niedziela, 11 lutego 2018

II Rozdział 39: Napad...



Niesprawdzony
***
Wczorajsza rozmowa z psychologiem dobiła mnie psychicznie. A to własnie po niej miałam się niby lepiej poczuć. Wiem, że to co mówił nie jest prawdą, ale obawiam się, że przez niego i ten jego perfidny uśmiech oraz śmiech trafię jednak o tego ośrodka odwykowego. A przecież nie mam problemu z narkotykami. Nie odczuwam żadnej potrzeby zażycia ich. Jest wręcz przeciwnie mam do nich obrzydzenie.
- Przyniosłem ci naleśniki - oznajmił zadowolony z siebie Leon. Westchnęłam głośno, bo pewnie będzie kazał mi to zjeść, a ja nie mam najmniejszej ochoty na jedzenie. Spojrzałam na niego i nawet nie siliłam się na wymuszony uśmiech, bo w tej chwili opanował mnie strach, ale niestety przeważa nad nim smutek.
- Nie jestem głodna - mruknęłam pod nosem i natychmiastowo odwróciłam od niego wzrok, bo coś czuję, że w tej chwili mnie morduje wzrokiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie jadłam od wczorajszego śniadania, którego też za dużo nie zjadłam. Ale nie moja wina, że nie mam ochoty na jedzenie. W czasie wczorajszego obiadu ciągle myślałam o rozmowie z psychologiem więc nic nie mogłam przełknąć, a później byłam rozbita po tej rozmowie więc znowu mój żołądek nie potrzebował jedzenia, a dzisiejsze śniadanie wyglądało tak ohydnie, że nawet widelcem tego nie ruszyłam.

- Violetta - warknął przez zaciśnięte zęby i normalnie czułam jak wypala we mnie dziurę tym swoim morderczym wzrokiem - Grzecznie cię proszę, abyś to zjadła - dodał po chwili i jego głos wciąż wyrażał zdenerwowanie. Westchnęłam głośno i spojrzałam na niego smętnym wzrokiem. Dlaczego mam ochotę się rozpłakać? Przecież nikt nie robi mi krzywdy, nikt na mnie nie krzyczy.
- Nie chce - jęknęłam jak małe dziecko i mój głos załamał się, co oznaczało, że mój płacz jest coraz bliżej. Zdecydowanie jestem rozchwiana emocjonalnie i nie podoba mnie się to ani trochę. Spojrzał na mnie spojrzeniem typowego rodzica i położył mi na nogach plastikowe opakowanie z naleśnikami - Na prawd...
-Violetta, zjedz to - przerwał mi stanowczo, co ani trochę nie zmusiła mnie do jedzenia, raczej powiedziałabym do płaczu. Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami jak małe dziecko, które rodzic zmusza do jedzenia - Musisz coś zjeść. Źle wyglądasz - oznajmił i bez czekania na moje ruchy sam otworzył pudełko z naleśnikami, które pachniały wręcz cudownie, ale mimo to nie naszła mnie ochota na jedzenia.
- Nie chce! - tym razem z mojego gardła wydobył się zdesperowany szloch, którego nie potrafiłam opanować. Co oni mi za leki dają, że mam ochotę cały czas płakać, a wręcz powiedziałbym, że ryczeć. Coś mnie się wydaje, że to nie są leki uspokajające.
- Viola, to na mnie nie działa - oznajmił poważnie patrząc na mnie niewzruszony moim szlochem. Chwycił plastikowy widelczyk dołączony do pudełka z jedzeniem i podał mi go delikatnie się uśmiechając. Pokiwałam przecząco głową i odwróciłam od niego wzrok, a skierowałam go na mój opatrunek po wyrwanym wenflonie - Ostatni raz cię proszę - powiedział twardo. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. I czemu ja płaczę? Zacisnęłam mocno powieki, aby nie płakać, bo nie chce tego, a mimo to i tak się rozpłaczę.
