Strony

Strony

niedziela, 19 listopada 2017

II Rozdział 32: Przysięgam, że zabiję tego gnoja




Niesprawdzony
***
Ponownie obleciał mnie strach. Mam wrażenie, że cała się trzęsę. Ich wzrok działa na mnie niepokojąco. Obaj czekają na wyjaśnienia, a ja z powodu strachu nie mogę nic z siebie wydusić. Nie mam pojęcia jak zareagują na tą wiadomość mimo iż nie jestem w ciąży. Boję się, że tato zdenerwuje się iż miałam podejrzenia o ciąży, a Leon wścieknie się na mnie, że nic mu nie powiedziałam.
- Tato.. - zaczęłam, bo przecież nie mogę wiecznie milczeć choćbym chciała. Nie jestem w ciąży, a boję się tak jakbym była.
- Jesteś w ciąży? - zapytał a raczej warknął w moją stronę ojciec. No powiedz to tchórzliwy kurczaku. Wykrztuś to z siebie. Jedno słowo. Trzy litery.
- Violetta.. - ton głosu Leona sprawił, że w moich oczach pojawiły się łzy. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Rozmowy z mamą się nie bałam chociaż to ona prawiła mi kazanie i krzyczała na mnie. Ale w tej chwili muszę zmierzyć się z dwoma najważniejszymi mężczyznami w moim życiu. Przeskakiwałam wzrokiem z Leona na mojego ojca, a moja dolna warga jak i dłonie się trzęsły - Czy Ty jesteś w ciąży? - zapytał poważnie i czując ten jego przeszywający wzrok na sobie gula ugrzęzła mi w gardle. Czego ja się właściwie boję?
- Cholera Violetta powiedz coś! - ponownie wzdrygnęłam się na ostry tom jego głosu. Czułam jak po policzkach spływają mi łzy - No powiedz c..
- Nie jestem! - w końcu udało mnie się coś powiedzieć a raczej wykrzyczeć. Odczułam ulgę, że nareszcie im to powiedziałam, ale mimo to bałam się na nich spojrzeć. Cisza jaka powstała między nami dobijała mnie i przez to kumulował się we mnie jeszcze większy strach. Czułam za sobą obecność ojca, czułam na sobie wzrok Leona i jedyne czego chciałam to stać się niewidzialną, albo obudzić się z tego snu.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - na sam dźwięk jego głosu lekko się wzdrygnęłam a serce zaczęło mi mocniej bić. Wiem, że ukrywanie tego przed nim to był zły pomysł i teraz doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale człowiek uczy się na błędach. Następnym razem będę z nim w stu procentach szczera.
- Chciałaś to ukryć przed nami? - zadał kolejne pytanie tym razem ojciec. Zacisnęłam dłonie w pięści, aby się nie rozpłakać. Nie chce na ten temat rozmawiać. Było minęło. To podejrzenie ciąży jest przeszłością i chce o tym zapomnieć.
- Jak mam ci ufać skoro nie powiedziałaś mi o czymś taki? - jego pytanie zabolało mnie, bo zdaję sobie sprawę, że tym zatajeniem podejrzeń o ciąży nadszarpałam jego zaufanie do mnie, ale po prostu nie potrafiłam mu tego powiedzieć - Violetta, jesteśmy razem. Ta sprawa dotyczyła nas oboje. Miałem prawo wiedzieć - z każdym kolejnym słowem czułam, że się denerwuje i tym bardziej bałam się na niego spojrzeć. Postąpiłam źle i wiem to doskonale - Zataiłaś przede mną fakt, że być może byłaś w ciąży. Okłamałaś mnie, Violetta - podniósł głos, ale na szczęście nie krzyczał. Nie mam pojęcia czy ojciec wciąż jest w pokoju, czy słyszy naszą rozmowę.
- Chciałam ci powiedzieć - wyszeptałam czując w gardle gulę. Nie chce żeby myślał, że nie miałam zamiaru mu nie powiedzieć o tym.
