niedziela, 25 lutego 2018

II Rozdział 40: Trzy stówki



***
Niesprawdzony

Praktycznie od samego rana siedzę z nosem w książkach. Nie będę zaprzeczać, że narobiłam sobie trochę tyłów w szkole. Z informacji od Ludmiły i Federico wiem, że mam do nadrobienia sprawdzian z trzech albo czterech przedmiotów, kilka prac domowych na zaliczenie i jeden projekt. Całe szczęście, że mam na to prawie cały tydzień i w sumie dzięki temu, że mam zwolnienie lekarskie jestem do przodu z zadaniami. Słysząc delikatne pukanie do drzwi od pokoju miałam nadzieję, że to nie ponownie mama z pytaniem czy wszystko w porządku. Mam dość już tych pytań. Powoli  wszystko wraca do normy i to pytanie jest zbędne.

- Mogę? - odezwała się Ludmiła. No tak przecież nie odezwałam się jak zapukała. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę i kiwnęłam twierdząco głową. Co prawda mam jeszcze dużo do nauki i do zrobienia, ale chwila przerwy mnie się przyda - Chciałam zabrać cię na miasto, ale widzę jesteś zajęta - powiedziała patrząc na książki na moim łóżku. W sumie jakoś nie mam ochoty wychodzić z domu.
- Muszę się jak najszybciej z tym uporać - westchnęłam głośno i na chwilę odsunęłam od siebie te książki i wszystkie notatki. Blondyna zajęła miejsce obok mnie i posłała mi troskliwe spojrzenie.
- Jak się czujesz? - zadała pytanie, które mnie irytuje z każdym dniem coraz bardziej. Westchnęłam głośno wzruszając ramionami.
- Nie wiem - to pytanie denerwuje mnie, bo nie potrafię na nie odpowiedzieć. Podniosłam na nią swoje spojrzenie, które utkwione miałam w swoich dłoniach - Raz chce mnie się żyć, a raz po prostu kładę się do łóżka i nie potrafię zasnąć, sama nie wiem czemu. Po prostu leżę i tyle. Gapię się w ten sufit i nie umiem zrozumieć niczego - wyżaliłam się smętnie.

niedziela, 11 lutego 2018

II Rozdział 39: Napad...



Niesprawdzony
***
Wczorajsza rozmowa z psychologiem dobiła mnie psychicznie. A to własnie po niej miałam się niby lepiej poczuć. Wiem, że to co mówił nie jest prawdą, ale obawiam się, że przez niego i ten jego perfidny uśmiech oraz śmiech trafię jednak o tego ośrodka odwykowego. A przecież nie mam problemu z narkotykami. Nie odczuwam żadnej potrzeby zażycia ich. Jest wręcz przeciwnie mam do nich obrzydzenie.
- Przyniosłem ci naleśniki - oznajmił zadowolony z siebie Leon. Westchnęłam głośno, bo pewnie będzie kazał mi to zjeść, a ja nie mam najmniejszej ochoty na jedzenie. Spojrzałam na niego i nawet nie siliłam się na wymuszony uśmiech, bo w tej chwili opanował mnie strach, ale niestety przeważa nad nim smutek.
- Nie jestem głodna - mruknęłam pod nosem i natychmiastowo odwróciłam od niego wzrok, bo coś czuję, że w tej chwili mnie morduje wzrokiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie jadłam od wczorajszego śniadania, którego też za dużo nie zjadłam. Ale nie moja wina, że nie mam ochoty na jedzenie. W czasie wczorajszego obiadu ciągle myślałam o rozmowie z psychologiem więc nic nie mogłam przełknąć, a później byłam rozbita po tej rozmowie więc znowu mój żołądek nie potrzebował jedzenia, a dzisiejsze śniadanie wyglądało tak ohydnie, że nawet widelcem tego nie ruszyłam.