środa, 10 lutego 2016

Rozdział 66: Decyzja

Nie lubię patrzeć na krzywdę ludzi. A szczególnie kiedy cierpią osoby, które kocham i są dla mnie ważne. Obserwując jego smutny wyraz twarzy coś ściskało mnie w gardle a do oczu cisnęły mnie się łzy. Chciałabym go w jakiś sposób choć trochę pocieszyć, ale nie mam pojęcia jak. Jednak nic w życiu nie dzieje się bezsensu, nic nie dzieje się bezcelowo. Przymknęłam na chwilę oczy i nabrałam
Powietrza do usta po czym powoli je wypuściłam by opanować swój drżący głos. I kiedy chciałam zacząć rozmowę on spojrzał na mnie tym swoim smutnym wzrokiem a po chwili spuścił głowę i westchnął głośno.
- Wierzę w to że będzie dobrze - odezwałam się, chociaż przypuszczałam, że moje słowa nie pocieszą go za bardzo.
- Natomiast ja wierzę, że wszystko dzieje się po coś - przerwał i spojrzał przed siebie - Ci którzy mnie najbardziej skrzywdzili, byli moimi największymi nauczycielami. Ci którzy mnie oszukiwali, nauczyli jak nie być oszukiwanym i jak się nie dać oszukać po raz drugi i również jak nie krzywdzić innych ludzi - wygłosił swoje myśli wpatrując się zawzięcie w wyznaczony punkt przed sobą i mocniej zaciskając swoje palce na mojej dłoni. W tej chwili stał się dla mnie kimś więcej niż chłopakiem, którego kocham. Dla mnie teraz jest wojownikiem walczącym o swoje szczęście. Tyle razy został skrzywdzony, oszukany i tyle raz ktoś go zawiódł a on mimo to nie załamał się.
Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam głowę o jego ramie mimo iż było to trudne.
- Pamiętaj, że bez walki, bólu i cierpienia, poświęcenia, zaciśnięcia zębów i łez nie da się wiele osiągnąć - mówiłam to co podpowiadał mi rozum i mimo, że miałam zamknięte oczy wiedziałam, a raczej czułam na sobie jego spojrzenie. Ścisnęłam mocniej jego dłoń a następnie otworzyłam oczy i napotkałam się ze spojrzeniem Leona - Więc nigdy się nie poddawaj i walcz o spełnienie marzeń i siebie - dodałam utrzymując z nim przez ten cały czas kontakt wzrokowy. I dopiero wtedy od tych kilku godzin jakie ze sobą spędziliśmy mogłam ujrzeć jego delikatny uśmiech. Pochylił się w moją stronę i kiedy myślałam, że złoży pocałunek na moich ustach on delikatnie z uczuciem ucałował mnie w czoło. Ten czyn odebrałam jako podziękowanie, za słowa, za czyny i za wsparcie jakie ode mnie otrzymuje. Spojrzałam na niego z uśmiechem i mimo zawahania delikatnie musnęłam jego usta swoimi.
- Zapomnij na chwilę o tym, czego się boisz i spróbuj być szczęśliwym - szepnęłam wpatrując się w jego oczy. Tylko tego w tej chwili pragnę. Chce codziennie oglądać jego uśmiech. Słyszeć w jego głosie radość i widzieć w oczach iskierki szczęścia. Nie odpowiedział tylko przytulił mnie do siebie. 
***

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 65: Urazę?

