Strony

Strony

wtorek, 12 września 2017

One Shot: Nadzieja umiera ostatnia.




***
Otworzyłam gwałtownie oczy a moje ciało podniosło się do pozycji siedzącej, natomiast z mojej krtani wydobył się głośny krzyk. Co noc ten sam koszmar. Zaczęłam oddychać głęboko, aby się uspokoić a moja dłoń automatycznie powędrowała w miejsce gdzie znajduje się naszyjnik. Przymknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam dłoń na zawieszce w kształcie serduszka. Nigdy go nie ściągam i zawsze kiedy budzę się po koszmarze sprawdzam, czy on na pewno tam jest. Spojrzałam na swój telefon leżący na półce obok, czy nie ma żadnej wiadomości, albo nieodebranego połączenia i widząc tylko pustą wyświetlacz westchnęłam głośno. Mimo to uśmiechnęłam się do siebie widząc swoją tapetę, po czym niechętnie wstałam z łóżka, aby przyszykować się na zajęcia. Do wykładu zostało mi jeszcze jakieś cztery godziny. Podeszłam do okna bez żadnego entuzjazmu i rozsunęłam rolety. Od razu poraziło mnie słońce, które ewidentnie daje o sobie dzisiaj znak. Widząc tą pogodę narodziła się we mnie nadzieje, na lepszy dzień. Wyciągnęłam z szafy najzwyklejsze ubrania, w których będzie mi na sto procent wygodnie i udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i widząc swoją twarz głośno westchnęłam. Blada, bez żadnego koloru, podkrążone i czerwone oczy. Nawet nie próbowałam się uśmiechać, bo od dłuższego czasu już tego nie potrafię. Ciężko się uśmiechać kiedy się w środku cierpi. Przemyłam sobie twarz letnią wodą i postanowiłam po prostu się ubrać, a następnie rozczesać swoje włosy, aby zwyczajnie spiąć je w kucyka. Nie będę się specjalnie szykować, bo idę na te wykłady tylko po to, aby nie mieć zaległości. Od dawna mój ubiór składa się z zwykłych spodni rurek, jakiejś koszulki i ewentualnie bluzy jeżeli jest zimno. Umyłam zęby i zrobiłam na szybko makijaż aby zakryć swoje sińce pod oczami i inne podobne. Wróciłam do pokoju i spakowałam potrzebne mi na dzisiaj książki, następnie chwytając w rękę telefon wyszłam z pomieszczenia i udałam się do kuchni, aby powiadomić rodziców o tym, że wychodzę.
- Wstałaś już - uśmiechnęła się do mnie mama - Zrobiłam ci naleśniki - dodała i nałożyła na talerz dwa moje ulubione naleśniki, które przestałam tak uwielbiać, bo nie ma ze mną osoby, która mogłaby je ze mną zjeść. Od razu mój humor z kiepskiego zszedł na poziom niżej.
- Podziękuję, bo za cztery godziny mam wykład - powiedziałam i podeszłam do lodówki, aby zabrać z niej butelkę wody. Dla niektórych cztery godzinny to dużo, ale nie dla mnie i mama dobrze wie dlaczego.
- Idziesz do szpitala? - zapytała, a bardziej się upewniła. I wtedy do kuchni poprawiając swój krawat wszedł tato. Przywitał się ze mną całując mnie w policzek, a ja w tym samym czasie kiwnęłam twierdząco odpowiadając na słowa mamy - Jakieś poprawy? - zapytała ostrożnie dobierając słowa, bo wie, że to dla mnie bardzo drażliwy temat. Zacisnęłam usta w wąska linię i kiwnęłam przecząco głową.
- Nie ma żadnej poprawy - powiedziałam z gulą w gardle - Jest tak samo jak było wczoraj, tydzień temu, miesiąc temu i pół roku temu - dodałam rozpaczliwym tonem głosu. Wzięłam głęboki oddech i powstrzymując łzy wypuściłam powietrze. Poczułam ramię ojca, który przytulił mnie do siebie i złożył czuły pocałunek na mojej głowie. Przymknęłam oczy i można powiedzieć wtuliłam się w niego.
***
Przekroczyłam próg ogromnego budynku szpitala i bez zbędnych pytań czy czekania udałam się w stronę windy, aby pojechać na odpowiednie piętro. Wcisnęłam guzik z cyfrą siedem i niecierpliwie czekałam, aż winda ruszy a następnie zatrzyma się na odpowiednim piętrze. Zacisnęłam dłoń na pasku od swojej torby i zaczęłam głęboko oddychać. Zawsze kiedy tutaj jestem czyli codziennie, obawiam się tego co usłyszę, albo co gorsza zobaczę. Wzdrygnęłam się kiedy drzwi się otworzyły, a do środka weszła jakaś kobieta, która płakała a obok niej trzymając ją w swoich ramionach jakiś mężczyzna, zapewne jej mąż. Za każdym razem kiedy widzę tutaj kogoś płaczącego ściska mnie w żołądku i modlę się wtedy, abym nigdy to nie była ja. Abym nigdy nie wyszła stąd zapłakana i z rozdartym sercem. Spojrzałam na mały ekranik, który informował o piętrze, na którym jesteśmy i widząc cyfrę siedem mocniej zacisnęłam dłoń. Po usłyszeniu dźwięku, który pozwolił mi wysiąść, bez namysłu to zrobiłam. Udałam się odpowiednim korytarzem, aby udać się do miejsca, do którego zmierzam, a z którego wczoraj wyszłam. Po drodze spotkałam się wzrokiem z kilkoma pielęgniarkami, które widuję tutaj codziennie, które mnie znają. Nie potrafię się do nich uśmiechnąć, bo nie mam powodu do uśmiechu. Weszłam na oddział intensywnej opieki medycznej i skierowałam się do odpowiedniej sali. Zanim weszłam wzięłam z wieszaka specjalny fartuch po czym założyłam go na siebie i dopiero wtedy chwyciłam za klamkę od sali 213. Weszłam do środka zwracający tym samym na siebie wzrok chłopaka. Uśmiechnął się do mnie blado i wstał z krzesełka, na którym siedział.
- Cześć Violu - przywitał się ze mną i delikatnie pocałował mnie w policzek. Jest wspaniałym przyjacielem, bo już nauczył się żeby nie zadawać mi zbędnych pytań o moje samopoczucie.
- Wszystko w porządku, Fede? - zapytałam ściszonym głosem spowodowanym gulą w gardle i kiwnęłam głową w stronę łóżka.
- Bez zmian - westchnął i przetarł dłonią po moim ramieniu. Nie czekając na nic więcej usiadłam na krześle, na którym wcześniej siedział i ze smutkiem spojrzałam na łóżko. Chciałbym usłyszeć od Federico inną odpowiedź, bo te słowa słyszę codziennie od ponad roku. Chwyciłam jego zimną dłoń i ścisnęłam mocno, aby ją ogrzać. Patrzyłam na jego twarz, która była blada a jego oczy wciąż były zamknięte. Od pieprzonych szesnastu miesięcy! W kącikach oczu zebrały mnie się łzy, ale to normalne kiedy tutaj przychodzę. Poczułam na swoim ramieniu dłoń Federico, ale to nie ta dłoń powinna mnie dotykać. To nie on powinien za mną stać. Nabrałam nerwowo powietrza do płuc i wypuściłam je powoli, aby się opanować i nie wybuchnąć płaczem.
- Czy ja tak dużo wymagam? - zapytałam szeptem zwracając się do stojącego za mną Federico - Pragnę tylko żeby się obudził - dodałam drżącym głosem. Z każdym kolejnym dniem bez niego wariuję. Coraz częściej odechciewa mnie się wszystkiego. Najchętniej siedziałbym przy nim przez cały dzień i noc prosząc go, aby w końcu do cholery się obudził - To trwa już tak długo - szepnęłam i poczułam na policzku łzę. Nie starłam jej, bo ona nie jest pierwszą, która wypłynie z moich oczu - Proszę Cię, Leon - wypowiedziałam te słowa na wydechu.
***
Wiem, że nie wyglądam najlepiej, bo ponownie spędziłam trzy godziny siedząc przy jego łóżku, płacząc i powtarzając jak za nim tęsknie. Ludzie, którzy mnie spotykają na korytarzu uważają, że jestem narkomanką przez moje zaczerwienione oczy. Wiem, to bo słyszałam plotki o sobie, ale obchodzi mnie to najmniej.
- Hej, przepraszam - zostałam zmuszona do odwrócenia się przez nieznajomą mi osobę. Zresztą każda osoba w szkole jest mi nieznajoma, bo oprócz mojej przyjaciółki nie rozmawiam z nikim i nie angażuję się w życie szkolne. Chodzę tutaj tylko dla Leona i tego, żebym się czymś zajęła poza siedzeniem w szpitalu - Możesz mi pomóc? - zapytał jakiś chłopak, na którego spojrzałam obojętnym wzrokiem. Natomiast on przypatrywał się mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wpatrywał się w moje oczy i zapewne zaraz stwierdzi, że ćpie i inne takie - Coś się stało? - zapytał schylając się w moją stronę. Był ode mnie wyższy, miał jakieś metr osiemdziesiąt, a ja właśnie wtedy przypomniałam sobie o moich stu osiemdziesięciu centymetrach, za którymi tak tęsknie. Automatycznie moje oczy się zaszkliły. Od kiedy leży w szpitalu nie miałam żadnego kontaktu z innym chłopakiem oprócz Federico. Nie potrzebowałam tego i wciąż nie potrzebuję. Skłamałam kiwając głową nie patrząc na niego tylko jego koszulkę - Jesteś pewna? - dopytywał, a mnie zaczęło to irytować. Podniosłam na niego swoje spojrzenie.
- Tak - szepnęłam, aby się odczepił i nie zadawał mi pytań, które tylko sprawiają, że się denerwuję. Przez moment wpatrywał się we mnie i kiedy miał coś powiedzieć, poczułam obok siebie czyjąś obecność. Po perfumach poznałam, że to Ludmiła.
- O co chodzi? - zapytała zerkając raz na mnie, a raz na tego chłopaka, który nie chce się odczepić.
- Chciałem tylko zapytać, którędy dojdę do biblioteki - wyjaśnił po co mnie zaczepił. Obie zmarszczyłyśmy brwi przecież jest już prawie połowa drugiego roku, chociaż może być też na pierwszym roku - Jestem tutaj nowy - dodał zapewne domyślając się co mamy na myśli.
- Idziesz głównymi schodami, skręcasz w lewo i szukasz drzwi z napisem Biblioteka - wyjaśniła mu grzecznie Ludmiła. Na co chłopak się uśmiechnął i podziękował.
- Jestem Luis, jakby co - dodał, a mój wzrok skupiony był na podłodze. Odszedł od nas, co stwierdziłam po odgłosie kroków. Czując szturchnięcie w ramię, spojrzałam na Ludmiłę. Posłał mi słaby uśmiech i już chciała się odezwać, ale po prostu pokiwałam przecząco głową i przytuliłam się do niej.
***
Przymknęłam oczy wzdychając głośno. Czekają mnie ostatnie dwie godziny wykładu i będę mogła w końcu stąd wyjść, a następnie udać do szpitala. Nie mam pojęcia jakim cudem mam dobre oceny, skoro na żadnych wykładach się nie skupiam.
- Mogę się przysiąść? - usłyszałam obok siebie czyjś głos. I dopiero kiedy spojrzałam na tą osobę, rozpoznałam tego chłopaka z korytarza. Westchnęłam głośno niezadowolona.
- Jak musisz - szepnęłam pod nosem i skupiłam swoje spojrzenie na notatkach w zeszycie. Nie potrzebuję niczyjego towarzystwa. Wiem, nie powinnam zamykać się na ludzi z tego powodu, że moja miłość leży w śpiączce, ale na prawdę nie potrzebuję nowych znajomości.
- Będzie mi raźniej, bo jesteś jedyną osobą, którą tutaj znam - kontynuował rozmowę. Nie mam pojęcia, na czym to polega, ale odkąd Leon leży w śpiączce każda rozmowa z inną osobą doprowadza mnie do szału. Każda inna barwa głosu niż jego mnie drażni. Każdy inny zapach niż jego budzi we mnie złość.
- Nie znasz mnie - powiedziałam pod nosem niezbyt miłym tonem głosu i zaczęłam kreślić coś w swoim zeszycie. Czy on nie może znaleźć sobie kogoś innego do rozmowy?
- A może własnie chce cię poznać - zbliżył się do mnie i można powiedzieć wyszeptał mi to obok uch. Przewróciłam oczami, bo już wiem dlaczego się do mnie przysiadł. Najprościej w świecie chce mnie poderwać. 
- Niedoczekanie twoje - odpowiedziałam i przesunęłam się, bo jego bliskość mnie denerwowała. Tylko jedna osoba, może być tak blisko mnie. Tylko jedna osoba może mi szeptać do ucha.
- Udajesz niedostępną czy może masz chłopaka - zaśmiał się i czułam na sobie jego wzrok. Zacisnęłam dłoń na długopisie i ze złością w oczach spojrzałam na niego. Uśmiechał się do mnie i pewnie myślał, że złapię się na jego uśmiech, ale mnie już żaden inny uśmiech nie zauroczy oprócz  uśmiechu Leona.
- Nie udaję, bo jestem niedostępna - warknęłam przez zaciśnięte zęby -  I mam chłopaka, więc sobie daruj - dodałam odwracając od niego wzrok.
- Ciekawe, też chodzi na tą uczelnię? - zapytał a mnie to złamało. Automatycznie poczułam wielką gulę w gardle, a moje oczy zaszły łzami. Pokiwałam przecząco głową, bo nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Spuściłam głowę wpatrując się tępo w zeszyt - Mam nadzieję, że go wkrótce poznam - zaśmiał się, a mnie jego słowa zabolały. Wstałam gwałtownie ze swojego miejsca i zbierając swoje rzeczy wyszłam z sali, a po moich policzkach ciekły łzy - Ej, zaczekaj! - krzyknął za mną, ale nie reagowałam. Jak najszybciej chciałam wyjść z uczelni, aby udać się do szpitala. Chce być przy nim, złapać go za dłoń i po prostu siedzieć przy nim - Powiedziałem coś nie tak? - zapytał kiedy mnie dogonił i stanął przede mną. Pokiwałam przecząco głową, ale w oczach miałam łzy - Przecież widzę, że płaczesz - kontynuował kiedy chciałam go wyminąć. Czy on nie potrafi odczytać z mojego zachowania, że nie chce z nim rozmawiać?
- Zostaw mnie w spokoju - szepnęłam zła, a po moich policzkach spłynęła łza. Widziałam jak unosi dłoń zapewne aby mnie ją zetrzeć. Odsunęłam się gwałtownie, bo nie chce aby ktokolwiek inny mnie dotykał oprócz Leona.
- Jeśli zrobiłem albo powiedziałem coś nie tak, to mi to powiedz - kontynuował patrząc na mnie ze smutkiem. Zignorowałam jego słowa i wymijając go udałam się w kierunku szpitala.
***
- Miałam już nie płakać, wiem - szepnęłam drżącym głosem ściskając mocniej jego dłoń - I obiecuję, że nie będę jeśli się w końcu obudzisz - dodałam stawiając mu warunek. Wiem, że to głupie, bo on pewnie mnie nie słyszy, ale zawsze do niego mówię. Westchnęłam głośno i skupiłam swój wzrok na jego bladej twarzy - Ile mam jeszcze czekać Leon? - zapytałam szeptem i moja dłoń powędrowała na jego zimny policzek. Kciukiem zatoczyłam malutkie kółko i czując pod opuszkiem jego delikatną skórkę uśmiechnęłam się - Nie uważasz, że już za dużo się za tobą natęskniłam - zaśmiałam się cicho - Wiem, że lubisz kiedy się niecierpliwię, ale teraz to już przeginasz - dodałam udając złą. Nie chce siedzieć przy nim i tylko wylewać łzy. Zawsze staram się opowiadać mu coś, ale po prostu przypominać różne sytuacje, a nawet mówię rzeczy, które zawsze trzymałam dla siebie, żeby on nie wiedział - Od zawsze wiedziałam, że jesteś śpiochem - zmarszczyłam brwi ściskając mocniej jego dłoń - Ale żeby spać aż tyle, to tylko ty potrafisz - moje słowa w ogóle nie mają sensu, ale przynajmniej czuję się odrobinę lepiej - Niedługo moje urodziny, pamiętasz? - zmieniłam temat na bardziej normalny, a raczej mający sens. Westchnęłam głośno, bo spędzę je po raz kolejny przy szpitalnym łóżku - Obiecałeś mi, że zabierzesz mnie wtedy z daleka od wszystkich ludzi, żeby spędzić czas tylko ze mną - mój głos się łamał, ale nie zwracałam na to uwagi - Wciąż na to czekam - powiedziałam siląc się na uśmiech - I będę na to czekać, dopóki tego nie spełnisz - poczułam słony smak łez na ustach - Bo ty przecież zawsze dotrzymujesz obietnic. Sam tak mówiłeś - dodałam szeptem, bo mój głos zaczął się łamać.  Ułożyłam głowę na dłoń, która wciąż trzymała jego. Męczę się tym czekaniem, ale nie mam zamiaru odpuszczać, choćbym miała czekać na niego do końca życia. Jego jedynego tylko mam i Jego właśnie nie mam.
***
Usiadłam na ławeczce przed uczelnią, a moją twarz otulały przyjemne promienie słońca. Odchyliłam delikatnie głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się, prawie niewidoczny uśmiech, bo przypomniałam sobie jego. Przypomniałam sobie chwilę kiedy siedzieliśmy w słońcu obok siebie i po prostu rozmawialiśmy.
Odwróciłam głowę w jego stronę, bo wyjątkowo od pewnego czasu milczy, a to do niego jest nie podobne. Zazwyczaj mówi jak najęty, co mi oczywiście nie przeszkadza, bo to jedna z cech, które w nim kocham. Siedział do mnie bokiem, opierając swoje ciało na łokciach. Widząc jego twarz oświetloną przez promienie słońca przygryzłam dolną wargę. Jest piękny. Jego wnętrze jest piękne, jego oczy są piękne, jego uśmiech jest piękny. Leon jest piękny.
- Co najbardziej cenisz u dziewczyn? - zapytałam, bo z jednej strony chciałam po prostu wiedzieć, a z drugiej chciałam usłyszeć ponownie jego głos. Spojrzał na mnie kątem oka i posłał szeroki uśmiech.
- Dlaczego pytasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym z powrotem przymknął oczy. Odwróciłam się do niego przodem siadając po turecku, aby móc lepiej go widzieć.
- Chce po prostu wiedzieć - powiedziałam twardo, ale po chwili się zaśmiałam. Milczał i tylko uśmiechał się delikatnie pod nosem - Chce wiedzieć, dlaczego akurat ja - dodałam wzdychając.
- W jakim sensie? - ponownie odpowiedział mi pytaniem, co dobrze wie mnie irytuje. Już chciałam się zdenerwować, ale widząc jego zadowolony uśmieszek zrozumiałam, że znowu się ze mną droczy.
- Dlaczego akurat mnie wybrałeś? - zapytałam łagodnie patrząc na niego. Ponownie spojrzał na mnie kątem oka i widząc moją poważną minę podniósł się do pionu.
- O to samo mogę zapytać Ciebie - powiedział powoli i obrócił się w moją stronę - Nie jestem nikim wyjątkowym. Nie mam super mocy, ani nic z tych rzeczy. Jestem zwykłym chłopakiem, który mieszka z rodzicami i bratem. Chodzę do normalnej szkoły, uczę się a w czasie wolnym spędzam czas z przyjaciółmi. Więc nie rozumiem dlaczego zadajesz mi takie pytanie - mówił patrząc mi prosto w oczy. Nie odpowiedziałam, bo byłam zbyt oczarowana jego spojrzeniem. Tymi szmaragdowymi cudownymi oczami.
- Nie prawda - szepnęłam nie odrywając od niego wzroku - Dla mnie jesteś wyjątkowy. Jesteś tym pieprzonym ideałem, od których zawsze trzymałam się z daleka - powiedziałam, na co się zdziwił, bo po raz pierwszy użyłam wulgaryzmu. Przysunęłam się do niego i chwyciłam za jego dłoń. 
- Nie jestem i nigdy nie będę ideałem - zaprzeczył moim słowom -  Jestem sobą. Jestem tylko Leonem Verdasem - dodał ze śmiechem.
- Właśnie! Jesteś Leon Verdas! - podniosłam głos, na co zmarszczył brwi - Jesteś tym chłopakiem, który skradł serce wszystkim dziewczyną w szkole jak tylko przekroczył próg szkoły, który potrafi jednym uśmiechem sprawić, że wszystkim dziewczyną miękną kolana. Jesteś kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej, najlepszym zawodnikiem od trzech sezonów. Jesteś najbardziej lubianym i znanym chłopakiem w szkole  - mówiłam uśmiechając się, aby dotarło do niego, co miałam na myśli - Potrafisz grać na gitarze, masz cudowny głos i w dodatku jeździsz na motorze. A żeby tego było mało wyglądasz jak ósmy cud świata - dodałam przybliżając się do niego. Patrzył na mnie i już chciał coś powiedzieć, ale odezwałam się pierwsza - I co najważniejsze masz wspaniały charakter i ogromne serce, które potrafi dostrzec dobro w każdym człowieku - dodałam kładąc swoją dłoń na jego klatce piersiowej w miejscu, gdzie znajduje się jego serce. Zmarszczył brwi i patrzył na mnie jakby zły. 
- Nie mów o mnie jakby był kimś nadzwyczajnym - poprosił twardym tonem i położył swoją dłoń na mojej, która w dalszym ciągu spokojnie spoczywała na jego klatce piersiowej - Nie chce żebyś tak myślała, a później kiedy zrobię coś źle zawiodła się na mnie. Chce żeb...
- Jednak potrafisz się uśmiechać - czyjś głos wyrwał mnie z tego cudownego wspomnienia tym samym je przerywając. Niechętnie otworzyłam oczy i przeniosłam wzrok w stronę mojego nieproszonego towarzysza. I mogłam się domyślić, że to znowu był ten chłopak, który się do mnie przyczepił. Nawet nie pamiętam jego imienia. Widząc jego uśmiech skierowany w moją stronę, na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Uśmiechem się gdy jestem szczęśliwa - powiedziałam obojętnym tonem odwracając od niego wzrok. Westchnęłam głośno chcąc dać mu do zrozumienia, że wolę swoje towarzystwo. Milczał, a ja przez ten cały czas czułam na sobie jego spojrzenie. Domyślam się, że pewnie mu się spodobałam i chce mnie poderwać, mimo iż wie, że mam chłopaka.
- Myślisz, że uda mnie się sprawić abyś codziennie się tak uśmiechała? - zapytał ewidentnie próbując mnie poderwać. Zmarszczyłam brwi, a moja dłoń sama z siebie zacisnęła się w pięść. Nie lubię jak ktoś mnie w taki perfidny sposób podrywa. Zresztą od dłuższego czasu nie lubię jak ktokolwiek mnie podrywa.
- Wątpię - powiedziałam oschle i już chciałam wstać z ławki, aby odejść, ale zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek. Po moim ciele przeszedł prąd, bo nikt obcy od czasu wypadku Leona mnie nie dotykał. Jak najszybciej wyrwałam swój nadgarstek z jego uścisku, bo czucie, które poczułam nie było przyjemne. Już chciałam na niego krzyknąć, że ma mnie więcej nie dotykać, ale w porę pojawiła się Ludmiła, która patrzyła na mnie złowrogo.
- Violetta, chodź na słówko - niemal warknęła w moją stronę. Świetnie, teraz będzie wiedział jak mam na imię. Zabrałam z ziemi swoją torbę i można powiedzieć wściekła ruszyłam w stronę wejścia na uczelnię, a zaraz za mną zapewne Ludmiła. Nie mam ochoty z nią rozmawiać - Co ty wyprawiasz? - zapytała i tym razem to ona złapała mnie za nadgarstek obracając w swoją stronę. Spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami, bo nie miałam pojęcia o co jej konkretnie chodzi - Ewidentnie widać, że mu się podobasz - powiedziała już spokojniejszym tonem głosu. Wzruszyłam ramionami, bo w dalszym ciągu nie rozumiałam jej. Jego problem, że akurat ja mu się spodobałam - Dlaczego nie chcesz dać mu szansy na poznanie siebie? - zapytała patrząc na mnie i przechyliła delikatnie głowę. Po jej słowach w moim ciele temperatura wzrosła niemal natychmiastowo i czułam, że zaraz wybuchnę i wszystko co znajduje się dookoła mnie eksploduje - Violetta, on wydaje się miły i jestem pewna, że chciałby cię zaprosić na randkę - dopowiedziała. Od razu zrobiłam się czerwona ze złości. Moje dłonie zacisnęły się w pięści.
- Uderzyłaś się w głowę czy już kompletnie zgłupiałaś? - zapytałam przez zaciśnięte zęby. Nie wierzę, że właśnie ona mówi do mnie takie słowa. Przyjaźnimy się od piaskownicy, znam mnie jak nikt inny, zwierzałam się je ze wszystkiego i otrzymywałam od niej wsparcie po wypadku Leona, a ona teraz sugeruje mi, że mam się umówić z tym gościem kiedy moja miłość leży w śpiączce.
- Jesteś niemiła - oznajmiła twardo i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, dając mi do zrozumienia, że jest na mnie w tej chwili zła - Chce ci tylko pomóc wiedzę jak się męczysz - dodała skruszona. Tym razem to na mnie nie zadziała.
- Nie pomożesz mi w ten sposób - warknęłam - Nie chce się z nikim spotykać i nikt mnie nie interesuje oprócz Leona - dodałam a w moim gardle zawiązał się supeł.
- Violetta, posłuchaj mnie - podeszła do mnie bliżej i złapała za ramiona, po czym spojrzała prosto w oczy - Musisz żyć dalej. Otrząsnąć się z tego i rozpocząć nowy rozdział.  On leży w śpiączce już od ponad roku i chyba najwyższy czas pogodzić się z tym, że...
- Nie kończ! - warknęłam groźnie przez zaciśnięte zęby - Wybudzi się - powiedziałam twardo z powagą wymalowaną na twarzy.
- A co jeśli nie? - zapytała denerwując mnie tym bardziej.
- Wybudzi się - powtórzyłam takim samym tonem, na co ona głośno westchnęła. Już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale odezwałam się pierwsza - Będę na niego czekać, choćbym miała to robić do śmierci - dopowiedziałam a na końcu mój głos zadrżał.
- Chce tylko żebyś była szczęśliwa - wyjaśniła, dlaczego wpadła na taki bezmózgi pomysł abym umówiła się z tamtym chłopakiem.
- I myślisz, że będę kiedy umówię się z tym chłopakiem? - zapytałam poirytowana - Jestem szczęśliwa tylko i wyłącznie przy Leonie. Zapamiętaj to sobie - powiedziałam czując w kącikach oczu łzy. Wyrwałam się z jej uścisku i nie zważając, na to, że mam wykłady wyszłam z uczelni.

