wtorek, 30 czerwca 2015

One Shot: Wpadka czy Przeznaczenie?

Kolejny dzień zaczyna się tak samo. Wstaję wcześnie rano, biorę szybki prysznic, ubieram się w dość eleganckie ubrania, jem szybko śniadanie i jak najszybciej jadę do firmy, w której pracuje. Jestem asystentem właścicielki podobno największej firmy w całym Buenos Aires. Z tego co wiem ma dwadzieścia cztery lata czyli prościej mówiąc jest w moim wieku. Kiedyś firma należała do jej ojca, ale po wypadku przepisał ją na swoją córkę czyli teraźniejszą właścicielkę. Z każdym kolejnym dniem mam dość tej pracy i całej firmy. Wszedłem do budynku zwanego także moją pracą ze sztucznym uśmiechem, ale kiedy zobaczyłem na wejściu recepcjonistkę, która jest także moją przyjaciółką od razu zmieniłem swój dzisiejszy humor. Podszedłem do blatu, za którym siedziała i oparłem się rękoma o zimny marmur po czym pocałowałem ją czule w policzek. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zaśmiała uroczo. 
- Castillo, chce z tobą rozmawiać – odezwała się poważnym głosem na co głośno westchnąłem. Pewnie znowu będzie chciała żebym poszedł odebrać jej sukienkę z pralni albo zrobił zakupy do jej mieszkania.  Właśnie mniej więcej tak wygląda moja praca. Ruszyłem z grymasem w stronę  gabinetu mojej pracodawczyni, który znajdował się na piątym piętrze jednak Francesca zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek – Teraz jest u niej klient na spotkaniu – wytłumaczyła z lekką ironią w głosie. 
- Ile już tam siedzą? – zapytałem znudzonym głosem ponieważ każdy w firmie wie na czym polegają spotkania naszej kochanej szefowej. Westchnęła głośno po czym spojrzała na swój złoty zegarek na nadgarstku i przymrużyła lekko powieki. 
- Trzydzieści pięć minut – odpowiedziała a następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, co od razu odwzajemniłem. Westchnąłem ponownie dzisiejszego ranka po czym pożegnałem się z Fran buziakiem w policzek i udałem się na piąte piętro aby zająć się papierami, których wczoraj nie skończyłem a powinienem, ale spokojnie skończę je wypełniać zanim spotkanie szefowej dobiegnie końca. Usiadłem na krześle przed swoim biurkiem a naprzeciwko mnie znajdowały się drewniane drzwi do gabinetu mojej szefowej. Wziąłem do ręki niechętnie plik kartek, które wczoraj zostawiłem i zacząłem kontynuować pracę przerwaną wczoraj przez zmęczenie. Wszędzie jakieś głupie liczby, które muszę wyliczyć. Wziąłem do ręki zielony długopis oraz czystą biała kartkę po czym zacząłem na niej wypisywać cyfry, dodawać je, odejmować, mnożyć, dzielić i tak w kółko. I po to chodziłem do szkoły artystycznej żeby teraz siedzieć przez osiem godzin w biurze i wyliczać jakieś podatki dla szefowej, która zabawia się teraz z jakimś gościem w swoim gabinecie. Od razu mówię to nie są żadne pomówienia ponieważ można usłyszeć co się dzieje za drzwiami kilka metrów przede mną. Szczerze mówiąc nie jestem jakoś do niej wrogo nastawiony czy coś po prostu nie lubię jej zbytnio i tyle. Nagle drzwi od jej gabinetu się otworzyły a w nich stanęła ona we własnej osobie z niedopiętą na górze koszulą oraz jakiś koleś z rozwaloną fryzurą. Coś dzisiaj wyjątkowo szybko się to skończyło. Pożegnała się z nim podając mu rękę a następnie spojrzała na mnie z poważną miną. Pokazała gestem głowy, że mam wejść do jej gabinetu. Westchnąłem niechętnie po czym podniosłem się z siedzenie i ruszyłem w stronę drzwi a ona w tym czasie dopinała koszulę i poprawiała spódniczkę. Usiadłem na krześle naprzeciwko jej biurka i zastanawiałem się co może ode mnie chcieć. Uczyniła to samo co ja kilka chwili temu  tylko, że na swoim szefowskim krześle. Oparła się o fotel i spojrzała na mnie przeszywając wzrokiem. 

sobota, 27 czerwca 2015

Notka.


