***
NiesprawdzonyPraktycznie od samego rana siedzę z nosem w książkach. Nie będę zaprzeczać, że narobiłam sobie trochę tyłów w szkole. Z informacji od Ludmiły i Federico wiem, że mam do nadrobienia sprawdzian z trzech albo czterech przedmiotów, kilka prac domowych na zaliczenie i jeden projekt. Całe szczęście, że mam na to prawie cały tydzień i w sumie dzięki temu, że mam zwolnienie lekarskie jestem do przodu z zadaniami. Słysząc delikatne pukanie do drzwi od pokoju miałam nadzieję, że to nie ponownie mama z pytaniem czy wszystko w porządku. Mam dość już tych pytań. Powoli wszystko wraca do normy i to pytanie jest zbędne.
- Mogę? - odezwała się Ludmiła. No tak przecież nie odezwałam się jak zapukała. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę i kiwnęłam twierdząco głową. Co prawda mam jeszcze dużo do nauki i do zrobienia, ale chwila przerwy mnie się przyda - Chciałam zabrać cię na miasto, ale widzę jesteś zajęta - powiedziała patrząc na książki na moim łóżku. W sumie jakoś nie mam ochoty wychodzić z domu.
- Muszę się jak najszybciej z tym uporać - westchnęłam głośno i na chwilę odsunęłam od siebie te książki i wszystkie notatki. Blondyna zajęła miejsce obok mnie i posłała mi troskliwe spojrzenie.
- Jak się czujesz? - zadała pytanie, które mnie irytuje z każdym dniem coraz bardziej. Westchnęłam głośno wzruszając ramionami.
- Nie wiem - to pytanie denerwuje mnie, bo nie potrafię na nie odpowiedzieć. Podniosłam na nią swoje spojrzenie, które utkwione miałam w swoich dłoniach - Raz chce mnie się żyć, a raz po prostu kładę się do łóżka i nie potrafię zasnąć, sama nie wiem czemu. Po prostu leżę i tyle. Gapię się w ten sufit i nie umiem zrozumieć niczego - wyżaliłam się smętnie.
- To tylko przejściowy okres - stwierdziła delikatnie się uśmiechając w moja stronę - Wszystko się ułoży. Zadbamy o to - dodała weselej i potarła rękę o moje udo w geście pocieszenia. Wymusiłam w jej stronę uśmiech, który jak sądzę po jej minie nie kupiła tego - Gadaj - zażądała twardo ściskając moją dłoń.
- Brakuje mi tego co było kiedyś - westchnęłam po raz kolejny dzisiejszego dnia - Zepsułam wszystko Ludmiła. Oddaliłam się od Leona i pozwoliłam mu odejść, choć tak bardzo tego nie chciałam - czuję, że za chwilę znowu się rozpłaczę i będę wyglądać jak ostatnia idiotka.
- Violetta, wszystko da się...
- Nie, Ludmiła! - przerwałam jej żałosnym piskiem - Nie da się tego naprawić. Czuję to i widzę jak trzyma mnie na dystans. On już nie tęskni za mną w ten sposób - powiedziałam z zaciśniętym gardłem - Najwidoczniej ułożył sobie już życie beze mnie i pomaga mi teraz tylko dlatego, bo być może ma wyrzuty sumienia. Nie patrzy na mnie tak jak wcześniej, nie uśmiecha się w ten sam sposób i nawet jak mnie przytula czują jakąś blokadę z jego strony - wydusiłam z siebie próbując powstrzymać emocję wewnątrz siebie. Cholernie boli mnie ta świadomość, że między nami jest już wszystko skończone. Chciałabym walczyć o nas, o to co mieliśmy, o niego, ale czuję, że jestem na straconej pozycji - i nawet nie próbuj mnie pocieszać, że jest inaczej - zaznaczyłam widząc, że już zabiera się do pocieszania mnie w tej sprawie. Straciłam go i to z własnej głupoty. Zresztą kto chciałby być z kimś kto przedawkował narkotyki i wygląda jak własny cień. Nie tylko straciłam swoją miłość, ale siebie także.