***
- Ty też tak uważasz? - zapytałam ściszonym głosem patrząc na swoje dłonie, które nerwowo bawiły się kawałkiem mojej bluzki kiedy skończyłam mu opowiadać o sytuacji z Ludmiłą. Wyczułam, że na mnie spojrzał, ale nie miałam ochoty podnieś na niego wzroku. Kiedy tylko na niego spojrzę w oczach zbierają mnie się łzy.
- Nie - szepnął jakby do siebie - Wierzę, że się wybudzi - dodał i odwrócił spojrzenie w stronę jeziorka, przy którym siedzieliśmy. Od zawsze się tutaj spotykamy. To jego i Leona ulubione miejsce. Od wypadku nie byłam w ich domu. Po prostu nie mam odwagi tam wejść i z drugiej strony nie chce tam przebywać bez niego - I zaczynam odnosić wrażenie, że jesteśmy jedyni - szepnął ze smutkiem w głosie. Automatycznie przeniosłam na niego spojrzenie trochę zmieszana tym co powiedział - Mama wczoraj była w jego pokoju - wytłumaczył bawiąc się źdźbłem trawy -  Zaczęła pakować jego rzeczy - słysząc to w moich oczach zebrały się łzy i nabrałam powietrza ze świstem. Pokiwałam przecząco głową chcąc wybić te słowa ze swojej głowy. Ona nie może. Leon żyje i wybudzi się lada dzień, czuję to - Nie mogłem na to patrzeć i zacząłem na nią krzyczeć - wydusił z siebie na jednym tchu. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza wywołana tym, co usłyszałam chwilę wcześniej - Przecież on żyje, a oni zachowują się jakby umarł - zdenerwowany uderzył dłonią w ziemię. Nie tylko ja tak cierpię z powodu śpiączki Leona. Są braćmi. Od zawsze jeden mógł liczyć na drugiego. Zawsze im zazdrościłam tej więzi. Kłócili się jak każde rodzeństwo, ale jestem pewne że wskoczyli by za sobą w ogień. Nie raz Leon o trzeciej w nocy wychodził z mojego domu kiedy u mnie nocował, bo Federico potrzebował pomocy, albo miał jakieś kłopoty. Tyle raz krzyczałam na Leona kiedy bił się z jakimś chłopakiem, bo obraził jego brata. Bez namysłu oparłam głowę na jego ramieniu, bo to jedyna osoba płci przeciwnej, której dotyk mnie nie denerwuje - Cholernie za nim tęsknię - wyznał chyba po raz pierwszy od jego wypadku. Zawsze to ja żaliłam się i płakałam mu w ramię, mówiąc jak bardzo brakuje mi obecności jego brata.
- Mi też go strasznie brakuje - powiedziałam i złapałam go za rękę mocniej ściskając.
- Brakuje obecności jednego człowieka, a czujemy się tak, jakby nie było całego świata wokół nas - szepnął wpatrując się w jakiś punkt przed siebie. Przymknęłam oczy po jego słowach, a po policzku spłynęła mi łza. Może dlatego, że Leon był moim światem. Wszystko w moim życiu kręciło się wokół niego. Wystarczył jeden dzień bez niego, a ja nie miałam na nic ochoty. Wtedy każda najmniejsza rzecz czy czynność jaką wykonywałam traciła sens.
***
Zawzięcie i w zupełnej ciszy wpatrywałam się w zdjęcie stojące na jego szpitalnej półce. Sama je tutaj przyniosłam jakiś czas temu. Chciałam żeby pierwsze co ujrzy po przebudzeniu było nasze wspólne zdjęcie z moich ostatnich urodzin, które spędziliśmy razem. Nie mogę uwierzyć, że to zdjęcie już jutro będzie miało dwa lata. Ten czas z jednej stron tak szybko leci, a z drugiej ciągnie się w nieskończoność.
- Już jutro moje urodziny - odezwałam się po raz pierwszy odkąd tutaj dzisiaj przyszłam, a było to jakieś półgodziny temu. Przeniosłam wzrok na jego bladą twarz i delikatnie się uśmiechnęłam. Ścisnęłam mocniej jego dłoń i z całych sił starałam się utrzymać uśmiech na ustach - Domyślasz się pewnie czego sobie życzę - głos mnie się niesamowicie łamał. Mam spędzić kolejne urodziny bez niego - Spełnisz je? - zapytałam szeptem zbliżając twarz do jego zimnej dłoni. Ułożyłam na niej swój policzek i po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. W filmach romantycznych po takim czymś chłopak albo dziewczyna się budzi, ale niestety to jest chora rzeczywistość.
- Cały czas na niego patrzysz - stwierdziła Ludmiła siadając na wolnym miejscu obok mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i wciąż wpatrywałam się w Leona stojącego kilka metrów dalej.
- Bo nie mogę przestać - westchnęłam głośno. Nie mogę odwrócić od niego wzroku, bo wciąż nie wierzę, że ktoś taki jest ze mną, że mogę go nazwać swoim chłopakiem i, że wytrzymał ze mną już cztery miesiące - Wiem, że głupio to zabrzmi, ale on jest spełnieniem moich marzeń - zaśmiałam się, bo pewnie brzmię jak jakaś tandetna nastolatka z komedii romantycznej, którą swoją drogą uwielbiam oglądać. Blondyna obok mnie zaśmiała się, a ja po chwili jej zawtórowałam. 