- Przez klika dni będziesz musiał przyjmować tabletki i uważać na to co jesz - oznajmił lekarz stojąc obok pielęgniarki, która zajmowała się odłączaniem mi kroplówki, przez którą podawane miałem leki antyalergiczne. Trwało to trochę czasu, bo aż cztery godziny, ale czuję się już dobrze. Co prawda wysypka na rękach nie zeszła tak od razu, ale przynajmniej żyje i mogę normalne oddychać. Kiwnąłem głową, że rozumiem i opuściłem rękaw mojej koszuli aby zakryć pozostałości po wywołanej alergii. I kiedy lekarz wychodził z sali, w której jeszcze byłem zderzył się z osobą, która wchodziła i, której się tutaj nie spodziewałem.
- Co ty tu robisz? - zapytałem ściszonym głosem, bo moje gardło jest trochę podrażnione i odczuwam ból kiedy coś mówię. Przeprosiła lekarza i od razu podeszła do mnie.
- Wszystko już w porządku? - zignorowała moje słowa i sama zadała mi istotne dla niej pytanie. Złapała mnie za rękę i ścisnęła ją mocno.
- Tak, już jest w porządku - odpowiedziałem patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie i odetchnęła z ulgą - To tylko reakcja alergiczne, nic poważnego - dodałem widząc w jej oczach, że się martwi a raczej martwiła. Pokręciła głową i delikatnie się do mnie przytuliła.
- Niby nic poważnego, ale i tak się martwiłam - wyszeptała układając swój podbródek na moim ramieniu. Po usłyszeniu tych słów na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem? - zapytałem kiedy odsunęła się ode mnie i ulokowała swoje spojrzenie na mojej twarzy. Uśmiechnęła się i już miała odpowiadać, ale uprzedził ją ktoś inny.
- Zadzwoniłem do niej - wtrącił się wchodzący do sali Federico. Włożył ręce do kieszeni swoich spodni i niepewnie spojrzał na nas - Pomyślałem, że powinna wiedzieć skoro jesteście razem, nawet jeżeli to nie było nic poważnego - dodał patrząc na nas a raczej na dłoń Violetty, która ściskała moją. Spuścił głowę i chciał już wyjść z pomieszczenia, ale jakaś część mnie po raz kolejny nie pozwoliła go zignorować.
- Zaczekaj - odezwałem się niezbyt głośno, ale na szczęście usłyszał. Zatrzymał się w progu i spojrzał na mnie pytająco. Wstałem z łóżka, na którym siedziałem i podszedłem do niego - Dzięki - powiedziałem. Nie było to nic specjalnego, ale chciałem, żeby wiedział, że jestem mu wdzięczny. Nie musiał dzwonić do Violetty, ale mimo wszystko to zrobił. Zachował się jak przyjaciel, a ja byłem wobec niego negatywnie nastawiony. Uśmiechnął się prawie niewidocznie w moją stronę i kiedy chciał coś powiedzieć do sali wszedł lekarz.
- Mam tutaj dla ciebie wypis - podał mi kartkę i zerknął na Violettę, która wcześniej się z nim zderzyła - I możesz już iść do domu - dodał uśmiechając się a następnie opuścił pomieszczenie. Zerknąłem przez ramię na siedzącą na krawędzi łóżka Violettę i posłałem delikatny uśmiech. Od razu wstała ze swojego miejsca i uśmiechając się podeszła do nas po czym złapała mnie za rękę. Nie odzywając się wyszliśmy z sali, przed którą czekali rodzice Federico razem z niezbyt zadowolonym Alejandro i przejętą Kate. Kiedy tylko nas ujrzeli od razu podeszła do mnie matka Federico.
- Przepraszam cię, za to ja.. - przerwała i westchnęła głośno po czym spuściła głowę a jej wzrok utkwił na jej dłoniach - Nie wiedziałam, że masz alergię na orzechy, bo skąd mogłam wiedzieć. Zresztą ja nic o tobie nie wiem a uważam się za Twoją matkę - powiedziała łamliwym głosem i dopiero wtedy ponownie podniosła na mnie swój wzrok, w którym można było dostrzec łzy - Prawie Cię zabiłam - szepnęła patrząc mi prosto w oczy po czym starła spływającą po policzku łzę i odeszła. Odruchowo ścisnąłem mocniej dłoń Violetty i zacisnąłem zęby. Widziałem w jej oczach, że żałuje tego co się stało i nie mam na myśli tylko tego dzisiejszego wieczoru. Spojrzałem kątem oka na mojego niby ojca i patrząc na jego twarzy także dostrzegłem żal. Nie odezwał się tylko ze spuszczoną głową poszedł za swoją żoną. W tym momencie nie czułem do nich aż takiej nienawiści, a powinienem.