- Viola, spójrz na mnie - jego ton głosu złagodniał, a raczej ze stanowczego zmienił się w spokojny i przyjemny jakby mówił do pięcioletniego dziecka. Niepewnie podniosłam wzrok na niego i nawiązałam z nim kontakt wzrokowy - Nie musisz zjeść wszystkiego, ale proszę cię zjedz chociaż trochę - prosił i ujął moją bladą i zimną dłoń w swoją. Po moim ciele przeszedł dreszcz wywołany jego ciepłem, bo nie będę ukrywać, że moje całe ciało jest zimne jak lód. Jakby krew przestała mi krążyć - Martwię się o Ciebie. Strasznie schudłaś, jesteś cała blada i nie chcesz jeść. Zaczynam myśleć, że popadłaś w anoreksję - mówił wciąż patrząc mi w oczy. Moje serce z każdą chwilą biło szybciej, a oczy ponownie zachodziły łzami. Ścisnęłam jego dłoń z całej siły, ale z racji, że prawie od dwudziestu czterech godzin nie jadłam, mój ścisk był strasznie słaby - Wiesz ile ważysz? - zapytał i nawet nie miałam zamiaru odpowiadać - Niecałe 47 kilo - powiedział zmartwiony. Po jego słowach nie powstrzymywałam swoich łez i pozwoliłam im swobodnie spływać po policzkach. Znowu płaczę? Czy to się w końcu skończy? Poczułam jak delikatnie ciągnie mnie w swoją stronę uspokajając. Podniosłam się ze swojego miejsca i z jego pomocą wyplątałam się z objęć kołdry po czym usiadłam mu na kolanach. Po raz kolejny otulił mnie swoimi ramionami, a po chwili zaczął pocierać swoimi dłońmi o moje ramiona, aby zapewne je rozgrzać. Nie jest mi zimno, ale czuję, że moje ciało jest lodowate. Wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka, która boi się potworów w swojej szafie i starałam się opanować swój szloch.
***
Oderwałem na chwilę wzrok od jakiś ulotek, które przeglądałem, aby zlokalizować czy w pobliżu nie ma doktora, na którego swoją drogą czekam już z jakieś piętnaście minut. Z nudów chwyciłem leżące niedaleko ulotki i zacząłem je czytać i nie zraziłem się nawet widząc tematy kobiece. Przynajmniej będę bardziej świadomy w tym temacie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak ciężką drogę przechodzi kobieta w ciąży, a poród jest jeszcze gorszy. Westchnąłem głośno i po raz kolejny przeskanowałem korytarz i dzięki bogu zauważyłem lekarza, na którego czekałem. Jak oparzony podniosłem się z plastikowego i niewygodnego krzesła, a następnie ruszyłem w jego stronę.
- Przepraszam, mogę Panem chwilę porozmawiać - zagadałem uprzejmie i z uśmiechem. Westchnął głośno na moje słowa i widać po jego wyrazie twarzy niechętnie się zgodził. Odeszliśmy kawałek na bok, aby spokojnie porozmawiać.
- To w czym jest problem? - zapytał niby uprzejmie, ale jakoś tego nie kupiłem.
- Chodzi o Violettę - zacząłem nie zwracając uwagi na jego obojętny wyraz twarzy - Ona twierdzi, że czuje się lepiej, ale mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Może faktycznie czuje się lepiej fizycznie, ale nie psychicznie - przerwałem widząc jak marszczy brwi - Wystarczy mała błahostka aby ją zdenerwować czy doprowadzić do płaczu. Czy to może mieć coś wspólnego z tym, że przedawkowała? - dodałem kluczowy problem, który mnie zastanawia. Nigdy tak się nie zachowywała. A teraz strach się odezwać czy coś powiedzieć, bo nie wiadomo czy się zdenerwuje czy wybuchnie płaczem.
- Z tego co pamiętam nie jest Pan rodziną pacjentki - odezwał się obserwując mnie - I nie mogę udzielać Panu żadnych informacji o stanie zdrowie. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska - dodał i uśmiechnął się w moją stronę. Już chciałem się odezwać i wytoczyć argumenty aby mi powiedział coś odnośnie tych jej wahań nastroju, ale odwrócił się i poszedł w przeciwną stronę.
- Co za stary dziad - warknąłem pod nosem. Czekałem tyle n niego żeby mógł mnie odprawić z kwitkiem. Jak widać będę musiał się wszystkiego dowiedzieć na własną rękę. Sięgnąłem do kieszeni swoich spodni czując wibrację telefonu. Jeżeli to znowu dzwoni Henry aby wracał, bo muszę trenować to mnie co trafi. Ku miłemu zaskoczeniu wyświetlił się numer oraz imię Ludmiły.