- Zakochałaś się - stwierdziła szturchając mnie ramieniem zapewne z cwaniackim uśmiechem. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. 
- Wiem - szepnęłam i w tym momencie Leon spojrzał w moją stronę, a nasze spojrzenia się odnalazły. Po moim ciele rozszedł się najprzyjemniejszy dreszcz jaki doświadczyłam w życiu - I cieszę się, że to właśnie w nim - dopowiedziałam, a on w tym czasie posłał mi swój czarujący uśmiech. Bez zbędnego czekania odwzajemniłam go i przygryzłam dolną wargę. Stan zakochania się we właściwej osobie jest czymś niesamowitym. I na prawdę cieszę się, że doświadczyłam go i obdarowałam takim głębokim uczuciem właśnie jego. 
- To od niego? - zapytała. Odwróciłam niechętnie spojrzenie w jej stronę, a ona gestem głowy wskazała na naszyjnik znajdujący się na mojej szyi. Automatycznie moja dłoń powędrowała w to miejsce i uśmiechnęłam się szeroko. Kiwnęłam twierdząco głową podnosząc na nią spojrzenie - Śliczny - szepnęła wpatrując się w niego. Wiem. To najlepszy prezent jaki dzisiaj dostałam na urodziny. Najlepszy, bo od niego. 
Moje szesnaste urodziny. Pierwsze jakie spędziłam będąc już jego dziewczyną. I przez kolejne dwa lata mogłam je spędzać z nim, przytulając go bez żadnych ograniczeń, patrzeć na niego i całować jego usta. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego po raz kolejny.
- Wróć już do mnie, Leon - szepnęłam bliska płaczu - Obiecuję, że jeżeli się obudzisz już nigdy na ciebie nie nakrzyczę - powiedziałam desperacko ściskając jego dłoń - Już nigdy się na ciebie nie obrażę, a nawet cię nie uderzę kiedy powiesz coś głupiego - dodałam czując na swoich policzkach łzy - Będziesz mógł się ze mnie śmiać kiedy tylko będziesz miał okazję, będziemy oglądać te głupie mecze zamiast jakiś dennych komedii, codziennie będę ci robić twoje ulubione naleśniki z czekoladą i owocami. Zrobię wszystko, tylko proszę cię otwórz te swoje śliczne oczy, żeby mogła znowu się w nie wpatrywać godzinami - wypowiedziałam te słowa z ledwością, bo gula w gardle mi to uniemożliwiała, a dodatkowo płacz sprawiał, że łamał mnie się głos. Do moich uszy dotarł jakieś szuranie za mną, ale nie miałam ochoty odwracać się, aby ktoś kto ewidentnie podsłuchiwał zobaczył moje zapłakane i czerwone oczy.
***
Przeglądałam w ciszy książkę z biologi, bo czeka mnie za kilka dni ważny test, od którego dużo zależy. Słysząc głośne kroki po schodach przewróciłam oczami, bo zdaję sobie sprawę co mnie zaraz czeka. Jest godzina jedenasta i mój telefon jest wyłączony, więc Ludmiła pewnie nie może się dodzwonić, co oznacza, że osobiście mnie odwiedzi. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem a w nich ujrzałam moją przyjaciółkę.
- Wszystkiego Najlepszego! - krzyknęła rozkładając szeroko ręce, po czym w ekspresowym tempie do mnie podeszła i wyściskała za trzy osoby. Jakoś nie cieszy mnie fakt, że dzisiaj mam urodziny i spędzam je ponownie bez niego. 
- Dzięki - szepnęłam siląc się na jakiś uśmiech, ale wyszedł bardziej z tego grymas. Odsunęła się ode mnie i z uśmiechem na ustach zajęła miejsce na przeciwko mnie.
- No co ty? Uczysz się w urodziny? - zapytała, po czym nie czekając na żadną moją odpowiedź zabrała mi książkę i odłożyła ją na biurko, chociaż ona jej nie odłożyła tylko bardziej nią rzuciła.
- A co niby mam robić? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie nie wyrażając zbytnio entuzjazmu.
- Coś innego niż siedzenie i uczenie się - szturchnęła mnie w ramię - Zawsze w ten dzień planowałaś coś niesamowitego - przypomniała mi uśmiechając się.
- Tak, ale wtedy planowałam to razem z Leonem i to zazwyczaj były jego pomysły - wytłumaczyłam zaciskając dłonie w pięści oraz szczękę, bo nie miałam zamiaru przy niej wylewać kolejnych łez. Zdecydowanie wolę wypłakać się w poduszkę, gdyż ostatnio Ludmiła zmieniła swoje podejście do sytuacji z Leonem. Westchnęła głośno na moje słowa i jakby ze złości przymknęła oczy.
- W takim razie teraz zaplanujesz coś ze mną i zapamiętasz to do końca życia - powiedziała wypuszczając powoli powietrze z płuc - Otwarli niedaleko nowy klub i pójdziemy na imprezę, która będzie niesamowita - wyrzuciła ręce w górę jak małe dziecko i uśmiechnęła się szeroko. Natomiast moje mina wciąż była obojętna.
- Nie idę do żadnego klubu, na imprezę ani nigdzie - oznajmiłam poważnie patrząc jej prosto w oczy - Jedyne miejsce gdzie dzisiaj wyjdę to szpital - dodałam po czym wstałam ze swojego łóżka i podeszłam do szafy, z której wyjęłam długie spodnie, bo w spodenkach nie mam zamiaru wyjść w taką pogodę. 
- Violetta, przes..
- Nie. Nie mam zamiaru bawić się w jakimś klubie, kiedy on leży w śpiączce - przerwałam jej stanowczym głosem i posłałam jej mordercze spojrzenie. Ciekawe czy ona bawiłaby się w najlepsze kiedy osoba, którą kocha leży w szpitalu, nie przytomny od ponad roku - Zresztą nie zamierzam się bawić bez niego - dodałam już trochę spokojniejsza. Powinna mnie zrozumieć, ale jak widać już za dużo wymagam. Dziwi mnie fakt, że ona traktuje to tak lekceważąco. Jest jej najlepszym przyjacielem, a ona zachowuje się jakby był kimś obcym dla niej.
- Weź zacznij żyć! - krzyknęła na mnie po raz pierwszy od bardzo dawna - Leon na pewno niechałby abyś w swoje urodziny siedziała sama w pokoju i płakał, w dodatku z jego powodu - mówiła podniesionym głosem utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
- Skąd możesz wiedzieć czego by chciał skoro od jakiegoś czasu masz w dupie, to że leży w śpiączce! - tym razem to ja podniosłam na nią głoś - Masz go gdzieś! Zachowujesz się jakby był ci obojętny! - dodałam ze łzami w oczach.
- Wcale tak nie jest. Martwię się o niego i codziennie błagam, aby się obudził, ale żyję dalej, bo wiem, że on tego by chciał - jej głos się uspokoił natomiast moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie. Patrzyła na mnie, a w jej oczach dostrzegłam łzy - Boję się tak samo jak wy, że się nie obudzi, że już nigdy go nie usłyszę, tych jego głupich tekstów i żartów, że nie będę miała z kim denerwować Federico, że stracę najlepszego przyjaciela. Ale jednocześnie nie mogę patrzeć na Ciebie i Federico, na to jak się męczycie, jak za nim tęsknicie. Też strasznie tęsknię, ale życie toczy się dalej, a skoro Leon jeszcze się nie wybudził to znaczy, że tego nie chce. I my powinniśmy to zaakceptować i zacząć układać sobie życie dalej, bez niego - zakończyła i wierzchem dłoni starła płynące po jej policzkach łzy. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i pokiwałam przecząco głową.
- Wybacz, ale ja tak nie potrafię - szepnęłam pewna swoich słów - Nie potrafię żyć bez Leona i nie zamierzam układać sobie życie, w którym on nie gra głównej roli - wyznałam patrząc jej prosto w oczy. Spojrzała na mnie ze współczuciem i po prostu przytuliła do siebie.
***
Wpatrywałam się obojętnym wzrokiem w plakat, który od kilku dni wisi na szkolnym korytarzu. Jutro wieczorem organizowany jest koncert charytatywny, w którym udział biorą uczniowie tej uczelni. Nie miałam pojęcia, że organizują coś takiego.
- Bierzesz udział? - do moich uszu dotarł męski głos, a sądząc po ostatnich sytuacjach to pewnie ponownie ten chłopak. Pokiwałam przecząco głową odpowiadając tym samym na jego pytanie. Nie śpiewam. A raczej już nie śpiewam - To możesz chociaż przyjść i dobrze się bawić - stwierdził a w jego głosie wyczułam zadowolenia - Nie chcę się chwalić, ale całkiem dobrze śpiewam - zaśmiał się i szturchnął mnie ramieniem, co mnie zdenerwowało. Odwróciłam twarz w jego stronę i posłałam obojętny wyraz twarzy.
- Jestem wtedy zajęta - powiedziałam twardym tonem głosu i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie zagradzając mi drogę. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- Czemu taka jesteś? - zapytał wpatrując się we mnie zawzięcie - Wszystkich traktujesz tak oschle? - mówił, a jego słowa do mnie nie docierały. Nie jestem oschła, tylko chce żeby wszyscy dali mi spokój. Nie potrzebuję nowych znajomych i nie mam zamiaru być miła dla wszystkich, a zwłaszcza tych co mnie denerwują.
- Nie jestem oschła, po prostu nie lubię kiedy ktoś mnie nęka - odpowiedziałam poważnie patrząc na niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych emocji.
- Nęka? Jestem po prostu miły - powiedział jakby trochę urażony moim słowami. Przewróciłam oczami słysząc jego słowa. Jesteś miły nie bez powodu.
- Dlaczego? - zapytałam poważnie, czego oczywiście nie zrozumiał - Dlaczego jesteś miły akurat dla mnie? Na tej uczelni są setki innych dziewczyn, dla nich też możesz być miły, ale ty uczepiłeś się mnie - dodałam po chwili i chociaż miałam ochotę wybuchnąć, o dziwo mówiłam to w miarę spokojnym tonem głosu.
- Nie uczepiłem się ciebie, zwyczajnie w świecie mnie się spodobałaś i chciałem cię poznać lepiej - wyjaśnił i delikatnie się do mnie uśmiechnął. Westchnęłam głośno, bo miałam rację.
- Ale musisz sobie odpuścić, bo mam chłopaka i nie potrzebuję nowych znajomych - starałam się być miła, bo może trochę za ostro go traktowałam. On nie ma pojęcia w jakiej jestem sytuacji, więc nie powinnam się można tak powiedzieć wyżywać na nim.
- Wiem, że masz chłopaka, ale to nie znaczy, że nie możesz się ze mną zaprzyjaźnić albo chociaż dać się poznać - uśmiechnął się do mnie niepewnie - Intrygujesz mnie - dodał i za wszelką cenę chciał złapać ze mną kontakt wzrokowy, który dosadnie mu uniemożliwiałam.
- Nie ma we mnie nic intrygującego - oznajmiłam pewna swoich słów.
- Daj mi szansę, abym sam to ocenił - kontynuował tą rozmowę, która według mnie nie miała najmniejszego sensu - Przyjdź jutro na koncert, posłuchasz jak śpiewam, a później pójdziemy się czegoś napić i pozwolisz mi ocenić czy jest w tobie coś intrygującego - powiedział uśmiechając się do mnie i patrząc z nadzieją w oczach. Już otwierałam usta, aby mu odmówić i powiedzieć, że mam inne plany, ale ktoś się wtrącił.
- Z chęcią przyjdzie - jej głos. Niby moja przyjaciółka, a pcha mnie w towarzystwo chłopaka, którego nie lubię i z którym nie mam zamiaru spędzać czasu ani zaprzyjaźniać. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem i na prawdę modliłam się, aby moje spojrzenie chociaż trochę sprawiło jej ból.
- Nie, nie przyjdę mam inne plany - postawiłam sprawę jasno i chciałam odejść, ale zatrzymała mnie tym razem jej ramie, którym mnie objęła.
- Violetta, nie bądź taka - odezwał się ten chłopak uśmiechając do mnie. Westchnęłam głośno i wyrwałam się z uścisku Ludmiły. Oficjalnie straciła miano mojej najlepszej przyjaciółki - Chce cię tylko lepiej poznać, nic więcej - dodał spokojnie zapewne widząc moją morderczą minę skierowaną w stronę Ludmiły.
- Nie potrzebuję abyś mnie poznawał - oznajmiłam twardo i posyłając mu krótkie spojrzenie, jak najszybciej odeszłam od tej dwójki.
***
- Jesteś głodna? - od razu zapytała mama kiedy tylko przekroczyłam próg domu. Pokiwałam przecząco głową, bo zjadłam jakieś beznadziejne jedzenie w szpitalu. Chciałam udać się do swojego pokoju, aby się położyć i odpłynąć w spokojny sen, w którym wybłagam sobie obecność Leona, ale niestety zatrzymała mnie dłoń mamy. Nic nie powiedziała tylko po prostu przyciągnęła mnie do swojego ciała i mocno przytuliła. Chciałam zacząć płakać, ale obiecałam sobie, że będę silna w otoczeniu rodziców. Nie chce żeby się zamartwiali. 
- Brakuje cię jego obecności, prawda kochanie? - wyszeptała mi do ucha, gładząc mnie przy tym po głowie. Zacisnęłam mocno szczękę i z całych sił powstrzymywałam płacz.
- Bardzo - powiedziałam łamiącym się głosem - Chce żeby już się obudził - dodałam i po tych słowach po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Przytuliłam się jeszcze bardziej do mamy, aby nie widziała moich łez.
- Obudzi się, spokojnie - wciąż jej dłoń głaskała mnie po głowie, w celu uspokojenia.
- Kiedy? - zapytałam z nadzieją, że ona zna odpowiedź - To trwa już tak strasznie długo - wyjąkałam, bo czułam, że zaraz rozpłacze się jak małe dziecko.
- Daj mu czas - powiedziała i odsunęła mnie od siebie. Ujęła moją twarz w swoje dłonie i kciukiem starła łzę z policzka - Bądź silna dla niego - dodała uśmiechając się delikatnie. Jestem silna i będę. Tylko i wyłącznie dla Leona jeszcze się nie załamałam i nie popadłam w depresję - Ale do tego czasu postaraj się żyć normalnie, Violu - poradziła. Czemu wszyscy to mówią? To nie jest proste. I nigdy nie będzie. Mam żyć normalnie w czasie kiedy osoba, którą kocham leży w śpiączce, z której nie wiadomo kiedy się obudzi - Nie mogę patrzeć na twój smutek - wyszeptała patrząc w moje oczy. Spuściłam głowę nie chcąc aby widziała jak w moich oczach zbierają się łzy.
***
- Przyszłaś - odezwał się kiedy w końcu stanął przede mną. Uśmiechał się i widać było, że jest zadowolony z tego, że się pojawiłam na tym durnym koncercie.
- Zostałam zmuszona żeby tu przyjść - oznajmiłam oschłym tonem i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Nie chce żeby sobie coś pomyślał.
- Mimo to cieszę się, że przyszłaś - uśmiechnął się do mnie i włożył ręce do kieszeni swoich spodni. Rozejrzałam się po ogromnym pomieszczeniu aby wzrokiem wyłapać Ludmiłę, która mnie tutaj przywiozła, bo jakoś nie uśmiech mnie się spędzać całego wieczoru z tym tutaj. Wciąż nie mam pojęcia jak on się nazywa i jakoś nie jest mi ta informacja potrzebna do życia - Na pewno nie chcesz zaśpiewać? - zapytał zapewne chcąc zacząć jakiś temat - Lista wciąż jest otwarta - dodał. Westchnęłam głośno i pokiwałam przecząco głową.
- Nie śpiewam już - oznajmiłam na odczepnego. Czy on nie widzi mojej niechęci do rozmowy i jakichkolwiek kontaktów z nim i innymi osobami.
- Czyli kiedyś śpiewałaś - zaśmiał się zwracając tym samym moją uwagę na siebie - A mogę wiedzieć dlaczego przestałaś? - zapytał wpatrując się we mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Przymknęłam na chwilę oczy i walczyłam ze sobą w środku, aby się nie rozkleić.
- Stało się coś, co zniechęciło mnie do tego i tyle - wyjaśniłam nie mówiąc wprost, o co konkretnie chodzi. Dobrze wiem, że jeśli nie odpowiedziałabym na jego pytanie męczyłby mnie, chcąc znać odpowiedź.
- A długo śpiewałaś? - dopytywał i wiem, że zapewne robił to aby utrzymać rozmowę miedzy nami. Westchnęłam kolejny raz pokazując mu w ten sposób jak męczy mnie ta konwersacja. 
- Od dziesiątego roku życia - powiedziałam odwracając od niego wzrok.
- Dosyć długo - stwierdził i w jego głosie usłyszałam coś na kształt podziwu - Chodziłaś na jakieś zajęcia czy coś podobnego? - czy on przeprowadza jakiś wywiad ze mną.
- Szkoła muzyczna przez trzy lata - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, bo jego pytanie kierują się na niebezpieczne terytorium. Jeżeli zaraz nie zmieni tematu rozpłaczę się tutaj przy nim. Tyle wspomnień mam związanych z Leonem. Przez trzy lata szkoły muzycznej byliśmy najlepszym duetem. Każdy duet należał do nas. Pisanie wspólnych piosenek na zaliczenie wychodziło nam perfekcyjnie. Pasowaliśmy do siebie idealnie w życiu prywatnym i w muzyce. Brakuje mi naszego wspólnego śpiewania, zatracania się w muzyce i zawartych w nich uczuciach.
- W porządku? - jego pytanie wytrąciło mnie z moich rozmyślań. Pokiwałam głową chcąc się otrząsnąć i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z przymrużonymi oczami jakby chciał wyczytać z mojej twarzy o czym tak myślałam. I wtedy usłyszałam pierwsze akordy gitary. Akordy z piosenki, która wywołała u mnie dreszcze. Spojrzałam w kierunku sceny jak zahipnotyzowana. Słysząc pierwsze słowa piosenki moje oczy się zaszkliły. To była jego ulubiona piosenka. Uwielbiał ją grać specjalnie dla mnie.
- Nigdy jej nikomu nie grałem - wyznał kiedy zaczął grać za swojej gitarze - Bo jest zarezerwowana dla ciebie i tylko tobie będą ją śpiewać - dodał uśmiechając się niepewnie w moją stronę. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale czułam, że moje policzki zostały oblane rumieńcem. Utkwiłam swoje spojrzenie na nim. Tylko on w tej chwili istniał. Całe otoczenie wokół nas stało się tylko zbędnym dodatkiem. Podniósł na chwilę swoje cudowne oczy na mnie i uśmiechnął się w uroczy sposób sprawiając tym samym, że moja krew zaczęła się wprost gotować w moich żyłach. Niecierpliwie czekałam, aż ponownie usłyszę jego cudowną barwę głosu - Spotkałem cię w mroku. Rozświetliłaś mnie. Sprawiłaś, że czułem się tak jakby był wystarczający. Przetańczyliśmy całą noc. Wypiliśmy za dużo. Trzymałem twoje włosy gdy wymiotowałaś - zaśpiewał a podczas ostatnich słów zaśmiał się pod nosem i puścił mi oczko. Przygryzłam dolną wargę i sama po chwili się zaśmiałam. Spuściłam delikatnie głowę zawstydzona, bo ta sytuacja miała miejsce, ale już po naszym poznaniu - Wiedziałem wtedy, że cię kocham, ale ty nigdy nie wiedziałaś ponieważ zachowałem spokój gdy bałem się ciebie zostawić. Wiem, że cię potrzebowałem tylko nigdy tego nie pokazywałem, ale chce z Tobą zostać aż będziemy siwi i starzy. Tylko powiedz, że nie odejdziesz. Tylko powiedz, że nie odejdziesz - czułam, że moje oczy zachodzą łzami wzruszenia. Gdybym tylko mogła ubrać w słowa to jak bardzo go kocham i jak moje serce teraz łomocze. Słyszeć takie słowa i to od niego. Od miłości mojego życia, którą bezsprzecznie jest właśnie Leon - Obudzę cię z jakimś śniadaniem w łóżku. Przyniosę ci kawę wraz z pocałunkiem w głowię. I zabiorę dzieci do szkoły. Pomacham im na pożegnanie. I podziękuję szczęśliwym gwiazdą za tamtą noc..* - przerwałam mu, bo nie wytrzymałam dłużej i ujmując jego twarz w swoje dłonie złożyłam na jego cudownych ustach namiętny pocałunek, który swoją drogą pogłębił bez żadnych sprzeciwów. Kocham go, tak bardzo. 
-Violetta... - z moich wspomnień wyrwał mnie czyjś głos i szturchanie w ramię. Dopiero teraz poczułam, że moje policzki są mokre a z oczu swobodnie płyną łzy. Jedna za drugą. Chłopak na scenie wciąż śpiewał, a moje serce krwawiło. Co ja tutaj robię? - Wszystko... - nie dokończył swojego pytania, bo jak poparzona odbiegłam od niego, a następnie z uczelni. Moje nogi same zaprowadziły mnie w stronę szpitala.
***
Cała zapłakana siedziałam przy jego łóżku kurczowo trzymając jego dłoń, która wciąż była zimna mimo iż trzymałam ją od jakieś godziny. Miałam wyrzuty sumienie, że poszłam na ten koncert. Chociaż nie powinnam. Nic nie zrobiłam, ale czuję się z tym okropnie. Nabrałam powietrze ze świstem i ściskając mocniej jego dłoń wypuściłam.
- Burze szaleją na falującym morzu. I na autostradzie żalu. Choć wiatry zmian miotają się dziko i swobodnie. Ty wciąż nic nie widzisz jak ja. Mogłabym cię uszczęśliwić, spełnić Twoje marzenia. Nie ma nic takiego, czego by nie zrobiła. Pójdę dla Ciebie na koniec świata. Byś poczuł moją miłość* - zaśpiewałam łamiącym się głosem a z oczu płynęły łzy. Widząc, że mój zachrypiały śpiew nic nie pomógł ułożyłam głowę na jego dłoni. Śpiewanie bez niego nie ma sensu. Sądziłam, że może mój głos wybudzi go ze śpiączki, ale po raz kolejny przekonałam się, że komedie romantyczne są do bani.
- Violetta, musisz już iść - usłyszałam za sobą głos pielęgniarki, która i tak nagięła już dla mnie zasady panujące w szpitalu. Od godziny nikt nie powinien przebywać w sali pacjentów, ale ja jestem tutaj tak często i wszyscy praktycznie mnie znają, że naginają dla mnie przepisy. Otarłam mokre policzki wierzchem dłoni i schyliłam się, aby pocałować Leona w jego zimny policzek.
- Jutro przyjdę, kochanie - szepnęłam obserwując jego twarz. Przeczesałam dłonią jego brązowe włosy i niechętnie odwróciłam się w stronę pielęgniarki. Zabrałam ze sobą swoją kurtkę i udałam się w stronę wyjścia z jego sali.
- Violetta.. - zatrzymała mnie pielęgniarka, Nora. Jak dobrze pamiętam. Patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach, ale mimo to posłała mi delikatny uśmiech - Nie powinnam Ci tego mówić, ale widzę jak się męczysz - przelotnie spojrzała na łóżko, na którym znajdował się Leon. Westchnęła głośno spuszczając głowę na swoje dłonie. Automatycznie moje serce przyśpieszyło swój rytm - Widziałam wyniki badań Leona - oznajmiła i widziałam po jej zachowaniu, że nie wie jak przekazać mi tą wiadomość - Nic się nie zmienia. Jego stan zdrowia od dłuższego czasu się nie zmienia i lekarze dają mu coraz mniej szans na wybudzenie się -  te słowa były dla mnie jak cios w serce. Zacisnęłam szczękę, ale mimo to z moich oczu popłynęły łzy. On się wybudzi, tylko potrzebuje jeszcze trochę czasu. Pokręciłam głową chcąc wyrzucić z niej słowa, które przed chwilą wypowiedziała i spojrzałam na Leona. W moich oczach stanęły łzy. Mam ochotę krzyczeć. Płakać. I coś rozwalić. A jedyna osoba, która może mnie uspokoić leży nie przytomna od ponad roku. Kumulowało się we mnie tyle emocji na raz, że jedynym rozwiązaniem była ucieczka. Wybiegłam z sali, a następnie z budynku szpitala. Kiedy znalazłam się na zewnątrz wściekła rzuciłam kurtkę na ziemię a sama upadłam na kolana zalewając się głośny i niepohamowanym płaczem. ON SIĘ WYBUDZI.
***
Zeszłam niechętnie do kuchni, aby zabrać coś do jedzenia. Mój stan psychiczny jest na wyczerpaniu, ale to nie znaczy, że mam przestać jeść. Jasne mam ochotę zamknąć się w czterech ścianach i płakać cały czas, ale nie chce wyglądać jak szkielet kiedy Leon się wybudzi. Nie chce żeby się mnie wystraszył. Dla niego mam zawsze być piękna i rozpromieniona.
- Ty jesteś w domu? - zdziwiła się mama widząc mnie w pomieszczeniu. Tak, mam dzisiaj wykłady, ale nie chce na nie iść. Byłabym tylko obecna fizycznie. Nie odpowiedziałam tylko wyminęłam ją i podeszłam do lodówki, aby wyciągnąć coś do jedzenia - Dobrze się czujesz? - zapytała i czułam na sobie jej wzrok - Źle wyglądasz - stwierdziła podchodząc do mnie. Ponownie nie odpowiedziałam tylko westchnęłam głośno i nałożyłam sobie na talerz sałatkę, którą prawdopodobnie wczoraj zrobiła mama.
- Od dłuższego czasu tak wyglądam - szepnęłam pod nosem i wyciągnęłam z szuflady widelec po czym zaczęłam jeść. Prawda jest taka, że od wypadku mój wygląd jest nijaki. Wcześniej potrafiłam siedzieć godzinami w łazience, co trochę denerwowało Leona, ale zawsze chciałam dobrze wyglądać właśnie dla niego.
- Violetta! - kolejny krzyk Leon. Uśmiechnęłam się do siebie i nie zwracając uwagi, na to, że jest jeszcze bardziej zdenerwowany kontynuowałam malowanie sobie rzęs - Od dwóch godzin tam siedzisz - powiedział i dobrze wiedziałam, że stał teraz przy drzwi od łazienki. Zawsze jest to samo kiedy mamy wyjść. Informuje mnie, że gdzieś wychodzimy jakieś trzy godziny wcześniej żeby mogła się spokojnie przygotować, a ja i tak zaczynam się szykować dopiero piętnaście minut wcześniej zanim po mnie przyjdzie, czym go denerwuje, bo po pierwsze się spóźniamy, a po drugie on musi na mnie czekać. 
- Nie dwie godziny - odpowiedziałam odkładając tusz - Tylko godzinę - dodałam ze śmiechem. Odszukałam w kosmetyczce błyszczyk, który uwielbiam i nie tylko ja, bo to właśnie ta rzecz sprawia, że złość Leona mija, bo tak jak ja uwielbia smak wiśniowej pomadki.
- Serio? A czuję się jakbym czekał na ciebie przez dwa lata - warknął sarkastycznie, na co się uśmiechnęłam. Nikt nie złości się tak jak on - Federico dzwonił do mnie już ze trzy razy, bo jak zwykle się spóźniamy - dodał i znając go zacisnął teraz szczękę ze złości. Ostatni raz poprawiłam włosy i przejrzałam się w lustrze - Zawsze się spóźniamy, bo księżniczka się nie wyrobi - szepnął pod nosem, ale na tyle głośno, że to usłyszałam. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z łazienki. 
- Jestem księżniczką? - zapytałam podchodząc do niego - Jesteś uroczy, wiesz - zaśmiałam się i złapałam za kołnierz jego koszuli. Patrzył na mnie morderczym wzrokiem, ale ja wiem jak sprawić, aby jego złość zniknęła. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i chciałam pocałować, ale się odsunął. 
- Nie tym razem, kochana - złapał za moje nadgarstki uśmiechając się sztucznie. Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiem jego zachowania. Czyżbym tym razem przesadziła? Zrobiłam szybko smutną minę, aby załagodzić swoją sytuację. Cmoknął mnie szybko w nos i puścił moje dłonie - Wychodzimy i to już - rozkazał i udał się w stronę salonu. Zszokowana stałam w korytarzu i patrzyłam w miejsce, w którym przed chwilą zniknął - Idziesz? Czy mam cię wynieść? - krzyknął zapewne znajdując się przy drzwiach. Wiem, że mam już przechlapane, ale z chęcią sprawdzę, czy jego groźba jest prawdziwa. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i oparłam się o ścianę. Słysząc jego kroki zmierzające do mnie uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Stanął na przeciwko mnie mierząc mnie morderczym wzrokiem. Przygryzłam dolną wargę prowokując go w ten sposób - Sama tego chciałaś - stwierdził i szybkim krokiem podszedł do mnie, po czym jednym ruchem przewiesił mnie sobie przez ramię, na co pisnęłam cicho. Nie narzekam, bo mam idealny widok na jego pośladki - Odstawie ją do domu przed północą - powiedział, więc automatycznie podniosłam głowę i tym samym spotkałam się z rozbawionym spojrzeniem mojego ojca. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i pomachałam na zanim zniknęłam za drzwiami niesiona przez Leona.
Czując napływając łzy otrząsnęłam się, aby wybudzić się z tych wspomnień. Przeniosłam wzrok na sałatkę i unikając wzrok mamy chciałam wyjść z kuchni, aby wrócić do pokoju i zająć się nauką, a raczej spróbować się nią zająć.
- Violu? - zatrzymał mnie przygaszony głos mamy. Niechętnie odwróciłam się w jej stronę a talerz odłożyłam na blat. Udawałam twardą, ale to przecież moja rodzicielka. Osoba, która wie o mnie wszystko. Wystarczy, że tylko na mnie spojrzy, a rozgryzie mnie całą. Tylko dwie osoby to potrafią. Podeszła do mnie i powolnym ruchem założyła mi kosmyk włosów za uch wpatrując się we mnie ze smutkiem. Nie cierpię tego spojrzenia.
- Ty też uważasz, że on się nie wybudzi? - zapytałam prosto z mostu widząc, że chce coś powiedzieć. Westchnęła głośno i przechyliłam głowę w charakterystyczny dla niej sposób, kiedy nie wiedziała co powinna w tej chwili powiedzieć - Szczerze powiedz, co myślisz - dodałam, bo wiem, że pewnie skłamałaby żeby mnie pocieszyć. Przymknęła na chwilę oczy i głośno westchnęła.
- Viola, choćbym nie wiem jak chciała nie wierzę już w to, że Leon się obudzi - powiedziała, a ja poczułam jak moje serce w tej chwili krwawi. Kolejna osoba zwątpiła w niego. Mimo iż chciałam w tej chwili płakać z całych sił się powstrzymywałam - To trwa już zbyt długo. Jego obrażenia były poważne, ale nie na tyle aby nie wybudził się do tej pory. Zresztą dobrze wiesz, że stan zdrowia Leona nie zmienia się od pół roku, a to coś znaczy - dodała patrząc mi prosto w oczy.
- Też chcesz mi powiedzieć, że powinnam zacząć układać sobie życie bez niego - wypowiedziałam te słowa łamiącym się głosem. Ona dobrze wie jak bardzo kocham Leona. To ona zawsze była pierwszą, której się zwierzałam. Dobrze zna naszą historię. Wzloty i upadki. I jeżeli ona stwierdzi, że mam zacząć żyć bez Leona, to znaczy, że to już na prawdę koniec. Starła kciukiem łzę, która mimo moich starań uwolniła się jakoś.
- Nikt nie może od ciebie tego oczekiwać oprócz ciebie, kochanie - wypowiedziała te słowa delikatnie gładząc mnie po policzku - Chce tylko powiedzieć, że powinnaś otworzyć się na ludzi i stopniowo przyjmować do siebie fakt, że on może się nie obudzić - tłumaczyła mi ze spokojem - Wiem, że to nie będzie dla ciebie łatwe, bo kochasz go i widzę jak tęsknisz za nim - uśmiechnęła się delikatnie - Leon to cudowny chłopak, mnie także brakuje go i chciałabym aby się już obudził, żeby ponownie z nami jadał kolacje, ale czasami trzeba się pogodzić z rzeczywistością. On był dla nas jak rodzina i...
- Przestańcie mówić o nim w czasie przeszłym! - przerwałam jej podniesionym głosem i odsunęłam się od niej o krok - On żyję i wkrótce się obudzi - zaznaczyłam twardo. Chwyciłam z powrotem talerz ze swoim jedzeniem - Jeszcze udowodni wam wszystkim, że się myliliście i będziecie żałować,  że w niego zwątpiliście - dopowiedziałam i odwróciłam się gwałtownie czując łzy. Niemal pobiegłam do swojego pokoju przy okazji mocno trzaskając drzwi, co nie było do końca zamierzone.
***
Ślepo wpatrywałam się w taflę wody, która mieniła się za pomocą słońca. Do moich uszu co chwilę docierał śpiewy ptaków. Miałam ochotę się uśmiechnąć, bo wszystko wydawało się takie spokojne. Czując czyjś obecność obok siebie na ławce automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Moje serce zabiło mocniej a oczy omal nie wyskoczyły mi z oczodołów. On siedzi obok mnie. Jego ramie styka się z moim. Po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia, że w końcu go widzę. 
- Leon - szepnęłam wzruszona tym, że tutaj jest. Odwrócił twarz w moja stronę, ale jego wyraz twarzy ukazywał smutek. Mimo to wciąż był piękny, a nawet najpiękniejszy. Ułożyłam dłoń na jego policzku i jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego cudowne oczy, za którymi tak strasznie tęsknie.
- Nie wrócę - powiedział poważnie. Moje serce stanęło, a ciało zaczęło drżeć - Nie czekaj na mnie Viola, bo ja już nie wrócę - każde jego słowa było jak ostrze noża, które raniło moje serce - Ułóż sobie życie od nowa beze mnie. Znajdź kogoś kto pokocha cię tak jak ja. Kto sprawi, że będziesz szczęśliwa. Kto będzie Cię taktował jak największy skarb, którym jesteś - wyszeptał wpatrując się we mnie. Pokiwałam przecząco głową mając oczy pełne łez. Dlaczego on tak mówi? Nie chce nikogo innego - I kiedy będziesz już szczęśliwa i ułożysz sobie życie wspomnij mnie czasem. Przypomnij sobie, że był kiedyś ktoś taki jak ja, ktoś kto kochał cię jak wariat, ktoś kto świata poza tobą nie widział, ale nie wspominaj mnie zbyt długo, bo masz być szczęśliwa - posłał mi delikatny uśmiech a jego dłoń znalazła się na moim policzku - Zacznij pisać nowy rozdział, Viola - wyszeptał i odsunął się ode mnie, a następnie wstał z ławki. 
- Nie! - krzyknęłam z całych sił - Nie, rozumiesz! Nie zacznę nowego życia! Nie bez ciebie! - widziałam jak odchodzi, ale nie mogłam podnieść się z miejsca. Jakby jakaś nieznana siło mnie trzymała - Choćbym miała do końca życia na ciebie czekać zrobię to - dodałam ze łzami w oczach widząc jak jego sylwetka znika za drzewami. 
Gwałtownie otworzyłam oczy, a moje klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. W głowie miała tylko i wyłącznie jego słowa, których nie chciałam do siebie dopuścić. Podniosła się do pozycji siedzącej i chwyciłam za telefon. Wiem, że jest strasznie późno, ale muszę z nim porozmawiać. Potrzebuję tego. Z moich oczu w dalszym ciągu płynęły łzy, które nie zamierzały przestać.
- Violetta? - odebrał, a po woli traciłam nadzieję, że to zrobi.
- Śnił mnie się - wyjąkałam - Pożegnał się ze mną - mój głos się załamał, a w oczy zaczęły mnie szczypać, co oznaczało, że zbierają się w nich kolejne łzy.
- Co? - zapytał zdziwiony, za pewnie nie do końca rozumiejąc moje słowa. Przetarłam wierzchem dłoni moje mokre i słone od łez policzki.
- Mówił, że nie wróci, Fede - szepnęłam łamiącym się głosem - Kazał mi zacząć nowy rozdział - ledwo te słowa przechodziły mi przez gardło - Bez niego - w tej chwili w gardle powstała mi ogromna gula, która nie pozwoliła mi na powiedzenie niczego więcej.
- To tylko sen, spokojnie - próbował mnie uspokoić. Chciałam coś powiedzieć, ale wyszedł z tego tylko głośny płacz - Wybudzi się, zobaczysz - dodał pewny swoich słów - Znowu będziecie razem. Szczęśliwi i zakochani - powiedział i delikatnie zaśmiał się na końcu. Mimo tego, że z moich oczu leciały łzy uśmiechnęłam się - Uwierz mi na słowo. A teraz idź spać i nie myśl o tym, bo to tylko sen - mój oddech uspokoił się. Pokiwałam twierdząco głową, chociaż zdaję sobie sprawę, że on tego nie widział.
- Dziękuję Federico - wyszeptałam wciąż czując w gardle gulę. Rozłączyłam się i opadłam z powrotem na poduszkę, która była okra od moich łez. To tylko sen. Głupi sen. On wróci do mnie.
***
Choćbym nie wiem jak bardzo chciała nie potrafię wybić sobie z głowy tych jego słów ze snu. On się w nim ze mną żegnał. Chciał żeby była szczęśliwa. Chciał żeby sobie kogoś znalazła. Tylko, że ja nikogo innego nie chcę. Chce jego. Chce mojego Leona. Tego, który jest kochany, zabawny, opiekuńczy, a nawet czasami wkurzający i zazdrosny.
- Przepraszam - szepnęłam obojętnie podnosząc głowę do góry, aby spojrzeć na kogo przez przypadek wpadłam. Na moje nieszczęście okazał się to być ten chłopak, który ciągle za mną chodzi.
- Mnie się nic nie stało, ale z Tobą jest coś nie tak - stwierdził przyglądając mnie się. Spuściłam spojrzenie, bo przez cały dzień mam dzisiaj ochotę płakać. To staje się niezdrowe. Ten ciągły płacz. Ale jak mam nie wylewać łez kiedy osoba, którą kocham leży w śpiączce, która zeszłej nocy pożegnała się ze mną we śnie.
- Ze mną od dłuższego czasu jest coś nie tak - wyszeptałam patrząc na swoje buty. Nie mam nawet dzisiaj ochoty mu tłumaczyć żeby się odczepił, bo nie potrzebuję znajomości.
- Wiem, że się w ogóle nie znamy, ale jeżeli chcesz pogadać, to chętnie cię wysłucham - powiedział, a mnie skłoniło to do spojrzenia na niego. Czy chce z nim pogadać? Na pewno potrzebuję się komuś wyżalić? Ale czy on jest odpowiednią osobą? Westchnęłam głośno i niepewnym krokiem podeszłam do ławki niedaleko i po prostu na niej usiadłam. Nie mam pojęcia czy zrozumiał, bo nie mam odwagi przyznać się, że chce się mu w pewien sposób wyżalić. Po chwili poczułam jak usiadł obok mnie, na szczęście w bezpiecznej odległości. Nie miałam odwagi odezwać się pierwsza, więc po prostu wpatrywałam się w podłogę.
- Dlaczego wtedy podczas tej piosenki wyszłaś? - zapytał niepewnie i wyczułam na sobie jego wzrok. Nie spojrzałam w jego stronę tylko wciąż wpatrując się w podłogę westchnęłam głośno.
- Ta piosenka wywołała we mnie pewne wspomnienie - odpowiedziałam starając się zapanować na swoim głosem - A raczej pewną osobę - ciągnęłam dalej swoją wypowiedź - Kogoś bardzo ważnego dla mnie - dodałam trochę ciszej. Nie potrafię opisać kim jest dla mnie Leon. Nie potrafię znaleźć słów idealnie pasujących.
- Twojego chłopaka - stwierdził, a moje serce na te słowa zabiło szybciej. Już tak dawno nie słyszałam tego określenia. A najbardziej tęsknie za głosem Leon wypowiadającym te słowa. Kiwnęłam tylko głową, bo czułam, że jeżeli się odezwę mój głos się załamie - On wyjechał? - zapytał ostrożnie. 
- Wolałabym żeby wyjechał - zacisnęłam mocniej dłoń w pięść. Sądziłam, że jeżeli z kimś pogadam poczuję się lepiej, ale najwidoczniej w moim życiu nie będzie lepiej, gdy on będzie w śpiączce - Miał wypadek ponad rok temu - przełknęłam ślinę, aby gule w gardle nie powróciła. Słyszałam jak wstrzymał oddech na moje słowa.
- Czy on nie ż..
- Przeżył - przerwałam mu, bo nie chciałam słyszeć tych słów - Miał dużo szczęścia - dodałam i zerknęłam na niego kątem oka. Widziałam, że chce coś powiedzieć, więc odezwałam się pierwsza - Leży w śpiączce od tego czasu - wyjaśniłam mu i ponownie spuściłam wzrok na podłogę, a raczej na swoje dłonie, które splecione miałam na swoich udach - A najgorsze jest w tym wszystkim to, że ten wypadek to moja wina - przy ostatnim słowie moje gardło się zacisnęło.