***
Nie wierzę. Sądziłam, że gadanie mamy o moim złym stanie jest przesadą, ale teraz stojąc przed lustrem aż sama się o siebie boję. Wyglądam zupełnie inaczej niż zapamiętałam. Jestem jakaś bez wyrazu. Zdecydowanie nie przypominam już tamtej mnie i czas to zmienić. Chce chociaż w połowie wrócić do dawnej siebie. Co prawda będzie to trudne bez Leona u boku, ale przecież muszę żyć dalej. Westchnęłam głośno i niechętnie przeczesałam dłonią włosy. Obróciłam się w stronę drzwi, w które ktoś zapukał a po chwili osoba sama pozwoliła sobie wejść do środka.
- Mogę? - uśmiechnął się do mnie i wyglądał na szczęśliwego, ale na pewno nie tym, że mnie widzi. Kiwnęłam twierdząco głową nie siląc się na uśmiech - Robisz coś dzisiaj? - zapytał obierając się o moje biurko. Wpatrywałam się w niego przez chwilę przypominając sobie jak jeszcze jakiś czas temu bez pretekstu mogłam go przytulić czy pocałować. Pokiwałam przecząco na jego pytanie i usiadłam sobie na łóżku. Niby jakie miałam mieć plany na ten dzień, a raczej wieczór, bo jeszcze trochę a będzie ciemno - To już masz - oznajmił zadowolony z siebie - Zabieram cię na miasto i do kina - powiedział odpychając się od biurka - Zaczekam na Ciebie w salonie - dodał i bez czekania na moją zgodę albo sprzeciwy ruszył w stronę wyjścia z mojego pokoju - A i ubierz coś ciepłego, bo robi się zimno - rozkazał zaglądając do mojego pokoju. Już otwierałam usta aby powiedzieć, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, ale ponownie zniknął. Niechętnie podniosłam się ze swojego łóżka i podeszłam do szafy aby zabrać jakąś ciepłą bluzę. Chwila. Czy ten jego rozkaz o ciepłym ubraniu się mam uznać jako gest, że się o mnie martwi. Pokiwałam przecząco głową na swoje głupie myśli. Nie rób sobie nadziei, Violetta. Ubrałam na siebie także długie dżinsowe spodnie i wzięłam najcieplejszą bluzę. Zerknęłam w lusterko i po krótkim namyśle stwierdziłam, że pomaluję się chociaż odrobinę. Zwykły podkład kryjący wystarczy. Przynajmniej nie będzie widać moich sińców pod oczami. Zdecydowałam się jeszcze w ostatniej chwili na delikatny błyszczyk. Zabrałam telefon chociaż wątpię żeby był mi potrzebny i można powiedzieć gotowa zeszłam do salonu.
- Chyba jestem gotowa - oznajmiłam podchodząc do szafki gdzie poukładane są buty. Założyłam pierwsze lepsze i spojrzałam na uśmiechniętego Leona. Dlaczego czuję, że ten uśmiech jest tylko na pokaz, że tak naprawdę nie cieszy się ze spotkania mnie. Jak tylko wyszłam na próg w moją bladą twarz uderzył nieprzyjemny powiew wiatru. Automatycznie włożyłam ręce do kieszeni bluzy i wypuściłam powietrze z płuc - To gdzie idziemy? - zapytałam nie chcąc aby między nami panowała cisza. W tej sytuacji między nami nie cierpię tego. Zdecydowanie bardziej wolę jak rozmawiamy, zresztą tęskniłam za jego głosem.
- Już mówiłem na miasto i do kina - powiedział zerkając na mnie. Westchnęłam głośno i spojrzałam przed siebie.
- Czemu akurat do kina? - zapytałam ciekawa, bo w sumie chodzenie do kina kojarzy mnie się z randkami, a raczej wątpię aby to właśnie na nią zabierał mnie w tej chwili Leon.
- A nie chcesz iść do kina? - spojrzałam na niego smętnie, bo wolałabym dostać odpowiedź, a nie pytanie z jego strony. Wzruszyłam ramionami na jego pytanie.
- Dawno nie byłam w kinie więc możemy iść - powiedziałam zgodnie z prawdą nie odwracając od niego swojego spojrzenia. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i skręcił w inną uliczkę - Leon, do kina idzie się tędy - zatrzymałam go i wskazałam niegrzecznie palcem przeciwną drogę.
- Wiem, ale muszę po drodze coś załatwić - oznajmił i kiwnął głową bym ruszyła w jego stronę. Przewróciłam oczami i smętnym krokiem ruszyłam ku niemu. Dorównałam mu kroku i westchnęłam głośno na powstałą między nami ciszę. Nawet nie mam pojęcia o czym chciałabym z nim porozmawiać. Jest tak wiele rzeczy, o których chce wiedzieć, że nie wiem od czego zacząć. Chciałabym wiedzieć jak mu się układa w Stanach. Jak długo tutaj zostanie i kiedy znowu wrócić. Czy tak samo jak ja tęsknił za mną po rozstaniu, czy myślał co u mnie, czy martwił się nie mając ze mną kontaktu? Z jednej strony chciałabym to wszystko wiedzieć, a z drugiej obawiam się odpowiedzi. Jak zniosę wiadomość, że nasze zerwanie było dla niego dobre. Jak zareaguję kiedy powie, że brak mojej obecności w jego życiu wcale na niego nie wpłyną - Zaczekasz tutaj? - wyrwał mnie z moich rozmyślań Leon. Nieświadoma niczego kiwnęłam twierdząco głową. Bez zbędnego słowa ruszył w stronę jak dobrze widzę bankomatu. Wzięłam głęboki wdech i obserwowałam jego sylwetkę, bojąc się, że zaraz rozpłynie się w powietrzu zostawiając mnie tutaj samą.
- Kogo ja widzę - usłyszałam znajomy głos, którego miałam nadzieję nie usłyszeć jak mam być szczera - Violetta! We własnej osobie - zaśmiał się mierząc mnie swoim wzrokiem. Stanął na przeciwko mnie i zadowolony wpatrywał się we mnie z rękami w kieszeni.
- Nicolas to..
- Brandon nieźle się wkurzył - przerwał mi. Nie chce z nim teraz o tym rozmawiać zwłaszcza, że jestem tutaj z Leonem - Wzięłaś jego najlepszy towar - przełknęłam głośno ślinę przypominając sobie jak się czułam po tym świństwie - I jesteś winna mu nie małą kasę - widać było po jego postawie, że śmieszy go moja sytuacji. Ciekawe czy wie, że po tym towarze od Brandona omal się nie przekręciłam - W ogóle gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? - zapytał robiąc krok w moją stronę - Sądziłem, że coś może będzie między nami - dodał zniżonym głosem przez który dostałam gęsiej skórki i to nie tej przyjemniej. Pokiwałam przecząco głowa odsuwając się od niego - No weź, mała. Nie udawaj takiej niedostępnej - zaśmiał się widząc moją zmieszaną minę. Zdenerwowana ścisnęłam dłonie w pięści.
- Wszystko w porządku? - głos Leona z jednej strony mnie ucieszyła, a z drugiej wzbudził strach. Nigdy nie chciałam żeby staną twarzą w twarz z moimi starymi chwilowymi znajomymi.
- Tak, on pytał tylko o drogę - wypaliłam zdenerwowana i nerwowo spojrzałam na Leona. Śmiech Nicolasa wzbudził we mnie panikę jeszcze większą.
- Nie rozśmieszaj mnie Violetta - odezwał się Nicolas - Raczej w to nie uwierzy - dodał wskazując na Leona, który zerkał raz na mnie a raz na mojego starego znajomego zdezorientowany - Nicolas, jestem - przedstawił się wyciągając rękę w stronę bruneta.
- Chodźmy stąd, proszę - zwróciłam się błagalnie do Leona i chwyciłam desperacko za jego bluzę.
- Nie tak szybko - zatrzymał mnie śmiejąc się Nicolas - Brandon chce swoją kasę za działkę i miałem mu dać znać jak tylko Cię spotkam - wyjaśnił, co stawiło mnie na przegranej pozycji u Leona. Przeniosłam spojrzenie na twarz Leona i widząc jego morderczy wyraz twarzy miałam ochotę się rozpłakać.
- Słucham? - warknął i kątem oka widziałam jak zacisnął dłonie w pięści. Pokiwałam przecząco głową powstrzymując się od płaczu.
- Twoja laska wisi mu grubą kasę i nie odpuści dopóki jej nie dostanie - zaśmiał się Nicolas patrząc na wkurzony wyraz twarzy Leona. Moje serce w tej chwili bije jak oszalałe z nerwów i świadomości, że jestem spalona u osoby, na której najbardziej mi zależy.
- Ile? - wręcz wysyczał to pytanie odwracając wzrok ode mnie.