Nie zbyt często piszę notki informacyjne czy coś w tym stylu, ale jestem do tego zmuszona. Tak dobrze myślicie, wy mnie do tego zmuszacie. Oczywiście nie wszyscy. Niektórzy z was. 
Chce żebyście byli zadowoleni i z chęcią czytali moje opowiadanie a od kiedy wprowadziłam ten cały zwrot akcji mam wrażenie, że niektórzy z was opuścili mnie. Rozumiem, że może wam się nie podobać, że tak jakby zniszczyłam piękne i romantyczne chwile Leona i Violetty, ale przecież w opowiadaniu nie może być cały czas kolorowo i słodko. Nie chciałam robić ich rozstania i wiązać ich z kimś innym, bo to nie jest zbyt oryginalne. Dlatego wymyśliłam takie coś. Nikt się tego nie spodziewał więc punkt dla mnie. Oczywiście są ludzie, którym się to podoba i są też ci przeciwni, ale to przecież norma, bo życie takie jest. Od razu was informuję, że historia będzie taka jak ją sobie wymyśliłam i jak jest już napisana w wersjach roboczych. Uszanuję decyzję niektórych z was i zrozumiem jeżeli
przestaniecie czytać opowiadanie, ale powiem na wstępnie, że pożałujecie. W następnych rozdziałach pojawi się Leon i będzie ciekawie. Do końca nie rozumiem dlaczego denerwujecie się, że tak jakby zmieniłam historię. Boicie się zmian? Każdy się ich boi, ale taka ciągła rutyna staje się nudna. Gdybym cały czas pisała o szczęściu Leonetty i o tym jak to bardzo się kochają to z czasem znudziłoby to was i przestalibyście czytać opowiadanie. Jasne też uwielbiam kiedy Leon i Violetta są razem, zakochani w sobie po same uszy, nie widzący świata poza sobą, ale niekiedy to mnie denerwuje. W życiu nie zawsze jest kolorowo. Zdarzają się wzloty i jak i upadki.
TAK, będzie Leonetta, będą ze sobą szczęśliwi, będę przeżywać razem wspólne chwile żeby później je wspominać, ale to musi trochę potrwać. Nie zrobię miłości  od pierwszego wejrzenia. Jeżeli komuś nie pasuje moja historia, moje pomysły i mój blog to - chociaż mnie to zaboli - nie musi go czytać. Zawsze powtarzam, że zostają tylko najwierniejsi i teraz zobaczę kto jest wierny mojemu opowiadaniu.


 Jed­no ci mówię z całą pew­nością: życie może być krótkie al­bo długie, lecz ważne jest, w ja­ki sposób je przeżywamy

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 39: Kuzynkę?

