życiu. Spojrzałem przez okno aby odgonić od siebie smutek i wtedy poczułem gwałtowne hamowanie. Znałem już ten budynek więc łatwo mogę stwierdzić, że jesteśmy na miejscu. Wysiadłem z samochodu i pod wpływem nerwów niechcący trzasnąłem drzwiami więc Alejandro miał kolejny powód aby mnie mordować wzrokiem. Nie spojrzałem w jego stronę, bo szczerze nie chciałem. Nabrałem powietrza do ust i ruszyłem z Kate i Alejandro w stronę drzwi. Wzdrygnąłem się pod wpływem dźwięku dzwonka. Dlaczego aż tak się stresuję? Spuściłem ponownie głowę i skupiłem swój wzrok na moich butach. Słysząc jak drzwi się otwierają przymknąłem oczy i nabrałem powietrza do płuc.
- Cieszę się, że jesteście - usłyszałem znany mi już kobiecy głos. A czując jej spojrzenie na mnie uniosłem niepewnie głowę i wtedy spotkałem się z nią wzrokiem, co było błędem - Zapraszam - dodała i uśmiechnęła się.  
***
Wziąłem do ust kolejny kęs kurczaka, którego przygotowała moja niby matka i czując na sobie jej wzrok z trudem przełknąłem. Nie dlatego, że mi nie smakuje tylko dlatego, że stresuję się. Podniosłem spojrzenie na Kate, która uśmiechała się jak zawsze i prowadziła rozmowę z Federico. Natomiast Alejandro toczył zawziętą dyskusję z moim biologicznym ojcem jakby byli starymi znajomymi. Czuję się tutaj niepotrzebny i chyba tak jest.
- Może przejdziemy do tematu, dla którego tutaj jesteśmy - odezwała się kobieta nazywana moją mamą przerywając w ten sposób rozmowę pozostałej czwórki. Zerknąłem kątem oka na Kate, która zmieniła swój wyraz twarzy na wściekły.
- Nie ma żadnego tematu - stwierdziła wpatrując się w kobietę morderczym wzrokiem a widząc jej zdziwioną minę kontynuowała - Leon się nie przeprowadzi a państwo nie uzyskają nad nim opieki - wyjaśniła zdecydowanym tonem. Po jej słowach od razu swój wzrok skierowałem na Alejandro, który raczej nie był zadowolony tym faktem.
- Załatwmy to polubownie - zabrał głos gospodarz tego domu. W odpowiedz usłyszał tylko śmiech Kate, która jego także zaczęła mordować wzrokiem.
- Powtórzę jeszcze raz. Leon się od nas nie wyprowadza a wy nie dostaniecie opieki nad nim - zdenerwowała się i spojrzała na swojego męża, który próbował ją uspokoić łapiąc za dłoń.
- Mam propozycję - ponownie zabrała głos moja biologiczna matka. Wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni a ja szczególnie - Może Leon przeprowadzi się do nas na jakiś czas i sam później zdecyduje czy chce z nami mieszkać - przedstawiła swój pomysł i spojrzała na mnie a następnie na Kate i Alejandro.
- Nawet nie ma takiej opcji - zaprzeczyła zdeterminowana Kate i wstała od stołu po czym spojrzał na swojego męża a następnie na mnie. Z każdą kolejną minutą było mi coraz duszniej i trudniej mnie się oddychało - Wychodzimy - postanowiła i już chciała odejść, ale zatrzymał ją Alejandro łapiąc za nadgarstek. Przełknąłem głośno ślinę i odpiąłem jeden z górnych guzików w koszuli, aby się ochłodzić, co nie pomogło.
- Może to jest dobry pomysł - powiedział Alejandro a ja nie spodziewałem się po nim innej odpowiedzi - Niech tutaj zamieszka, pozna swoich rodziców i brata a później zdecyduje - dodał czym wywołał zdenerwowanie u swojej żony. Zamrugałem kilka razy i zacząłem oddychać przez usta, ponieważ z każdym kolejnym oddechem coraz bardziej drapało mnie w gardle. 
- Nie zgadzam się na to! - krzyknęła Kate wyrywając rękę z uścisku męża. Odchyliłem głowę do tyłu i przed oczami zaczęły pojawiać mnie się czarne mroczki. Coś jest nie tak. Z sekundy na sekundę mój oddech był cięższy a gardło jakby się zaciskało nie pozwalając mi nabrać powietrza.  Powoli traciłem kontakt z rzeczywistością a w skóra zaczynała mnie swędzieć i piec.
- Leon, wszystko w porządku - jak przez mgłę usłyszałem głos Federico. Przeniosłem na niego wzrok chociaż nie mogłam ujrzeć jego twarzy i pokiwałem przecząco głową, bo nie mogłem nic z siebie wydusić z powodu braku powietrza.
- Boże Leon! - krzyknęła chyba Kate i po niespełna kilku sekundach poczułem jej dłoń na swoim policzku - Czy w tym daniu były orzechy?! - zadała pytanie zdenerwowana. Nie, tylko nie reakcja alergiczna.Po ostatniej dochodziłem do siebie przez prawie tydzień. Czułem, że tracę oddech a przed oczami robi mnie się czarno.
- Tak były marynowane w zmielonych orzechach - to były ostatnie słowa jakie usłyszałem.
***
Skończyłam w taki dramatycznym miejscu. Jak widać rodzice Leona nie odpuszczają i Federico także. W następnym będzie chyba ciekawiej, tak mnie się przynajmniej wydaje. W sumie w tym też się dzieje. I pewnie po tym rozdziale zmienicie zdanie na temat Alejandro.  Napisałabym wam notatkę, ale czas mnie goni, bo muszę jeszcze sprawdzić błędy i wykąpać się. 
Od poniedziałku zaczynam ferie więc postaram się dodawać rozdziały co trzy dni. Od razu mówię, że nie obiecuję, że tak będzie. I oczywiście musi być odpowiednia ilość komentarzy. 