- To czemu tego nie zrobiłaś? - warknął w moją stronę i teraz już wiem, że jest na mnie zły - Miałaś tyle okazji żeby mi o tym powiedzieć. Tyle razy pytałem się czy wszystko w porządku, bo widziałem, że coś się dzieje a ty kłamałaś bez żadnego zająknięcia. Sądziłem, że mogę ci ufa...
- Bałam się, okej? - przerwałam mu i mój głos zabrzmiał trochę histerycznie. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. bo szczerze mówiąc obudził we mnie złość. Nie ma go tutaj tylko jest na drugim końcu kontynentu, więc niech się nie wymądrza.
- Czego się bałaś? - przełknęłam głośno ślinę słysząc to pytanie, bo w sumie sama nie wiem czego się obawiałam - Że cię zostawię samą, że każę ci usunąć to dziecko czy może, że będę chciał je oddać - odezwał się zanim zdążyłam pomyśleć nad jego pytaniem. Patrzył na mnie z mordem w oczach - Jeżeli chociaż przez chwilę pomyślałaś, że mógłbym zrobić to swojemu dziecku zwłaszcza po tym, co sam przeszedłem to sądzę, że nie mamy o czym ze sobą roz..
- Nie pomyślałam tak - ponownie mu przerwałam podniesionym głosem - Znam cię i wiem jakim jesteś człowiekiem. Nawet nie pomyślałam, że chciałbyś je oddać czy zrobić mu krzywdę -  za wszelką cenę chciałam ratować swoją sytuację a być może nawet i nasz związek - Bałam się tego, że zniszczę ci życie, że zniszczę twoje plany i będziesz nieszczęśliwy - dodałam widząc, że chce coś powiedzieć. Wziął głęboki oddech i pokręcił przecząco głową jakby chciał wyrzucić swoje myśli. Obserwowałam go czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, ale z każdą kolejną minutą ciszy traciłam nadzieję, że coś powie - Leon? - postanowiłam sama się odezwać. Podniósł na mnie spojrzenie i tym razem nie dostrzegłam złości tylko bardziej zwód.
- Wiesz muszę to przemyśleć - powiedział jakby załamany - Cześć - powiedział i nim zdążyłam zareagować rozłączył się. Poczułam na policzku łzy i jednocześnie chęć rozwalenia czegoś. I niestety tym czymś był laptop. Wściekła do granic możliwości zamknęłam urządzenie i opadłam na łóżko głośno krzycząc.
***
Oszukałam mnie. Zataiła przede mną tak istotną informację. Mogłem zostać ojcem. Mogliśmy zostać rodzicami. Musielibyśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za taką małą istotkę. To nie jest nic błahego. Nawet jeżeli to było tylko podejrzenia miałem pieprzone prawo o tym wiedzieć. Wściekły uderzyłem ręką w blat biurka po czym gwałtownie wstałem z krzesła i podszedłem do szafy. Ubrałem na siebie bluzę  a na nogi naciągnąłem zwykłe spodnie i zabierając telefon wyszedłem z pokoju. Nie interesuje mnie, że jutro mam z rana trening i muszę się wyspać. W tej chwili potrzebuję się przewietrzyć i pomyśleć.
- A ty gdzie się wybierasz? - usłyszałem głos Niall'a kiedy wszedłem do salonu i od razu skierowałem się do drzwi wyjściowych. W trybie ekspresowym założyłem swoje buty i otworzyłem drzwi - Leon! - krzyknął za mną, ale jakoś miałem ochoty na rozmowę a nawet odpowiedź na jedno głupie pytanie. Jestem już prawie dorosły i nie muszę się z wszystkiego tłumaczyć. Potrafię o siebie zadbać i wiem co robię. Ledwo wyszedłem z budynku, a już odezwał się mój telefon. Jestem pewny, że dzwoni Niall. Bez zbędnych myśli odrzuciłem połączenia, a następnie całkowicie wyłączyłem telefon. W tej chwili chce zostać sam ze sobą i swoimi myślami. Świadomość, że miałabym w tym wieku zostać ojcem mnie przeraża, ale przecież nie wyparłbym się