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 64: Orzechy

- Jesteś na nich zły? - zapytałam ostrożnie obserwując Leona, który siedzi na moim łóżku od kilku minut i patrzy się w podłogę, nerwowo bawiąc się zamkiem od swojej bluzy. Spojrzał na mnie delikatnie przekręcając w moją stronę głowę i westchnął głośno po czym wzruszył ramionami. Jednak mimo to na jego twarzy pojawił się zarys smutku, który mnie dobił jeszcze bardziej.
- Z jednej strony jestem na nich zły, ale z drugiej mam do nich żal, że dopiero teraz chcą mnie w swojej rodzinie - powiedział powracając wzrokiem na podłogę a raczej na swoje dłonie, które wciąż zawzięcie bawiły się zamkiem od bluzy. Położyłam mu rękę na ramieniu i przybliżyłam się do niego. Odwrócił się twarzą do mnie i delikatnie uśmiechnął. Odnalazłam jego rękę i splatając nasze dłonie razem pociągnęłam go w swoją stronę. Obrócił się bokiem do mnie natomiast ja położyłam się na plecach. Niepewnie odchylił się do tyłu i ułożył swoją głowę na moim brzuchu okrytym przyjemnym w dotyku sweterku. Połową leżał na łóżku a jego nogi znajdowały się poza nim. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie i całą swoją uwagę skupiłam na jego twarzy. Ułożyłam rękę na jego torsie, natomiast drugą niepewnie bawiłam się jego miękkimi włosami. Przymknął oczy i zaczął głęboko oddychać. Miałam wrażenie, że dzięki temu uspokoił się. Patrząc na jego unoszącą się klatę piersiową zaczęłam nucić piosenkę, która od jakiegoś czasu bez przerwy chodzi mi po głowie. Co prawda nigdy nie śpiewam, ale teraz słowa tej piosenki idealnie pasują do sytuacji. Może dzięki nim Leon zrozumie, że zawsze może na mnie liczyć, że nie jest sam, że będę przy nim jeśli będzie potrzebował wsparcia i nie tylko, że jeśli zadzwoni do mnie i poprosi o spotkanie, to bez zawahania pójdę i wesprę go. Splótł swoją dłoń z moją, która swobodnie spoczywała na jego torsie i uśmiechnął się delikatnie. Czuję, że z dnia na dzień łączy nas coraz śliczniejsza więź i głębsze uczucie.
- Myślisz, że będę musiał z nimi zamieszkać? - zapytał niespodziewanie czym mnie zszokował. Otworzył oczy i zerknął na mnie. Nabrałam nerwowo powietrza, bo po raz pierwszy nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Nie wiem, Leon - odpowiedziałam szczerze patrząc mu w oczy. Odwrócił wzrok w stronę biurka i westchnął głośno.
- Dlaczego akurat teraz zechcieli o mnie walczyć? - pytał można uznać, że z pretensjami - Nie potrzebuję ich litości  - dodał z westchnięciem. Ścisnęłam mocniej jego rękę nie odzywając się, bo w tym wypadku na prawdę nie wiem co mam powiedzieć. I w tym najmniej odpowiednim momencie do mojego pokoju wparowała Ludmiła. Spojrzała na Leona a następnie na mnie i uśmiechnęła się.
- Czyli nie idziesz z nami na miasto? - zapytała aby się upewnić. Kiwnęłam głową potwierdzając jej słowa i zerkając w stronę Leona spostrzegłam, że on także na mnie patrzy.

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 63: Jesteś moim nowym lepszym początkiem

Popełniłam błąd. Przyznaję się do tego. Mogłam posłuchać rady mojej mamy oraz Ludmiły i nie ubierać dzisiaj spódniczki. Co z tego, że na dworze jest prawie trzydzieści stopni, ale zapomniałam o tym, że wieje strasznie nieprzyjemny chłodny wiatr. Jednak żyję nadzieją, że jak będę już kończyć lekcje to ten wiatr się uspokoi albo będzie wiał w innej części Buenos Aires. Weszłam do szkoły przed czasem i to prawie piętnaście minut więc teraz jestem skazana na siedzenie i czekanie aż Leon przyjdzie do szkoły. W sumie mogliśmy iść razem, ale z tego co wiem to on zawsze wychodzi później ode mnie. Westchnęłam głośno i skierowałam się w stronę swojej szafki, do której mam zamiar wpakować swoje książki i torbę. Do zakończenia tego roku szkolnego zostało pięć dni czyli prościej mówić tylko ten tydzień. I jak teraz o tym pomyślę to zastanawiam się po co ja wzięłam te durne i ciężkie książki a jeszcze bardziej po co przyszłam do szkoły. Zapewne ostatni tydzień  będzie taki, że nic nie będziemy robić tylko siedzieć w klasie i rozmawiać między sobą. Po raz kolejny westchnęłam i ze złością na siebie wpakowałam rzeczy do i tak już zapełnionej szafki. Jak będę ją opróżnić to muszę zabrać ze sobą jakaś wielką torbę i wykorzystać do jej dźwignia Leona. Zawsze tylko wszystko do niej wpycham i nic nie wyciągam więc możecie się domyślić jaka jest w środku. Zastygłam w bezruchu czując, że ktoś za mną stoi. Wstrzymałam oddech i powoli zamknąłem szafkę po czym odwróciłam się w stronę tego kogoś, kto stał za mną i to bardzo blisko. Tak, że czułam jego oddech na swojej szyi.
- Coś nie tak? - zapytał widząc moją przestraszoną minę po czym się cicho zaśmiał. Zacisnęłam szczękę i na chwilę przymknęłam oczy aby się opanować.
- Cześć Leon, czy ty zawsze musisz mnie straszyć? - odezwałam się otwierając oczy a następnie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnął się do mnie i zbliży aby pocałować mnie na powitanie, ale mimo iż bardzo tego chciałam odsunęłam się przez co uderzyłam delikatnie głową w szafkę. Ból nie był duży, ale mimo to złapałam się za głowę i cicho syknęłam. Poczułam tylko jak Leon mnie obejmuje ramionami a następnie przybliża, tuląc mnie do siebie. Pomasowałam tył głowy i uniosłam głowę aby móc na niego spojrzeć a kiedy chciałam się odezwać skradł mi słodkiego buziaka.
- Cześć - odezwał się powstrzymując śmiech lecz po chwili się zaśmiał widząc moje zmarszczone brwi. Odepchnęłam go od siebie i posłałam groźne spojrzenie.
- To bolało - powiedziałam z pretensjami. Uśmiechnął się do mnie i włożył ręce do kieszeni swoich spodni.
- Nie moja wina - bronił się patrząc na mnie poważnie. Ponownie posłałam mu groźne spojrzenie i odwróciłam się a następnie udałam się w stronę ławki po drugiej stronie korytarza. Jednak w połowie się zatrzymałam widząc na holu a raczej tak bardziej w kącie zauważyłam dwie dobrze mi znane osoby. Francesca i Diego. Razem. On trzyma ją za rękę a ona uśmiecha się do niego słodko. Czyżby wrócili do siebie?