28 komentarzy:

  1. Skoro w tytule orzechy to ja stawiam na czekoladę! ♥
    Wrócę zaraz jak przeczytam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Daria ♥

      Obiecałaś, że będzie się działo w tym rozdziale i słowa dotrzymałaś :)
      Tyle,że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam :*:)

      Zacznę tak od dupy strony.
      Przepraszam za wyrażenie heh :)
      Zaczynasz ferie? Życzę Ci miłego odpoczynku w takim razie!
      Możliwe rozdziały co trzy dni? Jestem jak najbardziej za,bo kocham Twoje rozdziały! :**
      Nawet jeżeli Ci się nie uda ich wstawiać tak często to nie masz się czym przejmować :*
      Będziemy czekać! ❤❤
      A teraz przejdę do rozdziału co?

      Violetta i Leon. Leon i Violetta. Jakiś mały przełom w ich związku? Mamy większe zbliżenie Leonetty :*
      Verdas juz nie boi się tak jej dotyku dlatego pozwala sobie na śmielsze gesty :)
      Podoba mi się to. Do tej pory nie odważył się położyć głowy na jej brzuchu czy też nie pozwalał, by mogła dotykać go w inny sposób. Cóż może ona ma jakiś kojący dotyk??

      Violetta rezygnuje z wyjścia z Ludmiłą. Woli zostać i wesprzeć Leona. To się nazywa miłość :*
      Dobrze, że ma w niej wsparcie.
      Wiesz czego nie mogę się doczekać? Tych dwóch słów wypowiedzianych w kierunku V z ust Leona.
      To by było takie dopełnienie tego,co ich łączy.
      Ahh chyba za bardzo się rozmarzyłam i odbiega od tematu i sensu tego komentarza.
      Co prawda on już stracił sens na początku, ale mówi się trudno i bredzi się dalej :)

      Verdas idzie na tor. Dobry sposób na odreagowanie. Tylko nie wszystko poszło po jego myśli i spotkał Fede.
      Przyjaciel? Brat? A może takie 2 w 1??
      Rozmowa nie należała do przyjemnych, ale najgorzej teżnie było. Ostatnio skończyło się ostrzej. :*
      Fede poniekąd go rozumie. Tylko, że przez błąd rodziców on tez cierpi, bo nie może mieć brata ,którego zawsze chciał mieć.
      Trochę żal mi się go zrobiło :(
      To nie jego wina,ze ma takich rodziców.

      Violka zajmuje się córka sąsiadki? Mała Jasmine.
      Violka w nowej roli. Niania.
      A mamuśka na zakupach :*

      #Alejandro
      Ten facet właśnie dzisiaj przez jego postawę w tym rozdziale stracił u mnie w oczach!
      Dlaczego Leon tak nagle zaczął mu przeszkadzać?! Chce się go ot tak pozbyć?! To po co zabierał go z tego domu dziecka i po co się nim zajął skoro teraz jest dla niego problemem?!
      Nadażyła się oddania go pod opiekę rodziców i jest mu to na rękę.
      Kate walczy. Nie zamierza oddawać im Leona. I bardzo dobrze!
      Chociaż ona jako jedna jedyna zachowuje trzeźwość rozumu.
      Alejandro zachowuje się podle!
      Jestem wściekła na niego i na to jak się zachowuje.

      Kolacja u niby rodziców.
      Wszytsko pięknie ładnie gdy nie zaczynają tematu miejsca zamieszkania Leona.
      Kate się nie zgadza. Broni Leona,a Alejandro? Jest za!