- Nie możesz się o to obwiniać - powiedział i położył swoją dłoń na mojej. Jak oparzona zabrałam swoją rękę. Nie chce aby mnie dotykał, aby ktokolwiek obcy to robił.
- Pokłóciliśmy się chwilę wcześniej - wyjaśniłam przymykając oczy. Od razu do mojej głowy wtargnęły wspomnienia z tego dnia. I słowa, które wypowiedziałam.
- Rujnujesz nasze plany! - krzyknęłam wściekła na niego jak nigdy - Uzgodniliśmy wszystko, a ty teraz zmienisz zdanie! - dodałam i rzuciłam w niego jakąś rzeczą. Mam ochotę zrobić mu w tej chwili krzywdę, aby na własnej skórze poczuł jak jestem wściekła. 
- Nawet przez chwilę nie wziąłem tej opcji pod uwagę - odpowiedział zdenerwowany, ale nie podniósł głosu w przeciwieństwie do mnie - To tylko pomysł mojego ojca - dodał i zrobił krok w moją stronę. 
- W takim razie czemu mi o tym nie powiedziałeś? - zapytałam wciąż mając twardy i podniesiony głos, ale tym razem nie krzyczałam. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. 
- Bo nie brałem tego na poważnie - zacisnął dłonie w pięści, co oznaczało, że zaczyna się coraz bardziej denerwować. 
- Nie ważne, ale mimo wszystko powinieneś mi powiedzieć, że chcesz wybrać inną uczelnię na dodatek w innym kraju - ostatnie słowa wykrzyczałam, bo moje ciśnienie rosło za każdym razem kiedy przypominam sobie o jego rozmowie ze swoim ojcem. 
- Ojciec ją chciał nie ja! - tym razem to on krzyknął. Spojrzałam na niego poważnie przechyliłam głowę po czym zrobiłam krok w jego stronę.
- I nie pomyślałeś o tej uczelni ani na chwilę? - zapytałam poważnie mordując go wzrokiem. Patrzył na mnie milcząc - Pomyślałeś - warknęłam i chwyciłam za poduszkę, po czym rzuciłam nią w niego - Ustaliliśmy, że idziemy na te same studia i zamieszkamy razem, a ty teraz to wszystko niszczysz! - krzyknęłam wściekła do granic możliwości. 
- Ty to ustaliłaś nie pytając mnie o to czego ja chce - warknął w moją stronę a jego żyłka na szyi ujawniła się mnie jeszcze bardziej - Nie zapytałaś mnie gdzie chce studiować, tylko od razu narzuciłaś swoją wymarzoną uczelnię. Byłaś tak zaślepiona tym wszystkim, że nawet nie zauważyłaś, że nie ma tam kierunku dla mnie, że nie mógłbym się tam rozwijać - mówił przez zaciśnięte zęby - Odrzuciłem propozycję ojca, bo nie chciałem cię zostawiać, ale ty nawet mnie nie wysłuchałaś, tylko od razu rzuciłaś się na mnie oskarżając o najgorsze - dodał wpatrując się we mnie. 
- Jeżeli wybierzesz tamte studia możesz o mnie zapomnieć - powiedziałam poważnie patrząc mu prosto w oczy. Widziałam po jego wyrazie twarzy, że jest zdenerwowany, tylko to ja mam prawo być na niego wkurzona, bo to on niszczy nasze plany, naszą zaplanowaną przyszłość. Zacisnął szczękę i pięści, po czym głośno przełknął ślinę. 
- Skoro tak stawiasz sprawę - stwierdził nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego - To żegnaj - powiedział i zaciskając dłoń jeszcze mocniej wyszedł z mojego pokoju. Zszokowana wpatrywałam się w drzwi, którymi właśnie wyszedł. Czy ja właśnie kazałam mu od siebie odejść? Momentalnie moje oczy zaszły łzami. 
- Wtedy nie rozumiałam, że nie pozwalam mu się realizować - wyszeptałam czując na policzkach łzy, których nie zamierzałam wycierać - Tak bardzo się bałam, że go stracę jeśli wyjedzie, że oddalimy się od siebie, ale sama to zrobiłam na własne życzenia - mówiłam to co leżało mi na sercu. Nikt oprócz mnie i Leona, oraz Federico nie wie o tej kłótni - Kiedy zrozumiałam, że miał rację zadzwoniłam do niego, ale nie odebrał. Próbowałam jeszcze kilka razy, ale ciągle włączała się sekretarka - mój głos z każdym kolejnym słowem drżał coraz bardziej - Wiedziałam, że jest na mnie wściekły i rozumiałam go. I wtedy zadzwonił do mnie Federico, jego brat. Powiedział, że Leon miał wypadek i nie jest z nim za dobrze - zacisnęłam dłoń w pięść, a moje paznokcie raniły mi skórę - Od tamtej pory czuję się winna. Gdybym nie była tak zaślepiona tym, że go stracę nie pokłócilibyśmy się, on nie wsiadłby do samochodu i nie doszłoby do wypadku - przymknęłam oczy zaciskając mocniej zęby na dolnej wardze. Chciałabym cofnąć czas. Może teraz byłoby jeszcze lepiej niż zaplanowałam. Może leżelibyśmy w łóżku, wspominając czasu liceum, albo czekałby za drzwiami łazienki zdenerwowany. A może właśnie planowalibyśmy nasz ślub. Marzyłam o naszym ślubie od chwili kiedy powiedział mi te dwa słowa. Zdaję sobie sprawę, że mam dopiero dwadzieścia lat i na ślub za wcześnie, ale on jest moim jedynym i wiem, że prędzej czy później to z nim stanę przed ołtarzem.
- Nie masz prawa się obwiniać. Najwidoczniej tak miało być - wcale mnie nie pocieszył. Świetny los nam został przypisany. Przysunął się do mnie bliżej, ale ja od razu ponownie zwiększyłam odległość między nami - I zachował się głupio, że chciał zostawić cię dla jakiś studiów. Drugiej takiej dziewczyny jak ty nie znalazłby nigdy. Na jego miejscu zostałby przy tobie - dopowiedział, a we mnie aż się zagotowało.
-  I tym właśnie różnisz się od Leona - stwierdziłam, a raczej oznajmiłam mu - On zawsze potrafił walczyć o swoje, mniej więcej dzięki temu się w nim zakochałam i wciąż kocham - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie jak starał się o mnie, chociaż miał mnie już od samego początku. Od chwili kiedy po raz pierwszy uśmiechnął się do mnie, a w policzkach pojawiły się dołeczki, natomiast oczy radośnie zabłysnęły już byłam jego - Muszę już iść - odezwałam się - Dziękuję za rozmowę - dodałam i ruszyłam w stronę wyjścia z uczelni.
- Gdzie idziesz? Mamy wykłady - powiedział zatrzymując mnie tym samym. Odwróciłam się z powrotem twarzą do niego i posłałam delikatny uśmiech, a następnie zostawiając go bez odpowiedz udałam się w stronę szpitala.
***
- Poznałam kogoś - wyszeptałam trzymając kurczowo jego dłoń - Chociaż bardziej to on się do mnie przyczepił - zaśmiałam się kiedy zrozumiałam jak zabrzmiały moje słowa. Nie mam pojęcia czemu mówię mu o tym chłopaku. Nie zamierzam utrzymywać z nim jakichkolwiek kontaktów nawet koleżeńskich. Zwierzyłam mu się, tylko dlatego, że tego potrzebowałam. A zdaję sobie sprawę, że Ludmiła już nie jest odpowiednią do tego osobą. W sumie ten chłopak nie jest lepszą opcją, ale czasem łatwiej zwierzyć się komuś obcemu - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym żebyś pokazał mu, że jestem Twoja - mocniej ścisnęłam dłoń Leona - Żebyś podszedł do niego, objął mnie mocno w tali i dał mu do zrozumienia, że jesteś moim chłopakiem - wyznałam mając zaszklone oczy - Powiem Ci szczerze, że uwielbiałam kiedy byłeś o mnie zazdrosny. Specjalnie rozmawiałam z innymi, tylko po to abyś podszedł i dosadnie dał im do zrozumienia, że jestem z Tobą. A teraz od kiedy tutaj jesteś każdy inny chłopak, który chce ze mną porozmawiać wywołuje u mnie złość, bo wiem, że nie podejdziesz za chwilę i nie zabronisz mu się do mnie zbliżać - zaśmiałam się. Nigdy mu się do tego nie przyznałam, ale niesamowitą satysfakcję sprawiała mi jego zazdrość. Czułam wtedy, że zależy mu na mnie chociaż pokazywał mi to na każdym kroku - Uwielbiałam tą twoją złość na twarzy i mordercze spojrzenie - spojrzałam na jego twarz i delikatnie pogładziłam jego zimny policzek - Odkąd poznałam Ciebie nie patrzyłam na żadnego chłopaka w ten sposób. Interesowałeś mnie tylko ty - z każdym dniem brakuje mi go coraz bardziej. Tak bardzo chciałabym aby już się obudził - Jesteś najlepszym co mi się przydarzyło w życiu - wyszeptałam łamiącym się głosem. Tak ciężko jest żyć kiedy nie ma się obok osoby, którą się kocha. Chciałabym aby to był jakiś głupi sen, z którego zaraz się obudzę. A kiedy otworzę oczy to zobaczę jego śpiącego obok. Z tymi swoimi uroczo rozwalonymi włosami, lekko uchylonymi ustami i delikatnym niemym uśmiechem na ustach.
- Viola, ty znowu tutaj - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głoś. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że do sali weszła właśnie mama Leona. Uniosłam głowę i kiwnęłam głową wpatrując się w jego twarz.
- I będę przychodzić tutaj codziennie dopóki się nie obudzi - powiedziałam próbując zabrzmieć normalnie, ale w moim gardle znajdowała się wielka gula, dzięki której mój głos był przygaszony. Odwróciłam się do niej niechętnie i nieświadomie zmierzyłam ją wzrokiem. W przeciwieństwie do mnie z każdym dniem wyglądała coraz lepiej. Nie stała przede mną w zwykłych spodniach i koszulce, w niedbałym kucyku i podkrążonych oczach. Wyglądała jakby odżyła. Jakby już się pogodziła z tym wszystkim. Odchrząknęła cicho i zerknęła na torbę, którą trzymała w ręce, a po chwili wystawiła ją w moją stronę. Zdezorientowana zmierzyłam torbę i posłałam jej pytające spojrzenie.
- To twoje rzeczy, które zostawiłaś kiedyś u Leona - wyjaśniła, a mnie w tym momencie zakuło w sercu. Czy ona właśnie oddaje mi wszystkie moje rzeczy, które świadomie zostawiłam u Leona w pokoju. W moich oczach stanęły łzy, a w środku gotowałam się ze złości.
- Dlaczego zabrała je Pani z jego pokoju? - zapytałam przez zaciśnięte zęby i momentalnie przybrałam poważny wyraz twarzy.
- Sądziłam, że chciałabyś je odzyskać - odpowiedziała niepewnie i opuściła dłoń, w której trzymała torbę. I w tej chwili przypomniała mnie się rozmowa z Federico.
- Jakim prawem grzebała Pani w jego rzeczach? - zapytałam twardym tonem głosu, nie przejmując się w tej chwili tym, iż zachowuje się niekulturalnie - Jakim w ogóle prawem spakowała Pani jego rzeczy?! - podniosłam wściekła głos. Nie panuję nad swoimi emocjami zwłaszcza jeśli chodzi o Leona. Po moich policzkach spłynęła pojedyncza łza. Dlaczego oni to robią? Dlaczego?
- Po prostu pogodziłam się z tym, że go straciłam - powiedziała to takim tonem jakby to była zwyczajna rzecz. Chociaż w jej oczach dostrzegłam, że powstrzymywała łzy - Viola, on się już nie obudzi i powinniśmy się z tym pogodzić - wypowiedziała słowa, które mnie zabiły. Zacisnęłam dłoń w pięści i z całych sił powstrzymywałam chęć rozpłakania się.
- Nigdy nie sądziłam, że usłyszę te słowa od Pani - mój głos łamał się z każdym kolejnym słowem.
- Mnie też nie jest łatwo, ale tak jest rzeczywistość, Violu - powiedziała pochodząc do mnie bliżej, a w jej oczach pojawiły się łzy. Jest jego matką, powinna wierzyć we własnego syna, powinna o niego walczyć i to ona powinna wszystkim mówić, że się wybudzi - Wiem, że bardzo kochałaś Leona i..
- Nie, ja wciąż go kocham i to się nie zmieni - przerwałam jej, na co spojrzała na mnie ze smutkiem - Kochać prawdziwie kogoś można tylko raz w życiu i ja wiem, że tą osoba jest Leon - nie powstrzymywałam swoich łez, które niczym wodospad płynęły po moich policzkach. Jego mama także zaczęła płakać zapewne patrząc na mnie - I będę na niego czekać nie ważne ile to będzie trwać. Zaczekam na niego, bo go kocham - ostatnie słowa wyszeptałam, bo gula w gardle powiększała się z każdą literką.
- Pani Verdas dobrze, że Pani już jest. Możemy porozmawiać w gabinecie? - głos doktora brzmiał tak poważnie, że od razu moje serce zabiło tysiąc razy szybciej. A jego poważna mina nie wróżyła niczego dobrego. Kobieta bez słowa, ani spojrzenia skierowanego w moją stronę opuściła salę zostawiając mnie ponownie samą. Odwróciłam się w stronę łóżka Leona i ocierając mokre policzki zajęłam z powrotem wcześniejsze miejsce.
***
Siedziałam ze spuszczoną głową i masowała skronie. Od samego rana niesamowicie boli mnie głowa. Od ciągłego płaczu. Słowa jego matki zraniły mnie jeszcze bardziej. Czy na prawdę nikt już nie wierzy, że on się wybudzi? Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że to trwa już strasznie długo. Ale on po prostu potrzebuje czasu.
- Wszystko w porządku? - to pytanie wypowiedziane z jego usta działa na mnie jak płachta na byka. Nie lubię kiedy ktoś mnie o to pyta, a w połączeniu z jego głosem jeszcze bardziej mnie denerwuje. Podniosłam na niego wzrok i posłałam mordercze spojrzenie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam powracając wzrokiem na ziemię i przymknęłam oczy, aby chociaż trochę ulżyć sobie w bólu.
- Nic, po prostu zauważyłem, że siedzisz sama i ..
- I stwierdziłeś, że może poprawisz mi humor? - zapytał twardym tonem głosu podnosząc gwałtownie głowę, co było złym pomysłem, bo ból się, ale nie dałem po sobie tego poznać. Nie odezwał się tylko wpatrywał się we mnie - Jesteś cudotwórcą albo magikiem? - zapytał nie czekając aż coś z siebie wydusi. Zmarszczył brwi patrząc na mnie niezrozumiale - Potrafisz spełniać marzenia? - warknęłam, ale po chwili wzięłam głęboki oddech i przymknęłam na chwilę oczy. Nie jego winna, że moje życie się nie układa i nie powinnam się na nim wyżywać - Nieważne - machnęłam ręką i chwyciłam swoją torbę z książkami.
- Potrzebujesz rozmowy? - zapytał łagodnie. I może wcześniej bym tego nie dostrzegła, ale teraz zrozumiałam o co mu chodzi. Kilka razy Leon mi powtarzał, że facet nie jest bezinteresownie miły dla kobiety, zwłaszcza ładnej. Sądziłam wtedy, że te słowa spowodowane są jego zazdrością i śmiałam się z tego, ale teraz mam tego dowód.
- Co chcesz zostać moim psychologiem? - zapytałam kpiąco - Chcesz żebym wypłakiwała ci się w rękaw, a ty jak wspaniały facet będziesz mnie pocieszał - mówiłam ze złością, której przed chwilą się pozbyłam - A z czasem zbliżysz się do mnie, a ja w magiczny sposób zakocham się w Tobie i zapomnę o Leonie - jeszcze bardziej z niego zakpiłem - Takie rzeczy dzieją się tylko w tych durnych komediach romantycznych, a to jest chora rzeczywistość - dodałam z przekąsem mrożąc go wzrokiem. Przyznał, że spodobałam mu się i chce mnie lepiej poznać. A jak najlepiej złamać kobietę i zdobyć jej zaufanie udając wrażliwego i miłego faceta, ale nie ze mną takie numery - Nigdy się w Tobie nie zakocham i nigdy nie zapomnę o Leonie. To on jest moją miłością i już zawsze nią będzie - warknęłam, aby zrozumiał wreszcie.
- Violetta! - głos Federico sparaliżował mnie. Nigdy nie przyszedł do uczelnię nawet do Ludmiły. A teraz skoro tutaj jest i jeszcze woła mnie, to coś oznacza. Podbiegł do mnie, a ja spojrzałam na niego przestraszona  - Musisz ze mną iść - oznajmił nawet nie zwracając uwagi na tego, którego imienia nie pamiętam - Oni już do końca zwariowali - dodał wściekły.
- O co chodzi? - zapytałam a mój głos drżał. Mocniej zacisnęłam dłoń na pasku od swojej torby i patrzyłam prosto w jego oczy. Nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i widząc w jego oczach ból moje serce na chwilę stanęło.
- Ojciec chce sprzedać motor Leona - wyjaśnił. Zamurowało mnie. Najpierw pozbywają się jego rzeczy z pokoju, a teraz jego własny ojciec chce sprzedać taką ważną rzecz dla Leona. Moje oczy zaszły złami, a wewnątrz zapanował gniew. Nie zwracając na nic uwagi jak strzał pobiegłam w stronę domu Leona. Nie miałam pojęcia czy Federico biegnie za mną. Nie interesowało mnie to, chciałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce i zapobiec temu. Nie lubiłam jak Leon jeździł na tym motorze, bo wiedziałam, że lubił szybką prędkość. Krzyczałam na niego kilka razy aby uważał na siebie, kiedy znajdowałam u niego zadrapania czy siniaki. Ale wiem, że ten motor jest dla niego ważny i chociaż nie cierpię tej maszyny, będę o nią walczyć dla Leona. Skręciłam w odpowiednią uliczkę i widząc jakiegoś mężczyznę stojącego na podjeździe z ojcem Leona zwiększyłam tępo biegu, chociaż opadałam już powoli z sił. Ku mojemu zdziwieniu zaraz obok mnie pojawił się Federico.
- Tato nie rób tego! - krzyknął Federico i za chwilę oboje stanęliśmy twarzą w twarz z jego ojcem i tym mężczyzną - Nie sprzedawaj jego motoru - dodał głośno dysząc. Nie miałam siły się odezwać, bo miałam sucho w gardle i za każdym razem jak chciałam coś powiedzieć czułam ból.
- Federico, rozmawialiśmy o tym - powiedział ewidentnie zły. Więź Leona ze swoim ojcem była nie do opisania. Dogadywali się zawsze. Nawet jeżeli Leon zrobił coś złego, jego ojciec go bronił.
- Proszę, niech Pan tego nie robi - szepnęłam patrząc na niego błagalnym wzrokiem. Wiem, że się nade mną nie zlituje, bo jest niesamowicie twardym i upartym mężczyzną, ale chce spróbować jakoś go przekonać.
- Podjąłem decyzję - odpowiedział patrząc na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Jednak jego oczy mówiły zupełnie co innego. Widziałam w nich oczy Leona. Tylko, że jego były wyjątkowe, bo należały do niego.
- To jego motor nie masz prawa o nim decydować - warknęła w stronę swojego ojca Federico. Ma rację. On sam zarobił sobie na ten motor i on sam go kupił. Włożył tyle serca w każdą naprawę motoru czy choćby ulepszenie go - Jeżeli go sprzedasz to..
- To co? - przerwał mu wściekle ojciec - Znienawidzi mnie za to - dodał, a na końcu jego głos zadrżał. W moich oczach pojawiły się łzy - Jego tu nie ma i nie będzie - zacisnął dłoń w pięść. Kolejne słowa, które mnie zabolały. I przysięgam, że nie tylko mnie, bo Federico a nawet samego ojca chłopaków.
- Przepraszam, czy tyn motor nadal jest na sprzedaż? - zapytał ten mężczyzna przerywając tą kłótnie. We trójkę spojrzeliśmy na mężczyznę, który ewidentnie był zdenerwowany.
- Nie! - krzyknęliśmy jednocześnie z Federico zanim jego ojciec zdążył otworzyć usta.
- Proszę ich nie słuchać i chodźmy do garażu - zmroził nas wzrokiem i wyciągnął z kieszeni pilota, aby otworzyć nim automatyczne drzwi do garażu. Jednak nie zdążył nic zrobić, bo Federico szybkim ruchem wyrwał mu urządzenie.
- Motor nie jest na sprzedaż - powiedział dosadnie patrząc na tego mężczyznę. Kątem oka widziałam jak ojciec ma ochotę go rozszarpać za to co zrobił. Głośne westchnięcie obcego mi mężczyzny zmusiło mnie do spojrzenia na niego.
- Widzę, że mają tutaj Pańswto problemy rodzinne, które muszą sobie wyjaśnić - stwierdził i zwrócił swoje spojrzenie na ojca chłopaków - Odezwę się do Pana jutro - oznajmił i kiwając głową odszedł od naszej trójki.
- Sprzedam ten motor - warknął w stronę Federico mrożąc go wzrokiem. Widziałam po wyrazie twarzy Federico, że zaraz wybuchnie i dlatego postanowiłam działać.
- Odkupię od Pana ten motor - postanowiłam poważnie. Może nie będzie łatwo wyciągnąć od taty tyle pieniędzy, ale jeżeli powiem mu o co chodzi to mi pomoże. Spojrzeli na mnie jak na kogoś niespełna rozumu, a ja wciąż zachowywałam powagę - Jeżeli motor przeszkadza Panu w garażu, to odkupię go od Pana - oznajmiłam bez żadnego zająknięcia.
- Violetta, nie o to cho...
- W moim garaży jest dużo miejsca i spokojnie motor może tam stać i czekać na Leon - przerwałam mu niegrzecznie. Skoro tak bardzo chce się go pozbyć, to chyba obojętne kto go kupi. A ja nie pozwolę, aby tak ważna rzecz w życiu Leona była u kogoś obcego. Będę walczyć do samego końca o niego, o rzeczy związane z nim i o wszystko co ma z nim związek.
***
Ten tydzień był cięższy niż zazwyczaj. Przez całe siedem dni walczył z ojcem swoim jak i chłopaków o motor. Za nic w świecie mój ojciec nie chciał się na to zgodzić mówią, że nie będzie wydałam pieniędzy na takie głupstwa. Jego słowa mnie wtedy zraniły. Ten motor jest ważny dla Leon, więc automatycznie stał się także ważny dla mnie. Po tym co powiedział nie odzywałam się do niego, a nawet na niego nie patrzyłam. Zranił mnie i Leona. Moje serce bolało mnie za każdym razem kiedy ktoś wątpił w Leona i nie kryłam już tego w sobie. Najwidoczniej ojciec zauważył swój błąd i od wczoraj motor stoi w naszym garażu. Dzięki czemu niesamowicie mi ulżyło. Martwi mnie natomiast coś innego. Coś dzieje się w szpitalu. Lekarze jak mnie widzą nie udzielają żadnej informacji, a wcześniej  nie był z tym problemu, bo jego rodzice dali pozwolenia abym wiedziała co się dzieje.
- Dzisiaj wyglądasz promienniej niż wczoraj - przede mną stanął ten chłopak, którego chyba zacznę nazywać prześladowcą. Tym tekstem mnie jednocześnie rozśmieszył i zirytował.
- To po co do mnie podchodziłeś? - zapytałam z przekąsem patrząc na niego poważnym wzrokiem. Podrapał się nerwowo po karku i spojrzał na mnie zakłopotany. 
- Pomyślałem, że skoro masz lepszy humor to może będziemy mogli porozmawiać - speszył się chyba i jego pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą miał ulotniła się - Wiem, że nie przepadasz za mną, ale pomyślałem, że ...- i w tej chwili wyłączyłam się ze słuchania go, bo moją uwagę przykuła sylwetka Federico, którego zauważyłam przez okno. Stał na zewnątrz razem z Ludmiłą. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie jego wyraz twarzy i zaciśnięte w pięści dłonie. Rozmawiali o czymś, co ewidentnie złościło Federico, ale reakcja Ludmiły mną wstrząsnęła. Płakała. Czyżby zerwali? Nie zwracając uwagi na chłopaka przede mną niesiona jakimiś emocjami udałam się do rozmawiającej dwójki. Przyśpieszyłam krok widząc jak stoją w swoich objęciach. Nie chodziło o zerwanie. Stanęłam za plecami Ludmiły i już chciałam się odezwać, ale zauważył mnie Federico. Miał łzy w oczach. Moje serce w tej chwili przestało bić.
- Violetta.. - przerwał patrząc na mnie. Pokiwałam przecząco głową patrząc na niego ze łzami w oczach. To nie prawda. Zrobiłam krok do tyłu i już chciałam uciec, ale zatrzymał mnie Federico łapiąc za ramiona - On żyje - powiedział, na co miałam ochotę się rozpłakać - Ale.. - spuścił głowę i westchnął głośno - Lekarze chcą go odłączyć i .. - denerwował mnie tymi swoimi pauzami - I poddać eutanazji* - te słowa były dla mnie jak wyrok. Nie wiedziałam czy słowa jakie usłyszałam były prawdą czy to moja chora wyobraźnia chce mnie zabić. Czułam jak tracę grunt pod nogami. W głowie zaczęło mi szumieć. Twarz Federico widziałam za mgłą.
- Nie mogą - ledwo wypowiedziałam te słowa. Czując mocniejszy uścisk na ramionach zachwiałam się. Nie słyszałam co kto do mnie mówi. Czułam tylko, że prowadzą mnie gdzieś. Jednak po chwili poczułam ławkę, na której mnie posadzili. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. W jednej chwili wszystko do mnie trafiło. Każda chwili spędzona z Leonem. Każde wypowiedziane przez niego słowa. Każda obietnica jaką mi złożył. Jego uśmiech. Jego oczy. Barwa jego głosu - Nie pozwolę im na to! - krzyknęłam i gwałtownie podniosłam się z miejsca otwierając oczy. Biegiem ruszyłam w stronę szpitala nie zważając na ich krzyki.
 ***
Wściekłam wybiegłam z widny i zapłakana udałam się korytarzem pod salę Leona. Nie pozwolę im odebrać mu życia. Nie dopóki ja żyję. Będę o niego walczyć choćbym miała ryzykować swoim życiem. Nie mogę tego zrobić. On ma całe życie przed sobą. Ma zostać moim mężem, ojcem moich dzieci. Mamy razem zamieszkać, stworzyć rodzinę i zestarzeć się ze sobą. Widząc jego rodziców rozmawiających z lekarzem mój gniew się zwiększył.
- Nie pozwolę wam na to! - krzyknęłam podchodząc do nich. Nie obchodzi mnie zachowywanie szacunku, czy kultury w stosunku do nich czy lekarza. Chcą pozbawić życia mojej miłości.
- Proszę się uspokoić - powiedział lekarz. Zacisnęłam dłonie w pięści aby się na niego nie rzucić. Nie mam zamiaru ratować Leona z więzienia za pobicie lekarza.
- Wiem co chcecie zrobić i nie pozwolę na to - wciąż mówiłam podniesionym głosem patrząc morderczym wzrokiem na lekarza, któremu najchętniej zrobiłabym krzywdę, aby sam leżał w śpiączce i kazać innym lekarzom zrobić mu to co, on chce zrobić Leonowi.
- Nie jesteś z nim w jakikolwiek sposób spokrewniona, więc nie możesz nic zrobić - oznajmił lekarz bez żadnych emocji. Przełknęłam głośno ślinę na jego słowa. Nie jestem i nie będę, bo chcesz mnie pozbawić tego. Chcesz go zabić - Jego stan zdrowotny się nie poprawia. On się już nie obudzi, a my nie mamy obowiązku trzymać go przy życiu. Zresztą są inni ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy bardziej i miejsca w szpitalu - dodał spoglądając na jakieś papiery. Nabrałam nerwowo powietrza do płuc i czuję, że zrobiłam się cała czerwona na twarzy ze złości.
- Oddycha, a jego serce bije, więc ma prawo żyć! - krzyknęłam robiąc krok w stronę lekarza. Na prawdę gdyby nie groziło mi więzienie już dawno zrobiłabym mu krzywdę. Stary dziad, który nie liczy się z uczuciami innych.
- Proszę nie podnosić na mnie głosu - warknął w moją stronę - Jeżeli się nie uspokoisz wezwę ochronę - ostrzegł mnie. Możesz sobie grozić mi ochroną, ale ja i tak nie odpuszczę. Będę o niego walczyć do końca. Dopóki się nie obudzi, dopóki nie będzie ze mną.
- Violetta, uspokój się - odezwał się ojciec Leona. Złapał mnie za ramię i chyba chciał wyprowadzić ze szpitala, bo pociągnął mnie w drugą stronę. Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam morderczym wzrokiem.
- Nie wierzę, że pozwolą Państwo zabić swojego syna - warknęłam i gdybym potrafiła moje oczy ciskałyby teraz ostrymi sztyletami w ich stronę. Spojrzeli na mnie zszokowani. Taka jest prawda. Chcą zabić swojego syna. Nie muszą wierzyć, że się obudzi, ale niech nie odbierają mu życia. W moich oczach pojawiły się łzy na samą myśl o tym - Nie pozwolę go zabić - szepnęłam przez zaciśnięte zęby ze łzami w oczach. Ruszyłam w stronę sali, na której leżał Leon nie zwracając na krzyki lekarza, który zabronił mi wejść na jego salę. Będę robić co będę chciała stary dziadzie. Usiadłam na krzesełku i złapałam jego dłoń. I kiedy spojrzałam na jego twarz wybuchałam głośnym płaczem - Będę o Ciebie walczyć, obiecuję - szepnęłam i ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. A słysząc bicie jego serca mimowolnie na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.
***
Usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju. Domyślam się, że to pewnie znowu mama. Od wczoraj siedzę w swoim pokoju i wychodzę tylko żeby pójść do szpitala. Nawet na uczelnię nie chodzę. Najchętniej siedziałabym w szpitalu cały czas pilnując żeby nic mu nie zrobili, ale niestety lekarz nie pozwala mi na to i bezczelny wzywa ochronę kiedy jestem zbyt długo.  
- Mogę? - zza drzwi wychylił się Federico. Na jego widok uśmiechnęłam się delikatnie i kiwnąłem twierdząco głową. Jego zawsze mam ochotę widzieć. W końcu on jako jedyny mnie wspiera. Znaczy rodzice i Ludmiła też, ale wiem, że on walczy tak samo jak ja. Usiadł bez życia na brzegu mojego łóżka i spuścił głowę - Co robisz? - zapytał smętnie nawet na mnie nie patrząc. Nie odpowiedziałam tylko obróciłam ekran laptopa w jego stronę, aby sam zobaczył. Uśmiechnął się delikatnie i podniósł na mnie spojrzenie - Nie pozwolisz im na to, prawda? - zapytał jakby chciał się upewnić. Bez zawahania kiwnęłam twierdząco głową. Na wszelkie sposoby szukam w internecie jakieś luki, aby udowodnić, że nie mogą tego zrobić.
- A ty jak się czujesz? - zapytałam chociaż znałam odpowiedź. On przeżywa to tak jak ja. Chcąc pozbawić życia jego brata. Wziął głęboki oddech spuszczając głową wypuścił je ze świstem.
- Byłem dzisiaj w jego pokoju - odezwał się po chwili bawiąc się swoimi dłońmi - Nic tam nie ma, oprócz pustych półek, szafy i pustego łóżka - zakuło mnie w klatce piersiowej po tych słowach. Pozbyli się jego rzeczy - Zabrali wszystko. Zdjęcia, jego nagrody, książki, płyty a nawet gitarę - mówił łamiącym się głosem. W moich oczach stanęły łzy, a serce zwalniało swój rytm. Przymknął oczy, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza - Patrząc na jego pusty pokój nie wytrzymałem i pękłem. Wszystkie emocje puściły. Miałem ochotę coś rozwalić, iść do rodziców i wykrzyczeć jak ich nienawidzę. A jedyne co zrobiłem to padłem na kolana i zacząłem płakać - czułam, że jego gardło się zaciska na tych słowach. Odłożyłam laptopa na łóżko i przysunęłam się do niego bliżej. Ujęłam jego dłoń w swoją i ścisnęłam ją mocno. Oddychał ciężko jakby zaraz miał się rozpłakać. Ale ku mojemu zaskoczeniu wziął głęboki oddech i sięgnął ręką do kieszeni swojej bluzy - Znalazłem to pod jego łóżkiem - oznajmił i podłam mi grubą kopertkę. Niepewnie chwyciłam rzecz i spojrzałam na niego zdezorientowana - Tutaj są wszystkie piosenki jakie napisał - powiedział wywołując u mnie łzy. Od razu otworzyłam kopertę, z której wyjęłam masę zapisanych kartek i niewielkiego pendrive - Niestety nie wiem, co się na nim znajduje - dodał zerkając na urządzenie w mojej dłoni. Wstał ze swojego miejsca wzdychając głośno. Uśmiechnął się do mnie blado i wyszedł oznajmiając, że zostawi mnie samą i przeszedł mnie to tylko dać. Nie czekając ani chwili podłączyłam urządzenie do laptopa i odczekałam aż się uruchomi. Widząc kilka plików video odtworzyłam jeden z nich i włączyłam głośnik. Zakryłam usta dłonią i z moich oczu popłynęły łzy. Po moim pokoju rozszedł się dźwięk gitary a na ekranie pojawił się ona sam, a już po chwili mogłam ponownie usłyszeć jego głos. Jego cudowny śpiew, którego tak dawno nie słyszałam. Nie wytrzymałam i ponownie rozpłakałam się jak małe dziecko. Siedział w swoim pokoju. Grał i śpiewał piosenkę napisaną przez niego. Dotknęłam opuszkami palców ekranu w miejscu gdzie była jego twarzy.
- Tak strasznie za Tobą tęsknie - szepnęłam płacząc i wpatrując się w niego jak zaczarowana.
***
- Podejdź do niego i po porostu zacznij rozmowę - odezwała się Ludmiła, która przysiadła się do mnie na stołówce. Spojrzałam na nią niezrozumiale, na co się tylko zaśmiała - Odkąd zobaczyłaś go pierwszego dnia ciągle się w niego wpatrujesz - oznajmiła i kiwnęła głową w stronę Leona, który siedział ze swoimi znajomymi przy stoliku. Przewróciłam oczami i skierowałam na nią swoje spojrzenie.
- Nie wpatruję się, tylko zerkam - powiedziałam i kontynuowałam jedzenie swojego posiłku. Zaśmiała się na moje słowa dość głośno przez co ludzie ze stolika obok spojrzeli na nas.
- Zerkasz? - zakpiła - Ty go wzrokiem pożerasz - dodała zadowolona z siebie. Odwróciłam od niej wzrok i przeniosłam go na jego stolik. Może i ma rację, ale nic nie poradzę, że on mnie się spodobał. Niestety jestem zbyt nieśmiała żeby z nim porozmawiać. Jestem nieśmiała, ale tylko w jego towarzystwie. On mnie tak trochę onieśmiela. Zwłaszcza te jego cudowne szmaragdowe oczy. I ten uśmiech, któremu towarzyszą urocze dołeczki - Znowu odpłynęłaś - zaśmiała się szturchając mnie ramieniem. Spuściłam głowę na swoje jedzenie wzdychając głośno. Wiem, że nie mam szans, bo ewidentnie kręci się obok niego dużo dziewczyn. W końcu jak to mówią świeże przystojne mięsko się pojawiło w szkole.  Wygląda jak chodzące marzenie każdej dziewczyny, więc nic dziwnego, że gadają tak o nim w damskiej toalecie. 
- Myślisz, że mógłby mnie polubić? - zapytałam patrząc na nią z nadzieją w oczach. Nie będę ukrywać, że jestem jakimś chodzącym ideałem. Wiem, że mam urodę i znośny charakter, ale czy on mógłby się mną zainteresować kiedy może mieć jakąkolwiek dziewczynę sobie zamarzy. 
- Żartujesz? - zaśmiała się. Czyli dobrze myślałam - Spokojnie mógłby się w Tobie zakochać - dodałam po chwili uśmiechnięta czym podniosła mnie na duchu. Może jestem trochę nieśmiała, ale kiedy kogoś poznam i ocenię czy jest wart poznania mnie wtedy się otwieram i zmieniam w zupełnie inną osobę. I chciałabym aby on też mnie poznał od tej strony.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tego dnia. Nie wierzę, że byłam aż tak nieśmiała, żeby bać się do niego podejść. Był zwykłym chłopakiem, w którym się podkochiwałam. Zawsze się uśmiechał i zarażał tym uśmiechem wszystkich. Przygryzłam dolną wargę przypominając sobie jak po raz pierwszy zamieniłam z nim kilka zdań, które ledwo co wydukałam. Zachowywałam się przy nim jak typowa nastolatka, której miękną kolana kiedy widzi obiekt swoich westchnień.
Ze złością grałam jakąś muzykę na keyboardzie. Od kilku dni nie potrafię niczego wymyślić, a muszę napisać piosenkę na zajęcia. Obiecałam to nauczycielce i chce się z tego wywiązać. Jestem w pierwszej klasie i chce pokazać co potrafi, ale jak widać nic nie potrafię.
- Coś ci zrobiły te klawisze? - usłyszałam czyjś głos, więc automatycznie podniosłam swoje spojrzenie. A kiedy zobaczyłam, że w drzwiach stoi właśnie on. Sparaliżowało mnie. Właśnie widział jak wyżywam się na tych bezbronnych klawiszach. Pewnie sobie pomyśli, że jestem jakaś nienormalna. Świetne pierwsze wrażenie Violetta - Wybacz, nie chciałem przeszkadzać - zmieszał się trochę, bo patrzyłam na niego będąc w szoku, a jak mnie coś sparaliżuje to wyglądam jakby nienawidziła całego świata. Otrząsnęłam się ze swojego paraliżu i przy okazji przewróciłam stojak do nut wprost pod jego nogi. 
- Nie przeszkadzasz - wyjąkałam szeptem i szybko ruszyłam w jego stronę, aby podnieść przewrócony przedmiot, ale on był szybszy. Odstawił go na miejsce i uśmiechnął się do mnie. O matko. Oddychaj. Z bliska jego uśmiech jest jeszcze piękniejszy. 
- Jestem Leon, chodzimy razem na kilka zajęć - powiedział. Oj dobrze wiem kim jesteś. Jesteś moim crushem odkąd zobaczyłam cię pierwszego dnia szkoły. Nawet nie wiesz jak trudno jest mnie się skupić na zajęciach wiedząc o tym, że jesteś niedaleko mnie.  Przełknęłam głośno ślinę i już chciałam się przedstawić, ale on mnie wyprzedził - Twoja ostatnia piosenka była świetna, Violetta - skomplementował mnie uśmiechając się. Wstrzymałam oddech tempo się w niego wpatrując. Czy ja właśnie dostałam strzałą kupidyna w pośladki? Patrzę na niego i nie mogę przestać. Zapewne gdyby to była jakaś bajka, moje oczy miałby teraz kształt serduszek. Zauroczył mnie na maksa. Zamrugałam kilka razy zdając sobie sprawę, że patrzę tak na niego od dłuższej chwili. 
- Wiesz jak mam na imię? - zdziwiłam się. Chodzimy razem na kilka zajęć, ale ani razu nie rozmawialiśmy i myślałam, że jestem dla niego jak powietrze. A raczej jakaś tam dziewczyna ze szkoły. Zaśmiał się na moje pytanie i kiwnął twierdząco głową. Uszczypnijcie mnie,bo to chyba sen.
- Jasne, że wiem jak masz na imię - potwierdził swoje kiwnięcie głową - Nie jestem taki płytki żeby nie wiedzieć z kim chodzę na zajęcia - dodał uśmiechając się.
- Nie to miałam na myśli - powiedziałam od razu. Nie chce żeby myślał, że mam o nim złe zdanie. Gdybyś tylko wiedział jakim cudownym chłopakiem jesteś w mojej głowie. Zaśmiał się na moją reakcję i włożył ręce do kieszeni swoich spodni. 
- To co komponowałaś? - zapytał i zmierzył w moim kierunku. W tej chwili stał naprzeciwko mnie, a między nami był tylko keyboard. Zamrugałam ponownie oczami, aby wybudzić się z chwilowego transu. Odchrząknęłam i chwyciłam z partytury, które były zapisane tylko w pierwszej linijce. Podałam mu kartkę, co było nie w moim stylu, bo nigdy nie pokazuję nikomu piosenki przed skończeniem. Ale to w końcu mój crush. Dla niego zrobię wyjątek.
- Niestety, nie mam zielonego pojęcia co dalej - powiedziałam zawstydzona zakładając kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnął się delikatnie i ku mojemu zdziwieniu obszedł instrument i stanął obok mnie ramię w ramię. Wciągnęłam powietrze ze świstem, co było błędem, bo poczułam zapach jego perfum. Cudownych perfum. Mogę umierać. Chociaż nie. Chce jeszcze przeżyć pocałunek z nim. I wtedy mogę umierać. Zagrał kawałek, który skomponowałam, co mnie zdziwiło, bo sądziłam, że on gra tylko na gitarze. Przerwał grę i po krótkim zastanowieniu kontynuował. A do mnie dotarło, że zagrał dalszą część mojej piosenki, której ja nie potrafiłam wymyślić. 
