środa, 27 maja 2015

Rozdział 36: On ma rację

Ubrałem na siebie białą koszulkę z niebieskim napisem Adidas i jasno brązowe spodnie. Nie mam zamiaru się jakoś stroić w przeciwieństwie do Violetty, która już chyba z godzinę siedzi w tej łazience. Na nogi założyłem moje niedawno kupione białe wysokie Convers'y. Dzisiaj nie mam siły układać sobie włosów więc użyłem trochę lakieru i postawiłem grzywkę na bok.
- Długo ci to jeszcze zajmie? - zapytałem stojąc pod drzwiami od łazienki, w której była Violetta.
- Dziesięć minut - odpowiedziała a raczej krzyknęła. Westchnąłem głośno i odszedłem od drzwi. Kobiety. Zszedłem niepewnie na dół do salonu, w którym na szczęście nie było ojca Violi. Widocznie jeszcze nie wrócili. Usłyszałem cichy śpiew połączony z dźwiękami radia dochodzące z kuchni. Zaśmiałem się pod nosem po czym z włożonymi rękami w kieszeni wszedłem do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się Olga w różowo - białym fartuchu tańcząca przy blacie. Obróciła się w moją stronę i kiedy mnie ujrzała podskoczyła przestraszona a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć Leon, przestraszyłeś mnie - odezwała się i chwyciła za brudny talerz lezący na blacie.
- Przepraszam - zmieszałem się trochę i wszedłem głębiej do pomieszczenia - Pomóc? - zapytałem wskazując na brudne naczynia. Spojrzała na mnie zdziwiona. Zaśmiałem się cicho i chwyciłem za kilka talerzy. Włożyłem je do zlewu napełnionego ciepłą wodą i dolałem trochę płynu po czym nie czekając na nic wziąłem gąbkę i zacząłem zmywać. Czułem na sobie wzrok kobiety, ale nie zwracałem na to uwagi. Pewnie sobie teraz myśli, że się podlizuję.
- Jeszcze nie widziałam, żeby mężczyzna dobrowolnie zmywał - zaczęła z wyczuwalnym podziwem w głosie. Zerknąłem na nią kątem oka i się delikatnie uśmiechnąłem po czym cicho zaśmiałem  - Trenujesz jakiś sport? - zapytała i zajęła się wycieraniem talerzy, które odkładałem na suszarkę. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Gram w koszykówkę - odpowiedziałem z uśmiechem. Już chciała coś powiedzieć, ale jej wzrok powędrował w stronę wejścia do kuchni. Także spojrzałem w tamtą stronę a moim oczom ukazała się Violetta. Uśmiechnąłem się do niej promiennie, co oczywiście odwzajemniła. Podeszła do nas a raczej do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Jak możesz wykorzystywać Leona? - zaśmiała się patrząc na Olgę. Kobieta spojrzała na nas i uśmiechnęła się szeroko - Dzwonił do ciebie Federico - tym razem zwróciła się do mnie i usiadła sobie na krześle przy blacie kuchennym.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 35: Muszę

*Dwa miesiące później*

- Leon, proszę cię pośpiesz się! - krzyknęłam do mojego chłopaka, który aktualnie znajduje się u nich w łazience. Dzwoniłam do niego jakieś piętnaście minut temu i prosiłam aby był gotowy jak przyjadę, ale on oczywiście wszystko wie lepiej i jak to powiedział ''Myślałem, że się wyrobie''. I tak miał jeszcze dodatkowe kilka minut, bo spóźniłam się trochę i musiałam gdzieś podejść.
- Violetta, ja się rozmyśliłem - powiedział wychodząc z łazienki i ukazując się mi. Podniosłam brew do góry a moje dłonie ułożyły się w pięść. Zszedł ze schodów i spojrzał na mnie.
- Jak to rozmyśliłeś? Żartujesz sobie ze mnie? - zapytałam zirytowana. Pokręcił przecząco głową i podrapał się nerwowo po karku. Przymknęłam na chwilę oczy aby się uspokoić.
- Rozmyśliłem się i tyle - powiedział jakby to było nic a ja myślałam, że go zaraz trzasnę i to tak porządnie.
- Świetnie - prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach - Dobrze, że nie rozmyśliłeś się w samolocie, albo w ogóle na miejscu - dodałam z wyczuwalną złością. Spojrzał na mnie i przygryzł dolną wargę.
- Po prostu się boję, okej - podniósł głos i zrezygnowany udał się do kuchni. Moje oczy momentalnie się powiększyły. Udałam się do pomieszczenia za nim. Stał oparty rękoma o blat a głowę miał spuszczoną.
- Niby czego? - zapytałam z lekkim śmiechem - Ja poznałam twoich rodziców i jakoś żyję - dodałam nadal się uśmiechając. Westchnął głośno i obrócił się w moją stronę. Przeczesał ręką swoje włosy i przewrócił oczami.
- Ale to co innego jak dziewczyna poznaje rodziców swojego chłopaka - westchnął patrząc na mnie smutnym wzrokiem - Każdy ojciec nie lubi jak obok jego córki kręci się jakiś chłopak - mówił a ja się do niego uśmiechnęłam. Podeszłam do niego nie spuszczając wzroku z jego oczu. Objęłam go i uśmiechnęłam się szczerze.
- Mój tato taki nie jest - szepnęłam patrząc w te śliczne oczy bruneta - Miałam kilku chłopaków i każdego z nich akceptował, bo ja byłam z nimi szczęśliwa. A uwierz, że z tobą jestem najszczęśliwsza  - ciągnęłam swoją wypowiedź.
- Kilku? Czyli ilu? - zapytał marszcząc brwi. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i zmieszałam się trochę. Jego wzrok wypalała mnie od środka.
-Nie licząc ciebie to siedmiu - odpowiedziałam zawstydzona - Chociaż nie, sześciu, bo jeden mnie tylko pocałował, ale nigdy nie byliśmy razem - dodałam mając nadzieję, że to postawi mnie w lepszym świetle. Zacisnął zęby i odwrócił na chwilę ode mnie wzrok.
- Czyli jestem numerem siedem - sprostował i nie wiem czy mówił to gniewnie czy żartował siebie z tego.

