Strony

Strony

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 45: Nie kłam

- To jak coś to jeszcze zgadamy się w sprawie tego wypadu - zwrócił się Diego do Leona i wyszedł ze szkoły. Westchnęłam głośno i spojrzała na bruneta idącego obok mnie. Wydaje mnie się, że się polubili. W końcu oboje lubią te całe wyścigi motocrossowe czy samochodowe. Nie szczególnie słuchałam ich kiedy dosiedli się do mnie na poprzedniej przerwie. Jestem dziewczyną i nie za bardzo interesują mnie takie rzeczy. Spojrzałam na Leona, który stał obok mnie i patrzył zamyślony w stronę odchodzącego od nas Diego. Szturchnęłam go lekko ramieniem aby spojrzał na mnie. Po jego zdezorientowaniu można było się domyślić, że nad czymś się zastanawiał.
- To idziemy do mnie teraz czy chcesz iść najpierw do domu i coś zjeść - odezwałam się niepewnie. Mam nadzieję, że nie zapomniał przez ten czas tego, że miał mnie dzisiaj po lekcjach pouczyć z matematyki.
- U mnie i tak pewnie nikogo nie będzie więc możemy iść od razu do ciebie - powiedział z delikatnym zawahaniem w głosie. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i kiwnęłam głową, że się zgadzam na taki układ. Oboje wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Cieszę się, że nasze relacje są coraz lepsze. Znaczy nie aż takie jakbym chciała, ale zaczynam odnosić wrażenie, że mi jako jedynej potrafiłby zaufać. Po jego zachowaniu jak i dystansie do ludzi można łatwo stwierdzić, że jest nieufny. W każdej książce, którą czytałam okazywało się, że osoba, która nie potrafił nikomu zaufać w swoim życiu została zraniona przez kogoś bliskiego.
- Mieszkasz tutaj od urodzenia? - zapytał a raczej rozpoczął rozmowę aby nie panowała między nami cisza. Odrzuciłam na bok swoje myśli i spojrzałam na niego.
- Nie, znaczy chyba nie, bo nie wiem - odpowiedziałam chociaż sama chciałam bym wiedzieć o tym. Nie pamiętam czy mieszkamy tutaj od moich narodzin czy przeprowadziliśmy się tutaj, tak jak to było w tym moim śnie. Nawet nie wiem czy to moje dzieciństwo jest takie same czy inne. Zaśmiał się na moje słowa i spojrzał rozbawiony.
- Konkretna odpowiedź - powiedział, na co ja się zaśmiałam.
- W sumie sama nie wiem czy mieszkam tutaj od urodzenia czy przeprowadziliśmy się tutaj, bo prawdę mówiąc to nie wiem o sobie nic z przed wypadku. Niby pamiętam niektóre sytuacje z mojego dzieciństwa, ale nie mam pojęcia czy one są prawdziwe czy też są moją wyobraźnią - wyjaśniłam mu o co mi chodzi. Wsadził ręce do kieszeni i kiwnął głową, że rozumiem.
- Kiedyś przeczytałem wypowiedź jednego mężczyzny, który miał tak samo jak ty - zaczął patrząc przed siebie. Milczałam zaciekawiona i chciałam usłyszeć ciąg dalszy jego wypowiedzi - Był w śpiączce i w tym czasie żył innym życiem a kiedy się obudził wrócił to swojego prawdziwego świata. Nikt mu nie wierzył i wszyscy uznali go za jakiegoś wariata - dokończył to co zaczął a ja tylko cicho westchnęłam i spuściłam głowę.
- Dokładnie tak jak mnie - szepnęłam sama do siebie przypominając sobie jak wszyscy zachowywali się kiedy im o wszystkim opowiadałam.
- Wiesz jak doszło do tego twojego wypadku? - zapytał szybko zmieniając temat kiedy zauważył, że jest mi smutno. Szczerze mówiąc, to nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Nie wiem. Nie pytałam ich o to i chyba nie chce wiedzieć - odpowiedziałam po czym uśmiechnęłam się widząc, że właśnie doszliśmy do mojego domu. Weszliśmy na moją posiadłość a następnie do domu. Z tego co mi wiadomo, rodzice dzisiaj mieli być wcześniej więc powinni już być. Chciałabym zobaczyć minę taty kiedy się dowie, że ten mój zmyślony Leon istnieje naprawdę.
- Viola, kochanie, to ty!? - usłyszałam krzyk swojej mamy z kuchni. Zawstydziłam się trochę i spuściłam głowę.
- Tak, to ja - powiedziałam. Już chciałam dodać, że mamy gościa, ale mama sama to odkryła ponieważ właśnie weszła do salonu. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale po chwili się uśmiechnęła i podeszła do nas - To jest L...