- Leon? - odezwała się od razu jak odebrałem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem na jej pytanie. Jeszcze chwila i zacznę na prawdę myśleć stereotypowy odnośnie jej koloru włosów.
- Skoro dzwonisz na mój numer to chyba jasne, że odbiorę ja - jednak nie wytrzymałem i musiałem się zaśmiać.
- Przestań, dzwonię w ważnej sprawie - warknęła na mnie - Jak tam Violetta? - wystrzeliła z pytaniem zanim zdążyłem zareagować na jej poprzednią wypowiedź - Bo rodzice moi jak i Violetty nie chcą mi nić powiedzieć żeby mnie nie denerwować, a Federico tylko użala się nad sobą kiedy rozmawiamy i nic konkretnego mi nie mówi - dodała oburzona. Zaśmiałem się, bo od razu wyobraziłem sobie wściekła Ludmiłę. Bez namysłu ruszyłem z powrotem w stronę sali Violetty widząc, że jej rodzice skończyli z nią poważną rozmowę - Jesteś moim jedynym źródłem informacji  - westchnęła głośno. Gestem pożegnałem się z rodzicami Violetty ze względu na rozmowę przez telefon i stanąłem w drzwiach od jej sali. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie kiedy zwróciła na mnie uwagę. Wygląda jak taka mała dziewczynka. Bezbronna i zagubiona  - Leon? Jesteś tam? - głos Ludmiły wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
- Możesz z nią porozmawiać sama - powiedziałem idąc w stronę Violetty i wyciągnąłem w jej stronę telefon. Posłał mi pytające spojrzenie, ale można powiedzieć zignorowałem ją i niemal wcisnąłem urządzenie w rękę.
***
Patrzyłam na plecy wychodzącego z sali Leona a w dłoni ściskałam jego telefon, który mnie zostawił, bo ktoś chce ze mną porozmawiać. Nawet nie zapytał czy ma ochotę z kimkolwiek rozmawiać. Po prostu podał mi telefon i sobie wyszedł. Zerknęłam na ekran urządzenia i widząc imię mojej kuzynki westchnęłam głośno. W końcu będę musiała z nią porozmawiać i jak wróci nie uwolnię się od niej. Niechętnie przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham? - odezwałam się wzdychając.
- No nareszcie - ucieszyła się, a we mnie uderzyła dziwna fala przygnębienia - Coś ty narobiła Violetta - westchnęła - Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? Dlaczego nie powiedziałaś co się dzieje? - zadawała pytania, a ja czułam jak w moich oczach zbierając się łzy. To wszystko zaczyna mnie dobijać - Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - po jej głosie wyczułam, że też ma ochotę zacząć płakać.
- Przepraszam - wyszeptałam i p moich policzkach spłynęła pojedyncza - Pogubiłam się. Chciałam zapomnieć - dodałam wycierając mokre policzki.
- Mogłaś zdzwonić, powiedzieć wszystko. Na pewno bym ci pomogła - mówiła a jej głos się łamał. W tej chwili poczułam wyrzuty sumienia. Nie odzywałam się do niej i ignorowałam jej próby kontaktu ze mną, a ona się o mnie martwiła a teraz prawie płacze - Wracam za kilka dni i porozmawiamy szczerze - oznajmiła. Przymknęłam oczy aby uspokoić trochę swoje emocje. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl jej powrotu - Teraz muszę kończyć, ale jeśli będzie się coś działo od razu do mnie dzwoń -  powiedziała tonem głosu nieznoszącym sprzeciwu - Pamiętaj masz mnie i wiesz, że Cię kocham - dodała, na co nie wytrzymałam i ponownie można powiedzieć się popłakałam. Kiwnęłam głową chociaż zdaję sobie sprawę, że nie zobaczy tego mojego gestu.
- Dziękuję, Ludmiła - wyszeptałam przed tym jak się rozłączyłam. Dobrze wiedzieć, że mam przy sobie osoby, które mimo iż zrobiłam taką głupotę wspierają mnie i mogę na nich liczyć. 