- Dobrze się czujesz? – zapytał skołowany. Zaśmiałam się na jego słowa i jeszcze bardziej do niego przytuliłam – Słuchaj, nie wiem co cię napadło, ale mogłabyś przestać mnie dusić – dodał a ja od razu odsunęłam się od niego. Patrzyłam na niego nie mogąc przestać się uśmiechać. Jednak jego wygląd był inny niż ten, który zapamiętałam. Dżinsowa kurtka kompletnie nie pasowała mi do niego a tym bardziej bandanka na ręce. Obrzucił mnie tylko obojętnym spojrzeniem i wyminął mnie, ale ja tak łatwo nie dam za wygraną. Chwyciłam go mocno za nadgarstek i zatrzymałam.
- Poczekaj – odezwałam się a on westchnął głośno i odwrócił się do mnie z powrotem – Powiedz mi proszę gdzie jest Leon – powiedziałam spokojnie obserwując jego zachowanie. Zaśmiał się na moje słowa i włożył ręce w spodnie.
- O kim ty mówisz? – zapytał a na jego twarzy nadal malował się uśmiech.
- Chodzi mi o Leona, twojego brata – oburzyłam się. Co kolejny będzie udawał, że nie zna nikogo takiego. Znowu się zaśmiał.
- Ja nie mam brata – odpowiedział patrząc na mnie z rozbawieniem - A przynajmniej tak twierdzą rodzice - dodał. Zaśmiałam się nerwowo i pokiwałam przecząco głową. Ból głowy znowu powrócił a nadzieja zniknęła. Za wszelką ceną próbowałam powstrzymać łzy. Nie chce kolejny raz płakać.
- Violetta, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Lucasa za swoimi plecami. Odwróciłam się do niego i kiwnęłam twierdząco głową. Podszedł do mnie i objął mnie ramieniem po czym przycisnął do siebie. Widziałam na twarzy Federico, że nie darzy Lucasa sympatią.
- Porozmawiamy później – zwrócił się do mnie i mordując chłopaka obok mnie odszedł od nas. Czułam jak Lucas zaciska rękę na moim ramieniu, co wywołało u mnie ból. Wzdrygnęłam się i odsunąłem od niego.
- O czym on chce z tobą rozmawiać? – zapytał poważnie a ja spuściłam głowę i zaczęłam nerwowo bawić się swoimi rękami – Znowu ten Leon – sam odpowiedział sobie na zadane pytanie. Podniosłam niepewnie wzrok na niego i przygryzłam dolną wargę. Nabrał nerwowo powietrza po czym je wypuścił za pewne chcąc się uspokoić – Może powinnaś dać sobie z nim spokój – zaproponował a ja zmarszczyłam brwi – Pomyśl. Nikt go nie zna, nikt o nim nie słyszał może on faktycznie nie istnieje – dodał a ja zesztywniałam. Podszedł do mnie i tak po prostu przytulił mnie do siebie. Mimo wszystko wtuliłam się w niego, chociaż nie jego uścisku potrzebowałam a raczej pragnęłam.
- Chodź zaraz zaczną się lekcje – szepnął i nie czekając na moją odpowiedź ruszył w stronę odpowiedniej klasy. 


czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 38: Odpocznij

- Jak się pani czuje? - zapytał mnie lekarz. Jak się czuję? Jestem skołowana, bo nie wiem co się dzieje. Znalazłam się w jakimś innym świecie. Nic z tego nie rozumiem. W jednej chwili przenoszę się z cudownego życia u boku Leona do kompletnie nie znanego mi świata. Poznaję jakiegoś chłopaka, który wmawia mi, że jesteśmy razem a ja nie znam go i nigdy w życiu go nie widziałam.
- Nie wiem, co się dzieje - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Lekarz spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- To normalne, że nie wiesz co się dzieje, w końcu leżałaś w śpiączce przez pół roku - oznajmił a mnie zszokowało. Pół roku. Przecież to niemożliwe. Na jakiej zasadzie działa ten cały chory świat. Czy to jakiś mój sen? Bo to przecież nie może być prawda. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmie - Wyniki są dobre, więc za jakieś dwa dni wypiszemy cię do domu - dodał patrząc w jakąś kartkę zapewne z moimi wynikami badań. Chciałam wykorzystać okazję i zapytać go o Leona, który musi być w tym szpitalu, ale zanim zdążyłam w ogóle coś powiedzieć on już zamykał drzwi od mojej sali. Przeniosłam wzrok na moją matkę, która siedziała na krześle naprzeciwko mojego łóżka.
- Mamo, mogę cię o coś zapytać? - odezwałam się patrząc na nią niepewnie. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i kiwnęła głową abym mówiła dalej - Odpowiedz szczerze - poprosiłam a ona podniosła się z krzesła i podeszła do mnie. Usiadła na skraju mojego łóżka po czym złapałam mnie za dłoń - Gdzie jest Leon? - zapytałam patrząc cały czas na jej wyraz twarzy.
- Violu, ja naprawdę nie wiem o kim ty mówisz. Nigdy nie poznałam żadnego Leona. O nikim takim nie słyszałam - odpowiedziała ściskając mocniej moją dłoń. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Ścisnęłam mocniej jej dłoń.
- Przecież go poznałaś - powiedziałam ze łzami w oczach. Pokiwała przecząco głową. Dlaczego nikt o nim nie pamięta? To wygląda tak jakby w ogóle nie istniał.
- Kochanie poznałam tylko jednego twojego chłopaka i był nim Lucas - oznajmiła mi mocniej ściskając moją rękę.
- Nic z tego nie rozumiem - szepnęłam zrezygnowana po czym spuściłam głowę. Puściłam dłoń mojej mamy i ułożyłam się wygodniej na łóżku a następnie wtuliłam swoją twarz w poduszkę. W mojej głowie nagle zrobiła się pustka. Widziałam tylko jego. Tak jakby każda chwila została wymazana przez jakąś magiczną gumkę, która zostawiła tylko Leona. Usłyszałam jak drzwi do mojej sali się otwierają. Nie miałam ochoty obracać się i sprawdzić, kto mnie odwiedził, bo szczerze mówiąc nie za bardzo mnie to obchodził.
- Witaj Lucas - odezwała się z radością w głosie moja mama. Zacisnęłam mocniej dłoń na poduszce. Nie chce go tutaj. Nie wiem kim jest a na pewno nie jest moim chłopakiem.
- Jak się czuje? - zapytał spokojnym głosem, który w pewnym stopniu przypominał mi głos Leona. Moja rodzicielka westchnęła głośno.
- Cały czas pyta o tego Leona - odpowiedziała szeptem tak abym tego nie słyszała, ale trudno było tego nie usłyszeć skoro w sali było cicho a ona siedziała jakieś kilka metrów ode mnie - Będę musiała porozmawiać o tym z lekarzem - stwierdziła i prawdopodobnie wstała ze swojego krzesła. Po chwili do moich uszu dostał się dźwięk zamykanych drzwi. Wyszła. I zostawiła mnie tutaj z nim.
- Violetta, wiem, że nie śpisz - odezwał się tym razem poważnym tonem. Odwróciłam się niepewnie do niego przodem i spojrzałam na jego wyraz twarzy, który był zdenerwowany a jednocześnie smutny. Usiadł na krześle, które przed chwilą zajmowała moja mama i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.
- Kim jest dla ciebie Leon? - zapytał prosto z mostu. Nabrałam nerwowo powietrze i podniosłam się do pozycji siedzącej. Widziałam w jego oczach, że boi się odpowiedzi.
- A kim ty dla mnie jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zdziwiła go moja tak jakby odpowiedź. Przełknął głośno ślinę i splótł swoje dłonie w jedność po czym oparł się łokciami o kolana.
- Jestem twoim chłopakiem od siedmiu miesięcy - powiedział spokojnym głosem chociaż czułam w jego tonie, że ma ochotę wykrzyczeć mi to prosto w twarz. Przygryzłam dolną wargę a widząc jego mordercze spojrzenie spuściłam wzrok na swoje ręce.
- Ja cię nie pamiętam - szepnęłam wpatrując się w swój nadgarstek. Był pusty. Wydawało mnie się, że czegoś mu brakuje. Nie wiem konkretnie, czego, ale czegoś na pewno.
- Na prawdę, nie wiem czemu tak się stało - wyrwał mnie z rozmyślań głos Lucasa. Potrząsnęłam delikatnie głową i powróciłam na niego wzrokiem. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. To nie są oczy, które chciałabym w tej chwili ujrzeć. To nie jest ten odcień, ten błysk i nie ta hipnotyzująca głębia - Violu - odezwał się i niespodziewanie złapał mnie za rękę. Wzdrygnąłem się trochę, ale mimo wszystko nie wyrwałam się z jego uścisku. Widziałam w jego oczach, że dużo to dla niego znaczy więc nie miałam serca zabierać mu tego - Kochami Cię i nie ważne czy mnie pamiętasz czy nie ja zawsze będę przy tobie, będę się o ciebie troszczył, sprawiał, że na twojej twarzy pojawi się uśmiech, będę twoim przyjacielem, jeśli będziesz tego potrzebowała i nigdy nie pozwolę ci cierpieć - mówił patrząc mi prosto w oczy. To były piękne słowa, ale wypowiedziane przez nie właściwego chłopaka. Posłałam mu nieśmiały uśmiechem i ścisnęłam mocniej jego dłoń.
- Odpocznij - odezwał się z uśmiechem po czym podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek. Znieruchomiałam. Odczuł to i jak najszybciej odsunął się ode mnie i trochę speszony wyszedł z mojej sali. Odetchnęłam z ulgą i ułożyłam się z powrotem na szpitalne łóżko. Obróciłam się na bok i swój wzrok skierowałam w stronę okna.