- Kochanie! Nie wiesz gdzie jest mój tablet? - przerwał mi ojciec, który właśnie wszedł do salonu. Jednak kiedy zobaczył, że obok mnie stoi jakiś chłopak i nie jest nim Lucas spoważniał i przybrał groźną postawę krzyżując ręce na klatce piersiowej - Kto to jest? - zapytał i odchrząknął głośno. Przełknęłam ślinę i niepewnie spojrzałam na rodziców.
- To jest Leon i przeszedł żeby pouczy...
- Leon? - ponownie postanowił mi przerwać. Na jego twarzy widać było zdziwienie - Ten wymyślony Leon?- dodał a ja myślałam, że spalę się ze wstydu. Kątem oka widziałam, że brunet spojrzał na mnie tak zdziwiony - Myślałem, że ty go sobie zmyśliłaś - przygryzłam dolną wargę i czułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Jak go sobie wcale nie wymyśliłam - powiedziałam spokojnie chociaż w środku strasznie byłam zdenerwowana.
- A ja cię chciałem wysłać do psychologa, bo sądziłem, że zwariowałaś - odpowiedział z powagą w głosie ojciec. Zacisnęłam dłonie w pięść i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.
- Leon poznaj moich rodziców, którzy chcieli mnie wysłać do psychologa i uważali za wariatkę - odezwałam się z ironią w głosie po czym spojrzałam na Leona i westchnęłam głośno - A teraz wybaczcie, ale idziemy do mnie się uczyć - dodałam a następnie ruszyłam w stronę swojego pokoju.

***
- Nie. Ja się poddaję - jęknęłam i rzuciłam zeszytem na łóżko. Brunet się zaśmiał i wstał z krzesła po czym podszedł do mnie i usiadł na przeciwko. Spojrzałam na niego zmęczonym i zawiedzionym wzrokiem - Nigdy tego nie rozwożę - ponownie jęknęłam i opadłam bezwładnie na łóżko. To jest trudniejsze niż myślałam. Matematyka mnie wykończy. Fizycznie i psychicznie. Jakoś te wszystkie reakcje z chemii rozumiem a zwykłych obliczeń z trygonometrii, nie potrafię. Wziął do ręki mój brudnopis i patrzył na moje obliczenie. Po chwili poczułam jak mnie szturcha w nogę i uśmiecha się delikatnie.
- Tu miałaś pomnożyć, nie podzielić - powiedział i pokazał mi miejsce gdzie popełniłam błąd. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej i zabrał od niego zeszyt - Dlatego ci wynik nie wyszedł - dodał i wziął do ręki długopis a następnie z mojej książki jakąś pustą a raczej pomazaną kartkę i zaczął rozwiązywać obliczenie, w którym ja popełniłam błąd. Patrzyłam uważnie raz na jego wyraz twarzy i skupienie a raz na kartkę i długopis - Proszę bardzo - odezwał się po chwili i podał mi kartkę z rozwiązanym zadaniem. Zmarszczyłam brwi i zmroziłam go wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i wziął do ręki książkę po czym zaczął ją przeglądać - Chcesz jeszcze rozwiązać jakieś zadanie czy masz już dość? - zapytał z lekkim śmiechem w głosie. Westchnęłam głośno i odłożyłam swój zeszyt dając mu do rozumienia, że mam na dzisiaj dość. I wtedy do mojego pokoju ktoś zapukał i zanim zdążyłam powiedzieć żeby ta osoba weszła, drzwi do pokoju się otworzyły a w nich stał mój ojciec ze skrzyżowanym rękami na klatce piersiowej.
- Jak wam idzie? - zapytał niby obojętnie, ale jego twarz wyrażała zdenerwowanie. Przymknęłam oczy aby się uspokoić po czym wypuściłam powietrze ze swoich ust.
- Tato, proszę cię - jęknęłam znudzona. Po raz kolejny postanowił do nas przyjść sprawdzić co się dzieje i narobić mi jeszcze większego wstydu przy Leonie.
- No co ja tylko sprawdzam jak mojej małej dziewczynce idzie nauka - powiedział a ja zarumieniłam się ze wstydu a jednocześnie zacisnęłam dłoń w pięści ze złości. Musiał mnie nazwać swoją małą dziewczynką. Mam już siedemnaście lat. Zresztą odkąd skończyłam siedem lat nie mówił tak do mnie a teraz powiedział to za pewne dlatego, żeby mnie zawstydzić.
- Tato - warknęłam przez zaciśnięte zęby a on tylko zmarszczył brwi i oparł się o moje biurko - Przeszkadzasz nam - powiedziałam poważnie i patrzyłam na niego morderczym wzrokiem. Całe szczęście, że Leon siedzi do mnie plecami i nie widzi wyrazu mojej twarzy.
