niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 64: Orzechy

- Jesteś na nich zły? - zapytałam ostrożnie obserwując Leona, który siedzi na moim łóżku od kilku minut i patrzy się w podłogę, nerwowo bawiąc się zamkiem od swojej bluzy. Spojrzał na mnie delikatnie przekręcając w moją stronę głowę i westchnął głośno po czym wzruszył ramionami. Jednak mimo to na jego twarzy pojawił się zarys smutku, który mnie dobił jeszcze bardziej.
- Z jednej strony jestem na nich zły, ale z drugiej mam do nich żal, że dopiero teraz chcą mnie w swojej rodzinie - powiedział powracając wzrokiem na podłogę a raczej na swoje dłonie, które wciąż zawzięcie bawiły się zamkiem od bluzy. Położyłam mu rękę na ramieniu i przybliżyłam się do niego. Odwrócił się twarzą do mnie i delikatnie uśmiechnął. Odnalazłam jego rękę i splatając nasze dłonie razem pociągnęłam go w swoją stronę. Obrócił się bokiem do mnie natomiast ja położyłam się na plecach. Niepewnie odchylił się do tyłu i ułożył swoją głowę na moim brzuchu okrytym przyjemnym w dotyku sweterku. Połową leżał na łóżku a jego nogi znajdowały się poza nim. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie i całą swoją uwagę skupiłam na jego twarzy. Ułożyłam rękę na jego torsie, natomiast drugą niepewnie bawiłam się jego miękkimi włosami. Przymknął oczy i zaczął głęboko oddychać. Miałam wrażenie, że dzięki temu uspokoił się. Patrząc na jego unoszącą się klatę piersiową zaczęłam nucić piosenkę, która od jakiegoś czasu bez przerwy chodzi mi po głowie. Co prawda nigdy nie śpiewam, ale teraz słowa tej piosenki idealnie pasują do sytuacji. Może dzięki nim Leon zrozumie, że zawsze może na mnie liczyć, że nie jest sam, że będę przy nim jeśli będzie potrzebował wsparcia i nie tylko, że jeśli zadzwoni do mnie i poprosi o spotkanie, to bez zawahania pójdę i wesprę go. Splótł swoją dłoń z moją, która swobodnie spoczywała na jego torsie i uśmiechnął się delikatnie. Czuję, że z dnia na dzień łączy nas coraz śliczniejsza więź i głębsze uczucie.
- Myślisz, że będę musiał z nimi zamieszkać? - zapytał niespodziewanie czym mnie zszokował. Otworzył oczy i zerknął na mnie. Nabrałam nerwowo powietrza, bo po raz pierwszy nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Nie wiem, Leon - odpowiedziałam szczerze patrząc mu w oczy. Odwrócił wzrok w stronę biurka i westchnął głośno.
- Dlaczego akurat teraz zechcieli o mnie walczyć? - pytał można uznać, że z pretensjami - Nie potrzebuję ich litości  - dodał z westchnięciem. Ścisnęłam mocniej jego rękę nie odzywając się, bo w tym wypadku na prawdę nie wiem co mam powiedzieć. I w tym najmniej odpowiednim momencie do mojego pokoju wparowała Ludmiła. Spojrzała na Leona a następnie na mnie i uśmiechnęła się.
- Czyli nie idziesz z nami na miasto? - zapytała aby się upewnić. Kiwnęłam głową potwierdzając jej słowa i zerkając w stronę Leona spostrzegłam, że on także na mnie patrzy.

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 63: Jesteś moim nowym lepszym początkiem