***
- To na pewno dobry pomysł? - przewróciłam oczami na pytanie mamy w stronę lekarza. Zamiast się cieszyć, że jej dziecko wychodzi ze szpitala, to ona za wszelką siłę chce mnie jeszcze tutaj zostawić. Westchnęłam głośno zapinając swoją torbę z ubraniami i podstawowymi rzeczami łazienkowymi.
- Nie ma żadnych powodów aby trzymać Violettę na oddziale - oznajmił lekarz delikatnie uśmiechając się w moją stronę - Ostatnie badania wyszły dobrze i z czystym sumieniem mogę wypisać Violettę do domu - dodał podają w stronę mamy kartkę zapewne z wypisem ze szpitala, co mnie bardzo cieszy - Tylko musisz uważać na siebie - ostrzegł mnie grożąc palcem jak małemu dziecku po czym uśmiechnął się delikatnie. Kiwnęłam twierdząco głową, bo mam zamiar trzymać się jego zaleceń. Chce wrócić do swojego życia sprzed tego chwilowego załamania. Dyskretnie zerknęłam w stronę drzwi do sali z nadzieją, że pojawi się w nich Leon. Sądziłam, że przyjdzie dzisiaj skoro wychodzę do domu. Spotkałam się jednak z niemiłym rozczarowaniem. Zacisnęłam mocniej zęby aby nie rozpłakać się - Zostawię jeszcze tylko receptę i z czystym sumieniem mogę wrócić do innych pacjentów - oznajmił uśmiechnięty i podał wspomnianą kartkę mojej mamie.
- Receptę? Na co? - zdecydowanie moja rodzicielka zadaje za dużo pytań.
- Zwykłe leki uspokajające na wszelki wypadek i kilka witamin - wyjaśnił spokojnie. Jeżeli to są te same leki, które podawali mi tutaj, to ja podziękuję. Nie mam zamiaru wybuchać płaczem czy gniewem za każdym razem gdy coś jest nie po mojej myśli. Zerknęłam na zegarek wiszący w sali i westchnęłam głośno. Jest już prawie druga po południu, a o tej godzinie Leon już u mnie był, a teraz kiedy wreszcie mogę opuścić to okropne miejsce on mnie olał.
- To co jedziemy do domu? - zwrócił się do mnie radośnie tato. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i kiwnęłam twierdząco głową. Wreszcie wrócę do swojego domu. Położę się do swojego łóżka i nie będzie mnie nikt ograniczał. Będę mogła w końcu obejrzeć telewizję i żyć normalnie. Czując wibrację swojego telefonu od razu sięgnęłam aby dowiedzieć się kto chce się ze mną skontaktować. Dopóki nie spojrzałam na ekran żyłam nadzieją, że to Leon, ale osobą, która pragnęła ze mną kontaktu była moja kuzynka. Poinformowała mnie w wiadomości tekstowej, że już wsiadła do samolotu i za kilkanaście godzin będzie w domu. Wysłałam jej uśmiechniętą emotikonę i schowałam telefon z powrotem do kieszeni swoich spodni.
- Wstąpimy do jakieś restauracji coś zjeść, bo nie zdążyłam nic ugotować na obiad - oznajmiła mama biorąc ode mnie torbę z rzeczami, którą później podała tacie, a mnie wzięła pod ramię.
***
Wczorajszy dzień spędziłam z rodzicami, co mnie nie przeszkadzało, ale druga część mnie chciała spędzić czas z Leonem, który nie daje znaku od prawie dwóch dni. Zaczynam odnosić wrażenie, że był przy mnie tylko po to, aby chociaż trochę stanęła na nogi. Zwlekłam się niechętnie z łóżka aby udać się do kuchni i coś zjeść, bo powrócił mnie apetyt. Z tego co się orientuję to rodzice są w domu przez jakiś czas ze względu na mnie, co mnie się nie podoba, bo czuję się jak jakieś dziecko, które trzeba pilnować na każdym kroku. Całkiem zadowolona weszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś słodkiego, ale mój dobry humor przepadł kiedy zobaczyłam leżące ulotki od różnych psychologów i jedną z ośrodkiem. Automatycznie w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Oni też chcą ze mnie zrobić wariatkę i ćpunkę? Chwyciłam ulotki i wściekła ruszyłam w poszukiwaniu rodziców.