go. Wiem jakie to uczucie zostać odrzuconym przez własnych rodziców i na pewno nie naraziłbym na to swojego dziecka. Małej istotki, która powstałaby ze mnie. Nosiłaby moje geny, a może nawet byłoby do mnie podobne. Nie świadomi skręciłem w uliczkę prowadzącą na tor. Znam ją już na pamięć i praktycznie codziennie  nią chodzę więc nic dziwnego, że nawet teraz w nią skręciłem. Może to dobry pomysł żeby pomyśleć właśnie tam. W końcu tylko dlatego tutaj przyjechałem. Zresztą co innego pomoże mi w uspokojeniu się. Nie mam zamiaru iść do pierwszego lepszego baru i upić się, to zdecydowanie nie dla mnie. Widząc z oddali zapalone latarnie na torze przyśpieszyłem, bo to oznacza, że jeszcze ktoś tam jest. Nie wiem czy mam zamiar jeździć czy chce po prostu posiedzieć i pomyśleć.
- Co ty tu robisz Verdas? - ze wszystkich ludzi jacy tutaj pracują akurat dzisiaj musiał zostać on. Spojrzałem w jego stronę zmieszany, bo kompletnie nie mam pojęcia co mu powiedzieć.
- Musiałem się uspokoić i ... - przerwałem i rozejrzałem się dookoła. Jeszcze nigdy nie było tutaj tak cicho i spokojnie. Idealne miejsce do rozmyślań - .. trafiłem tutaj - dokończyłem. Nie mam zamiaru go okłamywać, bo jego i tak nie interesuje moje życie a tym bardziej moje problemy. Zmierzył mnie swoim surowym wzrokiem.
- Widziałem twoje wyniki - zmienił temat i jego postawa na kilometr pokazywała wyższość. Jest jednym z najważniejszych ludzi na torze i ma nade mną ogromną władzę. Podpadnę mu raz, a w każdej chwili może mnie wykluczyć z wyścigów - Masz coraz lepszy czas - oznajmił i nie mogłem za żadne skarby odgadnąć jego wyrazu twarzy - Wiesz początkowo nie sądziłem, że się do tego nadajesz - powiedział, a ja znieruchomiałem. Do czego zmierza ta rozmowa? Czy za chwile zmiesza mnie z błotem i powie, że nic nie osiągnę i wylecę lada chwila z wyścigów - Ale obserwowałem cię i muszę niechętnie przyznać, że myliłem się. Jeździsz świetnie, z każdym kolejnym treningiem twoje wyniki są lepsze, a to, że jesteś w pierwszej trójce w rankingu udowadnia mi, że masz do tego dryg - wypowiedział słowa, których nigdy w życiu nie spodziewałbym się po nim. Sam sposób w jaki na mnie patrzy świadczy o tym, że nie przepada za mną.
- Widocznie mam to we krwi i w genach - powiedziałem niepewnie, bo jeszcze nigdy nie rozmawiałem z nim poza biurem i godzinami treningów. Spojrzał na mnie zdziwiony i jednocześnie zainteresowany - Mój ojciec się ścigał - wyjaśniłem co miałem na myśli. Uniósł brwi zaintrygowany moją wypowiedzią. Czyżbym zainteresował go swoją wypowiedział? Czuję lekką satysfakcję - Lorenzo  Pasquarelli* - powiedziałem, bo widziałem, że chce o to zapytać. Na moje słowa na jego twarzy pojawiło się delikatny zdziwienie. Odchrząknął zmieszany i ponownie zmierzył mnie wzrokiem.
- Jak mogłem tego nie dostrzec - odezwał się po chwili ciszy. No teraz to mnie zaskoczył i zainteresował. Mierzył mnie wzrokiem, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Chodź trochę sobie pojeździmy - oznajmił i po jego tonie zrozumiałem, że nawet nie mam się sprzeciwiać. Zszokowany udałem się za nim w kierunku szatni, w której zostawiane są stroje. Chciałabym zapytać go czy zna może mojego ojca, ale jakoś w tej chwili trochę się boję, bo wiem, że jest surowy.
***
Do: Leona♥
Odezwij się, proszę. Martwię się o Ciebie