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 62: Zależy ci na mnie?

Od piętnastu minut siedzę sama w pokoju Leona a z łazienki na przeciwko słychać tylko szum wody z pod prysznica, pod którym jest właśnie chłopak. Chciałabym wiedzieć jak mogę mu pomóc. Jak sprawić aby w jego oczach nie było tego smutku. Od czasu kiedy weszłam do jego pokoju nie odezwał się ani słowem. Siedział tylko i patrzył się ślepo albo w ścianę albo za okno. Natychmiastowo się wyprostowałam słysząc czyjeś kroki na korytarzu. Miałam ogromną nadzieję, że to Leon, ale on raczej nie pukał by do swojego pokoju.
- Mogę wejść? - zapytała uchylając lekko drzwi. Nie odpowiedziałam tylko posłałam jej delikatny uśmiech. Odwzajemniła go i szybko weszła do pokoju po czym zajęła miejsce obok mnie na krawędzi łóżka Leona. Spojrzała na mnie kątem oka, co mnie trochę speszyło - Powiesz mi co się stało? - odezwała się po chwili patrząc na mnie prosząco. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam wzrok od kobiety. Z jednej strony chciałabym powiedzieć jej, co się stało, ale to Leon powinien z nią porozmawiać o tym.
- Chciałabym, ale nie mogę ze względu na Leon - odpowiedziałam bawiąc się moją bransoletką z koniczynką. Denerwuje się będąc sama z tą kobietą w pomieszczeniu. Wydaje się miła, ale przecież pozory mylą.
- A możesz mi chociaż powiedzieć czy to coś poważniejszego? -  zapytała z nadzieją w głosie a ja czując na sobie jej wzrok czułam, że moje ręce zaczynają się trząść. Niepewnie odwróciłam głowę w jej stronę i kiwnęłam twierdząco zaciskając usta w wąską linię. I kiedy chciała coś jeszcze dodać, do pokoju wszedł ubrany i umyty Leon z delikatnie mokrymi włosami. Spojrzał badawczo najpierw na kobietę a później na mnie i zacisnął szczękę.
- Zrobić ci coś do jedzenia? - zwróciła się do niego z uśmiechem na twarzy podnosząc się z łóżka. Odchrząknął cicho i pokiwał przecząco głową.
- Nie jestem głodny - burknął pod nosem - Odprowadzę Violettę i położę się spać - dodał patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i tak jak kobieta wcześniej wstałam z łóżka.
- To może Violetta zostanie na kolacji - zaproponowała niepewnie się uśmiechając w moją stronę a następnie przeniosła wzrok na Leona.
- Dziękuję, ale muszę już wracać. Jest późno a moi rodzice nie wiedzą, że wyszłam z domu - odezwałam się obserwując twarz Leona. Kobieta westchnęła głośno i zrezygnowana wyszła z pokoju posyłając delikatny uśmiech chłopakowi. Nie wiedziałam czy mam się odezwać jako pierwsza czy czekać aż on to zrobi. Oboje staliśmy na przeciwko siebie, mój wzrok był skupiony na nim a on wpatrywał się w pustą przestrzeń za mną. Westchnęłam cicho wiedząc, że nie mam na co liczyć z jego strony. Słysząc moje westchnięcie jakby się otrząsnął i spojrzał na mnie mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 61: Okłamał cię ktoś kiedyś?