- Mamo! Tato! - krzyknęłam wściekła stojąc na środku salonu i niecierpliwie czekałam aż pojawią się w tym samym pomieszczeniu co ja. Na szczęście nie musiałam długo czekać, bo dosłownie po minucie byli w salonie.
- Co się stało, Violu? - łagodny ton głosu mojej mamy uspokoiłby mnie gdyby nie fakt, że to właśnie ta osoba chce mnie wysłać do psychologa, bo uważa, że mam problemy i jestem ćpunką. Rzuciłam w ich stronę ulotki a moje oczy szkliły się, ale ze złości.
- Co to jest?! - krzyknęłam wściekła. Nie powinnam podnosić na nich głosu, ale to co oni chcą zrobić mnie jest świństwem. Przecież nie mam problemu z narkotykami, a oni za taką mnie uważają.
- Uspokój się, to...
- Dlaczego? - przerwałam ojcu - Po co wam te ulotki? Chcecie się mnie pozbyć? - pytałam wściekła, ale wewnątrz rozlatywałam się, bo zabolało mnie to co chcieli zrobić za moimi plecami. Co mieli zamiar umówić mnie na wizytę i zawieść na nią podstępem mówiąc, że jedziemy do Ludmiły.
- To tylko ta na wszelki wypadek - odezwał się ponownie ojciec, a mnie pięść sama się zacisnęła.
- Nie jestem uzależniona od tego świństw! To było tylko jeden raz! - krzyknęłam prawie zdzierając sobie gardło. Jestem ich córką powinni mnie uwierzyć. A może oni po prostu się mnie wstydzą i chcąc zamknąć w ośrodku, a ludziom dookoła powiedzieć, że wyjechałam do innej szkoły.
- Źle to zrozumiałaś - zabrała głos mama i zrobiła krok w moją stronę.
- Nie zbliżaj się! - ostrzegłam ją i odsunęłam się na bezpieczną odległość. W tej chwili zawiodłam się na nich i straciłam do nich zaufanie. Tak samo jak wczoraj wieczorem zawiodłam się na Leonie. Odnoszę wrażenie, że oni mnie tutaj nie chcą, co cholernie mnie boli - Zdradziliście mnie! - krzyknęłam i pod wpływem buzującej we mnie złości zrzuciłam z komody wazon z kwiatami. Widząc jak roztrzaskuje się na kawałki w mojej głowie powstał obraz mnie rozpadającej się. Zaczynam tracić kontrolę nad sobą i swoim zachowaniem, co doprowadza mnie do jeszcze większej złości.
- Viola, proszę cię uspokój się - błagała mama patrząc na mnie i ostrożnie robiąc krok w moją stronę. Nawiązałam z nią kontakt wzrokowy, ale w tej chwili już nie ufam jej spojrzeniu pełnego smutku i współczucia.
- Też was o coś prosiłam! - mój ton głosu wciąż był głośno - Prosiłam żebyście mnie nie zamykali w ośrodku! Żebyście mi pomogli w inny sposób! A wy mnie okłamaliście! - nie panując nad sobą podeszłam do szafki i zrzuciłam z niej jakieś ozdoby, które swoją drogą nigdy mnie się nie podobały.
- Violetta! - twardy głos ojca nie zniechęcił mnie do wyładowania swojej złości. Chwyciłam za poduszki leżące na kanapie i z całej siły rzuciłam je w stronę obrazów powieszonych na ścianach. Nie obchodzi mnie czy się stłuką czy nie.
- Zdradziliście mnie! - powtórzyłam swoje słowa i tym razem w moim głosie dało się wyczuć płacz. Zgarnęłam ze stolika jakąś szklankę czy kubek i ścisnęłam mocno w dłoni. Zacisnęłam mocno szczękę, aby się nie rozpłakać ani nie paść na kolana zanosząc się płaczem. Nabrałam powietrza do płuc i jednym ruchem rzuciłam kubkiem w stronę ściany. Z tego wszystkiego nawet nie zauważam ani nie usłyszałam, że ktoś wszedł do nas do domu. Widząc jak Leon robi unik przed lecącą szklanką zdałam sobie sprawę, co się w tej chwili ze mną dzieję. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i poczułam ukłucie widząc jego przerażenie w oczach. Sama siebie niszczę. Teraz n pewno wyślą mnie do tego ośrodka. Zakryłam usta dłonią i jak nienormalna zaczęłam kręcić głową cofając się do tyłu.