- Trzy stówki - moje oczy niemal wyszły z orbit i podobnie miał Leon - To był najlepszy towar - dodał widząc nasze miny. Brunet niechętnie sięgnął dłonią do tylnej kieszeni i wyciągnął swój portfel. Wyciągnął odpowiednią ilość banknotów i podał Nicolasowi.
- Trzymaj i powiedz swojemu koledze, że ma się odczepić - warknął chowając portfel z powrotem do kieszeni. Uśmiech na twarzy Nicolasa trochę mnie przeraził.
- Się rozumie - powiedział i puszczając do mnie oczko odszedł od nas. Wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam chyba przez minutę. Niepewnie przeniosłam spojrzenie na Leona, który wzrokiem mordercy odprowadzał Nicolasa.
- Ja.. - zaczęłam przestraszona, a mój strach zwiększył się kiedy jego wzrok skupił się na mojej osobie - Oddam ci te pieniądze - wyszeptałam spuszczając wzrok na swoje obuwie.
- W dupie mam te pieniądze! - krzyknął wściekły czym spowodował, że się wzdrygnęłam. Tylko nie płacz. Moja dolna warga zaczęła drgać, co oznaczało, że płacz jest coraz bliżej. Kątem oka widziałam jak wściekły wplata dłonie we włosy i wypuszcza powietrze. Zawiodłam go. Mimo powstrzymywania się po moich policzkach spłynęły łzy.
- Przepraszam - wyjąkałam zanim z mojej krtani wydostał się cichy szloch. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał prosto w moje zapłakane oczy.
- Obiecaj.. - wziął głęboki oddech - Obiecaj mi, że już nigdy się z nimi nie spotkasz i nie weźmiesz tego świństwa - dokończył podchodząc do mnie bliżej. Kiwnęłam twierdząco głową wciąż płacząc.
- Obiecuję - wyszeptałam aby on tylko słyszał - Naprawdę ci to obiecuję, Leon - dodałam utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Kiwnął głową powoli wypuszczając powietrze, które wstrzymywał. Naciągnął rękaw swojej bluzy i przetarł moje mokre od łez policzki.
- Chodźmy do tego kina - powiedział spokojnie patrząc mi w oczy - I nie płacz już, bo będziesz wyglądać strasznie - dodał i delikatnie się uśmiechnął. Zaśmiałam się na jego słowa i kiwnęłam twierdząco głową. Nałożył mi kaptur na głowę i niepewnie chwycił moją dłoń po czym kiwnął głową abyśmy już szli. Jak tylko zrobił jeden krok odruchowo ścisnęłam jego dłoń bojąc się, że zaraz ją puści i odejdzie ode mnie.
- Mogę? - uśmiechnął się do mnie i wyglądał na szczęśliwego, ale na pewno nie tym, że mnie widzi. Kiwnęłam twierdząco głową nie siląc się na uśmiech - Robisz coś dzisiaj? - zapytał obierając się o moje biurko. Wpatrywałam się w niego przez chwilę przypominając sobie jak jeszcze jakiś czas temu bez pretekstu mogłam go przytulić czy pocałować. Pokiwałam przecząco na jego pytanie i usiadłam sobie na łóżku. Niby jakie miałam mieć plany na ten dzień, a raczej wieczór, bo jeszcze trochę a będzie ciemno - To już masz - oznajmił zadowolony z siebie - Zabieram cię na miasto i do kina - powiedział odpychając się od biurka - Zaczekam na Ciebie w salonie - dodał i bez czekania na moją zgodę albo sprzeciwy ruszył w stronę wyjścia z mojego pokoju - A i ubierz coś ciepłego, bo robi się zimno - rozkazał zaglądając do mojego pokoju. Już otwierałam usta aby powiedzieć, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, ale ponownie zniknął. Niechętnie podniosłam się ze swojego łóżka i podeszłam do szafy aby zabrać jakąś ciepłą bluzę. Chwila. Czy ten jego rozkaz o ciepłym ubraniu się mam uznać jako gest, że się o mnie martwi. Pokiwałam przecząco głową na swoje głupie myśli. Nie rób sobie nadziei, Violetta. Ubrałam na siebie także długie dżinsowe spodnie i wzięłam najcieplejszą bluzę. Zerknęłam w lusterko i po krótkim namyśle stwierdziłam, że pomaluję się chociaż odrobinę. Zwykły podkład kryjący wystarczy. Przynajmniej nie będzie widać moich sińców pod oczami. Zdecydowałam się jeszcze w ostatniej chwili na delikatny błyszczyk. Zabrałam telefon chociaż wątpię żeby był mi potrzebny i można powiedzieć gotowa zeszłam do salonu.