Po kryjomu wysłałam kolejną wiadomość i próbowałam się skupić na lekcji. Od wczoraj nie odbiera telefonu i sądząc po poczcie wyłączył go. I nie martwiłabym się aż tak gdyby nie odbierał tylko ode mnie, ale nikt nie ma z nim kontaktu. Z tego co wiem wyszedł wczoraj wieczorem i wrócił tylko aby zabrać swoje rzeczy i bez słowa wyszedł na trening. Nie mam pojęcia czy odczytał moje wiadomości, ale mam cichą nadzieje, że odezwie się w końcu i wybaczy mi to, że nic mu nie powiedziałam. Westchnęłam głośno słysząc dzwonek na przerwę. Czeka mnie teraz wyczerpująca godzina wychowania fizycznego, a nie mam na nią najmniejszej ochoty. Niestety nie mogę sobie odpuścić, bo już za dużo razy nie ćwiczyłam. Nie odzywając się ruszyłam za Ludmiłą w stronę szatni. Ani ja, ani ona nie mamy dzisiaj humorów. Mój powód jest oczywisty, a ona wciąż jest wkurzona na Federico i tą jego niby bezsensowną kłótnię o bal.
- I co z tego zaproszę go - kompletnie nie mam pojęcia o co chodzi, a raczej o kogo, bo pewnie chodzi o bal. Teraz gdzie się nie obejrzysz głównym tematem jest bal. Co chwilę słyszę jak jakaś dziewczyna marzy o zaproszeniu swojego wymarzonego chłopaka. 
- Myślisz, że się zgodzi skoro ma dziewczynę - przewróciłam oczami na te słowa. Co za dziewczyna. Chce zaprosić chłopaka, który jest w związku. 
- Z tego co wiem od chłopaków pokłócili się i ma zamiar iść z kimś innym - zaprzestałam swoich ruchów i odruchowo spojrzałam w stronę Ludmiły, który wpatrywała się w plecy tej dziewczyny.
- O kim mówicie? - zapytałam spokojnie. Nie będę ukrywać, że od razu pomyślałam o jednej osobie. 
- Federico, a co cie to... - przerwała kiedy odwróciła się i dostrzegła mnie oraz moją kuzynkę, która nie krępując się patrzyła na nią morderczym wzrokiem. Nie ukrywajmy, ale Federico jest dość popularny w szkole i każdy wie z kim się spotyka - Nie wiedziałam, że to słyszysz - zwróciła się do Ludmiły. Co za tupet. Nie przeprasza jej za to, że chce zaprosić jej chłopaka tylko, za to że słyszałam iż ma takie plany. No komedia jak się patrzy - Słyszałam, że nie idziecie razem więc chyba się nie obrazisz jeśli go zaproszę - po jej słowach miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, a widząc minę mojej kuzynki też miała ochotę wybuchnąć, ale ze złości. Zacisnęła dłonie w pięści i zmroziła wzrokiem tą dziewczynę.
- Jasne, że możesz jak tylko uda mu się dożyć do tego balu - warknęła Ludmiła i nie czekając na nic wściekła jak osa wyszła z szatni. Coś czuję, że będzie ostra kłótnia.