- Przepraszam - wyszeptałam ze strachem w głosie. Przecież ja mogłam mu zrobić krzywdę, tak samo jak mamie, tacie czy nawet sobie - Przepraszam - powtórzyłam ze szlochem. Widząc, że Leon chce do mnie podejść gwałtownie cofnęłam się do tyłu - Nie podchodź! - krzyknęłam z płaczem - Nie chce zrobić ci krzywdy, Leon - dodałam widząc jego zaskoczenie na twarzy. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i mimo moich ostrzeżeń ponownie ruszył w moją stronę. Pokiwałam przecząco głową zanosząc się jak głupia płaczem - Nie panuję nad sobą - załkałam jakbym prosiła go o pomoc. Mimo wszystko wciąż powolnym krokiem utrzymując ze mną kontakt wzrokowy podążał w moją stronę.
- Ufam Ci - powiedział spokojnie nie przestając iść w moją stronę. Jego słowa w dziwny sposób zadziałały na mnie kojąco. Patrzyłam na niego, a mój oddech uspokajał się z każdym jego krokiem. Powoli jakby bał się mnie skrzywdzić objął mnie swoimi ramionami.
- Dlaczego to się ze mną dzieje? - zapytałam wpatrując się w niego jak w obrazek. Pokiwał przecząco głową dając mi do zrozumienia, że nie zna odpowiedzi na moje pytanie - Pomóż mi to zmienić - wyszeptałam tak aby tylko on to usłyszał. Kojąco ucałował mnie w czoło i uśmiechnął się delikatnie.
***
- Coś ciekawego jest w tej ścianie? - usłyszałem obok siebie rozbawiony głos Federico. Pokiwałem przecząco głową na jego słowa i westchnąłem głośno. Od wczorajszego wieczora chodzi cały rozanielony, bo Ludmiła wróciła i teraz jest najszczęśliwszy na świecie - Coś cię dręczy? - zapytał obserwując mnie dokładnie. Kiwnąłem twierdząco głową, bo jakoś nie mam siły na udzielanie słownych odpowiedzi - Nie mów, że dręczą cię koszmary? - zaśmiał się. Całe szczęście dla niego, że mam dość dużo cierpliwości co do niego. Czy on naprawdę nie widzi, że nie mam ochoty na żart? - Mówiłem ci, że potwory spod łóżka nie istnieją - nabijał się ze mnie - I w szafie też nie mieszkają - dodał i sam zaczął się śmiać ze swoich żartów.
- Wiesz, idź zobacz czy cię przypadkiem w łazience nie ma - warknąłem zły wstając ze swojego miejsca. Spojrzał na mnie jakby urażony moimi słowami i teatralnie złapał się za miejsce gdzie znajduje się serce.
- Ranisz moje serce, Leon - wciąż trzymał się go świetny humor i to durnowate poczucie humoru towarzyszące mu każdego ranka. Przewróciłem oczami na jego denny komentarz - A tak serio. To o co chodzi? - spoważniał w końcu i ponownie skupił na mnie swoje spojrzenie.
- Wczoraj byłem u Violetty - odezwałem się wypuszczając spokojnie powietrze ze swoich płuc. Patrzył na mnie oczekując na ciąg dalszy mojej wypowiedzi - Kiedy wszedłem do środka omal nie oberwałem szklanką w głowę - powiedziałem - Dostała napadu jakiegoś szału. Rozwalała wszystko co miała pod ręką. Wyglądało to okropnie i przeraziła mnie w tamtym momencie - mówiłem patrząc się w jeden punkt przed sobą.
- Co się takiego stało, że tak zareagowała? - zapytał i w jego głosie wyczułem, że był zdziwiony mimo wyznaniem przed chwilą.
- Jej rodzice rozważali opcję umówienia ją na wizyty u psychologa - westchnąłem głośno. Do wczoraj byłem przeciwny, bo przecież nie ma podstaw aby chodziła do psychologa. Ale jak teraz o tym pomyślę, to może taka rozmowa z kimś obcym pomoże jej zwłaszcza z tymi dziwnymi napadami.