- Violuś, nie denerwuj się, bo dostaniesz czkawki - odpowiedział z uśmiechem a ja miałam ochotę rzucić w niego swoim zeszytem. Po co on to powiedział! Nie każdy musi wiedzieć, że gdy się denerwuję to dostaję czkawki - Zawsze jak wchodzę do twojego pokoju to przypominają mnie się czasy kiedy biegałaś po ogrodzie w samej pieluszce i...
- Pa tato - przerwałam mu wstając ze swojego miejsca po czym podeszłam do niego i chwyciłam go za ramię a następnie pociągnęłam w stronę drzwi - Idź pooglądać telewizję - zaproponowałam mu i zamknęłam drzwi. Westchnęłam głośno i spojrzałam zażenowana na Leona, który siedział rozbawiony na łóżko. Już chciałam się odezwać, ale znowu ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Przyniosłam wam ciasteczka - powiedziała moja mama radośnie i położyła talerzyk na biurku. Nabrałam nerwowo powietrza po czym odchyliłam głowę do tyły i zamknęłam oczy ze zdenerwowania. Poczułam, że staje obok mnie, dlatego spojrzałam na nią pytająco. Patrzyła z uśmiechem na Leona, co wyglądało trochę dziwacznie.
- Mamo - odezwałam się a ona spojrzała na mnie nadal się tak uśmiechając. Wskazałam jej gestem głowy drzwi a ona jakby się otrząsnęła i ostatni raz posłała nam swój promienny uśmiech po czym opuściła mój pokój zostawiając nas samych - Nie wierzę w nich po prostu - szepnęłam sama do siebie, ale z racji, że w pokoju było cicho Leon  usłyszał moje słowa, na które się zaśmiał.
- Kochają cię i troszczą się o ciebie - powiedział mając wzrok skupiony na podręczniku - Też chciałbym aby moi tacy byli w stosunku do mnie - dodał po chwili a ja zaśmiałam się cicho na jego słowa.
- Twoi też na pewno tacy są. Nie znam ich, ale widziałam twojego tatę i ...
- Mam namyśli moich praw .. -przerwał swoją wypowiedź tak jakby nie chciał abym wiedziała. Zawiesił swój wzrok na ścianie przed sobą a dokładniej na zdjęciu, które wisiało. Byłam na nim z rodzicami, miałam wtedy może pięć lat, albo i mniej. Niepewnie podeszłam do niego i usiadłam obok. Przełknęłam głośno ślinę, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Zapytać go o to prosto z mostu czy poczekać aż sam się zdecyduje.
- Wszystko w porządku? - zapytałam obserwując jego twarzy. Zamknął na chwilę oczy i wypuścił nerwowo powietrze po czym otrząsnął się i przytaknął mi.
- Tak, wracajmy do matematyki - powiedział i wstał gwałtownie z łóżka po czym zajął miejsce z powrotem za biurkiem. Odwróciłam się do niego przodem i obserwowałam jego twarz.
- Na pewno nie chc..
- Zaczynamy? - przerwał mi trochę zdenerwowany i spojrzał na mnie. Mimo iż jego twarz wyrażała gniew, to oczy mówiły co innego. Bał się powiedzieć o co chodzi. Spuściłam głową i niepewnie chwyciłam do ręki swój zeszyt.
***
Przez cały wczorajszy wieczór jak i dzisiejszy ranek nie mogłam przestać myśleć o Leonie. Zastanawia mnie czy on nie jest czasem adoptowany. Wtedy jak przerwał swoją wypowiedź chciał powiedzieć, że miał na myśli swoich prawdziwych rodziców. Tego jestem pewna. Skoro ten mężczyzna, którego widziałam wtedy z nim w szkole nie jest jego prawdziwym ojcem, to kim? Ojczymem a może wujkiem? Może jego rodzice zginęli w jakimś wypadku i opiekę nad nim sprawuje wujostwo. Albo jego matka wychowywała go sama a później związała się z tym mężczyzną. Ale wtedy miałby prawdziwą matkę. A może jego matka zmarła jakiś czas później i został pod opieką tego faceta, który po kilku latach związał się z inną kobietą i w ten sposób oni nie są jego prawdziwymi rodzicami.
- To niedorzeczne - szepnęłam sama do siebie idąc w stronę szkoły.
- Co jest niedorzeczne? - usłyszałam czyjś głos obok siebie. Podskoczyłam przestraszana i momentalnie spojrzałam w stronę tej osoby. Zabije go. Przez niego prawie dostałam zawału. 