- Mogę? - zapytał wskazując wzrokiem na mój ołówek, a później na partyturę. Oszołomiona kiwnęłam twierdząco głową, co skwitował uśmiechem. Zapisał nuty i podał mi z powrotem kartkę. Odebrałam ją przełykając głośno ślinę. Skąd jej się nagle tyle wzięło? 
- Dziękuję, za pomoc - odezwałam się i po raz pierwszy odważyłam spojrzeć w jego oczy. Są nieziemskie. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłam? Przecież to zbrodnia. Uśmiechnął się do mnie kolejny raz dzisiaj, co wprawiło moje serce w szybsze bicie. 
- Liczę na pomoc kiedy ja będę miał chwilową blokadę - powiedział wciąż mając na twarzy ten przepiękny uśmiech. Kiwnęłam twierdząco głową i po raz pierwszy uśmiechnęłam się do niego - Nie przeszkadzam już i powodzenia - dodał i utrzymując ze mną kontakt wzrokowy obszedł keyboard. Posłałam mu uśmiech i dopiero kiedy go odwzajemnił wyszedł z sali, a moje serce było bliskie eksplozji. Coś ty mi zrobił przystojna bestio. Spojrzałam na trzymaną kartkę i miałam ochotę zapiszczeć jak psychiczna nastolatka. 
Moje serce na to wspomnienie zaczęło szybciej bić. Wiem, że nie powinnam tak uważać, ale to była pierwsza piosenka jaką napisaliśmy można powiedzieć razem. Wciąż pamiętam, że po jego wyjściu w niecałą godzinę powstała piosenka, której słowa oczywiście mówiły o miłości. I chyba do końca życie będę pamiętać jak się denerwowałam kiedy miałam ją zagrać przed nauczycielem, uczniami z grypy, w której był on. Jego szmaragdowe oczy wpatrywały się wtedy we mnie, a nas ustach miał uśmiech. I tak nic nie przebije mojego zaskoczenie kiedy podszedł do mnie po zajęciach i pochwalił moją piosenkę. Szkoda, że do tej pory nie wiem, że pisałam ją dla niego. Jednak nic nie przebija tego co stało się jakiś tydzień po zaśpiewaniu piosenki.
- Zaproś go. Czego się boisz? - trajkotała mi za uchem Ludmiła odnośnie balu pierwszoroczniaków. Westchnęłam głośno i przewróciłam oczami. Nie sądziłam, że jak opowiem jej o rozmowie w sali, piosence i rozmowie po piosence będzie tak wariować.
- Czego się boję? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie - Sama nie wiem, może ośmieszenia się - wyjaśniłam i mocniej ścisnęłam książkę, którą trzymałam w dłoniach - Tu chodzi o sam bal, a nie zapytanie: Która jest godzina - dodałam dając jej do zrozumienia, że jej pomysł jest bez sensu. Chociaż znając mnie nawet nie podeszłabym do niego jeśli chodziłoby o tą godzinę. Nie podejdę do niego sama z siebie, bo zwyczajnie w świecie się wstydzę. 
- Violetta, wiem, że chcesz z nim iść na ten bal - powiedziała z jękiem w głosie. I co z tego, że chce z nim iść na te bal. Nie zawsze dostajemy do czego chcemy. A w moim przypadku na pewno nie dostanę tego czego chce. 
- To nie ma znaczenia - oznajmiłam jej - Zresztą widzisz, ona już go pewnie zaprasza na ten bal - dodałam patrząc jak jakaś dziewczyna właśnie zatrzymała Leona i rozmawia z nim, na nieszczęście niedaleko mojej szafki, do której muszę iść. 
- Co nie oznacza, że on się zgodzi - poruszyła znacząco brwiami. Wystarczy na nią spojrzeć aby wiedzieć, że na sto procent to z nią pójdzie na ten durny bal. Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno. 
- Idę do szafki, a ty idź dać odpowiedź Diego,bo inaczej znajdzie sobie inną - przypomniałam jej, że sama jeszcze nie ma partnera na bal. Chłopak zapytał ją prawie tydzień temu czy z nim pójdzie, a ona jeszcze nie dała mu odpowiedzi. Westchnęła głośno i chyba obrażona poszła zapewne go poszukać. Natomiast ja muszę zmierzyć się z prawdą i przejść obok Leona i dziewczyny, która prawdopodobnie będzie jego parą na balu. Przybrałam obojętny wyraz twarzy, aby nie było widać mojego bólu i ruszyłam w stronę szafki. Nie myśl o tym i co najważniejsze nie patrz na nich. Nie zaboli jak nie spojrzysz. 
- O Violetta, czekaj - mam halucynacje. Na sto procent je mam. Wiedziałam, że ta bułeczka od Ludmiły jest podejrzana. Odwróciłam wzrok w jego stronę zdziwiona, że do mnie mówi - Wybacz, Anna pogadamy później - zwrócił się do dziewczyny, która ewidentnie chciała zaprzeczył
- ALe ja..- powiedział, ale widząc, że już zdążył podejść do mnie zrezygnowała. Stanął przede mną z uśmiechem na ustach, co mnie wprawiło w lekkie osłupienie. 
- Szukałem cię - odezwał się wywołując u mnie zdziwienie. Będąc w szoku wskazałam na siebie ręką i posłałam mu pytające spojrzenie na co się zaśmiał - Tak, Ciebie - potwierdził ze śmiechem. Kiwnęłam głową i uśmiechając się odwróciłam się w stronę szafki, aby schować do niej książkę.
- Coś się stało, że mnie szukałeś? - zapytałam przełykając głośno ślinę, aby gule, która ugrzęzła mi w gardle zniknęła. Pokiwał przecząco głową wciąż się uśmiechając. W takim razie co ty ode mnie chcesz? Wywołać zawał serca? 
- Chociaż właśnie jest coś takiego - stwierdził. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, aby mówił dalej i spojrzałam do szafki - Czy będziesz mi towarzyszyć na balu? - zadał pytanie, które tak bardzo chciałam usłyszeć, ale jestem pewna, że nic takiego nie powiedział a moja wyobraźnia płata sobie figle. Zapewne prosi mi o pomoc przy piosence, albo zapytał o godzinę czy coś innego. Wyjrzałam niepewnie zza drzwiczek od szafki, co go rozśmieszyło -  Chcesz ze mną pójść na bal? - zapytał wpatrując się we mnie tymi swoimi szmaragdami. Miałam ochotę otworzyć szeroko usta, ale zamiast tego uniosłam wysoko brwi zaskoczona. 
- Zapraszasz mnie na bal? - zapytałam nie ukrywając tego szoku, który właśnie przeżywałam. Kiwnął twierdząco głową uśmiechając się do mnie szeroko. Przełknęłam głośno ślinę i patrzyłam na niego w szoku. To jakiś sen. Mimowolnie uszczypnęłam się w rękę, ale ku mojemu zdziwieniu nie obudziłam się. Zrobiłam to ponownie. 
- Co robisz? - zapytał ze śmiechem patrząc jak szczypię się w rękę. Włożył swoje dłonie do kieszeni spodni i patrzył na mnie rozbawiony. 
- Sprawdzam czy to nie sen - wypowiedziałem te słowa, zanim zdążyłam to w ogóle przemyśleć. Własnie dobrowolnie mu się przyznałam, że śnię o nim. Brawo Violetta. Oklaski na stojąco dla ciebie. - Nie to nie jest sen, a żeby przekonać cię do towarzyszenia mi na balu.. - przerwał na chwilę i zaczął czegoś szukać w kieszeni. Człowieku nie musisz mnie przekonywać. Poszłabym na niego z tobą choćby był koniec świata - Mam coś dla ciebie - dokończył i wyciągnął ze swojej kieszeni breloczek z srebrnym motylkiem. Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc raz na niego, a raz na ten prezent od niego - Widziałem jak wczoraj twój ci się połamał - dodał i podał mi go. Niepewnie wystawiłam dłoń w jego stronę. Złapał za nią i obrócił wewnętrzną stronę do góry. Kiedy jego dłoń dotykała mojej miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi i zacznie tańczyć i krzyczeć jak bardzo mnie się podoba. Patrząc mi w oczy wciąż trzymał moją dłoń - To jak? Zgadzasz się? - zapytał utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Uśmiechnęłam się delikatnie i kiwnęłam twierdząco głową. Obdarował mnie szerokim uśmiechem, któremu towarzyszyły dołeczki i położył mi na dłoń breloczek, po czym zamknął moją dłoń - W takim razie do zobaczenia - wciąż trzymał moją rękę. Nie chciałam aby sobie odchodził kiedy rozgrzał moje serce, które pragnęło go jeszcze bardziej. Ostatni raz posłał mi uśmiech i odszedł, jednak co jakiś czas zerkał w moją stronę, zanim nie zniknął za ścianą drugiego korytarza. 
- Viola, dobrze się czujesz? - obok siebie usłyszałam zmartwiony głos Ludmiły. Przełknęłam głośno ślinę. Czu to się właśnie wydarzyło na prawdę, anie w mojej głowie? 
- Zaraz chyba zemdleję - odezwałam się w końcu. Poczułam jak łapie mnie za przedramię. Odwróciłam wzrok w jej stronę, a jej wyraz twarzy był przekomiczny - Zaprosił mnie na bal - wyszeptałam jakbym mówiła to do siebie - Leon, zaprosił mnie na bal - powiedziałam głośniej i na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Na jej twarzy początkowo wymalowało się zaskoczenia, ale dosłownie po chwili pisnęła i przytuliła mnie do siebie. 
Jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Szykowałam się na ten bal jak jakaś wariatka. Chciałam wyglądać perfekcyjnie. Za wszelką cenę chciałam mu się spodobać, aby mnie polubił i zainteresował się mną. I chyba się udało, bo po tym balu zaczął częściej ze mną rozmawiać, spędzać więcej przerw ze mną.
- Chodź przysiądziemy się - zaproponowała Ludmiła patrząc na stolik, przy którym siedział Leon ze swoim bratem i dwoma kolegami. Moje ręce się trzęsły, co było niebezpieczne zwłaszcza, że trzymałam w rękach tacę ze swoim jedzeniem. Pokiwałam przecząco głową spanikowana - Wciąż się wstydzisz? - zapytała ze śmiechem, na co od razu pokiwałam twierdząco głową. Nie moja wina, że on wciąż mnie peszy. Po tym całym balu, kiedy rozmawiałam z nim prawie przez cały wieczór poznałam go i spodobał mnie się jeszcze bardziej, a nawet zauroczył mnie swoją osobowością - Violetta, spędziłaś z nim cały bal. Nie powinnaś już chyba bać się rozmowy z nim - ewidentnie naśmiewała się ze mnie moja własna przyjaciółka. Westchnęłam głośno i przeniosłam spojrzenie z Leona na nią.
- Nie boję się z nim rozmawiać - powiedziałam zgodnie z prawdą. Przecież od kilku dni normalnie z nim rozmawiam, znaczy staram się zachowywać normalnie - Ale nie podejdę kiedy jest ze swoimi znajomymi - dodałam spuszczając głowę. Gdyby siedział sam bez zastanowienia podeszłabym i się przysiadła, ale on jest ze swoimi kolegami, z którymi nie miałam do czynienia oprócz dosłownie kilku minut na balu. I z tego co widziałam chyba jakoś nie przypadłam im do gustu.
- Nie marudź i chodź - jęknęła moja przyjaciółka i mało ostrożnie pociągnęła mnie w stronę jego stolika. Gdyby była silniejsza próbowałabym się jej jakoś wyrwać, albo chociaż zaprzeć nogami, ale szczerze mówiąc moja siła równa się z siłą dziesięciolatka. Z każdym metrem czułam jak moje serce bije mocniej od stresu - Cześć chłopaki, możemy się przysiąść? - odezwała się bez żadnego zająknięcia Ludmiła. Od razu ich spojrzenia skierowały się w naszą stronę, a moje serce o mało nie eksplodowało kiedy wzrok Leona skupił się na mnie. Uśmiechnął się do mnie szeroko, jak miał w zwyczaju i skinął głową, abyśmy zajęły wolne miejsce. Odstawiłam tacę na stolik i dyskretnie spojrzałam na jego kumpli, który obserwowali mnie. I ku mojemu zdziwieniu patrzyli na mnie przyjaźnie. 
- Można się dosiąść? - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny w chwili kiedy chciałam zająć miejsce obok Leona. Spojrzałam w jej stronę i od razu moja samoocena, i pewność siebie, która i tak była mała spadła jeszcze niżej. Do stolika podeszła Olivia Foster. Prześliczna drugoklasistka. Chyba nie ma w szkole chłopaka, którego zauroczyłaby zwykłym spojrzeniem. Nie znam jej, ale opinię w szkole to ona ma nie za ciekawą.
- Jak widzisz nie ma miejsca - odezwał się Federico, brat mojego crusha. Kątem oka spojrzałam w jego stronę, ale jak widać nie było mu z tego powodu przykro. Przełknęłam głośno ślinę i wciąż stałam jak głupia, zamiast usiąść.
- Mogę usiąść, któremuś z was na kolana - zaproponowała uśmiechając się w czarujący sposób. Nie interesują mnie dziewczyny, ale po jej uśmiechu sama chyba pozwoliłabym jej usiąść sobie na kolanach - Leon? - zwróciła się do mojego crusha a moje serce zabiło mocniej. Jeżeli on się zgodzi jestem pewna, że moje serce pęknie. On mnie się strasznie podoba i na sto procent się w nim zauroczyłam, a jeśli ona usiądzie na jego kolanach, to na pewno się popłaczę. Niespodziewanie poczułam uścisk na nadgarstku, a po chwili zostałam gwałtownie pociągnięta przez kogoś. Nie zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, bo po dosłownie sekundzie siedziałam na kolanach Leona. Potrzebuję powietrza. Objął mnie w tali, a ja automatycznie wstrzymałam oddech.
- Wybacz, ale to miejsce zajmuje Viola - powiedział z udawanym smutkiem. O matko. Zdrobnił moje imię. A w jego ustach i barwie głosu brzmi to przepięknie. Niczego więcej tego dnia nie potrzebuję. Proszę mów tak do mnie codziennie. Oszołomiona przeniosłam spojrzenie na dziewczynę, która zaciskała szczękę ze złości. Poczułam jak jego dłoń delikatnie gładzi moją. Palpitacja serca na miejscu. Niesamowite uczucie rozrywa mnie od środka. Uśmiechnęłam się pod nosem i zawstydzona spuściłam głowę. Na milion procent się w nim zauroczyłam. 
 Po tej sytuacji byłam pewniejsza siebie. Wybrał mnie, a nie najładniejszą dziewczynę w szkole. Z każdą kolejną rozmową poznawałam go bliżej i bardziej zauroczyłam. Czułam się niesamowicie kiedy posyłała mi uśmiechy na zajęciach czy na korytarzu. Zaczęliśmy razem pracować nad piosenkami, aż w końcu zaprosił mnie na tą upragnioną randkę. Później była kolejna, i jeszcze jedna i kolejne dwie, albo nawet i trzy, aż w końcu staliśmy się parą. I od tamtego dnia nie rozstawaliśmy się. Kłóciliśmy się jak stare małżeństwo, ale zazwyczaj po dniu ewentualnie dwóch dochodziliśmy do porozumienia. Poznanie go i związanie się z nim było najwspanialszym co mogła mnie w życiu spotkać. I nie pozwolę aby nasza miłość, nasza przyszłość i nasz związek był przeszłością, tylko  zwykłym wspomnieniem.
***
Z trudem zapukałam do drzwi. Nie było mnie tutaj tak dawno. Od jego wypadku nie przekroczyłam progu jego domu. Mimo, że minęło tyle czasu wciąż pamiętam dokładnie jak wygląda jego dom wewnątrz. Przebywałam tutaj chyba więcej niż we własnym domu. Zapukałam ponownie, gdyż za pierwszym razem nikt nie otworzył. Może skoro nikt nie otwiera to znak, że nie powinnam tutaj przychodzić. Ale mam niesamowitą potrzebę znalezienia się w tym domu. Niepewnie chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Kiedy tylko poczułam specyficzny zapach, który zawsze czułam przychodząc do Leona moje serce zaczęło krwawić. Nigdy nie mogłam określić, co to dokładnie jest. Czasami przypomina zapach kwiatów, a dosłownie po chwili świeżą cytrynę. Moje nogi w tej chwili zrobiły się jak z waty. Głuch cisza bolała mnie niesamowicie. Wiem, że niegrzecznie chodzić po czyimś domu bez pozwolenia mieszkańców, ale ja tego potrzebuję. Z każdym dniem tracę siły i nadzieję, a nie chcę tego. Potrzebuję wspomnień. Zatrzymałam się gwałtownie słysząc głośne westchnięcie wydobywające się z kuchni. Niepewnie ruszyłam w tamtą stronę, a moim oczom ukazał się ojciec Leona. Siedział przy blacie, a twarz miał ukrytą w dłoniach. Natomiast na blacie porozrzucane były jakieś zdjęcia oraz prawie pusta butelka z jakimś alkoholem. Nie wiedziałam czy mam się odezwać, czy raczej odejść i zostawić go w samotności.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cierpię - odezwał się, kiedy chciałam się odwrócić i wyjść. Zacisnęłam zęby, ale nie powiedzieć niczego co mogłoby go zranić. Gdyby cierpiał nie zgadzałby się na eutanazję - Moja żona uważa, że jak pozwolimy lekarzom to zrobić odetchniemy z ulgą i Leon także - powiedział a jego głos brzmiał jakby miał zaraz się rozpłakać. Czy ten człowiek czyta mi w myślach? - Ale czy wtedy nie będziemy winni jego śmierci - dodał i podniósł na mnie wzrok. Jego oczy mówił same za siebie. Płakał. Może nie teraz, ale na pewne zanim tutaj przyszłam - Śmierć własnego dziecka jest dla rodzica ciosem w serce - mówił, a ja nie miałam zamiaru mu przerywać. Widzę po wyrazie jego twarzy, że chce się wygadać i ja mu na to pozwolę - On przecież nie umarł, wciąż ma szansę na normalne życie tylko potrzebuje czasu - wyszeptał i ponownie ukrył twarz w dłoniach. Ku mojemu zdziwieniu tym razem nie krył swoich emocji i dosłownie po sekundzie mogłam usłyszeć jego płać. Nigdy nie sądziłam, że zobaczę ojca Leona płaczącego - Jest moim synem. Częścią mnie. Moją dumą. Chciałem żeby skończył studia i ułożył sobie życie - wyjąkał.  Z zawahaniem podeszłam do mężczyzny i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu - Leon cię tak bardzo kocha. Mówił o tobie cały czas. Odkąd Cię poznał był taki szczęśliwy - szepnął zaskakując mnie tym. Mimo to na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Miło słyszeć z ust jego ojca, że Leon mnie kocha - Zasługujecie na wspólne życie - dodał spoglądając na mnie. Przełknęłam głośno ślinę i moim iż się powstrzymywałam po moich policzkach popłynęła pojedyncza łza - Ty też go kochasz, prawda? - zapytał wpatrując się w moje załzawione oczy. Kiwnęłam twierdząco głową, a po moim ciele rozlała się niesamowita fala ciepła. 
- Najbardziej na świecie - wyszeptałam i poczułam na swoich ustach słony smak łez.
***
Bez żadnych emocji wpatruję się w drzewa. Ten ból i tęsknota z każdym kolejnym dniem jest coraz bardziej męcząco. Przymknęłam oczy aby moje łzy mogły swobodnie wypłynąć z moich oczu. Tak bardzie chciałabym cofnąć czas i zatrzymać go przy sobie. Z całych sił próbowałam w jakiś sposób sprawić aby się obudził, ale niestety nie jestem w stanie niczego zrobić. Wybudzenia ze śpiączki zależy od niego. 
- Cześć - usłyszałam obok siebie ten cudowny głos. Od razu na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Przetarłam dłonią mokre policzki i powoli odwróciłam się w jego stronę. Stał przede mną z uśmiechem na ustach. 
- Jesteś tutaj - szepnęłam wpatrując się w niego jak w obrazek. Czy możliwe jest, że zakochałam się w nim od nowa? Patrzy na mnie, a w jego oczach widzę ten uwielbiany przeze mnie błysk. Zbliżył się do mnie i kciukiem starł łzę, którą jakimś cudem uwolniła się z moich oczu. 
- I już tutaj tylko będę - powiedział nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jego słów. Co on che mi przekazać? - To sen. I już tylko tutaj będziesz mnie widywać - dopowiedział wpatrując się w moje oczy. Automatycznie pokiwałam przecząco głową niezgadzająca się z jego słowami. Ułożył swoją dłoń na moim policzku i uśmiechnął się blado. 
- Nie mów tak - powiedziałam łamiącym się głosem - Obudzisz się - dodałam intensywniej wpatrując się w jego oczy. Pokiwał przecząco głową na moje słowa. Od razu moja dłoń powędrowała na jego i przybliżyłam się do niego - Zrób to dla mnie - szepnęłam bliska płaczu - Nie każ mi żyć bez ciebie - dodał i w tej chwili już nie panowałam nad łzami. Chce go z powrotem obok siebie. Nie odpowiedział tylko patrzył na mnie smutnym wzrokiem - Mój świat bez ciebie nie ma sensu, Leon. Każdy dzień bez ciebie obok jest szary. Każdy poranek bez ciebie to męczarnia. Każdy oddech bez ciebie mnie pali - powiedziałam nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego. 
- Violu, musisz nauczyć się żyć beze mnie - oznajmił i moim iż jego słowa mnie bolały, na zdrobnienie mojego imienia wypowiedziane przez niego miałam ochotę się uśmiechnąć. 
- Nie potrafię, Leon - zbliżyłam się jeszcze bardziej do niego - Nie chce życie bez ciebie. Nie chce oddychać powietrzem, nie dzieląc go z tobą. Nie chce oglądać słońca, wiedząc, że ciebie nie ma obok. Nie chce nikogo innego obok siebie. Nie chce trzymać innej dłoni. Nie chce patrzeć w inne oczy. Nie chce całować innych ust. Nie chce kochać nikogo innego tylko Ciebie. To Ciebie chce w swoim życiu i do jego końca - mówiłam te słowa, a po moich policzkach spływały łzy - Tak bardzo za tobą tęsknię, Leon  - lamentowałam. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to i chciałam go pocałować i wtedy on zniknął. Rozpłakałam się jak małe dziecko wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą był - Wróć do mnie - szepnęłam dławiąc się własnymi łzami. 
Czułam jak ktoś potrząsa moim ciałem, ale za wszelką cenę nie chciałam się budzić. On tam był. Znowu mogłam poczuć jego dotyk, usłyszeć jego głos i być przy nim.
- Violetta, wstawaj - nad uchem usłyszałam Federico. Gwałtownie otworzyłam oczy zdezorientowana. Podniosłam głowę i dopiero po chwili spostrzegłam, że jestem w jego sali szpitalnej. Moje policzki jak i pościel na łóżku były mokre od moich łez. Przeniosłam spojrzenie na twarz Leona i poczułam szybciej bijące serce - Odwiozę Cię do domu - oznajmił Federico i chwycił mnie za ramię.
- Jeszcze chwilę - wyszeptałam ochrypłym głosem. Nie chce jeszcze go zostawiać. Nie po tym śnie. Wierze, że on mnie nie zostawi mimo, że we śnie mówił co innego. Położyłam dłoń na jego policzku i delikatnie go pogładziłam, a na moich ustach pojawił się prawie niewidoczny uśmiech.
***
- Jak myślisz dojdzie do tej rozprawy? - zapytała szeptem Ludmiła zapewne nie chcąc wywoływać u mnie złości, ani smutku. Wzruszyłam ramionami nie mając pojęcia jak odpowiedzieć. Nie zamierzam odpuszczać. Nie jeżeli chodzi o życie Leona. Szpital złożył papiery odnośnie zgody na eutanazję, natomiast z pomocą prawnika ojca, ja złożyłam przeciw. Za dwa miesiące ma odbyć się rozprawa odnośnie tego. Jeżeli sąd zdecyduje o jego śmierci będzie miał na sumieniu także mnie. Nie ma co do tego wątpliwości. I zrobię to na jego oczach. Przyjdę do niego do domu i zrobię to kiedy będzie na mnie patrzył - Przepraszam - powiedziała po dłuższej chwili. Podniosłam na nią swoje spojrzenie. Smętnie grzebała w swojej szarlotce nie patrząc na mnie. 
- Za co, Ludmiła? - zapytałam, chociaż dobrze wiedziałam po prostu chce to od niej usłyszeć. Przełknęła głośno ślinę i dopiero po paru sekundach spojrzała na mnie.
- Za wszystko - wyszeptała pod nosem - Za brak wsparcia. Za to, że kazałam ci zapomnieć o Leonie i ułożyć sobie życie bez niego. I za to, że byłam okropną przyjaciółką - dodała po chwili patrząc mi pewnie w oczy. Widząc moją minę bez wyrazu ujęła moją dłoń w swoją i kciukiem pogładziła jej wierzch. Westchnęłam głośno i już chciałam się odezwać, ale ona kontynuowała - Byłam obok ciebie przez cały wasz związek. Widziałam jak martwisz się o niego, jaka szczęśliwa jesteś kiedy jest obok ciebie - jej słowa wywołały u mnie przyjemne wspomnienia - Jak uśmiechasz się na jego widok, jak świecą ci się oczy kiedy mówi do ciebie zdrobniale. Jak się czerwienisz na każdy jego komplement. I jak bardzo go kochasz - powiedziała patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem - I znam też Leona. I wiem, że on nie mógłby cię skrzywdzić. Zawsze się o Ciebie troszczył i chociaż leży w śpiące już półtora roku wiem, że się obudzi. Kocha Cię tak bardzo, że nie potrafiłby zostawić cię na zawsze samą - słowa Ludmiły tak rozgrzały moje serce, że miałam wrażenia, że wypala mi dziurę w klatce piersiowej. Mocniej ścisnęłam jej dłoń i moje oczy zaszły łzami.
***
Zakładając na siebie bluzę zeszłam do kuchni, aby wypić coś ciepłego. Za kilka dni są święta, która po raz kolejny spędzę bez niego. Co oznacza, że za miesiąc odbędzie się rozprawa decydująca o jego życiu. I gdzie sprawiedliwość na tym świecie. Żeby inni ludzie decydowali o tak czymś tak ważnym. Włożyłam ręce do kieszeni swoje bluzy i bez życia weszłam do kuchni, w której na moje nieszczęście była moja mama, a także ojciec.
- Violetta wolisz święta u dziadków czy w górach? - zapytała mama popijając zapewne herbatę ze swojego kubka. Odwróciłam się w jej stronę i posłałam je spojrzenie bez żadnego wyrazu.
- Wolę święta w domu z Leonem u boku - powiedziałam nie siląc się na jakikolwiek ton. Od dłuższego czasu moje mówienie, czynności jakie wykonuję i wszystko jest bez życia. Ze strony mojej rodzicielki usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
- Kochanie...
- Nie zaczynaj mamo - przerwałam jej, bo doskonale znam ten ton i dalszą cześć jej wypowiedzi. Będzie mi wmawiała, że nie mogę tak żyć, że muszę się pozbierać i normalnie funkcjonować. Ale ja tak nie chce. To moje życie i jeżeli mam je sobie marnować to zrobię to. Pozbieram się i wrócę do bycia szczęśliwa jeżeli Leon się wybudzi.
- Chce ci tylko..
- Mało mnie interesuje co chcesz mi powiedzieć. Mówiłaś mi to już tysiąc razy i mam dość słuchania, tego - ponownie jej przerwałam. Wiem, że to było zbyt ostre i nie pasowało do mnie, ale nic na to nie poradzę.
- Nie odzywaj się tak do mamy - warknął w moją stronę ojciec, którego zaszczyciłam tylko obojętnym spojrzeniem. Nie mam ochoty na prawienie morałów na temat kultury i szacunku do rodziców - Rozumiemy wszystko, ale przeżywasz to trochę zby...
- Przeżywam?! - zdenerwowałam się i kubek, który trzymałam z hukiem upadł na podłogę tłukąc się - Nie wiesz co czuję! - krzyknęłam i nie mam zamiaru się hamować. Cała złość i frustracja rozsadza mnie od środka, a jego słowa jeszcze bardziej mnie nakręcają. Posłał mi mordercze i jednocześnie ostrzegawcze spojrzenie - Osoba, którą kocham leży od półtora roku w śpiączce! A za miesiąc będę walczyć w sądzie o jego życie! Mogę go stracić z dnia na dzień, a ty mi mówisz, że przeżywam! - wściekłam się i jestem pewna, że moje spojrzenie w tej chwili mogłaby zabijać - Masz rację w końcu takie coś dzieje się w każdym życiu osoby zakochanej - syknęłam w jego stronę i nie przejmując się rozbitym kubkiem udałam się z powrotem do swojego pokoju. Niech mnie się nawet dzisiaj nie pokazują na oczy. 
***
- Wesołych Świąt, kochanie - powiedziałam siląc się na jakikolwiek uśmiech. Zajęłam swoje miejsce przy jego łóżku i od razu chwyciłam jego dłoń - Wiem, że mówiłam to ostatnim razem, ale powtórzę i teraz - zmusiłam się do zaśmiania - Święta bez ciebie są beznadzieje - powtórzyłam to co mówiłam w zeszła święta. Już drugie Boże Narodzenia spędzam bez niego. Westchnęłam głośno wpatrując się w jego bladą twarz. Całe szczęście Federico ogolił go na ten dzień i nie jestem pewna, ale podciął mu trochę włosy. Jedynym słowem wyglądał inaczej niż wczoraj jak tutaj byłam - Obiecaj mi, że te święta są ostatnimi, które spędzam bez Ciebie - uśmiechnęłam się delikatnie ściskając jego dłoń i przymknęłam oczy - W następne pojedziemy razem w góry. Wynajmiemy domek tylko dla siebie. Każdy wieczór będziemy spędzać siedząc przy rozpalonym kominku, owinięci w miękki koc i pijąc gorącą czekoladę z piankami, którą tak lubisz - na mojej twarzy pojawił się większy uśmiech kiedy to sobie wyobraziłam - A w nocy sylwestrową kiedy na niebie pojawią się fajerwerki pocałujesz mnie i powiesz, że każdy kolejny rok chcesz spędzać ze mną - po moim policzku popłynęła pojedyncza łza - Pamiętasz, tak jak wtedy kiedy spędzaliśmy nasz ostatni sylwester razem - nie mogłam przestać mówić. Bolało mnie serce kiedy mówiłam te wszystkie słowa, ale chciałam z nim rozmawiać. Brakuje mi rozmów z nim - Nie masz pojęcia jak mi wtedy serce biło - zaśmiałam się otwierając oczy - Chciałam ci wtedy wykrzyczeć jak bardzo cię kocham i żałuję, że tego nie zrobiłam - nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam po woli chcąc się uspokoić. Mój wzrok powędrował na jego twarz, a moje serce jednocześnie biło jak szalona i krwawiło z tęsknoty za nim. Chciałabym aby teraz zdarzył się jakiś świąteczny cud i Leon się wybudził.
- Wiedziałam, że tutaj cię znajdę - do moich uszu dotarł głos Ludmiły. Spojrzałam na nią przez ramię i próbowałam zatuszować swoje łzy słabym uśmiechem. Słysząc stukot obcasów domyśliłam się, że podeszła do mnie. A utwierdziła mnie w tym jej dłoń na ramieniu. Po chwili przysunęła sobie krzesło i usiadła obok obejmując mnie ramieniem.
- Też już tu jesteście? - dotarł do nas głos Federico. Obie automatycznie obróciłyśmy się w jego stronę. Stał w drzwiach z rękami w kieszeniach swoich spodni i z twarz bez żadnego wyrazy patrzył w stronę łóżka, na którym leżał Leon. Powolnym krokiem ruszył w naszą stronę nie spuszczając wzroku ze swojego brata. Westchnął głośno ewidentnie zmęczony kiedy zatrzymał się obok nas - Wiecie co najchętniej bym w tej chwili zrobił - odezwał się po chwili ciszy - Wyciągnął go z tego łóżka i porządnie skopał mu dupę - odpowiedział zanim zdążyłam w ogóle zareagować na jego wcześniejsze jakby pytanie. Zaśmiałam się cicho pod nosem i zerknęłam na niego kątem oka. Widziałam na jego twarzy niemy uśmiech, ale w oczach panował ból.   
***
Zebrałam swoje rzeczy i jak najszybciej chciałam opuścić sale wykładową. Jestem strasznie głodna i jeżeli zaraz sobie czegoś nie kupię to przysięgam, że mój żołądek sam siebie zje.
- Violetta, możesz na chwilkę zostać? - moją uwagę zwróciła na siebie nauczycielka. Westchnęłam głośno tym samym żegnając się z jedzeniem, którego nie dostanę przez kolejne dziesięć minut. Zmierzyłam ją dyskretnie wzrokiem, aby mnie więcej ocenić co może ode mnie chcieć. Jej wyraz twarzy był poważny, więc mogłam się domyślić, że chodzi o mój ostatni test, do którego bądźmy szczerzy nie za bardzo się przyłożyłam, ale mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Coś się stało? - zapytałam starając się zmusić do miłego tonu. Nigdy nie rozmawiałam z żadnym nauczycielem dobrowolnie. Nie sądziłam nawet, że którykolwiek wie jak mam na imię, a raczej, że Violetta to ja. Nie wychylam się na uczelni. Przyszłam tutaj, aby coś osiągnąć w nauce i zdobyć wykształcenie. Nic więcej.
- Chodzi o twój ostatni test - odpowiedziała i wyciągnęła kartkę z moim imieniem i nazwiskiem. Westchnęłam głośno, bo na prawdę nie mam ochoty słuchać, że na sto procent to oblałam - Nie odpowiedziałaś prawie na żadne pytanie - stwierdziła wpatrując się w mój test. Miałam ochotę przewrócić oczami, ale tym razem się powstrzymałam - Rozumiem, że każdy ma czasem gorszy dzień, ale twoja ostatnia praca na lekcji też miała sporo błędów - wytknęła mi kolejny powód, dla którego mnie do siebie wezwała. Spuściłam głowę i skupiłam wzrok na swoich butach - Zresztą z tego co widzę opuściłaś ostatnio dość dużo zajęć jak na ciebie - kątem oka widziałam jak otwiera dzienni i sprawdza moje obecności - Wszystko u ciebie w porządku, Violetta? - zadała pytanie, które wprost nienawidzę. Mam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że od dawna nic nie jest w porządku i niech się ode mnie odczepi. Ponownie wydałam z siebie głośne westchnięcie i zmusiłam się do podniesienia na nią spojrzenie. Niechętnie pokiwałam przecząco głową odpowiadając na jej pytanie.
- Mam dużo rzeczy na głowie - powiedziałam ochrypłym głosem starając się panować nad swoją złością.
- Może mogę jakoś pomóc - oznajmiła i jej dłoń wylądowała na moim ramieniu. Nabrałam nerwowo powietrza do płuc i przymknęłam oczy, aby nie wybuchnąć.
- Nikt nie może mi pomóc w tej sprawie - nie miałam zamiaru jej się zwierzać powiem tylko tyle, aby dała mi spokój. Już nie ufam ludziom. Osoby, którym ufałam najbardziej chcą zabrać mi kogoś tak ważnego dla mnie.
- Wszystko da się jakoś rozwiązać - kontynuowała i po jej głosie wyczułam, ze chce mnie pocieszyć. A jej dłoń, która gładził moje ramię mnie w tym utwierdzała. Zacisnęłam dłoń w pięść aby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
- W mojej sytuacji mogę liczyć tylko na jakiś cud - wyjąkałam czując pod powiekami piekące łzy. Podniosłam spojrzenie na nauczycielkę i westchnęłam głośno - Mogę już iść, śpieszę się - odezwałam się zanim zdążyła skomentować moje słowa. Zapewne zarzuciłaby mi jakąś motywującą przemowę i sądziła, że to podniesie mnie na duchu. Zeskanowała moją twarzy i niechętnie kiwnęła twierdząco głową tym samym pozwalając mi wyjść z sali. Bez namysłu odwróciłam się i udałam się w stronę bufetu, aby coś w końcu zjeść.
***
Włożyłam ręce do kieszeni bluzy i wzięłam głęboki oddech po czym pewniejsza weszłam do środka. Podjęłam pochopną decyzję, ale wiem, że nie będę jej żałować. Zdenerwowana rozejrzałam się po pomieszczeniu, a mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem jakiegoś mężczyzny. Zmierzył mnie uważnie wzrokiem. Podeszłam do lady, przy której stał i wzięłam głęboki oddech. 
- Chce zrobić tatuaż - oznajmiłam poważnym tonem głosu. Podniósł na mnie spojrzenie z nad jakiś papierków. Uśmiechnął się trochę sztucznie. 
- Dobrze trafiłaś - prychnął i wyczułam, że się ze mnie nabija. I szczerze mam to gdzieś - Trzeba mieć skończone osiemnaście lat - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Wyciągnęłam rękę z kieszeni bluzy i wyciągnęłam na blat, przy którym stał dowód, który mówił w jakim jestem wieku. Westchnął głośno i spojrzał na plastik, po czym ponownie zmierzył mnie wzrokiem - Dobrze, w takim razie zapraszam - wskazał ręką w stronę jakiegoś pomieszczenia. Zacisnęłam zdenerwowana dłoń w pięść i niepewnie udałam się za nim - Tutaj możesz wybrać wzór tat...
- Mam już wzór - przerwałam mu. Odwrócił się w moją stronę delikatnie zaskoczony zapewne moim twardym tonem. Wyciągnęłam z kieszeni spodni kartkę, na której był tatuaż jaki chcę i podałam mu ją. Zdziwiony spojrzał na nią i widziałam po wyrazie jego twarzy, że ma ochotę się roześmiać. Prychnął tylko pod nosem i zaprowadził mnie do innego pomieszczenia.
- Gdzie ma być tatuaż? - zadał pytanie i usiadł na jakimś krzesełku. Wskazał mi głową, aby zajęła miejsce na odpowiednim fotelu. Zdjęłam z siebie bluzę i niepewnie usiadłam na fotelu. Odwrócił się w moją stronę, a ja dopiero wtedy pokazałam mu przez bluzkę w jakim miejscu chcę tatuaż. Kiwnął głową i powrócił do swojego zajęcia. Bawiłam się nerwowo palcami. Nie obawiam się, że będzie bolało, bo tak długo cierpię psychicznie, że ból fizyczny jest dla mnie niczym - Zaraz przyjdzie tatuażystka - oznajmił i ucieszyłam się, że ten facet nie będzie robił mi tatuażu. Nie wiem czy zniosłabym jego dotyk na skórze i to w tym miejscu. Wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą, a po chwili usłyszałam jak woła jaką dziewczynę. Rozejrzałam się dookoła i westchnęłam głośno. Nikt nie ma pojęcia, że tutaj jestem i nikt oprócz niego nie będzie wiedział, że zrobiłam tatuaż.
- Denerwujesz się? - usłyszałam przyjaznym ton głosu dziewczyny. Pokiwałam przecząco głową i starałam się odwzajemnić jej uśmiech, ale wyszedł mi bardziej grymas. Rozkazała mi ułożenie się na fotelu i podwinięcie, a raczej ściągnięcie bluzki. Przemyła odpowiednio miejsce gdzie miał znajdować się tatuaż, a następnie nakleiła wykonany szablon. Uśmiechnęła się pod nosem i już po chwili zabrała się za wykonywanie tatuażu - Imię chłopaka? - zaczęła temat i wskazała gestem głowy na tatuaż. Kiwnęłam twierdząco głową i odwróciłam wzrok na sufit - Nie będziesz żałować? - dopytywała. Od razy zaprzeczyłam kiwnięciem głowy. Nigdy nie będę żałować tego tatuażu - Wiesz też kiedyś wytatuowałam sobie imię chłopaka, z którym byłam, a po dwóch miesiącach żałowałam, bo okazał się dupkiem - zaśmiała się, ale mnie ani trochę nie było do śmiechu - Tatuaż jest na całe życie, a miłość cza...
- Mój chłopak leży w śpiączce od półtora roku - przerwałam jej, aby nie rozwijała swojej wypowiedzi w niebezpiecznym kierunku. Przerwała robienie tatuażu i zerknęła na mnie przez chwilę. Odwróciłam szybko spojrzenie i ponownie skupiłam się na suficie - A za dwa tygodnie będę walczyć o jego życie w sądzie - nie znam jej i nie mam pojęcia dlatego jej to powiedziałam. Czułam jak oczy zaczynają mnie piec. Z każdym dniem jest coraz bliżej rozprawy, która będzie decydować o jego życiu. 
- To przykre - powiedziała i kontynuowała tatuowanie. Przełknęłam głośno ślinę i przymknęłam oczy. Chciałam nabrać głęboko powietrza, ale przypomniałam sobie, że nie mogę. On już zawsze będzie w moim sercu, zawsze będę go kochać, a jego imię będę miała wytatuowane do końca życie pod sercem. 