środa, 6 maja 2015

Rozdział 34: A po co ci ta informacja?

Uwielbiam niedziele. Chociaż nie, bo jest za nudno. Siedzę sobie tradycyjnie na mojej wygodniej kanapie i w dresach oglądam mecze z zeszłego tygodnia. Z tego co mi mówiła moja dziewczyna to idzie dzisiaj z Fran i Lu do fryzjera i mam nadzieje, że nie strzeli jej nic głupiego do głowy i nie przefarbuje się na ten blond. Teraz wygląda idealnie i niech nawet nie myśli tego zmieniać. Mógłbym się ruszyć i zrobić coś ciekawego, ale jest jeden problem a nawet dwa. Po pierwsze to mnie się  nie chce a po drugie nie mam pojęcia co. Mój kochany braciszek postanowił iść pobiegać a jestem pewny, że poszedł do cukierni natomiast Diego coś ważnego robi w swoim pokoju i nie chce mu  przeszkadzać. Zadzwonił bym do Kendall i Nialla, ale nie chce mnie się ruszyć po telefon. Dzwonek do drzwi. Na prawdę. Teraz kiedy się usadowiłam wygodnie ktoś oczekuje, że się ruszę i otworze. Ha. Niedoczekanie. Mam teraz ważniejsze sprawy do roboty niż otwieranie drzwi. Znowu dzwonek. Dobra, tym razem ten ktoś wygrał, ale następnym razem nie otwieram. Wstałem bardzo niechętnie z kanapy i wymuszonym krokiem podszedłem do tych cholernych drzwi i otworzyłem je. Spojrzałam pytająco na dziewczynę stojącą za drzwiami a ona uśmiechnęła się niepewnie.
- Pomóc w czymś? - zapytałem znudzony.  Podszedłem do tych drzwi,  otworzyłem je tylko po to żeby ta dziewczyna stała i patrzyła na mnie.
- Chciałam pożyczyć cukier - odezwała się w końcu i posłała delikatny uśmiech. 
- Cukier? - zapytałem zdziwiony a ona zmarszczyła brwi.
- Tak. Nie wiesz co to cukier? - zdziwiła się na co ja się zaśmiałem. 
- Wiem, co to cukier tylko się trochę zdziwiłem - odpowiedziałem ze śmiechem i otworzyłem szerzej drzwi - Wejdź - zaprosiłem ją do środka. Po minie widziałem, że się zmieszał, ale jednak weszła do środka. Zauważyłem,  że w ręce trzyma szklankę. Zabrałem ją od niej i udałem się do kuchni aby nasypać do niej cukru. Kiedy wróciłem do salonu ona z uśmiechem rozglądała się po nim. Oddałem jej szklankę napełnioną cukrem, za co podziękowała mi uśmiechem.
- A tak na marginesie jestem  Leon - przedstawiłem się i wyciągnąłem do niej rękę. Uścisnęła ją delikatnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Maya - przedstawiła się. 
- Nie widziałem cię tutaj wcześniej - zacząłem po czym puściłem jej dłoń.
- Bo tu nie mieszkam. Przyjechałam na jakiś czas do swojej babci - zaśmiała się i założyła kosmyk swoich blond włosów za ucho - Mieszka zaraz obok - dodała. Kiwnąłem głową z uśmiechem i juz chciałem coś powiedzieć, ale ze schodów zbiegł jak oparzony Diego w bokserkach. Jednak kiedy nas zobaczył gwałtownie się zatrzymał i znieruchomiał. Od razu zrobił się czerwony i podrapał nerwowo po karku.