- Federico - warknęłam przez zaciśnięte zęby i uderzyłam go z pięści w ramie - Wystraszyłeś mnie - dodałam, na co on się zaśmiał. Bardzo śmieszne. Ciekawe czy było by mu do śmiechu jakbym mu tutaj padła na zawał.
- Przecież przywitałem się z tobą a ty byłaś tak pogrążona w swoich rozmyślaniach, że nawet mnie nie usłyszałaś - odezwał się ze śmiechem. Speszyłam się trochę i spuściłam głowę.
- A gdzie ty się podziewałeś przez te dwa dni? - zapytałam zainteresowana a z jego twarzy znikł uśmiech i od razu spoważniał. Odchrząknął cicho i włożył ręce do kieszeni. Jednak niestety jego odpowiedź przerwał mój dzwoniący telefon. Wyjęłam go z kieszeni torby i spojrzałam na ekran. Ludmiła. Uśmiechnęłam się do siebie i kątem oka widziałam jak Federico patrzy na mój telefon. Spojrzała na niego a on przygryzł dolną wargę.
- Mogę odebrać i z nią porozmawiać - powiedział poważnie a ja westchnęłam głośno. Nie wiem czy powinnam, w końcu Ludmiłą zdecydowała się o nim zapomnieć. A co jeśli się na mnie obrazi i nie będzie odzywać. Nie chce tracić z nią kontaktu - Chce ją przeprosić - dodał widząc moją minę. Niepewnie dałam mu swój telefon a on westchnął głośno po czym odebrał i odszedł ode mnie.
- Ej! - krzyknęłam za nim, ale on nie zareagował. Świetnie. Myślałam, że będzie rozmawiać przy mnie a on zabrał mi telefon i gdzieś sobie poszedł. Weszłam do szkoły i od razu na wejściu zobaczyłam małe zgrupowanie. Zainteresowana ruszyłam w tamtą stronę. W środku tego całego zgromadzenia stała Francesca i Diego a obok nich zmieszany Leon.
- Nie wierzę ci - usłyszałam zdenerwowany głos Diego. Przedarłam się przez tłumy i stanęłam obok Leona - Nie kłam - warknął w jej stronę.
- Dlaczego ty go bronisz? - także podniosła głos Francesca - Jestem twoją dziewczyną powinieneś mi wierzyć i być po mojej stronie a nie jego - dodała. Po słowach twierdzę, że w to jest zamieszany Leon. Dziwi mnie tylko to dlaczego Diego broni go, skoro Fran jest jego dziewczyną.
- Bo cię znam i wiem jaka jesteś! - krzyknął jeszcze głośnie a na jego szyi pojawiła się pulsująca tętnica. Zerknęłam kątem oka na Leona a z jego wyrazu twarzy widać było, że ma tego dość.
- On mnie uderzył! - po tych słowach zesztywniałam. Kto ją uderzył? Leon? Otworzyłam zdziwiona buzię. Szatyn na jej słowa się zaśmiał i już chciał odpowiedzieć, ale niespodziewanie podszedł do nas dyrektor ewidentnie zdenerwowany tą całą sytuacją.
- Co tutaj się dzieje? - zapytał ilustrując każdego wzrokiem. Otrząsnęłam się z mojego zamurowania i spojrzałam nerwowo, na Leona a następnie na Fran, która stała ze smutkiem.
- Leon mnie uderzył - powiedziała ze łzami w oczach i spojrzała na dyrektora.
- Co? Wcale cię nie uderzyłem - w końcu odezwał się Leon oburzony. Wszyscy spojrzeli na niego. Dziewczyna prychnęła na jego słowa i wyciągnęła ze swojej torebki chusteczkę po czym przetarła nią po swoim policzku a wtedy ukazał się niewielki, ale widoczny siniak.
- A to sama sobie zrobiłam - powiedziała ironicznie patrząc na niego zimnym spojrzeniem. Zmarszczył brwi i już chciał jej coś odpowiedzieć, ale jako pierwszy odezwał się dyrektor.
- Do mojego gabinetu - zwrócił się poważnie do Leona i ponownie zeskanował wszystkich swoim spojrzeniem. Spuściłam głowę aby nie spotkać się z nim wzrokiem.
- Ale prze...
- Natychmiast! - krzyknął donośnym głosem aż podskoczyłam przestraszona. Brunet zacisnął dłonie w pięści i przedzierając się przez zgromadzone tłumy udał się pod gabinet dyrektora - A wy się rozejść - powiedział już trochę spokojniej i spiorunował każdego wzrokiem po czym sam odszedł. Od razu podeszłam do Fran, która stała ze spuszczoną głową. Położyłam jej rękę na ramieniu a ona natychmiast na mnie spojrzała. Przytuliła się do mnie a ja objęłam ją ramionami i przycisnęłam do siebie.