***
Szybkim krokiem zmierzałam do sali Leona, bo zdaję sobie sprawę, że jestem spóźniona. Niby on tego nie wie, ale ja tak. Zawsze jestem u niego punktualnie, a dzisiaj akurat musiałam spóźnić się na autobus. Zatrzymałam się gwałtownie przed wejście do jego sali słysząc czyjś głos. 
- Przysięgam jak tylko się obudzisz skopię ci dupę - od razu wiedziałam, że to Federico - I tym raz tak porządnie - dodał, a w jego głosie wyczułam gniew, który miał za zadanie zamaskować jego smutek. Ta cała sytuacja nie tylko mnie wyniszcza, ale także Federico - I nawet sobie nie myśl, że możesz tak zwyczajnie przyjść do mnie we śnie i się pożegnać - warknął. Czyli nie tylko w moim śnie był i mówił, że nie wróci. Zakryłam sobie usta dłonią, aby się nie rozpłakać. Boję się, że to prawda - Masz się wybudzić, jasne? - kontynuował swój monolog - Jestem tutaj ja, rodzice, twoi przyjaciele i co najważniejsze Violetta, czekamy na ciebie - słyszałam jak wziął głęboki oddech - Właśnie Violetta, ona wciąż na ciebie czeka bracie. Tak bardzo Cię kocha. Pamiętasz jak kiedyś opowiadałeś o niej i waszej przyszłości. Miałeś wszystko rozplanowane. Mieliście zamieszkać razem na studiach. Chciałeś się jej oświadczyć po ich skończeniu. Nawet już miałeś plan w jaki sposób. A ty teraz zamiast go realizować leżysz w tej śpiączce i sprawiasz, że ona cierpi tęskniąc za tobą - moje serce na jego słowa zabiło szybciej, a łzy swobodnie spływały po policzkach. Chciał mnie się oświadczyć. To znaczy, że tak samo jak ja myślał o nas poważnie - Niszczysz ją Leon. Ty, który tak zarzekał się, że zabije każdego, kto zrobi jej krzywdę - westchnął głośno - Ona nie jest już tą samą twoją Violettą - załkałam słysząc jego ostatnie słowa. Nikt od tak dawna nie nazywał mnie jego. Chciałabym znowu usłyszeć jak nazywa mnie swoją dziewczyną. Jak mówi, że jestem tylko jego i już zawsze będę. Usłyszał mój płacz, bo odwrócił się gwałtownie w moją stronę - Nie wiedziałem, że tutaj jesteś - spuścił głowę i wstał z miejsca, a je dopiero wtedy spostrzegłam, że Leon jest podłączony do aparatury, która kontroluje jego oddech. Niemal podbiegłam do łóżka i chwyciłam za jego dłoń czując w oczach łzy.
- Co się stało? - wyjąkałam przez łzy nie patrząc na Federico, tylko wpatrując się w bladą twarz Leona. Z jego strony usłyszałam głośne westchnięcie.
- Przestał samodzielnie oddychać - wyszeptał raniąc moje serce. Przez tak długi czas nie był podłączony do tej przeklętej aparatury. A teraz kiedy za niecałe dwa tygodnie mam walczyć o jego życie on przestaje samodzielnie oddychać. Czułam jak moje serce pęka. Mocniej ścisnęłam dłoń Leona i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.
***
Wiedziałam, że przeglądanie naszych wspólnych zdjęcie nie wniesie nic dobrego do mojego samego poczucia, ale nie sądziłam, że to będzie aż tak boleć. Tak jakby ktoś rozrywał mi serce. Kawałek po kawałku. Wyrywał i każdy osobny kawałek rozrywał jeszcze bardziej. Już nawet nie trudziłam się aby zetrzeć łzy z policzka. Moja bluzka jak i spodenki są już mokre od łez. Ale mało mnie to obchodzi. Szczerze nic mnie już nie obchodzi oprócz niego. Z każdym kolejnym dniem, z którym zbliżamy się do rozprawy moje serce cierpi. Dlaczego mam dziwne wrażenie, że przegram i tym samym stracę swoje miłość. Jedno wiem na pewno. Jeżeli pozbawią go życia, zrobią to samo ze mną. Oddałam mu swoje serce, swoje myśli, swoje szczęści i swoje życie. Wplotłam dłonie w swoje włosy i zamglonym wzrokiem rozejrzałam się po łóżku, na którym był pełno naszych wspólnych zdjęć. Miałam ochotę wybuchnąć płacze, ale nie potrafiłam, bo płakałam przez cały czas. Nie miałam już siły zanosić się płaczem.
Od wczoraj moje serce bije jak oszalałe, a w brzuchu odbywa się totalna rewolucja rozrywającego mnie szczęścia. Uśmiechnęłam się do siebie, a po chwili moja dolna warga została przygryziona przez zęby. Nie wierzę, że zaledwie kilka godzin temu na tych ustach spoczywały te idealne wargi Leona. Pocałował mnie. W końcu spełnił moje skryte marzenie i mnie pocałował. Zaśmiałam się cicho pod nosem i zamknęłam swoją szafkę. Odwróciłam się aby udać się do klasy, ale przeszkodziła mi czyjaś sylwetka. A raczej jego sylwetka. Stał przede mną i wpatrywał się we mnie z szerokim uśmiechem i tym swoim błyskiem w oczach. 
- Witaj, Viola  - odezwał się jako pierwszy przerywając tą przyjemną ciszę, ale słyszeć jego głos jest jeszcze bardziej przyjemniejsze. Schylił się i złożył na moim policzku delikatny pocałunek, a następnie złapał za moją bransoletkę na nadgarstku i zaczął się nią bawić jak zawsze. Czując jego ciepły dotyk na mojej skórze mocniej zacisnęłam dłoń na książce. Uśmiechnęłam się do niego nie mogąc nic powiedzieć, bo jego oczy w tej chwili mnie hipnotyzowały. Zbliżył się jeszcze bardziej do mnie i zdecydowanym ruchem chwycił mnie za dłoń. Speszyłam się trochę, bo nigdy wcześniej nie trzymał mnie za dłoń na korytarzu w szkole. Splótł nasze dłonie i ponownie posłał mi swój uśmiech. Ta chwili była tak cudowna, że czułam się jak jakaś księżniczka z bajki. I w tej chwili kolega Leona przerwał nasz moment wołając go. Brunet odwrócił się w jego stronę i kiwnął, że zaraz przyjdzie. 
- Świetnie się wczoraj bawiłam - oznajmiłam kiedy jego wzrok z powrotem na mnie spoczął. Zrobił krok w moją stronę i jego druga dłoń założyła mi za ucho niesforny kosmyk włosów. 
- Wiem, bo ja też - powiedział skanując moją twarz. Ścisnął mocniej moją dłoń kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Miałam ochotę jęknąć z niezadowolenia, ale się powstrzymałam. Spędziłam z nim wczoraj cały dzień i wieczór, ale wciąż mi mało i chce więcej - Odprowadzę cię - stwierdził i już chciał się ruszyć, ale go zatrzymałam ciągnąć za rękę. 
- Mam teraz okienko - oznajmiłam wpatrując się w jego oczy. Uśmiechnął się do mnie i zbliżył jeszcze bardziej, po czym ujął moją twarz w swoją wolną dłoń i schylił się aby pocałować mnie w usta - Ludzie się patrzą - szepnęłam skrępowana. Jestem nieśmiała jeżeli chodzi o całowanie czy trzymanie się za rękę w miejscy publicznym. Zwłaszcza jeżeli chłopakiem jest Leon, którego zna każdy w tej szkole. I ewidentnie wszyscy, który są z nami na korytarzy wpatrują się w nas. 
- Niech patrzą - wzruszył ramionami - I niech wiedzą, że jesteś moją dziewczyną - dodał po chwili wywołując u mnie szybsze bicie serca. Spojrzałam w jego oczy, a jego twarzy była w tej chwili kilka centymetrów od mojej. 
- A jestem nią? - zapytałam niepewnie. Zapytałam tylko dlatego, że chciałam to usłyszeć jeszcze raz z jego ust. Uśmiechnął się do mnie ponownie i kiwnął twierdząco głową. 
- Tak, jesteś moją dziewczyną Violetta - wyszeptałam w moje usta. Mimowolnie na twarzy pojawił mnie się uśmiech. Spojrzał głęboko w moje oczy i kciukiem pogładził mój policzek - Moją - dodał i nie czekając dłużej pocałował mnie na oczach wszystkich uczniów, którzy znajdowali się w pobliżu. Czułam jak mój żołądek zrobił kilka fikołków, a serce zaczęło tańczyć i krzyczeć ze szczęścia. 
W tej chwili coś we mnie wstąpiło. Moje serce krwawiło a dusza umierała. Gwałtownie wstałam z łóżka zrzucając na ziemię kilka zdjęć. Oczy niesamowicie piekły mnie od zbierających się łez. Podeszłam do komody i wściekła jednym ruchem zrzuciłam wszystko co się na niej znajdowało. Nie panowałam nad sobą w tej chwili. Po moich policzkach spływały łzy, a ja czułam ochotę aby wszystko rozwalić, co stało mi na drodze. Chwyciłam za gałki od szuflad i już po chwili każda szafka wylądowała na podłodze z hukiem. Mam dość. Chce przestać czuć tą cholerną tęsknotę za nim. Chce żeby się obudził, usiadł przy mnie i przytulił. Chce czuć jego obecność przy sobie, chce mieć go obok i cieszyć się każdą chwilą spędzoną z nim. Złapałam w ręce wazon i z wściekłością rzuciłam go o ścianę robiąc przy tym hałas. Szkło rozsypało się po podłodze, a ja czułam się właśnie jak te odłamki. Czułam się bez niego rozbita. Pozbawiona życia i chęci do wszystkiego. Jednym ruchem kopnęłam krzesło stojące przy biurku, a następnie z trudem rzuciłam je w stronę szafy, a której po chwili zaczęłam wyrzucać wszystkie ubrania.
- Violetta dość! - nawet krzyk mamy, która weszła do pokoju nie uspokoił mnie. Chwyciłam ponownie krzesło i z całej siły rzuciłam nim w stronę stojącego lustra. Dźwięk tłukącego się lustra napełnił mnie jeszcze większą złością przypominając sobie jak stałam przed nim, a Leon otulał mnie swoimi ramionami. Przewróciłam szkielet, która została po lustrze. Chce znowu poczuć te motylki w brzuchu kiedy mnie przytulał. Chce czuć to ciepło w środku kiedy na mnie patrzy. Chce uśmiechać się na jego widok. Chce śmiać się z jego żartów. Chce z nim być. Niespodziewanie poczułam jak ktoś oplata mnie ramionami  od tyłu i mocno do siebie przytula. Nie chce tego. Nie chce tych ramion. Za wszelką cenę próbowałam się wyrwać.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam i czułam jak zdzieram sobie gardło. Wybuchłam płaczem wciąż się szarpiąc, aby za wszelką cenę się wyrwać i rozwalić wszystko dookoła.
- Uspokój się - rozpoznałam głos mojej mamy, ale to nic nie pomogło. Mocniej zacisnęła swój uścisk i można powiedzieć próbowała mnie do siebie przytulić. I wtedy mój wzrok powędrował na zdjęcia Leon, wokół którego było pełno szkła i kawałek rozbitego lustra. Zatrzymałam się w bezruchu i trzęsąc się z nerwów wpatrywałam się w jego uśmiechniętą twarz - Violetta, to nie zdrowe - wyszeptała mama, ale jej słowa w ogóle do mnie nie docierały. Osunęłam się na podłogę prawdopodobnie kalecząc sobie kolana kawałkami szkła. Nie mam już siły. Czuję się wykończona. Fizycznie i psychicznie. Moja szczęka trzęsła się od ciągłego płaczu, a oczy zapewne były tak czerwone jak nigdy. Poczułam jak mama łapie mnie za ramiona i próbuje podnieść. Sięgnęłam ręką po jego zdjęcie i wtedy moja rodzicielka postawiła mnie do pionu. Niedługo trafię do zakładu psychiatrycznego. Zamknął mnie w czterech ścianach i odizolują od wszystkiego - Matko. Jak ty schudłaś. Ile ty ważysz Violetta? - mówiła słowa, które nie interesowały mnie kompletnie. Ponowie rozpłakałam się nie mogąc oderwać wzroku od jego zdjęcia. Czułam jak odwróciła mnie twarz do siebie i zapewne skanowała moją sylwetkę - Violetta. Ocknij się - potrząsnęła mną, a w jej głosie wyczułam strach. Powoli podniosłam na nią spojrzenie i wtedy dostrzegłam jej łzy oraz strach w oczach. Też czuję strach. Boję się, że stracę nadzieję, że stracę siebie, że stracę jego.
- Chce do Leona, mamo - wyszeptałam resztkami sił i spojrzałam w jej oczy. Bolała mnie głowa. Od płaczu. Od tęsknoty. Od strachu. Od mojego wybuchu. Od życia bez niego. Przymknęłam oczy i czułam, że za chwilę stracę przytomność. Ale zamiast tego poczułam oplatające mnie ramiona.
***
Trzymał mnie za rękę. Stał obok mnie. I milczał wpatrując się w krajobraz przed sobą. Nie chciałam przerywać tej chwili. Nie chciałam słyszeć jak ponownie się ze mną żegna. Tym bardziej, że za siedem dni jest rozprawa. Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je powoli.
- Nie zostawiaj mnie samej Leon - odezwałam się mimo iż miałam tego nie robić. Odwrócił się w moją stronę, a jego twarz była bez wyrazu. Pokiwałam przecząco głową mając w oczach zły. Chwyciłam jego drugą dłoń i spojrzałam mu głęboko w oczy - Obudź się. Zrób to dla mnie. Nie wytrzymam już dłużej bez ciebie - mówiłam, a na jego twarzy pojawił się smutek - Jeżeli mnie zostawisz zwariuję. Odeślą mnie do zakładu psychiatrycznego, albo skończę ze sobą -  wyszeptałam zbliżając się do niego. I ku mojemu zaskoczeniu w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie potrafię - powiedział załamanym głosem - Nie mam na tyle siły, aby do ciebie wrócić - dodał ściskając moją dłoń - Na prawdę nie chcę cię zostawiać, ale nie potrafię nic zmienić - westchnął. Pokiwałam przecząco głową nie zgadzając się z jego słowami.
- Wierzę w Ciebie, Leon - odzyskałam nadzieję, która powoli ulatniała się ze mnie - Wierzę, że wkrótce się obudzisz i znowu będziemy razem. Zamieszkamy w jakimś małym mieszkaniu. Będziemy jadać razem śniadania, zasypiać i budzić się obok siebie. Zaplanujemy naszą przyszłość razem. Pamiętasz jako Violetta i Leon. Razem. Nigdy osobno - mówiłam wpatrując się w jego oczy. Widziałam w niech jego miłość do mnie, ale także ból, który się w nich czaił - Chce za ciebie wyjść. Chce mieć z tobą dzieci i razem z Tobą patrzeć jak dorastają. Dzielić z tobą poduszkę. Budzić się obok ciebie i patrzeć w Twoje oczy. Zaparzać ci codziennie rano kawę. Chce z Tobą być. Chce żyć z Tobą, Leon - jęknęłam zrozpaczona. Tak bardzo tego pragnę, że na samą myśl, że tego mogłoby nie być odechciewa mnie się oddychać - Kocham Cię. Tak, bardzo cię kocham. Nie możesz mnie zostawić. Wierzę w Ciebie, zawsze w ciebie wierzyła i zawsze będę. Jesteś moim Leonem. Moim światem, moim promyczkiem słońca, moim oddechem, moim wszystkim - po moim policzkach spływały łzy - Zrób to dla nas. Naszej przyszłości. Proszę - wyszeptałam i zbliżyłam się do niego, aby go pocałować zanim zniknie. To sen. I jego usta nie są takie jak w rzeczywistości, ale w końcu mogę to zrobić.
- Będę - po moich uszach rozeszło się echo tego słowa. A on zniknął jak za każdym razem. Na moje twarzy pojawił się nikły uśmiech. 
***
- Po co tutaj przyszłaś? - usłyszałam zdenerwowany głos Federico. Odwróciłam wzrok od twarzy Leona i przeniosłam go w stronę drzwi, w których stała matka chłopaków i sam Federico. Wściekłym wzrokiem wpatrywał się w swoją matkę i widać, że zaciskał dłoń w kieszeni swoich spodni.
- Nie rób cyrków, Federico - warknęła w jego stronę i pchnęła go, aby móc swobodnie wejść do sali szpitalnej. Zmierzyła mnie wzrokiem, a następnie przeniosła spojrzenie na łóżko, na którym leżał Leon. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek tutaj przyjdzie.
- Zmieniłaś zdanie odnośnie uśmiercenia swojego syna? - zadał pytanie ostrym tonem Federico podchodząc do nas bliżej. Widziałam kątem oka jak kobieta zaciska szczękę ze złości.
- Nie ma już nadziei dla niego - westchnęła. Jak Leon ma się obudzić skoro wszyscy oprócz mnie i Federico w niego zwątpili. Brakuje mu wsparcia i siły do walki.
- Nie mów tak! - warknął Federico na swoją matkę. I tym razem nie mam do niego żalu, że nie zachowuje szacunku. Kobieta westchnęła głośno na jego słowa - Dlaczego nie możesz w niego uwierzyć? - zapytał twardo - Jest twoim synem! - krzyknął wściekły. On także już ma dość, ale mimo to się nie poddaje.
- Dobrze wiesz, że kocham Leon, ale...
- To uwierz w niego! - przerwał jej ponownym krzykiem. Odwróciła wzrok w jego stronę ze smutkiem na twarzy - Zostało sześć dni do rozprawy. Uwierz w niego chociaż do tego czasu - jego ton złagodniał i zmienił się niemal w proszący - Może on właśnie tego potrzebuje żeby w końcu się wybudzić - mówił, a jego głos zadrżał - Jak ma walczyć skoro własna matka postawiła na nim krzyżyk - dodał, a na końcu jego głos się załamał. Kobieta stojąca obok mnie przymknęła oczy, a po jej policzkach popłynęły łzy - Za każdym razem kiedy wsiadła na motor martwiłaś się o niego. Nie spałaś po nocach kiedy nie wracał do domu, a teraz chcesz go zabić - dopowiedział.
- Nie prawda - wyszeptała przez płacz.
- To własnie chcesz zrobić. Chcesz go zab...
- Nie chce tego! - przerwała krzykiem - Chce żeby wrócił do domu i znowu z nami był, ale nie mam już siły walczyć za niego - dodała i ocierając łzy z policzka wyszła z sali. Przymknęłam oczy czując smutek. Wszyscy mamy dość tego co się dzieje, ale to nie oznacza, że mamy się poddać.
***
Wpatrywałam się w siedzącego przede mną Federico, który jak ja wyglądał jak cień człowieka. Nie sypiam po nocach. Praktycznie w ogóle nie jem, a czas spędzam w szpitalu przy łóżku Leona. Nie potrafię inaczej funkcjonować z myślą, że za cztery dni jest rozprawa, a on wciąż leży w śpiączce i na dodatek w oddychaniu pomaga mu maszyna.
- Odezwij się przeraża mnie ta cisza - westchnął Federico. Wpatrywał się w swoją szklankę z napojem gazowanym, a dłonią bawił się swoimi kluczami do samochodu - Zadzwoniłem do ciebie, bo chciałem wyrwać się z domu. Od tej ciszy i uczucia pustki - dodał ze smutkiem w głosie. Mam podobnie. Też chciałbym się pozbyć tej pustki w sobie. I znowu zapanowała między nami ciszy. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy nawet z Federico. Chciałam posiedzieć i pocierpieć w samotności - Boisz się? - zapytał. Najwidoczniej on potrzebował rozmowy. Podniosłam na niego spojrzenie - Boisz się tej rozprawy? - dopowiedział widząc moje zdezorientowanie. Wzięłam głęboki oddech i zmarszczyłam brwi wpatrując się w swoją szklankę z sokiem. Czy ja na prawdę obawiam się rozprawy? Czy boję się zasiąść na sali rozprawy? Nie. To nie jest to czego się boję.
- Nie boję się rozprawy - odezwałam się po raz pierwszy od kilkunastu minut. Wyczułam na sobie jego zdziwione spojrzenie - Najbardziej boję się utraty Leona, kogoś kto potrafił nadać mojemu życiu sens - powiedziałam nie podnosząc na niego wzroku - On zawsze wytrwale stał obok i ani myślał ruszyć się o krok. I dzięki temu jego obecność stała się dla mnie jak tlen. Jego dotyk, zapach, spojrzenie stały się nieodłącznym elementem mojego życia - mówiłam to co czułam - Być może brzmi to jak banał z taniej telenoweli, ale taka jest prawda - westchnęłam i zaczęłam bawić się swoją bransoletką, którą swoją drogę mam od Leona - Boję się tej samotności, tej pustki nie do wypełnienia kiedy go zabraknie. Nie da się tak po prostu zapomnieć kogoś takiego jak Leon. Byłam z nim tak długo, dawał mi siłę, z czasem stał się dla mnie wszystkim, co mam, za co gotowa jestem oddać życie - czułam w oczach łzy, ale nie przejmowałam się tym nawet jeżeli siedzieliśmy w barze i ludzie spokojnie mogli mnie zobaczyć - Jego nagły brak jest nie do zniesienia, a ból po jego utracie jest wstanie zabić we mnie wszystkie nadzieje - mój głos się łamał z każdym wypowiedzianym słowem. Poczułam na dłoni jego dotyk i momentalnie podniosłam na niego wzrok. W jego oczach także dostrzegłam łzy. Oboje cierpimy tracąc go. I w tym momencie jego telefon zadzwonił. Wyciągnął telefon i zmarszczył brwi patrząc na ekran. Przeciągnął palcem i odebrał połączenie. Już początkowo zdziwiła mnie jego reakcję na dzwoniącą osobę, ale dopiero jego szok podczas rozmowy zasiał we mnie odrobinę strachu. Moje serce momentalnie zwiększyło swój rytm, a ręce zatrzęsły się ze strachu. Przełknął głośno ślinę i rozłączył połączenie. W jego oczach dostrzegłam zarys łez.  Moja dłoń powędrowała na usta, a w oczach pojawiły mnie się łzy. Nie chce tego słyszeć. Zaczęłam się trząść w środku - Zaczął znowu samodzielnie oddychać - powiedział.
***
Nie mam pojęcia ile już tutaj stoję. Wpatruję się w drzwi jak jakaś niezrównoważona psychicznie, ale nie mam odwagi tam wejść i jednocześnie nie chce tego nie robić. Przyszłam tutaj aby porozmawiać z Federico, ale drzwi do pokoju Leona zatrzymały mnie. Boję się tam wejść. Pamiętam ten pokój jako jego królestwo, a sama myśl, że jest on całkowicie pusty przyprawia mnie o ból serca. 
- Violetta - przymknęłam oczy słysząc swoje imię z usta jego ojca. Jestem mu wdzięczna, że tutaj przyszedł, bo gdybym tam weszła zrobiłabym sobie krzywdę.  Odwróciłam się powoli w stronę mężczyzny i odchrząknęłam cicho, chcąc się pozbyć guli w gardle - Przyszłaś do Leona? - zapytał spokojnie wpatrując się we mnie. Czy ja naprawdę usłyszałam jego imię? Czy to są moje halucynację czy piękna rzeczywistość? Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc.
- Słucham? - odezwałam się oszołomiona. Przyjrzał mnie się uważnie i włożył ręce do kieszeni spodni po czym podszedł do mnie bliżej.
- Zapytałem czy przyszłaś do Federico? - powiedział z przymrużonymi oczami. Czyli to tylko moja chora wyobraźnia robi sobie ze mnie żarty. A już narodziła się we mnie jakaś cicha nadzieja, że to wszystko  było tylko koszmarem. Wplotłam dłonie we włosy i ponownie przymknęłam oczy. To wszystko mnie wykańcza. A na dodatek powrócił ten przeklęty ból głowy. Moje dłonie przeniosły się na skronie, które zaczęłam masować chcąc jakoś zmniejszyć ból głowy. Nie chce już dłużej cierpieć. Jeżeli wynik rozprawy będzie negatywny przysięgam, że nie wytrzymam i skończę ze sobą. Będę egoistką. Nie pomyślę jaką poczują się rodzice czy moi znajomi. Skończę ze sobą, bo chce odczuć ulgę w tym całym cierpieniu. W pewnym momencie poczułam niesamowity ból w całym ciele. A do moich uszu dotarły jakieś rozmowy dwójki osób. 
- Nakryłeś do stołu? - głos tej kobiety był identyczny do mojego. Odwróciłam się zdezorientowana i wtedy dostrzegłam siebie. Zawzięcie wpatrywałam się w plecy nieznanego mi mężczyzny, który stał naprzeciwko tamtej mnie. Czy to już jest ten czas kiedy zwariowałam. 
- Oczywiście kochanie - przełknęłam głośno ślinę słysząc męski głos. Chciałam podejść bliżej i ujrzeć twarz tego mężczyzny, ale nie potrafiłam się ruszyć - Nie denerwuj się tak - zaśmiał się, a jego śmiech przyprawił mnie o dreszcze - To tylko zwykła kolacja - dodał i pewnym siebie krokiem podszedł do tamtej dojrzalszej mnie po czym objął ją swoimi ramionami. 
- To nie jest zwykła kolacja - zaprzeczyła jego słowom i uśmiechnęła się do niego. Mimo iż stałam kilka metrów dalej dostrzegłam w swoich oczach dobrze znany mi błysk - Dzisiaj powiemy naszym rodzicom o tym, że spodziewamy się dziecka - uśmiechnęła się. Moje serce zabiło mocniej. Czy to jest fragment z mojej przyszłości? Mężczyzna pocałował tamtą mnie w czoło i ponownie mocno do siebie przytulił. Dlaczego nie mogę dostrzec jego twarzy? Nie potrafię rozpoznać do kogo należy głos mężczyzny. A nie chce żadnego innego mężczyzny obok siebie w przyszłość oprócz Leona. 
- Ucieszą się. Jestem tego pewien - pocieszył mnie i zaśmiał się pod koniec, a na mojej skórze ponownie pojawiła się gęsia skórka. 
- Violetta! - czyjś krzyk zmusił mnie do otwarcia oczu, a po chwili poczułam delikatne klepanie po policzku. Zamrugałam kilka razy i mój wzrok się wyostrzył. Przed sobą dostrzegłam zmartwionego Federico oraz Pana Verdasa. Moja głowa wciąż nieznośnie pulsowała, a do tego bolała mnie każda część ciała.
- Co się stało? - zapytałam i nie poznawałam swojego głosu. Był zachrypnięty i słaby, prawie ledwo słyszalny. Odchrząknęłam cicho, aby zabrzmieć normalnie, ale to chyba nic nie pomogło. 
- Zemdlałaś - wyjaśnił siedzący obok mnie Federico po czym położył mi dłoń do czoła - Jadłaś coś dzisiaj. Jesteś strasznie blada - stwierdził wpatrując się we mnie. Nie miałam siły odpowiedzieć dlatego pokręciłam przecząco głową. Od dłuższego czasu mało jadam, a praktycznie w ogóle. Nie mam chęci do jedzenie i nic nie przechodzi mi przez gardło. 
- Musisz natychmiast coś zjeść, bo inaczej się wykończysz - odezwał się mężczyzna patrząc na mnie karcącym wzrokiem. Westchnęłam głośno i z powrotem przymknęłam oczy, a po policzkach spłynęła mi pojedyncza łza. 
- Może tak byłoby lepiej - wyszeptałam wplatając dłonie we włosy. W jednej chwili poczułam jak czyjeś ramiona mnie oplatają. Po zapachu rozpoznałam, że to Federico. Jest jedyną osobą, na którą na prawdę mogę liczyć. 
***
Przez cały czas chodzą mi po głowie słowa ojca chłopaków. Wykończę się jeśli nie będę jadła i dbała o siebie, ale to może dobrze. Mniej bym cierpiała gdyby mi go odebrali. W końcu mogłabym się z nim spotkać i być przy nim. Powoli wstałam ze swojego krzesła i wpatrując się przed siebie wyszłam z kuchni nie zwracając uwagi na słowa mamy, że nic nie zjadłam. Nie chce jeść. Nie chce oddychać. Nie chce żyć. Nie chce jeśli mam to wszystko robić bez niego. Czułam się jak zahipnotyzowana. Nie myślałam w tej chwili tylko szłam tam gdzie prowadziły mnie nogi. Chciałam w końcu odczuć chwilową ulgę od bólu, tęsknoty i tego wszystkiego. Stanęłam przed drzwiami do łazienki i jednym ruchem otworzyłam je. Zrobiłam jeden niepewny krok do przodu, a za nim kolejne. Nie mam pojęcia co robię, ale coś w środku każe mi tak postępować. Moje serce umiera bez niego i rozum dobrze o tym wie. Zamknęłam za sobą drzwi i bez namysłu podeszłam do szafki pod zlewem. Dobrze wiem, że tato trzyma tutaj żyletki do swojej maszynki. Drżącą dłonią wyciągnęłam jedną i wpatrywałam się w nią pustym wzrokiem. Usiadłam na zimnych kafelkach i oparłam się plecami o wannę. Obracałam w palcach metalowy przedmiot, który na pewno uwolni mnie od tego cierpienia. Poczułam na policzkach łzy, ale one już mi nie pomagają. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu nabierając głęboko powietrza.  
- Cholernie tęsknię, Leon - wyszeptałam mając nadzieję, że w jakiś magiczny sposób on to usłyszy. Zacisnęłam mocniej palce na żyletce, ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam ze sobą skończyć, bo tkwiła we mnie nadzieja, że będę z nim jeszcze szczęśliwa na tym świecie. Odłożyłam metalowy przedmiot obok siebie i podkuliłam nogi pod brodę oplatając je swoimi ramionami. Ułożyłam podbródek na swoich kolanach i wpatrywałam się przed siebie pustym wzrokiem. 
- Viola! - krzyk mamy nie zrobił na mnie wrażenia, a tym bardziej jej sylwetka w drzwiach od łazienki. Nie obchodzi mnie, że zobaczy mnie w tym stanie, że ujrzy leżącą obok mnie żyletkę. 
- Zostaw mnie samą - wyszeptałam a po moich policzkach płynęły łzy, których już nie potrafię powstrzymywać. 
- Potrzebujesz pomocy - stwierdziła i mimo iż na nią nie patrzyłam wiedziałam, że podeszła do mnie i usiadła obok zabierając ode mnie żyletkę. Objęła mnie mocno ramionami, ale ja wciąż siedziałam niewzruszona. Nic mnie już nie obchodzi. Pokiwałam przecząco głową na jej słowa.  
- Potrzebuję Leona - wyszeptałam tracąc powoli jakiekolwiek siły do mówienia. Chciałbym zasnąć i obudzić się w innym świecie, w którym byłabym z nim. Okłamywałam rodziców, przyjaciół a nawet siebie samą, że daję sobie radę z tym wszystkim a prawda jest taka, że jestem pusta w środku. Poczułam jak mama gwałtownie podnosi mnie do góry, abym stanęła na swoich nogach. 
- Spójrz na siebie - powiedziała twardo stawiając mnie przed lustrem. Momentalnie zamknęłam oczy nie chcąc na siebie patrzeć - Zobacz co ze sobą robisz - dodała i słyszałam w jej głosie złość. Spuściłam głowę wciąż mając zamknięte oczy - Potrzebujesz pomocy psychologa, aby cię z tego wyciągnął - oznajmiła ściskając mocniej moje ramiona. Syknęłam z bólu, bo ten gest zabolał mnie bardziej niż zwykle. Czułam jak jej dłonie miażdżą mi kości. Jednak ból fizyczny nie był tak mocny jak psychiczny. 
***
Dzisiejszy dzień był koszmarny. Od rana siedziałam przy Leonie i serce niesamowicie mi biło widząc go ponownie bez tych maszyn. Jednak musiałam na chwilę wyrwać się z tego wszystkiego i zaczerpnąć świeżego powietrza. Ale nie przewidziałam, że dzisiejszego dnia jest tak duszno. Usiadłam sobie wygodnie na trawie w pobliżu jeziora, przy którym siedziałam z Leonem. Nabrałam głęboko powietrza, a w mojej głowie zaczęły brzęczeć słowa, że zostały dwa dni. Przez tą myśl wszystko zaczęło mnie boleć. Każdy mięsień, każda komórka w ciele i każdy narząd w ciele, a najbardziej serce. Sądziłam, że po tym ostatnim śnie z nim on się wybudzi. Zrobiłam sobie nadzieję i ponownie się zawiodłam.
- Violetta? - tak bardzo chciałabym aby ten głos należał do niego. Przymknęłam oczy i z całych sił starałam się zignorować ten okropny ból w klatce piersiowej - Dawno cię nie widziałem - stwierdził nieproszony towarzysz i już po chwili poczułam jego obecność obok siebie. Nie musiałam patrzeć, bo dobrze wiedziałam, że to ten chłopak z uczelni. Poznałam go po perfumach, których zapach odrobinę mnie drażnił - Nie chodzisz na zajęcia - stwierdził, na co miałam ochotę prychnąć i powiedzieć, że to nie jego sprawa i niech sobie pójdzie jak najdalej ode mnie. Na jego słowa westchnęłam tylko i nie odzywałam się - Znowu widzę cię smutną - stwierdził i nachylił się trochę do przodu, a następnie przyjrzał się mojej twarzy. 
- Tylko smutną? - zapytałam słabym głosem - Bo ja sama osobiście czuję się jakbym była martwa - dodałam nie patrząc na niego tylko na jezioro przede mną. Poczułam jak przybliżył się do mnie, ale nie zwracałam na to uwagi, bo mój świat z każdą kolejną godziną się kończy. 
- Nie możesz tak mówić - powiedział spokojnym tonem, a jego dłoń wylądowała na moim kolanie. Nawet nie mam siły na strącenie jej. Nic mnie nie obchodzi. Nawet jego obecność obok - Jest teraz z tobą ciężko, ale pozbierasz się - próbował mnie pocieszyć. Prychnęłam na jego tandetne słowa. On nie ma pojęcia jak się w tej chwili czuję. Jak źle jest ze mną - To nie koniec świata - dodał czym mnie zdenerwował. 
- Dla mnie to jest koniec świata - warknęłam i zacisnęłam mocniej dłonie - Nikt nie potrafi mnie zrozumieć - szepnęłam jakby sama do siebie. Czuję, że moje serce bije już na ostatkach sił - Moi rodzice chcą mnie wysłać do psychologa, bo jest ze mną coraz gorzej, bo staję się wrakiem człowieka - powiedziałam na jedynym wdechu, bo poczułam lekki ból w klatce piersiowej - A oni nie rozumieją, że ja po prostu cierpię -  w moich oczach pojawiły się łzy - Oni oboje mają swoją miłość przy sobie, w przeciwieństwie do mnie i nie wiedzą jak boli myśl, że w każdej chwili mogą ją stracić - z moich ust w tej chwili wydobywa się jakiś monolog, nad którym nie panuję i nawet nie interesuje mnie do kogo jest on skierowany - Tak jestem młoda i niektórzy twierdzą, że nie wiem czym jest prawdziwa miłość. Ale mylą się. Tak cholernie się mylą, bo ja kocham Leona. Kocham jego wady, jego zalety, jego dziwactwa, jego zazdrość, kocham jego całego. I to nie jest chwilowa miłość, bo znam go na wylot. I choćby nie wiem jak bardzo mnie zdenerwował czy zranił nie potrafiłabym od niego odejść. Nie potrafiłabym żyć bez niego - wyznałam. Świat musiałby się skończyć żebym przestała go kochać, a jestem pewna, że nawet wtedy bym tego nie zrobiła - On jest moim jedynym, bo odkąd nie ma go przy mnie czuję się pusta. Czuję jakbym miała zaraz umrzeć. Zamknąć oczy i nie obudzić się nigdy więcej - nie zwracałam już uwagi na łzy i to, że rozmawiam z nim. 
- A może on wcale nie był ci pisany - jego słowa wywołały we mnie niesamowity ból - Skoro musisz walczyć o jego życie to znaczy, że wasz los nie był ze sobą połączony - mówił, a ja słyszałam tylko jak z każdym jego słowem moje serce rozrywało się na kawałki - Może czeka na ciebie ktoś inny, kto pomoże ci się z tego podnieść i zrozumieć, że to był tylko epizod w twoim młodzieńczym życiu - nie dopuszczałam do siebie tych jego absurdalnych słów. Pokiwałam przecząco głową płacząc chociaż miałam ochotę wstać i nakrzyczeć na niego, ale nie miałam siły - Przeżyłaś z nim wspaniałe chwile, ale to najwidoczniej się już skończyło i powinnaś iść dalej własną ścieżką - kontynuował swoją wypowiedź, którą nawet przez chwilę nie brałam do siebie - Może to, że pojawiłem się w twoim życiu w takim momencie coś znaczy - powiedział i czułam na sobie jego wzrok. On na prawdę to powiedział. Mimo niechęci odwróciłam powoli twarz w jego stronę. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, a jego twarz znajdowała się jakieś dwadzieścia centymetrów od mojej. Wpatrywałam się w jego oczy, ale to nie były te, które chciałam oglądać. To nie był chłopak, którego kochałam, którego pragnęłam i z którym chciałam spędzić resztę życia - Wiem, że to zły moment, ale daj mi chociaż szansę - wyszeptał i bezczelnie zaczął się do mnie zbliżać. Nie wierzę, że on to robi. Patrzyłam na niego obojętnie i jeżeli spróbuje mnie pocałować dostanie w twarz i to nie moją ręką, ale leżącym niedaleko kamieniem. I w tym momencie usłyszałam dźwięk mojego dzwoniącego telefonu. Z obojętnością wymalowaną na twarzy wyciągnęłam telefon, a na twarzy tego chłopaka widziałam złość. Od razu wstałam na równe nogi widzą imię Ludmiły na wyświetlaczu. Ona jest teraz w sali Leona. Moje ręce zaczęły drżeć. Będąc w jakimś oszołomieniu odebrałam, a w oczach od razu miałam łzy. 
- Violetta.. - płacz Ludmiły sprawił, że moje serce krwawiło. Zaczęłam szybciej oddycha, a przed oczami robiło mnie się ciemno. Nie odzywała się tylko słyszałam w słuchawce płacz. Poczułam jak tracę grunt pod nogami, a moja dusza ulatnia się gdzieś daleko ode mnie. Czułam jak moje serce traci rytm i przestaje bić. Upadłam na kolana i przyłożyłam sobie dłoń do ust po czym wybuchałam głośnym płaczem - Musisz tutaj przyjść... - wyjąkała przez płacz. Proszę nie. Z każdą kolejną sekundą kręciło mnie się w głowie i czułam, że zaraz zemdleję i już nigdy się nie obudzę. 
- Cześć kochanie.. - zesztywniałam. Czy ja właśnie...? Czy ja słyszę jego?Umarłam? Czy mam znowu jakieś chore halucynacje? Zwariowałam już do końca? Przełknęłam głośno ślinę i powoli wstałam na proste nogi. Mój wyraz twarzy pewnie teraz wygląda jakbym ducha ujrzała. 
- Leon?- zapytałam szeptem i drżącym od płaczu oraz strachu głosem. Co jeśli to tylko moja wyobraźnia? Co jeśli znowu się zawiodę? Co jeśli jego już nie ma? Skończę ze sobą czy będę żyć zamknięta w czterech ścianach. Wskoczę do tego jeziora i utopię się czy wbiegnę pod jadący samochodu. Co zrobię jeżeli moja wyobraźnia płata mi figle.
- Tak - te słowa były moim życiem. Wybuchłam płaczem, ale tym razem płakałam z innego powodu niż przez cały czas. Od bardzo dawna na moje usta wkradł się niemy uśmiech. Proszę niech to nie będzie sen. Niech to się dzieje na prawdę. Spojrzałam na stojącego przede mną chłopaka, który zdezorientowany wpatrywał się we mnie. Uśmiechnęłam się do niego i jak najszybciej pobiegłam w stronę szpitala. Chce go już zobaczyć. Wiedziałam, że on się wybudzi. Nie wątpiłam w niego ani na chwilę. Wierzyłam w niego i opłacało się mimo, że prawie zwariowałam i wykończyłam się. Nie kłopotałam się aby czekać na windę tylko wybrałam schody. Co z tego, że to kilka pięter. Nie chce tracić ani chwili. Nie przejmuję się, że zaraz zemdleją ze zmęczenia. On jest ważniejszy. Jest najważniejszy. Czułam jak zaraz wypluję płuca z wysiłku, ale wiem, że bardziej bym się niecierpliwiła stojąc w windzie. Kiedy dotarłam na odpowiednie piętro brakowało mi powietrza. Mimo to wycisnęłam z siebie resztki siły i pobiegłam pod jego salę. Wręcz wpadłam do pomieszczenia i natychmiastowo zesztywniałam. Leżał tam, a wokół niego stali jego rodzice, Ludmiła i Federico. Zakryłam rękę usta i moje oczy ponownie zalały się łzami. Powoli obrócił głowę i w końcu mogłam dostrzec te go jego śliczne szmaragdowe oczy. Z każda sekundą wpatrywania się w niego traciłam oddech i czułam, że zaraz zaniosę się płaczem. Widząc jego dotarło do mnie, że tęskniłam za nim jeszcze bardziej niż to sobie wyobrażałam. Posłał mi delikatny prawie niewidoczny uśmiech, ale ja wciąż nie mogłam się ruszyć bo byłam w szoku, że to dzieje się na prawdę. Tak długo musiałam czekać na ten moment. W końcu moje życie nabierze barw i będzie kompletne. W końcu on znowu w nim będzie.
***
* James Arthur - Say You Won't Let Go
* Adele - Make You Feel My Love
* pozbawienie życie osoby nieuleczalnie chorej i cierpiącej