Jeszcze nigdy nie czułem się tak niezręcznie jak w tej chwili. Gdyby nie fakt, że rodzice Federico obserwują praktycznie każdy mój ruch, było by w sumie normalnie. Chociaż czy kolacja z rodzicami twojego przyjaciela może być normalna? No raczej wątpię. Kątem oka zerknąłem na siedzącego obok mnie Federico i widząc po jego minie on też nie czuje się swobodnie. Najchętniej to wróciłbym już do domu, ale niestety jakieś dziesięć minut temu dopiero tutaj wszedłem. Może byłoby mniej niezręcznie jakby ktoś zaczął rozmowę czy coś. bo jak na razie jestem tylko obserwowany.
- Co ma na celu ta kolacja? - zapytał Federico przerywając w końcu tą ciszę. Jego matka odłożyła ostrożnie sztućce i uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Chcemy poznać twojego znajomego - powiedziała patrząc na mnie. Przełknąłem ślinę i włożyłem do swoich ust kolejną porcję jedzenia. W odpowiedzi na słowa kobiety można było usłyszeć śmiech Federico, jednak po chwili spoważniał.
- Wy tak na poważnie? - mówił z kpiną w głosie - Odkąd poznaliście Leon zachowujecie się dziwnie a ta cała kolacja jest totalnym idiotyzmem - dopowiedział i odsuwając krzesło wstał od stołu. Po mini jego ojca można łatwo stwierdzić, że zachowanie Federico mu się nie spodobało - I nie mam zamiaru brać w tym udziału - dodał po czym spojrzał na mnie i kiwnął głową dając mi do zrozumienia, żebyśmy poszli. Spojrzałem na jego rodziców i grzecznie wstałem od stołu dziękując za kolację. Nie lubię sprawiać przykrości ludziom , ale Federico tym razem ma rację z tym, że ta kolacja jest idiotyzmem. Niepewnie udałem się do jego pokoju a kiedy tylko przekroczyłem próg odetchnąłem z ulgą  - Idziemy na miasto? - zapytał ściągając z siebie dżinsową koszulę, którą miał ubraną zostając w samym białej koszulce.  Wzruszyłem ramionami odpowiadając tym samym na zadane przez niego pytanie. Założył na siebie szarą bluzę zakładaną przez głową i ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Z jednej strony wolałbym wrócić do domu i się położyć, ale z drugiej takie wyjście na miasto jest dobrym pomysłem. Kiedy tylko wróciliśmy do salonu dotarła do nas rozmowa rodziców Federico, która trochę przypominała kłótnię. Spojrzałem zmieszany w stronę mojego towarzysza a on tylko pokiwał głową przekręcając oczami, co oznaczało, że mam się nie przejmować.
- To jest niemożliwe. I skończ już z tym - można było usłyszeć zdenerwowany głos ojca Federico.
- To ty przestań. Nie widzisz podobieństwa? - po usłyszeniu tych słów znieruchomiałem. Nie jestem pewny, ale wydaje mnie się, że oni rozmawiają o mnie. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem kątem oka na Federico. On także przeniósł na mnie swoje spojrzenie, które wyrażało tylko i wyłącznie niezrozumienie.
- Widzę, ale to może być tylko zbieg okoliczności - ciągnął swoją rację ojciec Federico. W tej chwili do głowy przyszła mi tylko jedna myśl a mianowicie, że Violetta mogła mieć rację. Może rodzice Federico znają moich.
- To jest on. Jestem tego pewna - w tej chwili czułem jak moje ciało drętwieje. Czułem na sobie wzrok Federico, ale mimo to nie potrafiłem na niego spojrzeć. Katem oka widziałem tylko, że ruszył w stronę gdzie znajdowali się jego rodzice - Lorenzo, to jest nasz Leon - otworzyłem szerzej oczy słysząc te słowa, natomiast Federico zatrzymał się w pół kroku i tak jak ja znieruchomiał.
- Co? - oprzytomniał i zdenerwowany ruszył w stronę swoich rodziców, którzy gdy tylko go usłyszeli automatycznie odwrócili się w jego stronę zaskoczeni - Chcecie powiedzieć, że Leon jest waszym synem a moim bratem? - zapytał jednocześnie zdenerwowany i zaskoczony. Natomiast ja stałem cały czas w jednym miejscu próbując to wszystko zrozumieć.
- Porozmawiajmy - stwierdził ojciec Federico.