- Nie, nabieraj się na to - odezwał się Diego widząc, co robię. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i odsunęłam od siebie dziewczyną po czym spojrzałam na nią ze współczuciem. Nie wiem czy jej wierzyć, ale przecież nie znam tak dobrze Leona i nie mogę powiedzieć, że to nie on. I jeszcze ten siniak, który Francesca ma na policzku.
- Kiedy to zrobił? - zapytałam i delikatnie dotknęłam tego miejsca. Spojrzała na mnie ze smutkiem i pociągnęła nosem.
- Wczoraj po szkole - odpowiedziała i ponownie się do mnie przytuliła. Jestem zmieszana. Na prawdę nie wiem, co mam myśleć. A co jeśli Fran mówi prawdę i on ją rzeczywiście uderzył. Nie, chwila. On tego nie zrobił. Szybko odsunęłam od siebie dziewczynę i pobiegłam w stronę gabinetu dyrektora. Bez pukania weszłam do środka i stanęłam obok Leona, który siedział na krześle.
- On jej nie uderzył - powiedziałam poważnie patrząc w mordercze spojrzenie dyrektora. Tak pewnie ma mi za złe, że weszłam do środka bez pukania, ale nie miałam innego wyjścia.
- Proszę cię abyś opuś..
-  Nie wyjdę - niegrzecznie mu przerwałam i spojrzałam na Leona - Francesca powiedziała, że ten incydent miał miejsce wczoraj po szkole - zaczęłam mimo iż dyrektor mordował mnie wzrokiem. Nabrałam nerwowo powietrza po czym je wypuściłam - To nie był Leon ponieważ wczoraj od razu po lekcjach poszedł razem z mną do domu - wyjaśniłam a raczej powiedziałam zgodnie z prawdą. Kurdę, czuję się jakbym była na jakiejś rozprawie i broniła Leona przed sądem. Chyba zastanowię się nad karierą adwokata. Dyrektor spojrzał na mnie poważnie i oparł się łokciami o swoje dyrektorskie biurko, które było całkiem ładne a nawet przypominało trochę to coś, za czym zawsze siedzi sędzia na rozprawach, tylko, że było niższe i mniejsze, ale wyglądało podobnie.
- A masz jakiś dowody na to, że to jest prawda? - zapytał patrząc na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Przełknęłam głośno ślinę i kiwnęłam twierdząco głową.
- Moi rodzice mogą to potwierdzić ponieważ Leon był u mnie w domu zaraz po tym jak skończyły się zajęcia w szkole - odpowiedziałam poważnym tonem tak jak zazwyczaj w tych wszystkich serialach sędziowskich, które czasami ogląda moja mama. Odchrząknął głośno i oparł się o oparcie swojego skórzanego fotela.
- Zadzwonię do nich i zapytam o to - oznajmił i podniósł słuchawkę swojego służbowego telefonu.
- Proszę dzwonić na komórkę, bo zapewne są w pracy - powiedziałam szybko a on tylko kiwnął głową. Zerknęłam kątem oka w stronę Leona i posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
- Możecie iść - odezwał się dyrektor a my posłusznie wykonaliśmy jego polecenia. Niedaleko w tym samym miejscu wciąż stała Francesca razem z Diego, którzy się kłócili.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do siebie słysząc te słowa z ust Leona. Odwróciłam się do niego przodem i posłałam mu promienny uśmiech.
- Przyjaciołom się pomaga - powiedziałam zadowolona i złapałam go za rękę. Przełknął głośno ślinę i posłał mi niepewny uśmiech - Zresztą to i tak wyszłoby na jaw - dodałam po czym zabrałam od niego swoją rękę widząc, na jego twarzy zmieszanie.
- I jak? - zapytał niespodziewanie Diego stając przed nami. Odwróciłam wzrok od twarzy Leona i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Dyrektor już wie, że to nie Leon - powiedziałam i kątem oka zauważyłam jak Francesca po tych słowach chce odejść. Pobiegłam za nią i zdecydowanym ruchem zatrzymałam ją łapiąc za nadgarstek i odwracając w swoją stronę - Dlaczego skłamałaś i oskarżyłaś go o takie coś? - zapytałam prosto z mostu nie owijając w bawełnę. Zaśmiała się na moje słowa i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Bo on wszystko niszczy - oznajmiła przekonana swoich słów. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc - Przez niego związek twój i Lucasa się rozpadł, zmieniłaś się i zaczęłaś spędzać czas z Federico. Nie wychodziłaś z nami, bo byłaś zajęta szukaniem go. Nasza przyjaźń zaczynała zanikać i nie byłyśmy już dla siebie takie bliskie jak kiedyś - mówiła patrząc na mnie ze smutkiem. Poczułam niemiłe uczucie w podbrzuszu, to chyba wyrzuty sumienia. Już chciałam coś powiedzieć, ale ona kontynuowała swoją wypowiedź - Wymyśliłam, że jeżeli się go pozbędę to wrócisz do nas i wszystko będzie po staremu. To on rozwalił naszą przyjaźni i ...