Już teraz znacie powód dlaczego nie było rozdziału.
Pisałam właśnie to coś powyżej. Zajęło mnie to sporo czasu zwłaszcza, że miałam mało czasu, bo zaplanowałam sobie wakacje aktywnie. A dodatkowo w połowie zmieniłam jeszcze treść, a później ponownie i tak jakoś się to przeciągnęło.
Końcówka miałam być zupełnie inna. W sumie miałam na nią dwa pomysły.
Opcja pierwsza: Violetta miała skończyć ze sobą w tej scenie z łazienką i kilka dni po jej pogrzebie Leon w cudowny sposób miał się obudzić i doświadczyć takiego samego cierpienia jak Violetta kiedy na niego czekała i za nim tęskniła....
Opcja druga: Obudzenie Leona miało być tylko halucynacją Violetty i kiedy dotarłaby do jego sali ujrzałby go nadal będącego w śpiączce, a rozprawa skończyłaby się wynikiem niekorzystnym dla Leona przez co Viola zwariowałaby i jej rodzice wysłaliby ją do szpitala psychiatrycznego...

Ale oczywiście zbyt bardzo uwielbiam Leon i nie mogłam go uśmiercić, a także Violetty. Postanowiłam więc zakończyć to w szczęśliwy sposób. I teraz pisząc ostatnie zdania opowiadania pomyślałam, że jeżeli złapie mnie wena mogłabym napisać jakby drugą cześć, która zaczynałaby się od momentu, na którym skończyłam i przedstawić wam ich dalsze losy. Nic nie obiecuję, bo na razie nie mam konkretnego pomysłu co do dalszej historii. No chyba, że chcecie tylko i wyłącznie szczęśliwą i żyjącą ze sobą tą parę. Ale niestety nie wiem czy znajdę na to czas, bo właśnie zaczęłam klasę maturalną i czeka mnie ciężki rok. Czy moja psychika to wytrzyma?
Miłego czytania i dziękuję za cierpliwość. Oraz ponad milion wyświetleń na blogu! Mniej więcej z tego powodu zaczęłam pisać ten OS<333