Popełniłam błąd. Przyznaję się do tego. Mogłam posłuchać rady mojej mamy oraz Ludmiły i nie ubierać dzisiaj spódniczki. Co z tego, że na dworze jest prawie trzydzieści stopni, ale zapomniałam o tym, że wieje strasznie nieprzyjemny chłodny wiatr. Jednak żyję nadzieją, że jak będę już kończyć lekcje to ten wiatr się uspokoi albo będzie wiał w innej części Buenos Aires. Weszłam do szkoły przed czasem i to prawie piętnaście minut więc teraz jestem skazana na siedzenie i czekanie aż Leon przyjdzie do szkoły. W sumie mogliśmy iść razem, ale z tego co wiem to on zawsze wychodzi później ode mnie. Westchnęłam głośno i skierowałam się w stronę swojej szafki, do której mam zamiar wpakować swoje książki i torbę. Do zakończenia tego roku szkolnego zostało pięć dni czyli prościej mówić tylko ten tydzień. I jak teraz o tym pomyślę to zastanawiam się po co ja wzięłam te durne i ciężkie książki a jeszcze bardziej po co przyszłam do szkoły. Zapewne ostatni tydzień  będzie taki, że nic nie będziemy robić tylko siedzieć w klasie i rozmawiać między sobą. Po raz kolejny westchnęłam i ze złością na siebie wpakowałam rzeczy do i tak już zapełnionej szafki. Jak będę ją opróżnić to muszę zabrać ze sobą jakaś wielką torbę i wykorzystać do jej dźwignia Leona. Zawsze tylko wszystko do niej wpycham i nic nie wyciągam więc możecie się domyślić jaka jest w środku. Zastygłam w bezruchu czując, że ktoś za mną stoi. Wstrzymałam oddech i powoli zamknąłem szafkę po czym odwróciłam się w stronę tego kogoś, kto stał za mną i to bardzo blisko. Tak, że czułam jego oddech na swojej szyi.
- Coś nie tak? - zapytał widząc moją przestraszoną minę po czym się cicho zaśmiał. Zacisnęłam szczękę i na chwilę przymknęłam oczy aby się opanować.
- Cześć Leon, czy ty zawsze musisz mnie straszyć? - odezwałam się otwierając oczy a następnie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnął się do mnie i zbliży aby pocałować mnie na powitanie, ale mimo iż bardzo tego chciałam odsunęłam się przez co uderzyłam delikatnie głową w szafkę. Ból nie był duży, ale mimo to złapałam się za głowę i cicho syknęłam. Poczułam tylko jak Leon mnie obejmuje ramionami a następnie przybliża, tuląc mnie do siebie. Pomasowałam tył głowy i uniosłam głowę aby móc na niego spojrzeć a kiedy chciałam się odezwać skradł mi słodkiego buziaka.
- Cześć - odezwał się powstrzymując śmiech lecz po chwili się zaśmiał widząc moje zmarszczone brwi. Odepchnęłam go od siebie i posłałam groźne spojrzenie.
- To bolało - powiedziałam z pretensjami. Uśmiechnął się do mnie i włożył ręce do kieszeni swoich spodni.
- Nie moja wina - bronił się patrząc na mnie poważnie. Ponownie posłałam mu groźne spojrzenie i odwróciłam się a następnie udałam się w stronę ławki po drugiej stronie korytarza. Jednak w połowie się zatrzymałam widząc na holu a raczej tak bardziej w kącie zauważyłam dwie dobrze mi znane osoby. Francesca i Diego. Razem. On trzyma ją za rękę a ona uśmiecha się do niego słodko. Czyżby wrócili do siebie?

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 62: Zależy ci na mnie?

Od piętnastu minut siedzę sama w pokoju Leona a z łazienki na przeciwko słychać tylko szum wody z pod prysznica, pod którym jest właśnie chłopak. Chciałabym wiedzieć jak mogę mu pomóc. Jak sprawić aby w jego oczach nie było tego smutku. Od czasu kiedy weszłam do jego pokoju nie odezwał się ani słowem. Siedział tylko i patrzył się ślepo albo w ścianę albo za okno. Natychmiastowo się wyprostowałam słysząc czyjeś kroki na korytarzu. Miałam ogromną nadzieję, że to Leon, ale on raczej nie pukał by do swojego pokoju.
- Mogę wejść? - zapytała uchylając lekko drzwi. Nie odpowiedziałam tylko posłałam jej delikatny uśmiech. Odwzajemniła go i szybko weszła do pokoju po czym zajęła miejsce obok mnie na krawędzi łóżka Leona. Spojrzała na mnie kątem oka, co mnie trochę speszyło - Powiesz mi co się stało? - odezwała się po chwili patrząc na mnie prosząco. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam wzrok od kobiety. Z jednej strony chciałabym powiedzieć jej, co się stało, ale to Leon powinien z nią porozmawiać o tym.
- Chciałabym, ale nie mogę ze względu na Leon - odpowiedziałam bawiąc się moją bransoletką z koniczynką. Denerwuje się będąc sama z tą kobietą w pomieszczeniu. Wydaje się miła, ale przecież pozory mylą.
- A możesz mi chociaż powiedzieć czy to coś poważniejszego? -  zapytała z nadzieją w głosie a ja czując na sobie jej wzrok czułam, że moje ręce zaczynają się trząść. Niepewnie odwróciłam głowę w jej stronę i kiwnęłam twierdząco zaciskając usta w wąską linię. I kiedy chciała coś jeszcze dodać, do pokoju wszedł ubrany i umyty Leon z delikatnie mokrymi włosami. Spojrzał badawczo najpierw na kobietę a później na mnie i zacisnął szczękę.
- Zrobić ci coś do jedzenia? - zwróciła się do niego z uśmiechem na twarzy podnosząc się z łóżka. Odchrząknął cicho i pokiwał przecząco głową.
- Nie jestem głodny - burknął pod nosem - Odprowadzę Violettę i położę się spać - dodał patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i tak jak kobieta wcześniej wstałam z łóżka.
- To może Violetta zostanie na kolacji - zaproponowała niepewnie się uśmiechając w moją stronę a następnie przeniosła wzrok na Leona.
- Dziękuję, ale muszę już wracać. Jest późno a moi rodzice nie wiedzą, że wyszłam z domu - odezwałam się obserwując twarz Leona. Kobieta westchnęła głośno i zrezygnowana wyszła z pokoju posyłając delikatny uśmiech chłopakowi. Nie wiedziałam czy mam się odezwać jako pierwsza czy czekać aż on to zrobi. Oboje staliśmy na przeciwko siebie, mój wzrok był skupiony na nim a on wpatrywał się w pustą przestrzeń za mną. Westchnęłam cicho wiedząc, że nie mam na co liczyć z jego strony. Słysząc moje westchnięcie jakby się otrząsnął i spojrzał na mnie mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.