- To ty ją rozwaliłaś Fran - przerwałam jej. Spojrzała na mnie ze złością - Nie czuję się już dobrze w towarzystwie Lucasa i jako moja przyjaciółka powinnaś to zaakceptować a nie na siłę ponownie mnie do niego zbliżyć i oddalać w ten sposób od Leona - powiedziałam patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
- Ale ja tak nie chce. Nie chce nic zmieniać, wolę naszą starą paczkę kiedy byliśmy tylko we czwórkę - odpowiedziała zdecydowanie i przełknęła głośno ślinę - Kiedy ty byłaś z Lucasem a ja z Diego - dodała  i spojrzała na mnie ze smutkiem - Wszystko by było normalnie gdyby nie ten twój wypadek - szepnęła i nie czekając na moją odpowiedź odeszła ode mnie. Westchnęłam głośno i obróciłam się do tyłu. Chłopacy nadal stali pod gabinetem dyrektora i rozmawiali o czymś. Chciałabym mieć przy sobie i Leona i Francescę. Dlaczego życie nie może być prostsze? Nie chce wybierać między nimi, bo to nie ma sensu. Zresztą gdyby Fran była moją prawdziwą przyjaciółką nie robiłaby takich rzeczy tylko wspierała by mnie, tak jak to robiła Ludmiła. Westchnęłam głośno i podeszłam do nich aby razem z nimi udać się na zajęcia, które niestety już się zaczęły jakieś dziesięć minut temu.
***
Przez resztę dnia był już w miarę spokój. Sprawa jak na razie ucichła i nikt nie mówił o tym, rzekomym uderzeniu Fran przez Leona. Mam nadzieję, że dyrektor nie wyciągnie z tego żadnych konsekwencji chociaż w sumie mógłby, bo jeśli ujdzie jej to płazem, to może coś jeszcze wymyślić. Nie spodziewałam się tego po niej szczerze mówiąc. Nie pomyślałabym, że może wpaść na takie coś, że jest taka mściwa i w ogóle. Leon też się dzisiaj dziwnie zachowuje. Praktycznie przez cały czas milczy a kiedy go o coś zapytałam na matematyce to albo się nie odzywał albo tylko kiwnął głową chociaż oczekiwałam od niego dłuższej odpowiedzi. Ten dzisiejszy dzień w szkole na szczęście się już skończył i teraz mogę spokojnie iść do domu, zadzwonić do Ludmiły i opowiedzieć jej tą całą chorą sytuację jaka miała dzisiaj miejsce. Federico miał rację mówiąc, że jeszcze nie raz przejadę się na ludziach w tej szkole, ale nie miałam pojęcia, że będzie chodziło o moją przyjaciółkę. Znaczy nie wiem czy teraz się przyjaźnimy. Ona się zmieniła i jak sądząc po jej słowach ja też. Może ten mój wypadek był po coś, może miał mi otworzyć oczy, że moje wcześniejsze życie nie jest takie jak powinno. Pokiwałam głową przecząco wyrzucając te myśli z głowy. Wypadek to wypadek. Weszłam do swojego domu i ku mojemu zdziwieniu w salonie na kanapie siedziała moja mama. Myślałam, że jest w pracy. Odłożyłam kluczyki oraz torbę  i podeszłam do niej po czym przyłączyłam się do oglądania jakiegoś serialu.
- Dzwonił do mnie dyrektor i py...
- Tak wiem - przerwałam jej smętny głosem. Niech nie wypytuje o szczegóły, bo nie mam ochoty wyjaśniać tego wszystkiego, ale znam  moją mamę i wiem, że jest ciekawska. To właśnie po niej odziedziczyłam tą cechę a po tacie upartość. Kątem oka widziałam, że otwiera usta aby coś powiedzieć, ale stwierdziłam, że sama jej to wyjaśnię - Francesca skłamała, że Leon ją uderzył, ale on tego nie zrobił, bo w tym czasie był ze mną i dyrektor chciał od was potwierdzenie - skróciłam to całe zajście bez entuzjazmu
- Dlaczego Fran..