23 komentarze:

  1. Ryczę 😭😭😭
    Cudowny 😭😭
    Piękny 😭😭
    Niesamowity 😭😭
    Brakuje mi słów żeby opisać ten rozdział 😭😭
    Jejku , ty masz taki talent że normalnie płaczę tutaj , a na moim biurku już jest mokro od łez 😭😭
    Będę chodziła teraz w szoku przez kolejne tygodnie 😊
    Normalnie wow
    Jestem normalnie w osłupieniu
    Czy to nie sen, że czytam coś tak cudownego ?
    Końcówka bardzo fajna , co ja gadam , jest zajebista jak całość , no i z chęcią przeczytałabym ich dalsze losy po jego obudzeniu 😍
    Pamiętaj , nie ważne jak długo - zawsze poczekamy 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Perełka ��. Cudowny po prostu. Rycze. Nie mogłam sie powstrzymac. Czy musisz mnie az tak wzruszac tymi opowiadaniami?? �� Przez caly czas balam sie tylko jednego- smierci Leona. Balam sie czytac dalej bo myslalam ze bedzie cos co mi sie nie spodoba ze on umrze albo violka bedzie z tym nowym. Ale na szczescie wszystko jest dobrze. Happy end.
    Życze weny kochana ��

    OdpowiedzUsuń
  3. O ludzieeeee!! Płakałam dosłownie, cały czas się bałam że Leon jednak umrze,a tu szok zaskoczenie ALE JAK NAJBARDZIEJ POZYTYWNE!!!!!!!
    Proszę napisz drugą część tego, taką happy, no wiesz jakieś cudowne chwilę, dzidzia, ślubik haha i żeby tamta pijawka zobaczyła jacy są szczęśliwi!
    Naprawdę na to liczę, obyś znalazła czas i napisała drugą część :)))
    Więc życzę Ci czasu i weny :))
    Papa
    Sylvia Blanco

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez cały os plakalam...
    Co ty ze mna zrobilas😭😭
    Mam jutro na 8 do szkoły, a jeszcze siedze i pisze kom pod tym pieknym dzielem...
    Ten os 😍 jest cudiwny 💗💗
    Chyba jeszcze nigdy nie płakałam tak podczas czytania😭😭😍❤
    Pisz kolejna część 👼👼
    Leoj się wybudzil😭
    Cudowny byl ten moment gdy przytoczylas kawałek piosenki ,, Say you wont let go,, kocham ją!❤
    Nawet gdy jej słuchałam pierwszy raz to płakałam, a gdy wkleilas ją do tego qyciskacza łez to juz w ogols 😍😂
    Czekam na kolejna część 😊💕
    Buziaczki 😘😘😍
    MD🔥🔥

    OdpowiedzUsuń
  5. ❤❤❤❤❤❤❤�������� Cudowne Bajeczne Przepiękne ������ Och tak druga część proszę to najpiękniejszy OS Jaki w życiu czytałam ������
    Melania19

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochammmmmmmmmmmm

    OdpowiedzUsuń
  7. cudeńko<3 bajka<3
    czekam na 2 część tego One Shota!:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Kilka razy popłakałam się podczas czytania.
    Niesamowite! N I E S A M O W I T E!
    Napisz drugą część, nie może być inaczej!
    Cudowny jejku♥

    OdpowiedzUsuń
  9. PIĘKNY ������

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW ,tylko tyle mogę napisać... cudo..❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Wsapniały!❤
    Genialny! ❤
    Niesamowity!❤
    Życzę weny na drugą część!:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny Os, jak pięknie napisany ♥️
    Bardzo się wzruszyłam czytając go
    Nadzieja jest bronią i siła , dlatego trzeba wierzyć do końca
    Gratuluje tylu wyświetleń - w pełni zasłużenie
    Klasa maturalna to powazna sprawa (wiem coś o tym) , ale będzie dobrze ;)
    Powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten One shot jest tak piękny że płakałam kilka razy czytając go 😥
    To jak bardzo postarałaś się pisząc go jest nie do pomyślenia ponieważ widać w nim wszystkie uczucia Violetty i nawet Federico. Jest to naprawdę piękne dzieło. I to że zakończyłaś się je w jeszcze piękniejszy sposób jest po prostu cudne ❤ naprawdę dawno nie czytałam tak dobrego one shota 😘

    Z chęcią przeczytam drugą część więc jeśli tylko znajdziesz troszkę chęci i czasu to jestem pewna że nie tylko ja ale i inni którzy przeczytali tą część będą ci bardzo wdzięczny za kolejną.


    Wiem że nauka to nie przelewki więc Zrozumiem jeśli będzie trzeba dosyć długo czekać na kolejny rozdział lub część tego one shota ale mimo wszystko wiem że będzie warto na niego czekać.

    Pozdrawiam całuski.
    Życzę ci dużo weny, dobrych ocen i zdania matury Jak najlepiej będziesz potrafiła. 😘 Przygotuj się na nią bardzo dobrze. Trzymam za ciebie kciuki pa.

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy kolejna czesc?

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć!
    Po prostu nie mam słów, żeby opisać to co w tej chwili czuję. Ten one shot jest naprawdę przepiękny, przez cały czas płakałam. Dobrze, że skończyłas go tak, a nie inaczej, bo taka końcówka jest naprawdę piękna 🌹. Uczy, że zawsze warto wierzyć, nawet jeśli inni już przestali.
    Oczywiście będę czekać na drugą część (jeśli postanowisz ją napisać 💕).
    Tulę,
    Shoshano 😘

    OdpowiedzUsuń
  16. Super!
    A kiedy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny OS
    Masz talent kochana !
    Piękna historia o miłości <3 , wzruszyłam się kilka razy podczas czytania
    Życzę powodzenia w klasie maturalnej
    Powodzenia
    Kinia :**

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej kochana będziesz dodawać jeszcze rozdziały???

    OdpowiedzUsuń
  19. cześć, wiem że może nie przeczytasz tego komentarza bo jednak trochę mineło czasu, ale napiszę Ci coś.
    Super one shot i powiem Ci czytając to czułam się jakbym była z nią i przeżywała to co ona.
    Nie wiem czy napiszesz drugą część ale jak będziesz pisała to proszę napisze z happy endem jak to tutaj. Nie zmieniaj nic. Bo i tak jej życie było na prawdę złe a po co jej więcej krzywd robić?

    OdpowiedzUsuń