Ludmiła

Zabiję. Przysięgam, że zabiję tego gnoja. Nie sądziłam, że mówił poważnie. Sądziłam, że tylko chce mi zrobić na złość. Ale jak widać ten idiota mówił serio. Niech lepiej ktoś będzie w pobliżu, bo na prawdę zrobię mu krzywdę. Bez pukania wparowałam do męskiej szatni. Od razu wzrok wszystkich skierował się na mnie, a fakt, że niektórzy byli w samych bokserkach skłonił ich do zasłonienia się. Błagam was. Jakoś nie wstydzicie się kiedy biegacie po boisku bez koszulek, a teraz nagle się zakrywacie.
- Laska to jest męska szatnia i...
- Gdzie jest Federico? - przerwałam mu i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Nawiązując ze mną kontakt wzrokowy odsunął się o krok i przełknął głośno ślinę. 

- Tu jestem - usłyszałam głos mojego chłopaka, który zadowolony stał przebrany w stój sportowy i patrzył na mnie z satysfakcją w oczach. Sama jego pozycja w jakiej stał sprawiła, że wściekałam się jeszcze bardziej. Pieprzony arogant.
- Masz poważne kłopoty - warknęłam w jego stronę i nie interesuje mnie, że wszyscy się na nas patrzą przynajmniej ma pewność, że nie zabiję go przy świadkach.
- Tak? - zdziwił się, ale po jego minie widać, że wie o co mi chodzi - Co tym razem zrobiłem? - zapytał z tą swoją pewnością siebie. Nie wierzę, że to właśnie w nim musiałam się zakochać. Czasami jest cudownym chłopakiem, a po chwili zamienia się w pewnego siebie dupka.
- Nie zgrywaj się, bo dobrze wiesz - powiedziałam i zrobiłam krok w jego stronę. Chłopaka, który można powiedzieć stał między nami odsunął się i za wszelką cenę unikał kontaktu wzrokowego ze mną.
- O co się złościsz, kochanie? - uśmiechnął się do mnie sztucznie i z satysfakcją, że mnie wkurzył. Podeszłam do niego zdenerwowanym krokiem i chwyciłam za rękę po czym wyciągnęłam z męskiej szatni na korytarz, aby porozmawiać z nim na poważnie. Wiem, że dokładnie o to mu chodziło kiedy powiedział, że nie idziemy razem na bal. Chciał żebym się zdenerwowała.
- Możesz mi wyjaśnić dlaczego powiedziałeś, że nie idziemy razem na bal - postanowiłam uspokoić swój ton, ale mimo to wciąż dało się wyczuć, że jestem zdenerwowana. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na mnie z satysfakcją w oczach.
- Sama powiedziałaś, że mogę iść z kimś inny to przecież nic wielkiego - powiedział jakby to była oczywista rzecz, a ja nie mam o co się wściekać. Dobra przyznaję, że przegięłam mówić, że gdyby on nie mógł iść poszłabym z innym. Prawda jest taka, że nawet o tym nie pomyślałam. Bal to coś wyjątkowego w życiu nastolatka i powinno się być na nim z osobą, na której ci zależy. Źle zrobiłam mówiąc to i znajdując innego partnera dla Violetty. Ale niestety taka już jestem i popełniam błędy. 

- Nie sądziłam, że weźmiesz te słowa na poważnie - warknęłam i odruchowo tupnęłam nogą jak mała dziewczynka. Uniósł brwi na moje słowa i zapewne na wykonany przeze mnie gest.
- Ale jak widzisz wziąłem i skoro ty nie masz żadnych oporów aby iść z jakimś innym chłopakiem na bal, ja nie mam aby iść z inną dziewczyną - powiedział ze spokojem i powagą patrząc na mnie. Wzięłam głęboki oddech, bo dotarło do mnie, że po prostu uraziłam go i jego dumę więc teraz w taki sposób chce mi dać nauczkę.
- Federico słuchaj, to..
- Tu jesteś! - przerwał mi głos jakiejś dziewczyny. Bez skrępowania podeszła do nasz dwójki i zawiesiła swój wzrok na moim chłopaku. Czy ona nie widzi, że nam przerwała? - Szukałam cię od samego rana - zaśmiała się jak debilka kompletnie ignorując moją osobę. Uśmiechnął się do niej w tej swój słynny sposób i aby zachęcić ją do dalszej wypowiedzi oblizał dolną wargę. Wiem, że robi to specjalnie, aby mnie wkurzyć i świetnie mu to wychodzi - Chciałam z tobą pogadać w sprawie tego balu, bo widzisz ... - przerwała przygryzając dolną wargę i spojrzała na niego maślanymi oczami. Ta jędza podrywa mi chłopaka na moich oczach. Nie wiesz z kim zadarłaś.
- Tak się składa słonko, że on już ma z kim iść - odezwałam się ze sztucznym uśmiechem i stanęłam obok Federico, który spojrzał na mnie zdziwiony - Idzie ze swoją dziewczyną więc możesz już stąd iść - dodałam widząc jej zaskoczenie. Odwróciłam się w stronę Federico i nawiązałam z nim kontakt wzrokowy. Widząc, że chce coś powiedzieć chwyciłam go dłonią za kark i wpiłam się w jego usta, aby nic więcej nie mówił. Idzie ze mną na ten przeklęty bal i nie ma nic do gadania. Jest moim chłopakiem i na pewno nie pozwolę mu iść z żadną inną. Bez wahania odwzajemnił pocałunek, co szczerze mnie się spodobało. Uśmiechnęłam się delikatnie przez pocałunek czując jego jedną dłoń na mojej tali. Jest mój. 