- Sama do końca nie wiem. Jestem zmęczona, mogę iść do siebie? - zapytałam a on tylko westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Wstałam smętnie z kanapy, zabrałam swoją torbę a następnie udałam się do swojego pokoju. Ten dzień mnie wykończył. Ściągnęłam z nóg swoje buty, odłożyłam torbę oraz telefon i położyłam się na łóżku. Jedyne czego teraz chce to położyć się i zdrzemnąć aby zapomnieć o tym wszystkim. Przynajmniej podczas snu nie będę myślała o tych zajściach, o Leonie i jego rodzicach czy nie rodzicach, o Fran czy nawet o Lucasie, który jest dla mnie zagadką a raczej jego zachowanie. 
***
Jestem już spóźniona na spotkanie z Fran, ale mam nadzieję, że mi wybaczy kiedy jej powiem powód mojego spóźnienia. Nie moja wina, że Lucas lubi dużo mówić przez telefon. Rozmawiałam z nim chyba przez dwie godziny i dlatego nie miałam czasu się przebrać i wyszykować do Fran. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Przewróciłam oczami ponieważ wiem, że to dzwoni zapewne moja przyjaciółka. Znam ją od dawna i wiem, że jest niecierpliwa. Natomiast kiedy ona się spóźnia to przecież nic się nie stało. Wyciągnęłam z torebki telefon i w tym samym czasie sprawdziłam czy nie jedzie żadne auto. Już chciałam odebrać połączenie, ale moim oczom ukazał się Lucas wychodzący z jakiegoś baru. Zatrzymałam się zszokowana widząc, że obok niego jest jakaś dziewczyna. On mnie zdradza? Nie, spokojnie przecież to może być tylko jakaś koleżanka albo kuzynka. Ale przecież mówił mi przez telefon, że idzie się spotkać ze swoim kumplem. Ewidentnie kłamał. Zacisnęłam dłonie w pięści widząc jak ją obejmuje. To tylko przytulenie. I zwykły całus w policzek. Wypuściłam powietrze z ust aby się uspokoić i odrzucić od siebie myśli o tym, że mnie zdradza. Objął ją w tali i oboje udali się w dalszą cześć swojego spotkania albo randki. Z moich rozmyślań wybudził mnie dzwoniący ponownie telefon. Szybkim ruchem odebrałam go nie patrząc na wyświetlacz a następnie ponownie ruszyłam. 
- Violetta gdzie ty jesteś! - usłyszałam zdenerwowany głos mojej przyjaciółki. Zaśmiałam się pod nosem i już miałam odpowiedzieć, ale usłyszałam jak ktoś głośno trąbi. Odwróciłam się zdezorientowana w tamtą stronę i moim oczom ukazał się samochód jadący w moją stronę. Przez ułamek sekundy ujrzałam twarz kierowcy, który próbował hamować. Upuściłam telefon na ziemię po czym zamknęłam oczy i szykowałam się na uderzenie, które nastąpiło po kilku sekundach. 
Przestraszona podniosłam się do pozycji siedzącej. Moja klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie a moje ręce całe się trzęsły. Czy właśnie przyśnił mnie się mój wypadek? Pokręciłam głową i przyłożyłam do czoła moją zimną dłoń. Nabrałam powietrza do ust po czym wypuściłam je powoli a moje ciało się rozluźniło. To wszystko zaczyna mnie męczyć. Dlaczego nie mogę żyć w tamtym świeci? Gdzie wszystko było poukładane i przede wszystkim normalne. Wzięłam do ręki mój telefon leżący na szafce i sprawdziłam godzinę. Spałam tylko dwie godziny. Wstałam ze swojego łóżka po czym jeszcze zeszłam na dół do salonu. Moim celem było znalezienie mamy i wyjaśnienie sprawy z moim wypadkiem. Jednak okazało się, że ani jej ani taty nie ma w domu. Udałam się do kuchni w celu napicia się czegoś, bo po tym śnie zaschło mi w gardle. Na blacie leżała karteczka, na której była informacja od rodziców, że pojechali na zakupy i wrócą po godzinie dwudziestej. Czyli jestem skazana na samotność. Nalałam sobie szklankę soku porzeczkowego i wróciłam z powrotem do swojego pokoju. Zajęłam miejsce przy biurku i ślepo patrzyłam w swojego zamkniętego laptopa. Od wyjścia ze szpitala jeszcze nie sprawdzałam niczego w nim. Odłożyłam szklankę na biurko i włączyłam urządzenie. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc, że nie jest zabezpieczony hasłem. Weszłam w pierwszy folder jaki rzucił mnie się w oczy. Nic ciekawego tylko same zdjęcia i jakiś wypracowania do szkoły. Zresztą po co ja to robię przecież tutaj nie dowiem się niczego o swoim wypadku. Westchnęłam głośno i wtedy na środku ekranu pokazał się dymek oraz zdjęcie Ludmiły. Chciała się ze mną połączyć na video czacie. Bez zastanowienie wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam aż ona się pojawi.