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 37: Ktoś tu jest?!

- Zaraz zejdę! - krzyknęłam do mojej przyjaciółki, która czekała na mnie w salonie. Wiem jesteśmy już spóźnione na lekcje, ale nie mogę znaleźć mojego telefonu a bez niego się nie ruszę. Przecież wczoraj wieczorem kładłam go na szafce nocnej.
- Fran, nie wiesz gdzie mój telefon! - krzyknęłam do niej mając nadzieje, że może ona go gdzieś widziała. Niemożliwe żebym go zgubiła w domu. No chyba, że Leon go wziął przez przypadek. Nie, raczej nie. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. Mój kochany telefon. Wszystkie zdjęcie, które były na telefonie przepadną, numery telefonów, wiadomości. Westchnęłam głośno i wtedy do mojego pokoju weszła Francesca, która nie wyglądała jak Francesca. Była zupełnie inna niż wczoraj. Umalowana, uczesana, ubrana elegancko a co najdziwniejsze z uśmiechem na twarzy.
- Przecież leży na pralce w łazience - odpowiedziała ze śmiechem a ja nadal byłam zszokowana jej zachowaniem. Wczoraj jeszcze płakała i ubolewała nad wyjazdem Kendalla a dzisiaj szczęśliwa jak nigdy. Wstałam zdziwiona z łóżka i podeszłam do niej.
- To ty Fran? - zapytałam i otworzyłam szerzej oczy, na co ona się zaśmiała.
- Postanowiłam, że będę żyć tak jak dawniej - wytłumaczyła a ja zmarszczyłam brwi - Leżąc w łóżku i płacząc do poduszki nie sprawię, że Kendall wróci a przecież on nie chciałby żeby cierpiała po jego wyjeździe - dodała i uśmiechnęła się do mnie po czym wyszła z mojego pokoju. Nie spodziewałam się czegoś takiego, ale dobrze, że już to zrozumiała. W sumie takie płakanie i tęsknienie nic nie zdziała. Potrząsnęłam głową i udałam się do łazienki w celu zabrania mojego telefonu. Jakim cudem on się tam znalazł. Sama go tam zaniosłam? Ale przecież nie brałam go ze sobą jak szłam się ubierać. A może jednak wzięłam? Chyba dopada mnie już skleroza. Zeszłam na dół do salonu, w którym ku mojemu zdziwieniu nie było jeszcze mojego chłopaka.
- Nie ma jeszcze Leona? - zapytałam Fran stojącej już przy drzwiach. Spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Wczoraj mówił, że ma na wcześniejszą godzinę niż my - odpowiedziała po czym się zaśmiała. Klepnęłam się delikatnie w czoło. Kompletnie o tym zapomniałam. Zgarnęłam jeszcze tylko swoją torebkę i wyszłam za Fran z domu.
*************