***
- Mogę cię o coś zapytać? - a sądziłem, że będę miał spokój, ale jak widać nawet tego nie mogę mieć. Od jakiś dwóch dni unikam kontaktu ze wszystkimi. Wychodzę z mieszkania na treningi kiedy oni śpią, wracam i jak najciszej się da idę do pokoju, później do łazienki i kładę się spać. Telefon wyłączam na cały dzień i uruchamiam go ponownie na koniec dnia. I ilość nieodebranych połączeń i wiadomości od wszystkich mnie przeraża. A zwłaszcza od Violetty. Muszę się opanować i dopiero wtedy z nią pogadam, aby nie wybuchnąć i nie powiedzieć czego nieodpowiedniego.
- Jak musisz - powiedziałam na odczepnego przewracając oczami.
- Jakiś ty miły się zrobił - szepnęła pod nosem, ale usłyszałem ją doskonale. Najpierw zakłóca mój spokój, a później jeszcze mnie obraża. Weszłam do mojego pokoju i usiadła sobie na krześle przy biurku. Odwróciłem wzrok od laptopa i skierowałem go  na Naomi - Co się stało? - zapytała obserwując mnie - Od kilku dni zachowujesz się dziwnie. Unikasz nas i wychodzisz na całe dnie - mówiła cały czas skanując mnie wzrokiem - Masz jakieś problemy? Ktoś ci grozi? - zadawała pytania. Zaśmiałem się głośno, bo jej przypuszczenia są absurdalne. Nie jest takim idiotą aby wpakować się w takie gówno. Spojrzałam na telefon, który znowu zaczął wibrować. Obróciłem go ekranem w dół i spojrzałem na Naomi, która uważnie mnie się przyglądała - Nie odbierzesz? - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust. Przewróciłem oczami, bo nie cierpię jak ktoś wtrąca się w moje sprawy. Ale cóż podobno kobiety tak mają.
- To nic pilnego może poczekać - wyjaśniłem i wróciłem wzrokiem na laptopa. Mam teraz ważniejsze rzeczy do robienia niż bezsensowna rozmowa. I kiedy chciałam już grzecznie poprosić ją aby wyszła i dął mi spokój do pokoju wparował Niall. Zero spokoju i prywatności.
- Trzymaj - powiedział zdenerwowany i podał mi swój telefon. Spojrzałem na niego pytająco, bo nie rozumiem w jakim celu potrzebny mi jest jego telefon - Porozmawiaj z nią - warknął i pokazał mi kto do niego dzwoni. Wziąłem głęboki oddech i niepewnie chwyciłem za telefon.
- Oddzwonię do ciebie - powiedziałem bez żadnego przywitania i po chwili się rozłączyłem. Oddałem mu telefon i spojrzałem na moich gości - Możecie już wyjść - oznajmiłem i wskazałem gestem głowy drzwi. Nie potrzebuję świadków naszej rozmowy. Otworzyłem video czat i nawiązałem połączenie z Violettą. Odebrała niemal po niecałej minucie. Jej wyraz twarzy sprawił niemałe wyrzuty sumienia, że nie odzywałem się do niej przez te dwa dni.
- Czy jest szansa, że chociaż w mały stopniu mi wybaczysz? - zapytała przyciszonym głosem patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Westchnąłem głośno, bo mam do niej urazę, ale z drugiej strony chodzi o Violettę - Wiem, że cię okłamałam, ale naprawdę żałuję i wiem także, że..
- Przestań - przerwałem jej twardym tonem głosu. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami - Nie chce o tym gadać. Nie teraz kiedy jesteśmy po dwóch stronach kontynentu - dodałem aby zrozumiała, że nie mam zamiaru się na nią wściekać, obrażać czy kończyć to co jest między nami - To trudne, bo zawiodłem się na Tobie, ale zależy mi na tobie i nie chce psuć tego z powodu jednego błędu - mówiłem powoli dobierając odpowiednie słowa - Ale mimo wszystko kiedy przyjadę chce z Tobą porozmawiać na poważnie - zakończyłem i spojrzałem na dziewczynę, która uśmiechała się do mnie delikatnie. Kłótnie na odległość jest najbardziej niekorzystna dla związku. 