- Powiem szczerze, że nie poznaję jej - stwierdził, a ja niechętnie przyznałem mu rację - Stara Violetta nigdy nie sięgnęłaby po używki a tym bardziej narkotyki. Zmieniła się i coś czuję, że to się na niej odbije. Trzeba jej jak najszybciej pomóc, bo może być jeszcze gorzej - filozofował wzdychając. Przyznałem mu rację kiwając twierdząco głową.
- Najgorsze jest to, że niedługo muszę wrócić do Stanów i sama myśl, że zostawię ją tutaj w takim stanie wzbudza we mnie wyrzuty sumienia - wyznałem zaciskając ze złości dłoń - Przecież to przez mój wyjazd i to cholerne zerwanie tak się zmieniła i teraz znowu mam wyjechać i zostawić ją tutaj - w tej chwili czułem się bezradny. Nie mam pojęcia co mam zrobić - Wiem, że teraz ma przy sobie rodziców i Ludmiłę, ale widziałem jak działa na nią sama moja obecność przy niej. Potrzebuje teraz abym był przy niej. Ona jest teraz tak emocjonalnie krucha, że boję się o nią bardziej niż jest to możliwe - westchnąłem i odepchnąłem się od blatu kuchennego, o który opierałem się przez cały czas.
- Ciężka sytuacja - stwierdził klepiąc mnie po ramieniu. Sądziłem, że doradzi mnie jakoś i pomoże rozwiązać ten problem, ale jak widać za dużo od niego oczekiwałem. 
***
Nie mam siły się tłumaczyć dlaczego tak długo nie było rozdziału.
Powiem tylko tyle, że mam własne życie, które komplikuje się z dnia na dzień coraz bardziej.
A pytania o kolejny rozdział i pretensje, że długo musicie czekać wcale nie pomagają.
Ps: Zaktualizowałam zakładkę bohaterów. 

14 komentarzy:

  1. Rozdział cudny i taki.... inny =)
    Szkoda mi Violetty no i Leon jeszcze wyjeżdża czuję że będzie jeszcze gorzej z nią
    A co to tego kiedy dodajesz rozdziały to twoja sprawa wiadomo że masz inne obowiązki ważne ze dodajesz. =)
    Do kolejnego =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś bardziej dzielna niz Ci się wydaje ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku ten rozdział jej świetny, nie mogę sie doczekać następnego, chce juz wiedzieć jak rozwinie sie ta sytuacja ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział 💕💕
    Ale my nie mamy do Ciebie pretensji, kochana 💜
    Po prostu sie o cb bardzo martwimy :)
    Każdy ma swoje życie prywatne :)
    Po prostu sie martwilismy wszyscy czy wszytsko z tobą dobrze 💝
    Moze nasze wiadomosci po prostu zle odebralas ;)
    Ja uwielbiam twojego bloga i szczerze mówiąc to nie wyobrażam sb weekendu bez przeczytania czegos nowego u cb 💖
    Zaczęłam od początku czytać to opo😏
    Chyba po raz 4, ale co tam xD
    Czekam na kolejną perelke w twoim wykonaniu:D
    Buziaaaki😍😚
    Trzymaj sie💪💪
    MD💙😍

    OdpowiedzUsuń
  5. To się porobiło :(
    Boję się o Violettę, z nią serio dzieje się coś złego :(
    Leon nie może teraz wyjechać, bo wtedy ona całkowicie się załamie :'(
    W sumie nie dziwię się rodzicom Violetty, ale na jej miejscu też bardzo bym się wkurzyła, przecież coś jej obiecali :(
    Mam nadzieję, że niedługo będzie lepiej ♥
    A co do komentarzy, to wydaje mi się, ze to nie były pretensje, tylko po prostu wszyscy kochają twoje opowiadanie i nie mogą się doczekać nexta
    Rozumiemy oczywiście, że masz też życie prywatne, dlatego byle byś kontynuowała opowiadanie, nieważne, jak często będą rozdziały :>
    Czekam z niecierpliwością na następny! *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Porobiło się

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały!❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam i czekam na next ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny
    Nie wyobrażam sobie dnia bez przyczytania jakiegoś rozdziału na twoim blogu.
    Po prostu blog i rozdziły są świetne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Super❤. Aktualnie z chęcią wracam do początków opowiadania ☺

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham ❤ świetny rozdział

    Masz w sobie tyle talentu 😙 aż miło się czyta 😍 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń