niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 61: Okłamał cię ktoś kiedyś?

Jeszcze nigdy nie czułem się tak niezręcznie jak w tej chwili. Gdyby nie fakt, że rodzice Federico obserwują praktycznie każdy mój ruch, było by w sumie normalnie. Chociaż czy kolacja z rodzicami twojego przyjaciela może być normalna? No raczej wątpię. Kątem oka zerknąłem na siedzącego obok mnie Federico i widząc po jego minie on też nie czuje się swobodnie. Najchętniej to wróciłbym już do domu, ale niestety jakieś dziesięć minut temu dopiero tutaj wszedłem. Może byłoby mniej niezręcznie jakby ktoś zaczął rozmowę czy coś. bo jak na razie jestem tylko obserwowany.
- Co ma na celu ta kolacja? - zapytał Federico przerywając w końcu tą ciszę. Jego matka odłożyła ostrożnie sztućce i uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Chcemy poznać twojego znajomego - powiedziała patrząc na mnie. Przełknąłem ślinę i włożyłem do swoich ust kolejną porcję jedzenia. W odpowiedzi na słowa kobiety można było usłyszeć śmiech Federico, jednak po chwili spoważniał.
- Wy tak na poważnie? - mówił z kpiną w głosie - Odkąd poznaliście Leon zachowujecie się dziwnie a ta cała kolacja jest totalnym idiotyzmem - dopowiedział i odsuwając krzesło wstał od stołu. Po mini jego ojca można łatwo stwierdzić, że zachowanie Federico mu się nie spodobało - I nie mam zamiaru brać w tym udziału - dodał po czym spojrzał na mnie i kiwnął głową dając mi do zrozumienia, żebyśmy poszli. Spojrzałem na jego rodziców i grzecznie wstałem od stołu dziękując za kolację. Nie lubię sprawiać przykrości ludziom , ale Federico tym razem ma rację z tym, że ta kolacja jest idiotyzmem. Niepewnie udałem się do jego pokoju a kiedy tylko przekroczyłem próg odetchnąłem z ulgą  - Idziemy na miasto? - zapytał ściągając z siebie dżinsową koszulę, którą miał ubraną zostając w samym białej koszulce.  Wzruszyłem ramionami odpowiadając tym samym na zadane przez niego pytanie. Założył na siebie szarą bluzę zakładaną przez głową i ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Z jednej strony wolałbym wrócić do domu i się położyć, ale z drugiej takie wyjście na miasto jest dobrym pomysłem. Kiedy tylko wróciliśmy do salonu dotarła do nas rozmowa rodziców Federico, która trochę przypominała kłótnię. Spojrzałem zmieszany w stronę mojego towarzysza a on tylko pokiwał głową przekręcając oczami, co oznaczało, że mam się nie przejmować.
- To jest niemożliwe. I skończ już z tym - można było usłyszeć zdenerwowany głos ojca Federico.
- To ty przestań. Nie widzisz podobieństwa? - po usłyszeniu tych słów znieruchomiałem. Nie jestem pewny, ale wydaje mnie się, że oni rozmawiają o mnie. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem kątem oka na Federico. On także przeniósł na mnie swoje spojrzenie, które wyrażało tylko i wyłącznie niezrozumienie.
- Widzę, ale to może być tylko zbieg okoliczności - ciągnął swoją rację ojciec Federico. W tej chwili do głowy przyszła mi tylko jedna myśl a mianowicie, że Violetta mogła mieć rację. Może rodzice Federico znają moich.
- To jest on. Jestem tego pewna - w tej chwili czułem jak moje ciało drętwieje. Czułem na sobie wzrok Federico, ale mimo to nie potrafiłem na niego spojrzeć. Katem oka widziałem tylko, że ruszył w stronę gdzie znajdowali się jego rodzice - Lorenzo, to jest nasz Leon - otworzyłem szerzej oczy słysząc te słowa, natomiast Federico zatrzymał się w pół kroku i tak jak ja znieruchomiał.
- Co? - oprzytomniał i zdenerwowany ruszył w stronę swoich rodziców, którzy gdy tylko go usłyszeli automatycznie odwrócili się w jego stronę zaskoczeni - Chcecie powiedzieć, że Leon jest waszym synem a moim bratem? - zapytał jednocześnie zdenerwowany i zaskoczony. Natomiast ja stałem cały czas w jednym miejscu próbując to wszystko zrozumieć.
- Porozmawiajmy - stwierdził ojciec Federico.

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 60: Powinienem ci podziękować

- Cześć chłopaki - odezwałam się radośnie w stronę Leona i Federico, którzy stali pod jedną ze ścian na szkolnym korytarzu. W odpowiedzi od mojego chłopaka otrzymałam uśmiech i czuły pocałunek w policzek, natomiast Federico zaszczycił mnie tylko kiwnięciem głową. Nie zepsuje mi dzisiaj humoru. Wstałam ze świetnym nastrojem i zamierzam go utrzymać do końca dnia - Jak tam samopoczucie Federico? - zapytałam uśmiechając się cwanie w jego stronę. Chyba polubiłam te sprzeczki między nami. Skierował na mnie swoje spojrzenie i głośno westchnął po czym włożył ręce do kieszeni swoich spodni.
- Znakomicie - odpowiedział po czym uśmiechnął się sztucznie w moją stronę, na co z mojej krtani wydobył się cichy śmiech - Idę sobie coś kupić do automatu - dodał po chwili i przewracając oczami odszedł od nas udając się w stronę maszyny z przekąskami i napojami. Odprowadziłam go wzrokiem nie przestając się śmiać.
- Co ty dzisiaj tak szczęśliwa? - zapytał Leon, który obejmował mnie ręką w tali. Odwróciłam się kierując swoje spojrzenie w jego stronę a konkretniej twarz. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i ostrożnie przeczesałam ręką jego włosy nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Mam swoje powody - powiedziałam lokując spojrzenie w jego oczach. Zmarszczył brwi, co oznaczało, że nie rozumiał mojej odpowiedzi - Jednym z nich jest przyjazd Ludmiły i to, że w końcu będzie szczęśliwa - uśmiechnęłam się i przybliżyłam się do niego nie przestając patrzeć mu w oczy - A głównym powodem jesteś ty - dodałam szczerze. Po wypowiedzeniu tych słów w jego oczach można było dostrzec coś co przypominało iskierki radości. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Aby wiedział, że mówiłam szczerze i, że mnie uszczęśliwia. Odsunęłam się od niego a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, zresztą nie przestaję się dzisiaj uśmiechać odkąd wstałam z łóżka a raczej otworzyłam oczy. Co z tego, że było przed ósma rano a mnie się chciało spać.
- Masz ochotę gdzieś dzisiaj wyjść? - zapytał z nadzieją w głosie. W tej chwili mój uśmiech się poszerzył a radość, która wypełniała moje wnętrze powiększyła się jeszcze bardziej. Kiwnęłam twierdząco głowa wpatrując się w jego oczy. Kątem oka widziałam jak obok nas przechodzi Matt, odwróciłam na chwilę spojrzenie od Leona i skierowałem je na chłopaka. Uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową na znak przywitania. Jak widać dwa dni nie wystarczą aby rozwalona warga zniknęła. Muszę przyznać, że Federico nieźle mu przywalił.

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 59: Przysięgam, że będę

- Ciekawe zajęcie - usłyszałam damski głos. Odwróciłam głowę w stronę drzwi do mojego pokoju i moim oczom ukazała się Ludmiła. Stała ze skrzyżowanym rękami na klatce piersiowej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Już wróciłaś? - zdziwiłam się podnosząc do pozycji siedzącej. Kiwnęła twierdząco głową i wzruszyła ramionami po czym podeszła do mnie a następnie zajęła miejsce na skraju łóżka - I jak było? - zapytałam zaciekawiona. Po jej minie wnioskuję, że nie było tak jak to sobie zaplanowała. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i opadła na moje łóżko a jej wzrok skierował się na biały sufit.
- Było w porządku - odpowiedziała po chwili milczenia i westchnęła głośno. Dlaczego jakoś nie wierzę w jej słowa. Gdyby na prawdę było tak jak mówi, to jej wyraz twarzy nie byłby taki smętny.
- A tak serio - spojrzałam na nią poważnym wzrokiem, na co ona tylko pokręciła głową a po chwili się zaśmiała.
- Na prawdę fajnie się z nim bawiłam, ale...
- Wiedziałam - przerwałam jej zadowolona, że miałam rację. Spojrzała w moją stronę piorunując mnie wzrokiem po czym ponownie skierowała wzrok na ''interesujący'' sufit.
- Ale przypomniałam sobie, że nie powinnam się z nim tak dobrze bawić, bo spotykam się z nim tylko dlatego, żeby wzbudzić zazdrość w Federico - powiedziała niezbyt zadowolonym głosem.
- To skoro tak dobrze bawisz się z Mattem, to może warto dać mu szansę - zaproponowałam po przeanalizowaniu jej wypowiedzi. Milczała przez dłuższą chwilę. Chyba to nie był najlepszy pomysł. W końcu jest zakochana w Federico i nie będzie jej łatwo w związku z innym. Sama nie chciałabym zaczynać czegoś nowego gdybym rozstała się z Leonem nadal będąc w nim zakochana. Nie chce się z nim rozstawać a tym bardziej nie chce żadnego innego niż Leona.
- Może masz rację - niespodziewanie odezwała się Ludmiła. Automatycznie mój wzrok powędrował na jej twarz - Matt jest przystojny i podoba mnie się więc może powinnam spróbować zaangażować się w naszą relację - dodała i przeniosła swój wzrok z sufitu na mnie. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i puściłam do niej oczko.
- Obejrzymy jakiś film? - zapytałam zmieniając temat. Zaśmiała się cicho pod nosem i kiwnęła twierdząco głową po czy przeniosła się do pozycji siedzącej.
- Ale nie jakieś romansidło - odezwała się zdecydowanym głosem obracając w moją stronę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i kiwnęłam twierdząco głową. Obie wstałyśmy z łóżka i naszym kierunkiem był salon. Jestem pewna, że rodzice mają jakieś filmy na płytach i znajdziemy coś odpowiedniego dla nas.

poniedziałek, 2 listopada 2015

To nie potrwa długo ;)

Niestety ma dla was złą wiadomość  a raczej taką informację. Przez ten tydzień i całkiem możliwe, że ten następny też nie będzie rozdziału. Moja choroba się na szczęście na dobre skończyła, ale co z tego skoro narobiłam sobie zaległości w szkole i to sporych, bo zachorowałam w czasie kiedy było najwięcej sprawdzianów i kartkówkę, a do tego dostałam nieciekawą jak dla mnie ocenę z trzech przedmiotów. W tym raku obiecałam sobie mieć lepsze oceny i zamierzam się tego trzymać. Zresztą muszę się też ustabilizować psychicznie. Niestety dopadła mnie jak nigdy depresja jesienna. W mojej głowie powstają jakieś na prawdę głupie myśli ( na szczęście nie samobójcze ). Już nawet miałam myśl rzucenia szkoły. A czasami jest tak, że najlepiej to przez całe czas leżałabym w łóżku i piła herbatę. Sama, bez nikogo. Tylko ja herbata i muzyka z telefonu. A dodatkowo mam tak trochę złamane serduszko, ale o tym nie będę pisać, bo to nie jest interesujące. Więc mój stan psychiczny wariuje. Tak więc informuję was, że rozdziału nie będzie przez co najmniej dwa tygodnie. Miałam w ogóle w planach zawiesić bloga na jakiś miesiąc, ale pomyślałam, że ten czas, który sobie wyznaczyłam powinien mi wystarczyć. Oczywiście postaram się pisać coś jeżeli będę miała chwilę, ale rozdziałów całych nie będę w stanie napisać. A nie chce publikować jakiegoś niespójnego i nie mającego sensu badziewia. Przepraszam was i do zobaczenia niedługo. Kocham Was!

środa, 28 października 2015

Rozdział 58: Nie chce

Wszedłem do szkoły i wcisnąłem przycisk wyślij a następnie wyszedłem z wiadomości. Jednak kiedy miałem zablokować telefon i schować go do kieszeni, wpadłem na kogoś. Jak na moje nieszczęście tą osobą okazał się być jakaś kobieta.
- Przepraszam - odezwałem się za nim zdążyła na mnie nakrzyczeć. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ona tylko stała i wpatrywała się we mnie. Wyglądało to trochę jakby skanowała moją twarz minimetr po minimetrze. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. I wtedy jej oczy gwałtownie się powiększyły. Przełknęła głośno ślinę i jej wyraz twarzy przybrał strach. Kiedy miałem się odezwać podszedł do nas dyrektor.
- Teraz mogę z panią porozmawiać. Przepraszam, że musiała pani czekać - odezwał się, ale wzrok tej kobiety nadal był skupiony na mnie. Czuję się niezręcznie. Zerknąłem kątem oka na mężczyznę, który posłał mi spojrzenie abym odszedł. Bez chwili zastanowienia ruszyłem w stronę gdzie powinna być Violetta i Diego. Dziwna kobieta. Może skądś mnie zna, albo widziała mnie już wcześniej, skoro się tak mnie przyglądała.
- Leon! - usłyszałem damski głos i na pewno nie należał on do Violetty. Odwróciłem się w stronę, z której dochodził dźwięk. Ku mojemu zaskoczeniu tą osobą była Francesca. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że pamięta moje imię a co dopiero będzie chciała ze mną dobrowolnie rozmawiać - Masz chwilę? - zapytała kiedy stała ze mną twarzą w twarz. Rozejrzałem się dookoła i niepewnie kiwnąłem twierdząco głową. W sumie jestem ciekaw co ona może ode mnie chcieć - Mam wyrzuty sumienia - zaczęła nie patrząc na mnie tylko mając skupiony wzrok w podłogę. Jej słowa wywołały u mnie niesamowite zdziwienie - Pomyliłam się co do ciebie i ..- przerwała po czym przełknęła głośno ślinę. Nie pewnie podniosła na mnie spojrzenie i odchrząknęła.
- Chcesz mnie przeprosić? - zapytałem zdziwiony a ona ewidentnie odetchnęła z ulgą po czym kiwnęła twierdząco głową a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Już otwierała usta aby coś powiedzieć, ale odezwałem się pierwszy - Mam do ciebie pytanie - zacząłem a ona tylko uniosła do góry brew - Wiem, że to trochę nie stosowne, ale chodzi o Lucasa - powiedziałem dokładnie obserwując jej wyraz twarzy. Kiedy usłyszała jego imię na jej twarzy pojawił się smutek - Dokładnie chodzi o list, który napisał do Violetty. Ona go wyrzuciła, bo jest pewna, że to przez nią to zrobił - wytłumaczyłem trochę niepewnym głosem.

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 57: Ryzyko

Wypuściłam głośno powietrze z ust i ponownie zamknęłam oczy. Nie mogę przestać o tym myśleć, ale przecież nie mogę się obwiniać o to. Nie moja wina, że podjął taką decyzję co do swojego życia, tylko dlaczego mimo wszystko czuję się winna. Bo jak inaczej można nazwać ten ścisk w podbrzuszu? Zerknęłam jeszcze raz na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą rano. Teraz to na tysiąc procent spóźnię się do szkoły, ale i tak nie miałam zamiaru dzisiaj iść. Zamknęłam oczy słysząc, że ktoś puka a następnie otwiera drzwi do pokoju.
- Spóźnisz się - usłyszałam spokojny głos mojej mamy.  Przeniosłam na nią swój zmęczony wzrok i wzruszyłam tylko ramionami. Widząc moją minę weszła do środka zamykając ze sobą drzwi. Podeszła do mnie powoli i usiadła na brzegu łóżka.
- Czuję się winna - odezwałam się jako pierwsza i podniosłam się pod pozycji siedzącej aby móc utrzymać lepszy kontakt wzrokowy z moją mamą.
- Kochanie, nie możesz się o to obwiniać - powiedziała i jej dłoń ujęła moją.
- Ale się obwiniam! Dobrze wiedziałam, co do mnie czuje a i tak traktowałam go jak swojego wroga, którym nie był. On mnie kochał a ja nie potrafiłam pokochać jego - odpowiedziałam podniesionym głosem, ale ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem i podniosłam swojej spojrzenie na mamę, która patrzyła na mnie ze smutkiem. Pokiwała przecząco głową i przetarła swoim kciukiem po zewnętrznej części mojej dłonie.
- Lucas miał zaburzenia psychiczne i popełnił samobójstwo tylko dlatego, że przestał brać leki - oznajmiła a moje serce zatrzymało się prze sekundę. Zaburzenia psychiczne? To niemożliwe. Ona kłamie tylko dlatego, żebym się nie obwiniała. Pokiwałam przecząco głową i wierząc w jej słowa. Nie odpowiedziała tylko przysunęła się do mnie bliżej i zamknęła moje ciało w uścisku, co był trochę trudne z powodu gipsu. To prawda, że uścisk bliskiej ci osoby, może na prawdę pomóc. Odsunęłam się od niej i delikatnie się uśmiechnęłam.  

środa, 14 października 2015

Rozdział 56: Wczoraj

- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona patrząc na Leona. Zaśmiał się na moje pytanie i wzruszył ramionami.
- Po prostu nie lubię kokosów  i tyle - odpowiedział z cichym śmiechem - Nie ma powodu - dodał widząc, że chce zadać kolejne pytanie. Usiadłam z powrotem na łóżku obok niego i uśmiechnęłam się szeroko, na co on się zaśmiał.
- Dobra, a jeśli to będzie cisto kokosowe? - po usłyszeniu mojego kolejnego pytania uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
- Dlaczego to cię tak interesuje? - mówił ze śmiechem, na co spuściłam głowę i spojrzałam na jego rękę, którą po chwili ujęłam w swoją i podniosłam na niego z powrotem spojrzenie.
- Bo chce wiedzieć - oznajmiłam ze smutkiem - Jesteśmy razem i chce wiedzieć o tobie jak najwięcej - dodałam tym razem patrząc mu prosto w oczy, które po moich słowach zabłysnęły. Przecież to normalne, że chce wiedzieć o swoim chłopaku praktycznie wszystko. Jakie jest jego ulubione danie, co woli jeść na śniadanie, ile łyżeczek cukru sypie do herbaty, jaki smak napoju lubi i inne takie, niby nieważne rzeczy, ale jak dla mnie są bardzo ważne. Uśmiechnął się do mnie i ścisnął moją dłoń.
- Ciasto może być, ale bez wiórków kokosowych - odpowiedział na pytanie, które mu zadałam wcześniej ciągle na mnie patrząc i  w ten sposób wypalając na moich policzkach rumieńce. I dlaczego się głupia rumienisz? - Lubię jeść ser, ale tylko na pizzy, bo w innych przypadkach jak dla mnie śmierdzi. Z owoców najbardziej lubię mangą a po awokado boli mnie brzuch. Nie cierpię wody gazowanej i niesmakowej. Wolę jabłka zielone niż czerwone... - przerwałam mu śmiejąc się, za co zostałam potraktowana pytającym spojrzeniem. Pokiwałam przecząco głową ze śmiechem dając mu tym do zrozumienia aby przestał.
- Wolisz zielone? - zapytałam zdziwiona patrząc na niego poważnie, na co kiwnął twierdząco głową.
- Są zdecydowanie lepsze - odpowiedział przekonany. Uśmiechnęłam się pod nosem a po chwili wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do telefonu po czym ponownie zajęłam miejsce obok niego i włączyłam aparat. Widząc, że chce zaprotestować zrobiłam szybko proszącą minę mając nadzieję, że podziała to na niego. Westchnął głośno, co mogło oznaczać, że uległo. Pocałowałam go szybko w usta w podziękowaniu a następnie spojrzałam w przednią kamerkę telefonu. Przełączyłam jeszcze na widok i dopiero wtedy zrobiłam nam zdjęcie a nawet kilka na raz. Później sobie wybiorę jedno najładniejsze i ustawię na tapetę. Poczułam jak całuje mnie w policzek więc moje kąciki ust uniosły się delikatnie do góry i akurat w tym momencie zrobiłam zdjęcie.
- Musze już iść - powiedział obok mojego ucha - Diego na mnie czeka w sprawie imprezy - dodał widząc w widoku z kamerki moją pytającą minę. Odwróciłam głowę aby móc na niego spojrzeć i uśmiechnęłam się do niego. Przybliżył się do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek po czym wstał z mojego łóżka i wziął z krzesła swoją bluzę. Uczyniłam to samo z uśmiechem na ustach i stanęłam na przeciwko niego po czym skierowałam na niego aparat i zrobiłam mu zdjęcie w momencie kiedy przekładał bluzę przez głowę i jego włosy były w lekkim nieładzie. Widząc efekt jaki wyszedł uśmiechnęłam się do siebie po czym rzuciłam telefon na łóżko i podeszłam do niego aby się do niego przytulić. Objęłam go swoimi chudymi ramionami w pasie i uniosłam głowę by spojrzeć na niego a on w tym czasie poprawiał sobie kaptur.
- Puścisz mnie? - zapytał wpatrując się we mnie, na co kiwnęłam przecząco głową z uśmiechem na twarzy. Od tego uśmiechania dzisiaj zaczynają mnie boleć policzki. Zaśmiał się pod nosem i schylił aby móc mnie pocałować.
- Teraz cię puszczę - oznajmiłam zadowolona. Uśmiechnął się do mnie jeszcze raz a następnie udaliśmy się razem na dół do drzwi wyjściowych. 

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 55: Mów

- Ty mnie nie słuchasz, prawda? - stwierdziłam widząc zamyśloną minę Leona, który zapewne od czasu wyjścia ze szkoły przestał mnie słuchać. Spojrzałam w jego stronę, ale on nadal wzrok skupiony miał na chodniku. Odchrząknęłam głośniej i ścisnęłam jego dłoń aby zwrócić na mnie jego uwagę, co się na szczęście udało. Posłał mi delikatny uśmiech.
- Mówiłaś coś? - zapytał z uniesioną brwią do góry. Kiwnęłam twierdząco głową z uśmiechem.
- Tak, mówię do ciebie odkąd wyszliśmy ze szkoły - odpowiedziałam po czym zaśmiałam się cicho. W każdym innym wypadku byłabym zła na osobę, która mnie nie słuchała, ale jakoś nie mogę się gniewać na Leona - Co cię tak wyrwało z rzeczywistości? - zapytałam radośnie aby wiedział, że nie jestem zła czy coś. Westchnął głośno i odwrócił ode mnie wzrok.
- Szczerze? - odpowiedział pytanie na pytanie.
- Jak najbardziej - mówiłam ze śmiechem. Przełknął głośno ślinę i zerknął kątem oka na nasze dłonie a następnie podniósł wzrok na mnie.
- Myślałem o tym co się dzieje. Jakieś pół roku temu nie pozwalałem żadnej dziewczynie się do siebie zbliżyć, nie rozmawiałem z nikim a teraz jestem z tobą i czuję, że dobrze postąpiłem słuchając swoich uczuć mimo iż mój strach mi to odradzał- wyjaśnił a na mojej twarzy po usłyszeniu tych słów pojawił się uśmiech. Kierował się uczuciami do mnie. Chciał jeszcze coś dodać, ale jednak zrezygnował. Zatrzymałam się a on razem ze mną po czym spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i bez czekania na nic przytuliłam się do niego. Nie interesuje mnie, że stoimy prawie na środku chodnika. Kiedy się do niego tulę nie interesuje mnie nic poza nim.
- Widzimy się dzisiaj? - zapytałam mając podbródek oparty na jego torsie a spojrzenie skierowane ku górze by móc na niego patrzeć. Uśmiechnął się pod nosem.
- A dzisiaj nie przyjeżdża do ciebie Ludmiła -  przypomniał mi patrząc na mnie tymi swoimi oczami zagadkowego koloru. Westchnęłam głośno i przygryzłam dolną wargę a następnie oparłam czoło o jego tors.
- No tak zapomniałam, dzisiaj poniedziałek - jęknęłam chociaż jakąś godzinę wcześniej byłam rozentuzjazmowana faktem, że moja kochana kuzynka przyjeżdża. W odpowiedzi usłyszałam śmiech Leona. Odsunęłam się od niego i ponownie złapałam go za rękę - Ale jutro gdzieś wyjdziemy - odezwałam się patrząc na niego. Uśmiechnął się delikatnie do mnie i kiwnął twierdząco głową - Rozumiem, że mnie odprowadzisz - stwierdziłam kiedy minęliśmy dom Leona. Spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się szerzej. Nie wiedzieć dlaczego poczułam na policzkach ciepło, co mogła oznaczać, że pojawiły się nie chciane koleżanki, czyli rumieńce. Zaśmiałam się pod nosem, nie wierząc jak jego zwykły uśmiech ma na mnie wpływ.

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 54: Rozmowa?

Zdenerwował mnie. I to bardzo. Najpierw przez prawie godzinę wmawia mi, że podoba mnie się Violetta a później ma do mnie pretensje, że z nią jestem i mówi, że popełniam błąd. Nie jestem pewny uczucia do niej, ale fakt, że nie chce jej zranić czy zerwać coś znaczy. Wsadziłem ręce do kieszeni swoich spodni i westchnąłem głośno. Jakby można było naprawdę dostać nowe życie, jakby istniała amnezja na życzenie, zapomnienie tego, co przytrafiło się wcześniej taka amputacja pamięci. Próbowałem sobie obciąć pamięć jak rękę, jak ucho, którym wciąż słyszę głosy z przeszłości, i jeśli nawet czasami wydawało mnie się, że rzeczywiście udało się tę pamięć odrąbać, to przecież powracały bóle psychiczne , mocny łupiący ból przeszłości. Nie da się nigdy zacząć życia na nowo, przecież człowiek nie jest butelką na wymianę, nie przynosi się go do sklepu i nie wymienia na świeżego i pełnego. Człowiek jest jakby opakowaniem jednorazowym, po zjedzeniu zawartości zgniata się go w dłoniach i wyrzuca do śmieci. Nie nadaje się on zazwyczaj nawet do recyklingu. Po raz kolejny westchnąłem i znudzony kopnąłem kamyk. Jednak kiedy podniosłem wzrok przed siebie moim oczom ukazała się znajoma postać. Moje kąciki ust delikatnie się uniosły w prawie niewidoczny uśmiech. Przyśpieszyłem krok aby podejść do niej zanim zniknie. Złapałem ją za nadgarstek kiedy miała już skręcać i wchodzić do marketu. Na początku przestraszyła się, ale widząc moją twarz uśmiechnęła się, co szczerze mówiąc sprawiło mi przyjemność. To miłe kiedy ktoś się cieszy, że cię widzi.
- Masz może wolną chwilę? - zacząłem jako pierwszy. Nawet nie wiem czemu zadałem jej to pytanie. Czyżbym moja podświadomość dawał mi znak, że chce spędzić z nią czas? Zazwyczaj wolałem sam chodzić po mieście czy siedzieć na ławce w parku. Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech niż wcześnie. Szczerze mówiąc to zdecydowanie wolę jak się tak uśmiecha.
- Dłuższą chwilę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Spuściłem delikatnie głowę w dół i zaśmiałem się cicho.
- Tak, dłuższą chwilę - powiedziałem po krótkim zastanowieniu się a następnie spojrzałem na nią a raczej po raz pierwszy w jej oczy. Kiedy się uśmiech jej oczy się świecą. Czy w taki sposób można dostrzec szczęście? Jeszcze bardziej poszerzyła swój uśmiech.
- Czy ty chcesz spędzić ze mną swój wolny czas? - zapytała z przymrużonym okiem. Włożyłem ręce z powrotem do kieszeni swoich spodni i kiwnąłem twierdząco głową. Tak chce. Chce spędzić z nią resztę dnia - W takim razie jesteś zmuszony iść ze mną do sklepu po zakupy dla mamy - dodała zadowolona, na co się zaśmiałem. We dwoje weszliśmy do środka budynku po czym udaliśmy się w jeden regał z napojami - Musimy znaleźć malinową herbatę z dodatkiem mięty - odezwała się po niespełna minucie stając przed półką z różnymi rodzajami herbat. Uśmiechnąłem się pod nosem patrząc na nią a ona skupiona szukała odpowiedniego pudełka. Westchnęła cicho, ale po chwili delikatnie się uśmiechnęła i sięgnęła do górnej półki. Zaśmiałem się widząc jak próbuje dosięgnąć aby zabrać herbatę. Zerknęła na mnie kątem oka i zmroziła wzrokiem. Podszedłem do niego i podałem jej odpowiednie pudełko. Obdarzyła mnie uśmiechem i szybkim ruchem pocałowała mnie w policzek. Uniosłem kąciki ust delikatnie do góry, bo ten gest był przyjemny. Odwróciła się do mnie tyłem i ruszyła w stronę innego przedziału.

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 53: A chcesz?

Otworzyłam oczy a moje serce niesamowicie szybko biło. Przed swoją twarzą miałam szybę. Czy to wszystko właśnie mnie się przyśniło? Nie, nie, nie i tysiąc razy nie. Czując obok obecność czyjeś osoby odwróciłam głowę. Wypuściłam powoli powietrze a cały ten strach uszedł ze mnie. Zerknęłam kątem oka na moją dłoń, która spleciona była z Leonem i przygryzłam dolną powstrzymując swój uśmiech. Położyłam ostrożnie głowę na jego ramieniu nie chcąc go obudzić. To nie sen. Jest moim chłopakiem a ja jego dziewczyną. Przymknęłam oczy a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie udało mnie się powstrzymać. Ale czemu mam ukrywać to, że jestem szczęśliwa. Teraz może już być tylko lepiej. Jestem tego pewna, bo w związku najpewniejsza jest chyba miłość. Ta radość kiedy się budzisz i wiesz, że zaraz zobaczysz osobę, którą darzysz uczuciem. A w nocy przytulasz poduszkę z myślą o tym, że to człowiek, który będzie z tobą przez wszystkie twoje sny. Poczułam jak jego ramie się delikatnie rusza więc podniosłam głowę aby móc na niego spojrzeć. I z szczerością stwierdzam, że gdy się budzi jest strasznie uroczy. Przeniósł swój wzrok na mnie i uniósł delikatnie kąciki do góry. Już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale przerwałam mu kiwając przecząco głową.
- Nie, nie obudziłeś mnie - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie. Skwitował moją wypowiedź delikatnym uśmiechem i oparł głowę o fotel. Od razu moje oczy się zaświeciły czując jak jego dłoń zacisnęła się na mojej. Jest ze mną. Mogę wpatrywać się w niego przez cały czas. Całować go kiedy tylko zapragnę i zatracać się w jego spojrzeniu. W pewnym momencie zaśmiał się i odwrócił głowę tak, że na mnie patrzył.
- Teraz cały czas będziesz się tak we mnie wpatrywać? - zapytał a na końcu się zaśmiał. Spuściłam głowę opierając czoło o jego ramię a na moich policzkach powstały rumieńce. Przygryzłam dolną wargę i zaśmiałam się cicho pod nosem.
- A będzie ci to przeszkadzać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Uśmiechnął się i zmrużył oczy jakby się nad czymś zastanawiał a po chwili pokiwał przecząco głową. Zaśmiałam się cicho i moja głowa ponownie wylądowała na jego ramieniu. Ponownie zacisnął dłoń i spiął się przez moment. Jednak mimo iż tak reaguje na moje zbliżenie, nie przeszkadza mi to a wręcz przeciwnie. Mam niesamowitą satysfakcję, że to właśnie mnie wybrał. To mi opowiedział o swojej przeszłości, mi pozwala się dotykać i mi zaufał.
- Wiesz, że to nie będzie proste - powiedział półszeptem. Uśmiechnęłam się pod nosem i kiwnęłam twierdząco głową.
- Coś co jest proste nie jest warte uwagi - odpowiedziałam a raczej zacytowałam słowa jakiegoś autora książki. Mimo iż nie widziałam jego twarzy miałam wrażenie, że na jego twarzy widnieje uśmiech. Ponownie przymknęłam oczy i nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam. 

Rozdział 52: Nie mylił się

- Violetta, zaraz jest zbiórka - oznajmiła mi Francesca kiedy grzebałam w swojej walizce w poszukiwaniu jakiegoś ciepłego swetra. Kto by pomyślał, że w lesie może być tak zimno. Nałożyłam na siebie znaleziony przed chwilą sweterek i poprawiłam odruchowo swojego kucyka. Spojrzałam na Fran, która właśnie wiązała swoje buty i uśmiechnęłam się delikatnie dając jej do zrozumienia, że jestem gotowa. Jak na razie mieszkanie z nią w jednym pokoju nie jest takie złe, ale może to dlatego, że minęły dopiero jakieś dwie godziny. Obie wyszłyśmy z naszego pokoju i podłużnym nie zbyt długim korytarzem udałyśmy się w stronę wyjścia. Ośrodek, w którym się znajdujemy do najlepszych nie należy, ale jest przyjemny. Wszystko jest drewniane i wygląda trochę jak taki wiejski domek. Gdy tylko wyszłam na dwór dopadł mnie nieprzyjemny zimny wiatr. Jak się okazało większość osób już jest i czeka na tym ziąbie. Szkoda tylko, że nie ma gdzie usiąść i skulić się w kłębek żeby było cieplej. Czy tylko ja odczuwam to zimno? Bo z tego co widzę tylko ja mam na sobie sweter i długie spodnie. Nawet niektóre dziewczyny mają krótki rękawek albo spodenki. Kątem oka zauważyłam jak w naszą stronę podąża dobrze znana mi osoba, której za wszelką cenę staram się unikać. Rozejrzałam się dyskretnie dookoła aby wyłapać wzrokiem osobę, do której mogłabym podejść i nie musieć rozmawiać z Lucasem.  Jednak nie znalazłam nikogo. Podszedł do nas z uśmiechem na twarzy z włożonym rękami do kieszeni swoich spodni. Uśmiechnął się w naszą stronę i już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu Federico, który szedł z naszym dyrektorem.
- Nie ma nawet takiej opcji - powiedział poważnym tonem dyrektor nie patrząc w stronę Federico, który szedł z nim krok w krok.
- Niech pan poda chociaż dwa powody - poprosił Federico, na co dyrektor zatrzymał się w pół kroku i odwrócił twarz w stronę swojego rozmówcy.
- Jeden: Znam cię. Dwa: Wiem o czym myśli większość nastolatków - odpowiedział i ponownie ruszył w drogę a raczej w stronę drugiego opiekuna.
- Ale trzeciego powodu pan nie znajdzie - mówił z satysfakcją, na co dyrektor tylko westchnął głośno.
- Nie zgadzam się i dla mnie sprawa jest zamknięta - postanowił poważnie i rozpoczął rozmawiać z nauczycielem. Zaśmiałam się pod nosem i schowałam swoje już zimne dłonie w rękaw swetra. Całe szczęście, że nie zostajemy tutaj dłużej niż kilka dni. Mam nadzieję, że w tym ośrodku jest ogrzewanie i w nocy będzie ciepło. 

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 51: Nie warto

- Spakowałaś jakieś ciepłe rzeczy? - zapytała zatroskana jak zwykle mama. Spojrzałam na nią znudzonym wzrokiem i kiwnęłam twierdząco głową. Podeszła jeszcze dla pewności do mojej walizki i sprawdziła jej zawartość. Natomiast ja sama wzięłam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Nie wiem nawet czy opłaca mnie się kłaść spać. Wyjazd mamy o czwartej w nocy więc spokojnie mogę się przespać w autokarze. Weszłam do łazienki i rozebrałam się do bielizny a następnie rozpuściłam swoje włosy, które przez dzisiejszy cały dzień męczyły się w kucyku. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą a następnie nalałam trochę płynu do kąpieli i weszłam do wanny. Jedynym minusem tego wyjazdu do lasy jest to, że pewnie nie będzie tam wanny czy chociaż ciepłej wody. Chyba na wszelki wypadek spakuję sobie dodatkową parę spodni dresowych. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Zamoczyłam się cała i przymknęłam oczy rozkoszując się ciepłem i zapachem pomarańczy. Mogłabym tak leżeć wiecznie. Niestety jest to niemożliwe. Za jakieś dziesięć minut moje ciało będzie wyglądało jak osiemdziesięciolatki.
- Violu, zrobić ci coś do jedzenia? - usłyszałam za drzwiami głos mamy. Czyli skończyła już przegrzebywać moją torbę.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam otwierając oczy. I usłyszałam od niej odpowiedzi a myślałam, że zacznie się ze mną kłócić, że powinnam coś zjeść, bo zemdleją czy coś w tym stylu.  Zdecydowanym ruchem wzięłam do ręki gąbkę, nalałam na niego płynu i zaczęłam mydlić swoje ciało.
- Violu! - znowu odezwała się moja mama, ale tym razem jej głos był cichszy, co mogło oznaczać, że jest w kuchni albo w salonie. Przewróciłam oczami i cicho westchnęłam - Tato jedzie do sklepu chcesz jakieś ciastka?! - zapytała a ja przygryzłam dolną wargę.
- Nie! - odkrzyknęłam - Czekaj! Jednak tak! - odkrzyknęłam po chwili zastanowienie. Przydadzą mnie się na tą długą drogę jakieś przekąski. Odłożyłam przedmiot, którym mydliłam swoje ciało i ponownie zanurzyłam się w wodzie aby spłukać pianę. Zmoczyłam także włosy aby móc je umyć po czym ostrożnie aby się nie poślizgnąć wyszłam z wanny. Szybkim ruchem owinęłam się ręcznikiem i osuszyłam swoje ciało. Nie wiem czy jest sens ubierać się w piżamę. Chociaż nie wypad też spać w ubraniach czy tam w ręczniku. Wiem. Ubiorę na siebie bieliznę i położę się w niej. Ale wtedy będzie mi zimno a ja nie lubię zamarzać w nocy. Wolę ciepełko. Po krótkim namyśle jednak złożę tą piżamę. Włożyłam na siebie jakieś spodnie i koszulkę a następnie rozczesałam włosy. Miejmy nadzieję, że jutro nie będą się buntować i ulegną szczotce. Wyszłam zadowolona z łazienki i udałam się do swojego pokoju, w którym nie było ani mojej mamy ani torby z ubraniami na wyjazd. Spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej i westchnęłam głośno. Do wyjazdu zostało jeszcze jakieś siedem godzin. Nie będę już szła spać, bo jest dopiero przed dwudziestą pierwszą. Może znajdę coś ciekawego w telewizji. Przynajmniej tak jakoś ten czas mi zleci. Zdecydowanym krokiem udałam się do salonu i zajęłam wygodnie miejsce na kanapie. Z tego co słyszę to mama obecnie jest w kuchni i zapewne robi mi coś do jedzenia na drogę. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać z kanału na kanał aby zleźć coś godnego obejrzenia.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 50: Co kombinujecie?

Weszłam do kuchni ubrana w białe spodenki, różową koszulę bez rękawów zapiętą na ostatni guzik i moich ulubionych białych, krótkich trampkach. I pierwsze co ujrzałam przekraczając próg to moją mamę stojącą przy kuchence z patelnią w ręce. Czy ona przypadkiem nie miała leżeć w łóżku? Przecież ma rękę w gipsie! Co za kobieta. Teraz już wiem jak się czują faceci żyjący z nami. Westchnęłam głośno i dopiero wtedy zwróciła na mnie swoją uwagę. Uśmiechnęła się do mnie i wskazałam głową abym usiadła na krześle przy wyspie kuchennej. Zajęłam miejsce wskazane przez mamę.
- Czy ty przypadkiem nie miałaś odpoczywać? - zapytałam poważnie po czym oparłam łokcie na blacie i spojrzałam na nią z uniesioną brwią. Odwróciła wzrok z powrotem w moją stronę i posłała mi niewinny uśmiech - Dobrze, że tato już wyszedł i cię nie zobaczy, bo zdenerwował by się - dodałam i wstałam z krzesła po czym nalałam sobie zimnego soku z lodówki.
- Ale ojciec jeszcze śpi - odezwała się próbując przewrócić naleśniki, co było trudne zważając na to, że robi to jedną ręką.
- Jak to śpi? Przecież on zawsze o tej porze był już w pracy - zdziwiłam się na słowa mojej matki. Ona tylko wzruszyła ramionami. Uśmiechnęłam się do siebie i podeszłam do niej a następnie wzięłam do reki patelnie i odwróciłam tego naleśnika.
- Idź się połóż ja dokończę śniadanie - powiedziałam poważnie, za co moja mama skarciła mnie wzrokiem. Przewróciłam teatralnie oczami. Uparta kobieta. Gdybym ja miała rękę w gipsie to leżała bym jak najdłużej w łóżku i korzystała z oferowanej pomocy innych.
- Spóźnisz się do szkoły - stwierdziła i chciała mi zabrać patelnie, ale zwinnym ruchem jej to uniemożliwiłam.
- Mam dopiero na dziewiątą a jest przed ósmą - oznajmiłam zadowolona. Kątem oka zauważyłam jak moja mama mamrocze coś pod nosem i odwraca się w stronę wyjścia z kuchni. Nie tylko ty jesteś uparta, mamusiu. Odłożyłam kolejnego naleśnika na talerz,  który wcześniej postawiła mama a następnie zajęłam się smażeniem następnych. Jednak po chwili do kuchni wróciła moja mama.
- A jak ci idzie nauka? - zapytała wyciągając z szafki kubek. Zerknęłam na nią przez ramię i wzruszyłam ramionami.
- Nie mam problemu z przedmiotami oczywiście pomijając matematykę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Gdyby w szkole nie było przedmiotu zwanego przeklętą matematyką to moja średnia ocen wynosiłaby pięć - Chyba nie odziedziczyłam zdolności matematycznych po tacie - dodałam ze śmiechem wykładając na talerz kolejnego gotowego naleśnika. Moja rodzicielka także się zaśmiała.
- Dobrze, że Leon nadal ma do mnie cierpliwość i pomaga mi zrozumieć niektóre tematy - mówiłam z uśmiechem na twarzy.

sobota, 5 września 2015

Rozdział 49: Dawno nie rozmawialiśmy

- Jakoś dziwnie było nie wiedzieć Diego z Fran - odezwałam się jako  pierwsza kiedy wychodziliśmy już ze szkoły. Oczywiście moim towarzystwem był nie kto inny jak Federico oraz zamyślony Leon.
- A ja się cieszę, że się w końcu od niej uwolnił - zabrał głos Fede. No jasne innej odpowiedzi od niego nie oczekiwałam - Zresztą nie rozumiem jak mógł być z jedną dziewczyną tyle czasu - dodał. Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na niego poirytowana. Wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni swoich spodni a jego wzrok skupił się na drodze przed nami.
- To się nazywa miłość - powiedziałam i po raz kolejny westchnęłam. Prychnął na moje słowa po czym zaśmiał się głośno.
- Miłość? Nie znam takiego słowa - odpowiedział i ponownie się zaśmiał. No oczywiście. Z każdym kolejnym dniem on mnie załamuje. Proszę cię dorośnij Federico - Jeszcze nigdy się nie zakochałem i nigdy nikogo nie pokocham - dodał z pewnością w głosie. Zapamiętam to i jeśli jednak się zakocha to wypomnę mu te słowa.
- Czyli nie kochasz swoich rodziców - stwierdziłam poważnie. Automatycznie przeniósł na mnie swoje spojrzenie.
- Rodzice to co innego - odezwał się poirytowany - Ich kocha się inaczej. To w końcu dzięki nim jesteśmy na tym świecie, to oni dbali o nas i robili wszystko abyśmy byli szczęśliwy - mówił tłumacząc, na co się uśmiechnęłam. Ma rację. Miłość do rodziców można też uznać za wdzięczność. Bo który rodzic nie kocha swojego dziecka. Kiedy upadniesz pierwszy raz na rowerze to pierwsza przy twoim boku pojawia się mama i zaczyna wypytywać czy wszystko w porządku a następnie całuje każde miejsce, aby zmniejszyć twój ból. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Widzimy się później? - zapytał a raczej zwrócił się do Leona, który jakby został wyrwany z jakiś poważnych rozmyślań spojrzał na niego pytająco a po chwili kiwnął twierdząco głową. Puścił do nas oczko i skręci w uliczkę, na której znajduje się jego dom a przynajmniej tak mnie się wydaje. Przeniosłam spojrzenie na Leona.
- Coś cie gryzie? - zapytałam zaciekawiona, na co on pokręcił przecząco głową i ruszył w dalszą drogę. Odchrząknęłam cicho i dogoniłam go. Zerknęłam na niego kątem oka i widząc jego wyraz twarzy miałam ochotę go do siebie przytulić i to tak mocno. Zapewne jego smutek na twarzy jest wywołany wcześniejszą rozmową moją z Federico o miłości rodziców do dziecka. Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam? Niby Leon twierdzi, że nie chce ich poznać, ale na boga kto by chciał przez całe życie nie wiedzieć kim są jego rodzice. Sama chętnie bym ich poznała i powiedziała co o nich myślę. Przecież on może mieć rodzeństwo. Siostrę albo brata a nawet dwóch. W pewnej chwili brunet się zatrzymał i spojrzał na mnie. I dopiero w tym momencie spostrzegłam, że stoimy przed jego domem.

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 48: Będzie wypytywał

Bez entuzjazmu weszłam do szkoły. Nie mam ochoty udawać, że jestem szczęśliwa i mam wspaniały humor. Wczoraj przed kolacją pojechaliśmy razem z tatą do szpitala do mamy. Niestety jeszcze spała, ale po jakiejś godzinie się obudziła. Mimo, że leży w szpitalu to nadal ma ten swój dobry humor i jak najszybciej chce do domu, ale niestety wróci dopiero za cztery dni. Podeszłam do swojej szafki i beznamiętnie włożyłam tam swoją bluzę oraz strój na zajęcia z wychowania fizycznego. Coś czuję, że ten dzisiejszy dzień będzie strasznie mnie się dłużył. Co z tego, że z mamą wszystko w porządku ja jakoś nie potrafię się nie martwić. To moja kochana mama, która czasami za bardzo się wtrąca do mojego życia, ale za to ją właśnie kocham. Zamknęłam obojętnie szafkę i ruszyłam w stronę wolnej ławki. Odłożyłam torbę na ławkę obok siebie i wyciągnęłam książkę z chemii. Wczoraj nie mogłam się na niczym skupić i jestem prawie w stu procentach pewna, że źle zrobiłam zadanie domowe. Wzięłam do ręki długopis i jeszcze raz na spokojnie zaczęłam je tak jakby robić. Do lekcji mam jakieś dziesięć minut więc powinnam zdążyć.  
- Nie ładnie - usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami. Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam się aby spojrzeć na Federico. Bo jestem pewna, że to on. Zresztą rozpoznałam go po głosie i po perfumach, bo tylko ona tyle ich na siebie wylewa. Zmroziłam go wzrokiem i powróciłam do sprawdzania swojego zadania. Nie mam dzisiaj humoru na te jego żarciki. Przysiadł się do mnie, ale ja niegrzecznie zignorowałam jego obecności - Humor nie dopisuje? - zapytał i szturchnął mnie ramieniem. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na niego kątem oka. 
- Tak nie dopisuje - odpowiedziałam a raczej warknęłam w jego stronę. Podniósł ręce w geście obrony i przewrócił oczami. Odwrócił ode mnie wzrok i ulokował go na wejściu do szkoły. Widziałam, że na jego twarzy pojawił się uśmiech, co mogło oznaczać tylko to, że pewnie zobaczył jakąś ładną dziewczynę. Powróciłam wzrokiem ponownie na zadanie i próbowałam się skupić aby je rozwiązać. Dobrze, że w tym tygodniu nie ma żadnych sprawdzianów, kartkówek czy czegoś podobnego, bo z pewnością nie dostałbym dobrej oceny. Poczułam jak mój towarzysz wstaje ze swojego miejsca. Spojrzałam na niego kątem oka i tak jak myślałam udał się w stronę ładnej blondynki stojącej obok wejścia do szkoły. Czyli co już go Ludmiła nie interesuje. Zacisnęłam szczękę i wstałam ze swojego miejsca. Miałam ochotę podejść do niego i przywołać go do porządku, ale powstrzymałam się i udałam w stronę wyjścia ze szkoły. Po drodze spiorunowałam Federico wzrokiem a on tylko wzruszył ramionami. Niestety kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś. Od razu wiedziałam kim jest ta osoba, bo tylko on pachnie tymi perfumami. Podniosłam na niego spojrzenie a on uśmiechnął się na powitanie. 

piątek, 14 sierpnia 2015

Coś mnie zaraz trafi!

Z przykrością stwierdzam, że ani dzisiaj ani jutro nie będzie rozdziału. Może w niedziele albo w poniedziałek.
Powód 1. Brak internetu dlatego muszę dodać tego posta z pakietu w telefonie, który jest już na wyczerpaniu.
Powód 2. Wina Bloggera. Napisała rozdział, który dzisiaj chciałam dopracować i jak się okazało nie ma go. Wchodzę na Bloggera w telefonie a po rozdziale ani śladu. Tak samo jest z OS, do którego odpisałam większą część. Po raz kolejny już się takie coś dzieje. Mam wrażenie, że to wszystko przez tą aplikacje Bloggera na moim kochanym Samsungu.
Chciałabym napisać wam ten rozdział dzisiaj, ale mam urodziny i nie wypada mi siedzieć cały dzień z telefonem i pisać. Natomiast jutro u mnie w miejscowości jest festyn rodzinny, przyjeżdża kuzynka i będziemy się bawić oraz ponownie świętować moje urodziny więc dopiero będę mogła pisać w niedzielę. Cały dzień będę siedzieć i pisać dla was. Na kupię sobie Pepsi w tajemnicy przed mamą i będzie miodzio. Co z tego, że mam w głowie ten rozdział i on był już napisany, ja muszę się skupić na pisaniu i wszystko jeszcze raz przemyśleć, bo prawdę mówiąc nie podobał mnie się do końca. Chce żebyście byli zadowoleni i był najlepszy ze wszystkich innych. Przepraszam i postaram się następnym razem nie nawalić.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 47: Minimalnie lepsza

Już od godziny siedzimy pod moim domem a rodziców nadal nie ma. Zadzwoniłabym do nich, ale mój telefon został w samochodzie a nie pamiętam ich numerów, żeby skorzystać z komórki Leona. Spojrzałam na bruneta siedzącego obok mnie i uśmiechnęłam się delikatnie. Od kilku minut w ogóle się nie odzywa i patrzy tylko w gwiazdy.
- Leon - szepnęłam aby zwrócić na siebie jego uwagę. Zerknął na mnie kątem oka i posłał pytające spojrzenie podnosząc jedną brew do góry. Oblizałam dolną wargę i przygryzłam na chwilę wewnętrzną część policzka - Chciałbyś poznać swoich rodziców? - zapytałam niepewnie, bo nie wiem jak może zareagować na to pytanie. Natychmiastowo odwrócił ode mnie wzrok i spuścił głowę. Nie wiedziałam czy się odezwać czy czekać aż odpowie.
Chyba jednak nie powinnam zadawać tego pytania. Przymknął na chwilę oczy i zacisnął usta w wąską linię
- Nie - szepnął i zacisnął dłonie w pięści. Mimo iż zaprzeczył nie wierzę mu. Nawet jeżeli tyle wycierpiał w swoim życiu i choćby nie wiem jak ich nienawidził każdy chciałby poznać swoim rodziców. Dowiedzieć się czy jest bardziej podobny do ojca czy do matki, po kim odziedziczył cechy charaktery - Oni mnie nie chcieli więc po co ja miałbym chcieć ich poznać - dodał pewniejszym głosem. Mój wzrok nadal był skupiony na nim. Jego twarzy w tej chwili wyrażała złość. Nie wiem czy była ona skierowana do mnie, że zapytałam o to czy raczej do jego rodziców.
- Nie powinnam o to pytać - powiedziałam na głos chociaż jabym pomyślała. Spuścił głowę i wypuścił powoli powietrze. Myślałam, że coś powie, ale on ponownie zamilkł. Rozumiem, że nie chce kontynuować tego tematu, ale lepiej jak to z siebie wyrzuci. Jeśli będzie to w sumie dusił to nigdy o tym nie zapomni, nigdy się tego nie pozbędzie.
- Powinienem się w końcu przed kimś otworzyć - westchnął a ja wyprostowałam się pod wpływem jego głosu i przeniosłam na niego spojrzenie - Komuś zaufać - dodał niepewnie i powoli odwrócił głowę w moją stronę. Posłałam mu delikatny uśmiech. Po tych jego słowach zrobiło mnie się ciepło nie tylko na sercu, ale i w całym ciele. Już chciałam coś odpowiedzieć, ale niestety pod mój dom podjechał samochód. Zacisnęłam dłonie w pięści i niechętnie odwróciłam wzrok, co chwilę wcześniej uczynił Leon. Z auta wysiadł mój ojciec niosąc moją marynarkę a zaraz za nim mama z torebką moją i swoją. Wstaliśmy oboje ze schodów i czekaliśmy aż do nas podejdą. Z miny ojca mogłam wywnioskować, że nie był zadowolony tylko nie wiem do końca dlaczego. Brunet stojący obok mnie chciał się przywitać, ale mój ojciec go wyprzedził.
- Violetta zachowałaś się nieodpowiedzialnie - zaczął prosto z mostu. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem - Nie powiadomiłaś nas, że wychodzisz i jeszcze powiedziałaś takie przykre rzeczy Lucasowi - dodał, co mnie zszokowało a jednocześnie zdenerwowało. Naskarżył na mnie ojcu. Co z niego za baba.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 46: Słowo w słowo

- Siedzisz dzisiaj w domu? - zdziwiła się moja mama widząc mnie na kanapie przed telewizorem. Nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam twierdząco głową ponieważ w buzi miałam ciastko - Jest piątek wieczór a ty będziesz siedzieć na kanapie i oglądać zamiast wyjść na miasto ze znajomymi - dodała po czym zabrała ze stolika jakiś katalog. Spojrzałam na nią i przełknęłam to co miałam w buzi.
- Ciekawe z kim miałabym wyjść - powiedziałam zirytowana a ona popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Lucasa, Francesca albo Diego - zaproponowała a ja tylko zmarszczyłam brwi i westchnęłam głośno po czym powróciłam do oglądania serialu o lekarzach.
- Z Francescą nie mam zamiaru wychodzić po tym co zrobiła, z Lucasem się nie spotykam a Diego jest chyba z Leonem na wyścigach - odpowiedziałam tym samym eliminując każdego kogo wymieniła.  Zresztą nie mam ochoty wychodzić na miasto. Dzisiaj robię sobie dzień leniwej Violetty i nigdzie się nie ruszam, no chyba, że do kuchni pojedzenie i do toalety aby skorzystać.
- Dobrze, jak chcesz - odezwała się zrezygnowana a ja uśmiechnęłam się sama do siebie, że zrezygnowała ze znalezienia mi rozrywki na ten wieczór - A może chcesz wyjść ze mną i ojcem - westchnęłam głośno i spojrzałam na nią zirytowana. Tak, jeszcze czego. Mam wyjść ze swoim rodzicami na miasto. Oczywiście, chodźmy do kina gdzie jest pełno ludzi ze szkoły i każdy będzie wiedział, że Violetta jest lamusem i chodzi ze swoimi rodzicami do kina, bo nie ma przyjaciół. Kocham swoich rodziców, ale jestem już w wieku, w którym nie wychodzi się z rodzicami.
- Nie dziękuję, nie skorzystam - powiedziałam z lekkim rozbawieniem po czym sięgnęłam po puszkę Pepsi. Usłyszałam westchnięcie ze strony swojej mamy a następnie jak opuszcza salon i wchodzi na górę zapewne do sypialni jej i taty. Wreszcie zostawiła mnie w spokoju i będę mogła obejrzeć sobie serial. Jednak po chwili przełączyłam na inny kanał ponieważ przeprowadzali operację, a ja nie za bardzo lubię widok ludzkich wnętrzności.
- Ty w domu? - usłyszałam głosem mojego ojca. Westchnęłam głośno i przechyliłam głowę do tyłu znudzona.
- Tak w domu i nie zamierzam z niego wychodzić - odpowiedziałam zdobywając się na miły ton. Nic nie odpowiedział tylko udał się w stronę kuchni. Dziękuję tato, że nie drążyłeś tematu w przeciwieństwie do mamy. Uśmiechnęłam się sama do siebie  i usiadła wygodnie na kanapie. Wreszcie mam spokój i mogę obejrzeć sobie coś ciekawego w telewizji. Miejmy nadzieję, że nikt więcej nie będzie mi przeszkadzał.

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 45: Nie kłam

- To jak coś to jeszcze zgadamy się w sprawie tego wypadu - zwrócił się Diego do Leona i wyszedł ze szkoły. Westchnęłam głośno i spojrzała na bruneta idącego obok mnie. Wydaje mnie się, że się polubili. W końcu oboje lubią te całe wyścigi motocrossowe czy samochodowe. Nie szczególnie słuchałam ich kiedy dosiedli się do mnie na poprzedniej przerwie. Jestem dziewczyną i nie za bardzo interesują mnie takie rzeczy. Spojrzałam na Leona, który stał obok mnie i patrzył zamyślony w stronę odchodzącego od nas Diego. Szturchnęłam go lekko ramieniem aby spojrzał na mnie. Po jego zdezorientowaniu można było się domyślić, że nad czymś się zastanawiał.
- To idziemy do mnie teraz czy chcesz iść najpierw do domu i coś zjeść - odezwałam się niepewnie. Mam nadzieję, że nie zapomniał przez ten czas tego, że miał mnie dzisiaj po lekcjach pouczyć z matematyki.
- U mnie i tak pewnie nikogo nie będzie więc możemy iść od razu do ciebie - powiedział z delikatnym zawahaniem w głosie. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i kiwnęłam głową, że się zgadzam na taki układ. Oboje wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Cieszę się, że nasze relacje są coraz lepsze. Znaczy nie aż takie jakbym chciała, ale zaczynam odnosić wrażenie, że mi jako jedynej potrafiłby zaufać. Po jego zachowaniu jak i dystansie do ludzi można łatwo stwierdzić, że jest nieufny. W każdej książce, którą czytałam okazywało się, że osoba, która nie potrafił nikomu zaufać w swoim życiu została zraniona przez kogoś bliskiego.
- Mieszkasz tutaj od urodzenia? - zapytał a raczej rozpoczął rozmowę aby nie panowała między nami cisza. Odrzuciłam na bok swoje myśli i spojrzałam na niego.
- Nie, znaczy chyba nie, bo nie wiem - odpowiedziałam chociaż sama chciałam bym wiedzieć o tym. Nie pamiętam czy mieszkamy tutaj od moich narodzin czy przeprowadziliśmy się tutaj, tak jak to było w tym moim śnie. Nawet nie wiem czy to moje dzieciństwo jest takie same czy inne. Zaśmiał się na moje słowa i spojrzał rozbawiony.
- Konkretna odpowiedź - powiedział, na co ja się zaśmiałam.
- W sumie sama nie wiem czy mieszkam tutaj od urodzenia czy przeprowadziliśmy się tutaj, bo prawdę mówiąc to nie wiem o sobie nic z przed wypadku. Niby pamiętam niektóre sytuacje z mojego dzieciństwa, ale nie mam pojęcia czy one są prawdziwe czy też są moją wyobraźnią - wyjaśniłam mu o co mi chodzi. Wsadził ręce do kieszeni i kiwnął głową, że rozumiem.
- Kiedyś przeczytałem wypowiedź jednego mężczyzny, który miał tak samo jak ty - zaczął patrząc przed siebie. Milczałam zaciekawiona i chciałam usłyszeć ciąg dalszy jego wypowiedzi - Był w śpiączce i w tym czasie żył innym życiem a kiedy się obudził wrócił to swojego prawdziwego świata. Nikt mu nie wierzył i wszyscy uznali go za jakiegoś wariata - dokończył to co zaczął a ja tylko cicho westchnęłam i spuściłam głowę.
- Dokładnie tak jak mnie - szepnęłam sama do siebie przypominając sobie jak wszyscy zachowywali się kiedy im o wszystkim opowiadałam.
- Wiesz jak doszło do tego twojego wypadku? - zapytał szybko zmieniając temat kiedy zauważył, że jest mi smutno. Szczerze mówiąc, to nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Nie wiem. Nie pytałam ich o to i chyba nie chce wiedzieć - odpowiedziałam po czym uśmiechnęłam się widząc, że właśnie doszliśmy do mojego domu. Weszliśmy na moją posiadłość a następnie do domu. Z tego co mi wiadomo, rodzice dzisiaj mieli być wcześniej więc powinni już być. Chciałabym zobaczyć minę taty kiedy się dowie, że ten mój zmyślony Leon istnieje naprawdę.
- Viola, kochanie, to ty!? - usłyszałam krzyk swojej mamy z kuchni. Zawstydziłam się trochę i spuściłam głowę.
- Tak, to ja - powiedziałam. Już chciałam dodać, że mamy gościa, ale mama sama to odkryła ponieważ właśnie weszła do salonu. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale po chwili się uśmiechnęła i podeszła do nas - To jest L...
- Kochanie! Nie wiesz gdzie jest mój tablet? - przerwał mi ojciec, który właśnie wszedł do salonu. Jednak kiedy zobaczył, że obok mnie stoi jakiś chłopak i nie jest nim Lucas spoważniał i przybrał groźną postawę krzyżując ręce na klatce piersiowej - Kto to jest? - zapytał i odchrząknął głośno. Przełknęłam ślinę i niepewnie spojrzałam na rodziców.
- To jest Leon i przeszedł żeby pouczy...
- Leon? - ponownie postanowił mi przerwać. Na jego twarzy widać było zdziwienie - Ten wymyślony Leon?- dodał a ja myślałam, że spalę się ze wstydu. Kątem oka widziałam, że brunet spojrzał na mnie tak zdziwiony - Myślałem, że ty go sobie zmyśliłaś - przygryzłam dolną wargę i czułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Jak go sobie wcale nie wymyśliłam - powiedziałam spokojnie chociaż w środku strasznie byłam zdenerwowana.
- A ja cię chciałem wysłać do psychologa, bo sądziłem, że zwariowałaś - odpowiedział z powagą w głosie ojciec. Zacisnęłam dłonie w pięść i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.
- Leon poznaj moich rodziców, którzy chcieli mnie wysłać do psychologa i uważali za wariatkę - odezwałam się z ironią w głosie po czym spojrzałam na Leona i westchnęłam głośno - A teraz wybaczcie, ale idziemy do mnie się uczyć - dodałam a następnie ruszyłam w stronę swojego pokoju.

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 44: Płatne czy darmowe?

Jednak ku mojemu jak i Federico zdziwieniu Ludmiła się od niego odsunęła i patrzyła na niego ze zdziwieniem a także złością. Chyba nie była zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Trochę głupio było mi tak stać i patrzeć na nich. Widziałam po jej oczach, że jest zagubiona. Szatyn już chciał coś powiedzieć, ale moja kuzynka wsiadła szybko do taksówki i kazała kierowcy jechać. W wyrazie twarzy Federico widziałam, że nie takiej reakcji ze strony Ludmiły.
- To się porobiło - szepnęłam do siebie. Westchnęłam głośno i podeszłam do szatyna, który wciąż stał w tym samym miejscu i patrzył w stronę, w którą odjechała taksówka. Położyłam mu rękę na ramieniu a on odwrócił się zdezorientowany - Jednak ci na niej zależy - odezwałam się i posłałam mu delikatny uśmiech. Po tych słowach jakby się otrząsnął i wyprostował się.
- Nie zależy mi - odpowiedział, co mnie zdziwiło, ale jakaś wewnętrzna część mnie widziała, że kłamał. Jego wyraz twarzy mówił co innego. Chciałam zaprzeczyć jego słowom i powiedzieć, co o tym myślę, ale zanim zdążyła otworzyć buzię on odszedł ode mnie udając się w przeciwną stronę. Najlepiej uciekać. Po co komu rozmowa, wsparcie drugiej osoby i pomoc. Znam moją kuzynkę i mogłabym mu pomóc, ale on woli udawać, że mu nie zależy. Westchnęłam głośno z rozczarowaniem wróciłam do domu. Ja nie odpuszczę. Doprowadzę do tego, że Lu i Federico będą razem. Zajrzałam po drodze do kuchni a moim oczom ukazali się moi rodzice stojący przed oknem w kuchni. Zdziwiona weszłam do pomieszczenia i stanęłam za nimi.
- Co robicie? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach. Gwałtownie odwrócili się w moją stronę. Spojrzeli na siebie nerwowo i posłali mi uśmiech.
- My tylko chcieliśmy zobaczyć, czy Ludmiła już pojechała - odpowiedziała mama po czym zaczęła zbierać naczynia, które leżały na blacie. Zmarszczyłam brwi i ze sztucznym uśmiechem wyszłam z kuchni. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że podglądali. Zaśmiałam się pod nosem wchodząc na górę do mojego pokoju. Ciekawe czy mnie też będą tak szpiegować.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 43: Znowu to robisz

- Nie załamuj się - zaśmiała się Ludmiła po czym zabrała ze stołu brudny talerz. Westchnęłam na jej słowa i także uczyniłam to co ona. Jak zwykle moich rodziców nie ma i obiad musiałyśmy sobie zrobić same i także zjeść go we dwójkę. Chociaż to dobrze, że ich nie ma przynajmniej mogę sobie porozmawiać z Ludmiła na spokojnie bez wtrąceń taty czy jakiś mądrych rad mamy.
- Nie załamuję się tylko jest mi przykro - odpowiedziałam wchodząc do kuchni za nią. Włożyłam swój i jej talerz do zmywarki - On jest inny niż mnie się wydawało - dodałam po czym wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy. Ludmiła zaśmiała się na moje słowa a następnie usiadła sobie na blacie. Odwróciłam się do niej przodem i podałam szklankę z sokiem.
- Wiesz ten twój Leon ze snu czy tam wyobraźni był zbyt idealny żeby mógł istnieć - powiedziała z powagą, ale na końcu się zaśmiała. Po raz kolejny westchnęłam głośno i oparłam się blat naprzeciwko Lu. Przecież wiem, że ideały podobno nie istnieją tylko, że on był moim osobistym ideałem. Nie wiem dlaczego jego charakter jest inny. W ogóle teraz wszystko jest inne. Już chciałam coś powiedzieć, ale do domu weszli moi rodzice.  Spojrzałam na Ludmiłę i przewróciłam teatralnie oczami. Zaśmiał się na mój gest i zeskoczyła z blatu.
- Cześć dziewczyny - odezwał się mój ojciec wchodząc do kuchni z torbami zakupów. Uśmiechnęłam się do niego trochę sztucznie - Zrobiliśmy zakupy, ale widzę, że już jadłyście - dodał widząc na gazie garnek po sosie do spaghetti. Wzruszyłam ramionami i odłożyłam już pusty kubek po soku na blat za mną.
- Ten wasz wyjazd na weekend jest aktualny? - zapytałam udając obojętną a tak na prawdę cieszyłam się, że gdzieś pojadą a my z Ludmiłą zostaniemy same. Tato zmarszczył brwi i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, na co on się zaśmiał.
- Aktualny, ale nie zezwalam na żadną imprezę - mówił przez śmiech po czym zaczął wyciągać z reklamówek produkty i wtedy do kuchni weszła moja mama z jakąś torbą.  Posłała nam jak zwykle swój promienny uśmiech i odstawiła wszystko na blat włącznie ze swoją kurtką, kluczykami i torebką. Posłałam mojej kuzynce porozumiewawcze spojrzenie i obie wycofałyśmy się z kuchni udając się do mojego pokoju.

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 42: Ja też?

- I jak było w szkole? - zapytała Ludmiła kiedy tylko przekroczyłam próg mojego mieszkania i usiadłam obok niej na kanapie - Bo ja się cholernie nudziłam - dodała zdenerwowana i przełączyła na jakiś inny kanał. Zaśmiałam się na jej słowa.
- Moich rodziców nie ma? - odezwałam się po chwili ciszy. Pokiwała przecząco głową, co oznaczało, że jeszcze nie wrócili. Czyli jeżeli Ludmiła nie zrobiła obiadu a jestem pewna, że go nie zrobiła to będę musiała sobie zjeść coś na szybko, albo czekać do kolacji. Chociaż jest też opcja, że pójdziemy z Ludmiła zjeść coś na mieście. Najchętniej poszłabym na pizzę, ale niestety blondyna dba o linię. Nie rozumiem jej. Przecież ma świetną figurę i nie musi pilnować sobie diety, no ale to jest kobieta a my mamy różne nie mądre pomysły.
- Idziemy coś zjeść na miasto? - zapytałam z uśmiechem a ona westchnęła głośno.
- Dobra, ale muszę się iść przebrać - odpowiedziała także się uśmiechając. Wstała szybko z kanapy i pobiegła do góry zapewne do pokoju gościnnego, w którym jest jej prywatne lokum, na czas pobytu u nas. Właśnie nie pytałam się jej kiedy wraca do siebie. Jak dla mnie może zostać na stałe, może się do nas przeprowadzić i moi rodzice mogą ją zaadoptować. Przynajmniej nie będę jedynaczką a mieć taką siostrę jak Ludmiła to czysty zaszczyt. Uśmiechnęłam się sama do siebie i spojrzałam na zegarek wiszący nad wejściem do kuchni. Dwadzieścia po piętnastej - Już jestem - usłyszałam głos Ludmiły za sobą. Odwróciłam się i ze skanowałam ją wzrokiem. Muszę przyznać, że bardzo ładnie wygląda. A szczególnie podoba mnie się jej bluzka. Chwyciłam do ręki torebkę, którą wcześniej odłożyłam na fotel i razem z moją blond przyjaciółko-kuzynką wyszłam z domu, zamykając je za sobą na klucz - Przejdziemy się, nie? - stwierdziła Ludmiła, na co jej przytaknęłam. Ruszyłyśmy w stronę centrum miasta. Dokładnie nie wiem do jakiego lokalu idziemy zjeść, ale pewnie zdecydujemy później - A właśnie nie powiedziałaś mi jak było w szkole - przypomniała sobie rozpromieniona a ja zaśmiałam się pod nosem - Leon chodzi z tobą do klasy? - zapytała z podekscytowanie w głosie. O razu na moich policzkach pojawiły się delikatne rumieńce kiedy przypomniałam sobie jak wszedł do klasy - Sądząc po uśmiechu to tak - zaśmiała się a ja przygryzłam dolną wargę.
- Tylko obawiam się tego, że inne dziewczyny mogą go...
- Podrywać? - dokończyła za mnie ze śmiechem. Kiwnęłam twierdząco głową i wypuściłam nerwowo powietrze - To jest pewne. Z twoich opowiadań wynika, że jest przystojny a dziewczyny od razu się na takich rzucają w szczególności, że są nowi w szkole - dodała z powagą w głosie. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
- Wiesz wolałabym usłyszeć inną odpowiedź - powiedziałam z lekką złością w głosie. Zaśmiała się na moje słowa i objęła mnie ramieniem w geście pocieszenia.
- Taka prawda - ona to robi specjalnie. Chce mnie zdołować - Ale ja wiem, że on i tak będzie z tobą - zaśmiała się. Zerknęłam na nią kątem oka - Bo zobacz. To jest taka romantyczna historia wy jesteście głównymi postaciami. I jak w każdej książce czy tam filmie będzie szczęśliwe zakończenie. On po pewnym czasie zakocha się w tobie, będziecie w szczęśliwym związku, oświadczy ci się, później ślub, na którym będę druhną i w końcu na świat przyjdą wasze małe kopie. Jonathan i Susana. Wyjedziecie do Włoch i tam będziecie dalej tworzyć waszą historię - jak zwykle rozmarzyła się Ludmiła patrząc w niebo. Zaśmiałam się na jej słowa.
- Powinnaś przestać oglądać a przede wszystkim czytać romansidła - stwierdziłam z powagą w głosie. Chociaż szczerze mówiąc podoba mnie się ta jej wizja. Tylko imiona dzieci inne, ale w sumie Jonathan może być a zmieni się dla dziewczynki. Rany, za bardzo wbiegam w przyszłość. Ja i Leon nawet nie jesteśmy parą a co dopiero małżeństwem z dwójką dzieci.
- Po prostu lubię marzyć - powiedziała, na co się zaśmiałam. Pociągnęłam ją za rękę, bo w takim tempie w jakim idziemy to ja zdążę umrzeć z głodu.

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 41: Jedno i drugie


Dzisiaj wyjątkowo z dedykacją dla Alma'y Libre
( nie wiem czy dobrze odmieniłam).
Dziękuję za wspaniały szablon jaki dla mnie wykonałaś.
Wygląda świetnie i jestem z niego mega zadowolona.


Jak wariatka wybiegłam ze swojego pokoju jednak tuż przed opuszczeniem domu Ludmiła zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek. Spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem i wyrwałam się z jej uścisku. Zabrałam z wieszaka kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu. Udałam się w stronę auta mojego ojca. Wiem, że dawno  nie prowadziłam, ale  to jest teraz nie ważne. Wsiadłam szybko do pojazdu i zdenerwowana próbowałam trafić kluczykiem do stacyjki. Kiedy w końcu mnie się udało do samochodu wsiadła także Ludmiła.

- O co chodzi? - zapytała.
- O Leona - odpowiedziałam na szybkiego i odpaliłam samochód po czym włączyłam się do ruchu. Nie zwracałam uwagi na moją towarzyszkę tylko jak najszybciej chciałam dojechać w miejsce gdzie jest Federico i prawdopodobnie Leon. Zaciskałam dłonie na kierownicy za każdym razem kiedy na światłach pojawiało się czerwone światło. Miejmy nadzieję, że Fede uda się zatrzymać Leona do czasu aż przyjedziemy. Wcisnęłam mocniej pedał gazu czując, że zaraz znowu powita nas czerwone światło. Nie interesuje mnie teraz to, że zapewne dostanę kilka mandatów ważniejsze jest teraz aby jak najszybciej dojechać. Uśmiechnęłam się do siebie widząc tablicę z napisem ulicy, o której mówił mi przez telefon Federico. Zaparkowałam samochód na czyimś podjeździe i jak najszybciej wysiadłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła aby wyłapać wzrokiem Fede, ale nie musiałam ponieważ już po chwili biegł w moją stronę.
- Gdzie on jest? - zapytałam rozglądając się po okolicy.
- W tym rzecz, że nie wiem - odpowiedział a mój wzrok od razu skierował się na niego. Patrzyłam na niego zdezorientowana a jednocześnie zła - Odszedłem od niego na chwilę żeby do ciebie zadzwonić. A jak wróciłem to już go nie było - wyjaśnił zmieszana a z jego twarzy można było wyczytać, że jest mu przykro. Wplotłam dłonie w swoje włosy i zaczęłam się nerwowo rozglądać mając nadzieję, że być może gdzieś go ujrzę.
- A skąd masz pewność, że to on? - odezwała się Ludmiła do Federico a on przeczesał ręką włosy i westchnął głośno.

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 40: Chyba odnalazłem Leona

Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mojej blond kuzynki, która powinna tutaj być już od ponad piętnastu minut. Teraz już wiem jak się czują faceci kiedy muszą na nas czekać. Zerknęłam kątem oka na Federico, który chciał ze mną przyjechać na lotnisko. Nie pytałam dlaczego, ale można powiedzieć, że się domyślam. Spojrzałam nerwowo na zegarek. Nagle poczułam jak ktoś się do mnie przytula. Odwróciłam się przodem do tej osoby a moim oczom ukazała się Ludmiła. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i przytuliłam z całej siły. Po kilku sekundach odsunęłyśmy się od siebie.
- Cześć Ludmiła - odezwał się Federico po czym wstał ze swojego miejsca i podszedł do nas. Dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem - Cieszę się, że znowu cię widzę - dodał i puścił do niej oczko. Prychnęła na jego słowa po czym poprawiła swoje włosy.
- Szkoda, że ja nie - odpowiedziała jadowitym tonem. Muszę przyznać, że taka rozmów między nimi nie pasuje mi. Może dlatego, że pamiętam ich jako zakochanych, którzy nie mogli oderwać się od siebie choćby na minutkę. Chłopak uniósł ręce w geście obrony i cofnął się kilka kroków do tyłu - Po co z nim tu przyjechałaś? - zapytała się mnie z gniewem w głosie. Przygryzłam dolną wargę i zmarszczyłam brwi. Ze strony mojej kuzynki usłyszałam tylko westchnięcie.
- Jedźmy już - jęknął Federico, co spowodowało, że obie z Lu na niego spojrzałyśmy tylko mój wzrok był bardziej przyjazny. Blondyna chwyciła do reki swoją walizkę i ciągnąc mnie za sobą za rękę wyszliśmy z lotniska. Podeszłyśmy obie do samochodu Federico z czego oczywiście Ludmiła nie była zadowolona. Przez całą drogę nie odzywała się tylko zerkała morderczym wzrokiem na prowadzącego samochodu Federico.
- Mam nadzieję, że wy nie jesteście razem - w końcu raczyła się odezwać. Spojrzałam na nią przez ramię i zaśmiałam się na jej słowa.
- A co byłabyś zazdrosna - zaśmiał się Federico, za co dostał kopniaka w fotel od Lu.
- Nie chce żeby się zmarnowała przy tobie - odgryzła się blondyna i poprawiła swoje włosy. Ciekawe jak długo potrwa to ich przedrzeźnianie. Widziałam uśmiech na twarzy Federico kiedy ją zobaczył. Chłopak zaśmiał się na jej słowa.
- Spokojnie pomagam Violetcie szukać jej księcia - mówił przez śmiech za co dostał ode mnie z pięści w ramie. Zaśmiał się głośniej po moim czynie.

wtorek, 30 czerwca 2015

One Shot: Wpadka czy Przeznaczenie?

Kolejny dzień zaczyna się tak samo. Wstaję wcześnie rano, biorę szybki prysznic, ubieram się w dość eleganckie ubrania, jem szybko śniadanie i jak najszybciej jadę do firmy, w której pracuje. Jestem asystentem właścicielki podobno największej firmy w całym Buenos Aires. Z tego co wiem ma dwadzieścia cztery lata czyli prościej mówiąc jest w moim wieku. Kiedyś firma należała do jej ojca, ale po wypadku przepisał ją na swoją córkę czyli teraźniejszą właścicielkę. Z każdym kolejnym dniem mam dość tej pracy i całej firmy. Wszedłem do budynku zwanego także moją pracą ze sztucznym uśmiechem, ale kiedy zobaczyłem na wejściu recepcjonistkę, która jest także moją przyjaciółką od razu zmieniłem swój dzisiejszy humor. Podszedłem do blatu, za którym siedziała i oparłem się rękoma o zimny marmur po czym pocałowałem ją czule w policzek. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zaśmiała uroczo. 
- Castillo, chce z tobą rozmawiać – odezwała się poważnym głosem na co głośno westchnąłem. Pewnie znowu będzie chciała żebym poszedł odebrać jej sukienkę z pralni albo zrobił zakupy do jej mieszkania.  Właśnie mniej więcej tak wygląda moja praca. Ruszyłem z grymasem w stronę  gabinetu mojej pracodawczyni, który znajdował się na piątym piętrze jednak Francesca zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek – Teraz jest u niej klient na spotkaniu – wytłumaczyła z lekką ironią w głosie. 
- Ile już tam siedzą? – zapytałem znudzonym głosem ponieważ każdy w firmie wie na czym polegają spotkania naszej kochanej szefowej. Westchnęła głośno po czym spojrzała na swój złoty zegarek na nadgarstku i przymrużyła lekko powieki. 
- Trzydzieści pięć minut – odpowiedziała a następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, co od razu odwzajemniłem. Westchnąłem ponownie dzisiejszego ranka po czym pożegnałem się z Fran buziakiem w policzek i udałem się na piąte piętro aby zająć się papierami, których wczoraj nie skończyłem a powinienem, ale spokojnie skończę je wypełniać zanim spotkanie szefowej dobiegnie końca. Usiadłem na krześle przed swoim biurkiem a naprzeciwko mnie znajdowały się drewniane drzwi do gabinetu mojej szefowej. Wziąłem do ręki niechętnie plik kartek, które wczoraj zostawiłem i zacząłem kontynuować pracę przerwaną wczoraj przez zmęczenie. Wszędzie jakieś głupie liczby, które muszę wyliczyć. Wziąłem do ręki zielony długopis oraz czystą biała kartkę po czym zacząłem na niej wypisywać cyfry, dodawać je, odejmować, mnożyć, dzielić i tak w kółko. I po to chodziłem do szkoły artystycznej żeby teraz siedzieć przez osiem godzin w biurze i wyliczać jakieś podatki dla szefowej, która zabawia się teraz z jakimś gościem w swoim gabinecie. Od razu mówię to nie są żadne pomówienia ponieważ można usłyszeć co się dzieje za drzwiami kilka metrów przede mną. Szczerze mówiąc nie jestem jakoś do niej wrogo nastawiony czy coś po prostu nie lubię jej zbytnio i tyle. Nagle drzwi od jej gabinetu się otworzyły a w nich stanęła ona we własnej osobie z niedopiętą na górze koszulą oraz jakiś koleś z rozwaloną fryzurą. Coś dzisiaj wyjątkowo szybko się to skończyło. Pożegnała się z nim podając mu rękę a następnie spojrzała na mnie z poważną miną. Pokazała gestem głowy, że mam wejść do jej gabinetu. Westchnąłem niechętnie po czym podniosłem się z siedzenie i ruszyłem w stronę drzwi a ona w tym czasie dopinała koszulę i poprawiała spódniczkę. Usiadłem na krześle naprzeciwko jej biurka i zastanawiałem się co może ode mnie chcieć. Uczyniła to samo co ja kilka chwili temu  tylko, że na swoim szefowskim krześle. Oparła się o fotel i spojrzała na mnie przeszywając wzrokiem. 

sobota, 27 czerwca 2015

Notka.


Nie zbyt często piszę notki informacyjne czy coś w tym stylu, ale jestem do tego zmuszona. Tak dobrze myślicie, wy mnie do tego zmuszacie. Oczywiście nie wszyscy. Niektórzy z was. 
Chce żebyście byli zadowoleni i z chęcią czytali moje opowiadanie a od kiedy wprowadziłam ten cały zwrot akcji mam wrażenie, że niektórzy z was opuścili mnie. Rozumiem, że może wam się nie podobać, że tak jakby zniszczyłam piękne i romantyczne chwile Leona i Violetty, ale przecież w opowiadaniu nie może być cały czas kolorowo i słodko. Nie chciałam robić ich rozstania i wiązać ich z kimś innym, bo to nie jest zbyt oryginalne. Dlatego wymyśliłam takie coś. Nikt się tego nie spodziewał więc punkt dla mnie. Oczywiście są ludzie, którym się to podoba i są też ci przeciwni, ale to przecież norma, bo życie takie jest. Od razu was informuję, że historia będzie taka jak ją sobie wymyśliłam i jak jest już napisana w wersjach roboczych. Uszanuję decyzję niektórych z was i zrozumiem jeżeli
przestaniecie czytać opowiadanie, ale powiem na wstępnie, że pożałujecie. W następnych rozdziałach pojawi się Leon i będzie ciekawie. Do końca nie rozumiem dlaczego denerwujecie się, że tak jakby zmieniłam historię. Boicie się zmian? Każdy się ich boi, ale taka ciągła rutyna staje się nudna. Gdybym cały czas pisała o szczęściu Leonetty i o tym jak to bardzo się kochają to z czasem znudziłoby to was i przestalibyście czytać opowiadanie. Jasne też uwielbiam kiedy Leon i Violetta są razem, zakochani w sobie po same uszy, nie widzący świata poza sobą, ale niekiedy to mnie denerwuje. W życiu nie zawsze jest kolorowo. Zdarzają się wzloty i jak i upadki.
TAK, będzie Leonetta, będą ze sobą szczęśliwi, będę przeżywać razem wspólne chwile żeby później je wspominać, ale to musi trochę potrwać. Nie zrobię miłości  od pierwszego wejrzenia. Jeżeli komuś nie pasuje moja historia, moje pomysły i mój blog to - chociaż mnie to zaboli - nie musi go czytać. Zawsze powtarzam, że zostają tylko najwierniejsi i teraz zobaczę kto jest wierny mojemu opowiadaniu.


 Jed­no ci mówię z całą pew­nością: życie może być krótkie al­bo długie, lecz ważne jest, w ja­ki sposób je przeżywamy

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 39: Kuzynkę?

- Dobrze się czujesz? – zapytał skołowany. Zaśmiałam się na jego słowa i jeszcze bardziej do niego przytuliłam – Słuchaj, nie wiem co cię napadło, ale mogłabyś przestać mnie dusić – dodał a ja od razu odsunęłam się od niego. Patrzyłam na niego nie mogąc przestać się uśmiechać. Jednak jego wygląd był inny niż ten, który zapamiętałam. Dżinsowa kurtka kompletnie nie pasowała mi do niego a tym bardziej bandanka na ręce. Obrzucił mnie tylko obojętnym spojrzeniem i wyminął mnie, ale ja tak łatwo nie dam za wygraną. Chwyciłam go mocno za nadgarstek i zatrzymałam.
- Poczekaj – odezwałam się a on westchnął głośno i odwrócił się do mnie z powrotem – Powiedz mi proszę gdzie jest Leon – powiedziałam spokojnie obserwując jego zachowanie. Zaśmiał się na moje słowa i włożył ręce w spodnie.
- O kim ty mówisz? – zapytał a na jego twarzy nadal malował się uśmiech.
- Chodzi mi o Leona, twojego brata – oburzyłam się. Co kolejny będzie udawał, że nie zna nikogo takiego. Znowu się zaśmiał.
- Ja nie mam brata – odpowiedział patrząc na mnie z rozbawieniem - A przynajmniej tak twierdzą rodzice - dodał. Zaśmiałam się nerwowo i pokiwałam przecząco głową. Ból głowy znowu powrócił a nadzieja zniknęła. Za wszelką ceną próbowałam powstrzymać łzy. Nie chce kolejny raz płakać.
- Violetta, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Lucasa za swoimi plecami. Odwróciłam się do niego i kiwnęłam twierdząco głową. Podszedł do mnie i objął mnie ramieniem po czym przycisnął do siebie. Widziałam na twarzy Federico, że nie darzy Lucasa sympatią.
- Porozmawiamy później – zwrócił się do mnie i mordując chłopaka obok mnie odszedł od nas. Czułam jak Lucas zaciska rękę na moim ramieniu, co wywołało u mnie ból. Wzdrygnęłam się i odsunąłem od niego.
- O czym on chce z tobą rozmawiać? – zapytał poważnie a ja spuściłam głowę i zaczęłam nerwowo bawić się swoimi rękami – Znowu ten Leon – sam odpowiedział sobie na zadane pytanie. Podniosłam niepewnie wzrok na niego i przygryzłam dolną wargę. Nabrał nerwowo powietrza po czym je wypuścił za pewne chcąc się uspokoić – Może powinnaś dać sobie z nim spokój – zaproponował a ja zmarszczyłam brwi – Pomyśl. Nikt go nie zna, nikt o nim nie słyszał może on faktycznie nie istnieje – dodał a ja zesztywniałam. Podszedł do mnie i tak po prostu przytulił mnie do siebie. Mimo wszystko wtuliłam się w niego, chociaż nie jego uścisku potrzebowałam a raczej pragnęłam.
- Chodź zaraz zaczną się lekcje – szepnął i nie czekając na moją odpowiedź ruszył w stronę odpowiedniej klasy. 


czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 38: Odpocznij

- Jak się pani czuje? - zapytał mnie lekarz. Jak się czuję? Jestem skołowana, bo nie wiem co się dzieje. Znalazłam się w jakimś innym świecie. Nic z tego nie rozumiem. W jednej chwili przenoszę się z cudownego życia u boku Leona do kompletnie nie znanego mi świata. Poznaję jakiegoś chłopaka, który wmawia mi, że jesteśmy razem a ja nie znam go i nigdy w życiu go nie widziałam.
- Nie wiem, co się dzieje - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Lekarz spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- To normalne, że nie wiesz co się dzieje, w końcu leżałaś w śpiączce przez pół roku - oznajmił a mnie zszokowało. Pół roku. Przecież to niemożliwe. Na jakiej zasadzie działa ten cały chory świat. Czy to jakiś mój sen? Bo to przecież nie może być prawda. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmie - Wyniki są dobre, więc za jakieś dwa dni wypiszemy cię do domu - dodał patrząc w jakąś kartkę zapewne z moimi wynikami badań. Chciałam wykorzystać okazję i zapytać go o Leona, który musi być w tym szpitalu, ale zanim zdążyłam w ogóle coś powiedzieć on już zamykał drzwi od mojej sali. Przeniosłam wzrok na moją matkę, która siedziała na krześle naprzeciwko mojego łóżka.
- Mamo, mogę cię o coś zapytać? - odezwałam się patrząc na nią niepewnie. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i kiwnęła głową abym mówiła dalej - Odpowiedz szczerze - poprosiłam a ona podniosła się z krzesła i podeszła do mnie. Usiadła na skraju mojego łóżka po czym złapałam mnie za dłoń - Gdzie jest Leon? - zapytałam patrząc cały czas na jej wyraz twarzy.
- Violu, ja naprawdę nie wiem o kim ty mówisz. Nigdy nie poznałam żadnego Leona. O nikim takim nie słyszałam - odpowiedziała ściskając mocniej moją dłoń. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Ścisnęłam mocniej jej dłoń.
- Przecież go poznałaś - powiedziałam ze łzami w oczach. Pokiwała przecząco głową. Dlaczego nikt o nim nie pamięta? To wygląda tak jakby w ogóle nie istniał.
- Kochanie poznałam tylko jednego twojego chłopaka i był nim Lucas - oznajmiła mi mocniej ściskając moją rękę.
- Nic z tego nie rozumiem - szepnęłam zrezygnowana po czym spuściłam głowę. Puściłam dłoń mojej mamy i ułożyłam się wygodniej na łóżku a następnie wtuliłam swoją twarz w poduszkę. W mojej głowie nagle zrobiła się pustka. Widziałam tylko jego. Tak jakby każda chwila została wymazana przez jakąś magiczną gumkę, która zostawiła tylko Leona. Usłyszałam jak drzwi do mojej sali się otwierają. Nie miałam ochoty obracać się i sprawdzić, kto mnie odwiedził, bo szczerze mówiąc nie za bardzo mnie to obchodził.
- Witaj Lucas - odezwała się z radością w głosie moja mama. Zacisnęłam mocniej dłoń na poduszce. Nie chce go tutaj. Nie wiem kim jest a na pewno nie jest moim chłopakiem.
- Jak się czuje? - zapytał spokojnym głosem, który w pewnym stopniu przypominał mi głos Leona. Moja rodzicielka westchnęła głośno.
- Cały czas pyta o tego Leona - odpowiedziała szeptem tak abym tego nie słyszała, ale trudno było tego nie usłyszeć skoro w sali było cicho a ona siedziała jakieś kilka metrów ode mnie - Będę musiała porozmawiać o tym z lekarzem - stwierdziła i prawdopodobnie wstała ze swojego krzesła. Po chwili do moich uszu dostał się dźwięk zamykanych drzwi. Wyszła. I zostawiła mnie tutaj z nim.
- Violetta, wiem, że nie śpisz - odezwał się tym razem poważnym tonem. Odwróciłam się niepewnie do niego przodem i spojrzałam na jego wyraz twarzy, który był zdenerwowany a jednocześnie smutny. Usiadł na krześle, które przed chwilą zajmowała moja mama i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.
- Kim jest dla ciebie Leon? - zapytał prosto z mostu. Nabrałam nerwowo powietrze i podniosłam się do pozycji siedzącej. Widziałam w jego oczach, że boi się odpowiedzi.
- A kim ty dla mnie jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zdziwiła go moja tak jakby odpowiedź. Przełknął głośno ślinę i splótł swoje dłonie w jedność po czym oparł się łokciami o kolana.
- Jestem twoim chłopakiem od siedmiu miesięcy - powiedział spokojnym głosem chociaż czułam w jego tonie, że ma ochotę wykrzyczeć mi to prosto w twarz. Przygryzłam dolną wargę a widząc jego mordercze spojrzenie spuściłam wzrok na swoje ręce.
- Ja cię nie pamiętam - szepnęłam wpatrując się w swój nadgarstek. Był pusty. Wydawało mnie się, że czegoś mu brakuje. Nie wiem konkretnie, czego, ale czegoś na pewno.
- Na prawdę, nie wiem czemu tak się stało - wyrwał mnie z rozmyślań głos Lucasa. Potrząsnęłam delikatnie głową i powróciłam na niego wzrokiem. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. To nie są oczy, które chciałabym w tej chwili ujrzeć. To nie jest ten odcień, ten błysk i nie ta hipnotyzująca głębia - Violu - odezwał się i niespodziewanie złapał mnie za rękę. Wzdrygnąłem się trochę, ale mimo wszystko nie wyrwałam się z jego uścisku. Widziałam w jego oczach, że dużo to dla niego znaczy więc nie miałam serca zabierać mu tego - Kochami Cię i nie ważne czy mnie pamiętasz czy nie ja zawsze będę przy tobie, będę się o ciebie troszczył, sprawiał, że na twojej twarzy pojawi się uśmiech, będę twoim przyjacielem, jeśli będziesz tego potrzebowała i nigdy nie pozwolę ci cierpieć - mówił patrząc mi prosto w oczy. To były piękne słowa, ale wypowiedziane przez nie właściwego chłopaka. Posłałam mu nieśmiały uśmiechem i ścisnęłam mocniej jego dłoń.
- Odpocznij - odezwał się z uśmiechem po czym podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek. Znieruchomiałam. Odczuł to i jak najszybciej odsunął się ode mnie i trochę speszony wyszedł z mojej sali. Odetchnęłam z ulgą i ułożyłam się z powrotem na szpitalne łóżko. Obróciłam się na bok i swój wzrok skierowałam w stronę okna.

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 37: Ktoś tu jest?!

- Zaraz zejdę! - krzyknęłam do mojej przyjaciółki, która czekała na mnie w salonie. Wiem jesteśmy już spóźnione na lekcje, ale nie mogę znaleźć mojego telefonu a bez niego się nie ruszę. Przecież wczoraj wieczorem kładłam go na szafce nocnej.
- Fran, nie wiesz gdzie mój telefon! - krzyknęłam do niej mając nadzieje, że może ona go gdzieś widziała. Niemożliwe żebym go zgubiła w domu. No chyba, że Leon go wziął przez przypadek. Nie, raczej nie. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. Mój kochany telefon. Wszystkie zdjęcie, które były na telefonie przepadną, numery telefonów, wiadomości. Westchnęłam głośno i wtedy do mojego pokoju weszła Francesca, która nie wyglądała jak Francesca. Była zupełnie inna niż wczoraj. Umalowana, uczesana, ubrana elegancko a co najdziwniejsze z uśmiechem na twarzy.
- Przecież leży na pralce w łazience - odpowiedziała ze śmiechem a ja nadal byłam zszokowana jej zachowaniem. Wczoraj jeszcze płakała i ubolewała nad wyjazdem Kendalla a dzisiaj szczęśliwa jak nigdy. Wstałam zdziwiona z łóżka i podeszłam do niej.
- To ty Fran? - zapytałam i otworzyłam szerzej oczy, na co ona się zaśmiała.
- Postanowiłam, że będę żyć tak jak dawniej - wytłumaczyła a ja zmarszczyłam brwi - Leżąc w łóżku i płacząc do poduszki nie sprawię, że Kendall wróci a przecież on nie chciałby żeby cierpiała po jego wyjeździe - dodała i uśmiechnęła się do mnie po czym wyszła z mojego pokoju. Nie spodziewałam się czegoś takiego, ale dobrze, że już to zrozumiała. W sumie takie płakanie i tęsknienie nic nie zdziała. Potrząsnęłam głową i udałam się do łazienki w celu zabrania mojego telefonu. Jakim cudem on się tam znalazł. Sama go tam zaniosłam? Ale przecież nie brałam go ze sobą jak szłam się ubierać. A może jednak wzięłam? Chyba dopada mnie już skleroza. Zeszłam na dół do salonu, w którym ku mojemu zdziwieniu nie było jeszcze mojego chłopaka.
- Nie ma jeszcze Leona? - zapytałam Fran stojącej już przy drzwiach. Spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Wczoraj mówił, że ma na wcześniejszą godzinę niż my - odpowiedziała po czym się zaśmiała. Klepnęłam się delikatnie w czoło. Kompletnie o tym zapomniałam. Zgarnęłam jeszcze tylko swoją torebkę i wyszłam za Fran z domu.
*************

środa, 27 maja 2015

Rozdział 36: On ma rację

Ubrałem na siebie białą koszulkę z niebieskim napisem Adidas i jasno brązowe spodnie. Nie mam zamiaru się jakoś stroić w przeciwieństwie do Violetty, która już chyba z godzinę siedzi w tej łazience. Na nogi założyłem moje niedawno kupione białe wysokie Convers'y. Dzisiaj nie mam siły układać sobie włosów więc użyłem trochę lakieru i postawiłem grzywkę na bok.
- Długo ci to jeszcze zajmie? - zapytałem stojąc pod drzwiami od łazienki, w której była Violetta.
- Dziesięć minut - odpowiedziała a raczej krzyknęła. Westchnąłem głośno i odszedłem od drzwi. Kobiety. Zszedłem niepewnie na dół do salonu, w którym na szczęście nie było ojca Violi. Widocznie jeszcze nie wrócili. Usłyszałem cichy śpiew połączony z dźwiękami radia dochodzące z kuchni. Zaśmiałem się pod nosem po czym z włożonymi rękami w kieszeni wszedłem do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się Olga w różowo - białym fartuchu tańcząca przy blacie. Obróciła się w moją stronę i kiedy mnie ujrzała podskoczyła przestraszona a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć Leon, przestraszyłeś mnie - odezwała się i chwyciła za brudny talerz lezący na blacie.
- Przepraszam - zmieszałem się trochę i wszedłem głębiej do pomieszczenia - Pomóc? - zapytałem wskazując na brudne naczynia. Spojrzała na mnie zdziwiona. Zaśmiałem się cicho i chwyciłem za kilka talerzy. Włożyłem je do zlewu napełnionego ciepłą wodą i dolałem trochę płynu po czym nie czekając na nic wziąłem gąbkę i zacząłem zmywać. Czułem na sobie wzrok kobiety, ale nie zwracałem na to uwagi. Pewnie sobie teraz myśli, że się podlizuję.
- Jeszcze nie widziałam, żeby mężczyzna dobrowolnie zmywał - zaczęła z wyczuwalnym podziwem w głosie. Zerknąłem na nią kątem oka i się delikatnie uśmiechnąłem po czym cicho zaśmiałem  - Trenujesz jakiś sport? - zapytała i zajęła się wycieraniem talerzy, które odkładałem na suszarkę. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Gram w koszykówkę - odpowiedziałem z uśmiechem. Już chciała coś powiedzieć, ale jej wzrok powędrował w stronę wejścia do kuchni. Także spojrzałem w tamtą stronę a moim oczom ukazała się Violetta. Uśmiechnąłem się do niej promiennie, co oczywiście odwzajemniła. Podeszła do nas a raczej do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Jak możesz wykorzystywać Leona? - zaśmiała się patrząc na Olgę. Kobieta spojrzała na nas i uśmiechnęła się szeroko - Dzwonił do ciebie Federico - tym razem zwróciła się do mnie i usiadła sobie na krześle przy blacie kuchennym.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 35: Muszę

*Dwa miesiące później*

- Leon, proszę cię pośpiesz się! - krzyknęłam do mojego chłopaka, który aktualnie znajduje się u nich w łazience. Dzwoniłam do niego jakieś piętnaście minut temu i prosiłam aby był gotowy jak przyjadę, ale on oczywiście wszystko wie lepiej i jak to powiedział ''Myślałem, że się wyrobie''. I tak miał jeszcze dodatkowe kilka minut, bo spóźniłam się trochę i musiałam gdzieś podejść.
- Violetta, ja się rozmyśliłem - powiedział wychodząc z łazienki i ukazując się mi. Podniosłam brew do góry a moje dłonie ułożyły się w pięść. Zszedł ze schodów i spojrzał na mnie.
- Jak to rozmyśliłeś? Żartujesz sobie ze mnie? - zapytałam zirytowana. Pokręcił przecząco głową i podrapał się nerwowo po karku. Przymknęłam na chwilę oczy aby się uspokoić.
- Rozmyśliłem się i tyle - powiedział jakby to było nic a ja myślałam, że go zaraz trzasnę i to tak porządnie.
- Świetnie - prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach - Dobrze, że nie rozmyśliłeś się w samolocie, albo w ogóle na miejscu - dodałam z wyczuwalną złością. Spojrzał na mnie i przygryzł dolną wargę.
- Po prostu się boję, okej - podniósł głos i zrezygnowany udał się do kuchni. Moje oczy momentalnie się powiększyły. Udałam się do pomieszczenia za nim. Stał oparty rękoma o blat a głowę miał spuszczoną.
- Niby czego? - zapytałam z lekkim śmiechem - Ja poznałam twoich rodziców i jakoś żyję - dodałam nadal się uśmiechając. Westchnął głośno i obrócił się w moją stronę. Przeczesał ręką swoje włosy i przewrócił oczami.
- Ale to co innego jak dziewczyna poznaje rodziców swojego chłopaka - westchnął patrząc na mnie smutnym wzrokiem - Każdy ojciec nie lubi jak obok jego córki kręci się jakiś chłopak - mówił a ja się do niego uśmiechnęłam. Podeszłam do niego nie spuszczając wzroku z jego oczu. Objęłam go i uśmiechnęłam się szczerze.
- Mój tato taki nie jest - szepnęłam patrząc w te śliczne oczy bruneta - Miałam kilku chłopaków i każdego z nich akceptował, bo ja byłam z nimi szczęśliwa. A uwierz, że z tobą jestem najszczęśliwsza  - ciągnęłam swoją wypowiedź.
- Kilku? Czyli ilu? - zapytał marszcząc brwi. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i zmieszałam się trochę. Jego wzrok wypalała mnie od środka.
-Nie licząc ciebie to siedmiu - odpowiedziałam zawstydzona - Chociaż nie, sześciu, bo jeden mnie tylko pocałował, ale nigdy nie byliśmy razem - dodałam mając nadzieję, że to postawi mnie w lepszym świetle. Zacisnął zęby i odwrócił na chwilę ode mnie wzrok.
- Czyli jestem numerem siedem - sprostował i nie wiem czy mówił to gniewnie czy żartował siebie z tego.