***
* Pasquarelli to nazwisko rodowe ojca chłopaków. W akcie urodzenia Federico wpisali nazwisko ojca, które także po ślubie przyjęła matka chłopaków, a Leonowi panieńskie nazwisko matki . Żadna z rodzin zastępczych, która adoptowała Leon nie zmieniała jego nazwiska. Dlatego Leon jako ma inne nazwisko. Mam nadzieję, że to jest zrozumiałe.
W następnym będzie przyśpieszenie już do kilku dni przed balem.
I trochę namieszam, a może i nawet bardzo. Zdradzę wam, że nie wiem jeszcze do końca czy Violetta i Leon będą razem na balu. Coś za długo byli szczęśliwi i zgodni. A ja jestem wściekła na wszytko i wszystkich dookoła więc mam ochotę zniszczyć ich szczęście. 
Do następnego. 

22 komentarze:

  1. NO CHYBA NIE.
    ONI MAJĄ BYĆ SZCZĘŚLIWI.
    NIE MOŻESZ TEGO ZROBIĆ, TEN BAL JEST WYJĄTKOWY, NIECH CHOCIAŻ WTEDY BĘDĄ RAZEM NOOOO
    Rozdział mega, ale jak całkiem ich pokłócisz, to cię chyba zabiję

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!
    Nie rozdzielaj ich prosze!!!! :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. No chyba nie! Rozdział super❤

    OdpowiedzUsuń
  4. NO CHYBA CIE COŚ, ŻE ROZWALISZ LEONETTE
    Ludmiła mnie po prostu rozbraja jak zawsze 😂
    Jak Leon poszedł na tor to już się bałam, że będzie wypadek czy coś
    Ojciec Violki po prostu 👌😂
    Verdas kurna nie bądź baba
    Czekam oczywiście na kolejny 😘

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko zniszcz ich szczescie, a ja zniszcze twoje😏
    Pieknyyyy💕
    Blagam, nie kaz czekac na kolejny rozdział miesiąc 😭
    Buziaki 💋💋
    MD❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie proszę nie niszczy tego mogą nie iść na bal ale niech beda razem dalej. nie możesz ich rozdzielić.
    ❤😥
    Kocham to opowiadanie jak żadne inne i mam pytanko kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału ?
    Bo wiesz z niecierpliwością na niego oczekuje bo naprawdę świetnie piszesz i podziwiam cię za motywację i chec do pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHAM TO OPOWIADANIE NAD ŻYCIE ♥
    I szczerze... Nie pasuje mi ta kłótnia czy rozstanie (chwilowe), ale mogłoby być ciekawie. Choć uważam, że powinno być z winy Leona, bo zawsze przy kłótniach to wina Violki (teraz, kiedyś, jak się upiła, zazdrosna itd.), więc dla odmiany mógłby Verdas coś przeskrobać albo coś w tym stylu.
    CZEKAM NIECIERPLIWIE NA NASTĘPNY I DZIĘKUJĘ, ŻE WCIĄŻ PISZESZ ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę nie skłócać tu leonetty!!! Zajebiszczasty ten rozdział ❤. Mam nadzieję że mimo wszystko będą razem szczęśliwy na balu, a potem.... kto wie :DDD pozdrawiam cieplutko ����������

    OdpowiedzUsuń
  9. NIENIENIENEINEIENIENIENIE
    ONI
    MAJĄ
    SIĘ
    POGODZIĆ
    MUSZĄ!
    Świetny rozdział, ale kłótnia Violetty i Leona..

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow, widzę, że akcja ciekawie się toczy.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział 🌸
    Pozdrawiam, Shoshano 😘

    OdpowiedzUsuń
  12. O mamusiu co to.się podziało...
    Nie rozdzielaj ich pliss
    Nieciwrpliwie czekam na kolejny :***

    OdpowiedzUsuń
  13. Mega cudowny rozdział.Nie rozdzielaj Leonetty

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały uwielbiam to opowiadanie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowny 😍
    W sumie taka wizja chwilowego rozstania mogłaby się pojawić , ale tylko na chwilę
    Żeby ich nie rozdzielać na zawsze 😂

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział bomba =)
    Kiedy kolejny???

    OdpowiedzUsuń
  17. kochammmmmm
    kiedy nexta dodasz?

    OdpowiedzUsuń