      "Mamuśka" świetnie zaczęła znajomość z drugim synem.
      Leon jest uczulony na orzechy ,a ona o tym nie wiedziała. Bo skąd? Niby skąd mogła wiedzieć skoro nie interesowało ją wcześniej jego życie. Nie zna go, nic o nim nie wie, a na sile chce mu się przypodobać i dać rodzinę której nie miał przez 18 lat!
      Alergia na orzechy. No pięknie.
      Teraz jak nic czeka go tydzień w szpitalu, chyba że zostanie w domu i dostanie leki.
      Biedny Leon. Gdyby Fede nie zauważył, że coś się dzieje to by się nawet nie zorientowali.
      Kłótnia była ważniejsza.

      Czekam na kolejne cudeńko!
      P.E.R.E.Ł.K.A.
      F.A.N.T.A.S.T.Y.C.Z.N.Y.
      G.E.N.I.A.L.N.Y.
      B.O.M.B.A.A.A.

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Spóźniłam się na maksa i jedyne co mi pozostało to prosić o jakieś przebaczenie, obiecywałam z dnia na dzień i nic z tego praktycznością nie wychodziło, przepraszam, postaram się aby to się już więcej nie wydarzyło, ale sama wiesz, szkoła,.to, tamto i zleciało 4 dni ^-^

      Hej, Daria, jak tam? ;*
      Chyba jeszcze dziś się nie witałyśmy więc pomyślałam że nie będę niekultularna, przygotuj się na pokręcony i szalony komentarz xD
      Z góry przepraszam za błędy, ale mojemu telefonowi czasami nieźle odbija i zamiast zwykłego "b - piszę mi y, no ludzie, ok, teraz na temat.

      Nie często zdarzało mnie się mówić ci jak bardzo wielki masz talent, jak bardzo uwielbiam tą historię, zupełnie niezwykłą i wyjątkową swoją tajemniczością, a najlepsze jest to że wiem rzecz, która bodajże rozweseli wszystkich tutaj, ale cicho, tajemica to tajemnica a ja nie zamierzam psuć niespodzianki xD
      Twój pomysł mi się strasznie podoba, będzie bardzo ciekawy a happy end musi być wskazany, tak słodkiej pary jeszcze nie spotkałam, a uwierz o to trudno - w każdym razie pragnę szczęśliwego zakończenia, ale najpierw poproszę 100 rozdziałów i więcej :D

      Leon cierpi, kiedy cierpi szatyn, cierpi też jego dziewczyna, oni są w sobie zakochani po uszy, a ja czekam na ich pierwszy raz, trochę taki zboczuch ze mnie no ale ten, no wiesz.
      Haha, Fede jest tak inteligentny, a Alejando dla mnie to człowiek...nieznajomy cham bez uczuć, skoro on się tak zachowuję KATE powinna zarządać rozwodu dla bezpieczeństwa LEONA.
      Tak życzę im rozpadu związku, żeby go mocno kopnęła w dupę i pokazała że nie może decydować za nią.
      A rodzice Leona to co?
      Liczą na powrót do domu? Buahahhaha, uśmiałam się, padam, co takim sku*wielom jest dane? Żeby zostawić dziecko na postwelosu bo było chore na serce, PATOLA!
      Jeszcze alergia do tego wszystkiego? Nie, oni przeginają.
      Lepiej żeby on nie przychodził do nich więcej bo go uduszą, mój mężulek, moje maleństwo :C
      Oby nic mu się nie stało.
      Najdłuższy kom w dziejach, oł yeah.

      Trzymaj się, kochana ;*
      Wikson x

      Usuń
  3. Rozdział cudowny, ale to jak zawsze. Po za tym nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam Klaudia 😊✌💜

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny ♡♡♡
    Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Prosze cię szybko napisz następny rozdiał jestem tak zaciekawiona ta historiom że już nie wytrzymuje !!!!!!!!!!!
    Rozdział Cudowny !!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem zla na Alejandro... uch !
    Biedny Leon mało,że jest teraz w chorej sytuacji to jeszcze ta alergia. Uwielbiam twój blog bo mało ,że piszesz fenomanapnie to twój blog jest o czymś. Tak trudno znaleźć taką perełkę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział jak zwykle
    Piszesz wspaniale
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału
    Pozdrawiam *_*

    OdpowiedzUsuń
  9. O Dżizes...
    Ale ty dziewczyno masz pomysły :D
    Wspaniały rozdział
    Chce, pragnę, zarządzam by Alejandro zmienił zdanie i wgl
    To opo tak wciąga :P
    Nie mogę się doczekać nexta
    Pozdrawiam
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudeńko
    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniały.
    Nie mogę się doczekać next'a! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobry rozdział!. Masz świetny styl pisania , bardzo mnie się podoba. Jezeli chodzi i sama treść dużo się dzieje , biedny Leon mam nadzieje , ze nic mu nie będzie. Watek jego biologicznych rodziców świetny ! Miała super pomysł. Ogólnie bardzo dobrze ze czyta :) .Cieszę się , ze trafiłam na twojego bloga , czekam na kolejny i udanych ferii 😉

    OdpowiedzUsuń