- Cześć, moja ulubiona kuzynko - powiedziała radośnie, na co ja się tylko uśmiechnęłam - Dzwoniłam do ciebie na komórkę, ale nie odbierałaś - powiadomiła mnie wciąż się uśmiechając. Widać rozmowa z Federico dobrze jej zrobiła. Szkoda, że ja nie mam takiego dobrego humoru jak ona - Wszystko w porządku u ciebie? - zapytała po chwili widząc, że jej entuzjazm wcale mnie się nie udzielił.
- Tak wszystko w porządku tylko miałam dzisiaj ciężki dzień w szkole i jestem zmęczona - powiedziałam i oparłam się o fotel. Kiwnęła tylko głową, że rozumie - A co u ciebie? - zapytałam. Westchnęła głośno i poprawiła swojego kucyka.
- On znowu miesza mi w głowie - zaczęła a ja już miałam pewność, że mówi o Federico - Wszystko było dobrze, układał mnie się jakoś, ale on jak zwykle musiał się ponownie wepchnąć z butami do mojego życia - mówiła i raz jej twarz wyrażała spokój a raz złość - Do nas do szkoły dołączył nowy uczeń Carlos i szczerze mówiąc spodobał mnie się, ale po tej dzisiejsze rozmowie z dobrze wiesz kim, nie wiem co mam robić, nie mogę przestać myśleć o tym durniu a kiedy rozmawiam z Carlosem wyobrażam sobie jego - westchnęła głośno. Już chciałam coś odpowiedzieć, ale ona kontynuowała dalej swoją wypowiedź - Dlaczego on musiał aż tak namieszać mi w głowie - jęknęła i zakryła twarz dłońmi. Zaśmiałam się na jej słowa i westchnęłam.
- Chyba mamy pecha w miłości, Lu - powiedziałam z lekkim śmiechem, co ją także rozśmieszyło.
- Czyli z Leonem bez zmian - stwierdziła a ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. Już chciała coś jeszcze dodać, ale jej mama jak sądzę zawołała ją na kolację - Zadzwonię wieczorem, albo jutro - dodała po czym posłała mi buziaka rękę i rozłączyła się. Zamknęłam laptopa i siedziałam jak głupia na tym krześle patrząc się ślepo w szybę. 
***
Rozdział gotowy i oczywiście jak zwykle spóźniony, ale wy jesteście tak kochani, że to zrozumiecie. Zaraz po opublikowaniu tego rozdziały zabieram się za pisanie następnego aby był już gotowy na dodanie jakbym znowu nie miała czasu na pisanie. Nie zanudzam i nie zabieram sobie czasu na pisanie notek, których nikt nie czyta, bo nie ma co. Miłego czytanie!

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wow
      Sama się sobie dziwię, ze tak szybko przeczytałam. I tak wiem, zajmuję sobie miejsce dopiero po przeczytaniu Xd
      Ale mądra ja...
      Rozdział cudowny ;*
      Wiem, rozpisałam się xd
      Życzę weny i czekam na next <3
      Kerry (Niedawno Rox xy)

      Usuń
  2. ❤❤❤❤❤❤ supcio ! Bardzo się cieszę,że masz wenę i czas na pisanie. Pozdrawiam ! ❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty jak zawsze! ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo
    Już nie mogę doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogłam się doczekać
    Wrócę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowity rozdział
      Leon uczy Vils matematyki xD
      Boże Francesca jest nienormalna
      Czekam na Lajonette <3333
      Nie ważne kiedy będzie, warto ;D
      Pozdrawiam

      Maggie

      Usuń
  6. Wspanialy!!!!!
    Kiedy bede nastepny?<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Super!!!! Już nie mogę się doczekać nexta, z każdym rozdziałem coraz bardziej wkurza mnie Fran i Lucas ugh -.-
    A Fjolka i Lajon osjahsjhsajsh słodziaki moje XDD *.*

    ~Rose

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny :*
    Czekam na next'a <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Łał, wspaniały, świetny, cudny!
    Po prostu zajebisty <3
    Bardzo, bardzo mi się podoba!
    Masz talent dziewczyno!

    Życzę weny i czekam na next'a!
    Pozdrawiam <3

    Zapraszam do mnie :- ) - amor-para-siempre-leonetta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny!
    Jestem strasznie ciekawa jak Połączysz Leonettę :D
    Dziś krótko :D
    Czekam na kolejny!
    Suzz

    OdpowiedzUsuń