- Chyba jestem gotowa - oznajmiłam podchodząc do szafki gdzie poukładane są buty. Założyłam pierwsze lepsze i spojrzałam na uśmiechniętego Leona. Dlaczego czuję, że ten uśmiech jest tylko na pokaz, że tak naprawdę nie cieszy się ze spotkania mnie. Jak tylko wyszłam na próg w moją bladą twarz uderzył nieprzyjemny powiew wiatru. Automatycznie włożyłam ręce do kieszeni bluzy i wypuściłam powietrze z płuc - To gdzie idziemy? - zapytałam nie chcąc aby między nami panowała cisza. W tej sytuacji między nami nie cierpię tego. Zdecydowanie bardziej wolę jak rozmawiamy, zresztą tęskniłam za jego głosem.
- Już mówiłem na miasto i do kina - powiedział zerkając na mnie. Westchnęłam głośno i spojrzałam przed siebie.
- Czemu akurat do kina? - zapytałam ciekawa, bo w sumie chodzenie do kina kojarzy mnie się z randkami, a raczej wątpię aby to właśnie na nią zabierał mnie w tej chwili Leon.
- A nie chcesz iść do kina? - spojrzałam na niego smętnie, bo wolałabym dostać odpowiedź, a nie pytanie z jego strony. Wzruszyłam ramionami na jego pytanie.
- Dawno nie byłam w kinie więc możemy iść - powiedziałam zgodnie z prawdą nie odwracając od niego swojego spojrzenia. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i skręcił w inną uliczkę - Leon, do kina idzie się tędy - zatrzymałam go i wskazałam niegrzecznie palcem przeciwną drogę.
- Wiem, ale muszę po drodze coś załatwić - oznajmił i kiwnął głową bym ruszyła w jego stronę. Przewróciłam oczami i smętnym krokiem ruszyłam ku niemu. Dorównałam mu kroku i westchnęłam głośno na powstałą między nami ciszę. Nawet nie mam pojęcia o czym chciałabym z nim porozmawiać. Jest tak wiele rzeczy, o których chce wiedzieć, że nie wiem od czego zacząć. Chciałabym wiedzieć jak mu się układa w Stanach. Jak długo tutaj zostanie i kiedy znowu wrócić. Czy tak samo jak ja tęsknił za mną po rozstaniu, czy myślał co u mnie, czy martwił się nie mając ze mną kontaktu? Z jednej strony chciałabym to wszystko wiedzieć, a z drugiej obawiam się odpowiedzi. Jak zniosę wiadomość, że nasze zerwanie było dla niego dobre. Jak zareaguję kiedy powie, że brak mojej obecności w jego życiu wcale na niego nie wpłyną - Zaczekasz tutaj? - wyrwał mnie z moich rozmyślań Leon. Nieświadoma niczego kiwnęłam twierdząco głową. Bez zbędnego słowa ruszył w stronę jak dobrze widzę bankomatu. Wzięłam głęboki wdech i obserwowałam jego sylwetkę, bojąc się, że zaraz rozpłynie się w powietrzu zostawiając mnie tutaj samą.
- Kogo ja widzę - usłyszałam znajomy głos, którego miałam nadzieję nie usłyszeć jak mam być szczera - Violetta! We własnej osobie - zaśmiał się mierząc mnie swoim wzrokiem. Stanął na przeciwko mnie i zadowolony wpatrywał się we mnie z rękami w kieszeni.
- Nicolas to..
- Brandon nieźle się wkurzył - przerwał mi. Nie chce z nim teraz o tym rozmawiać zwłaszcza, że jestem tutaj z Leonem - Wzięłaś jego najlepszy towar - przełknęłam głośno ślinę przypominając sobie jak się czułam po tym świństwie - I jesteś winna mu nie małą kasę - widać było po jego postawie, że śmieszy go moja sytuacji. Ciekawe czy wie, że po tym towarze od Brandona omal się nie przekręciłam - W ogóle gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? - zapytał robiąc krok w moją stronę - Sądziłem, że coś może będzie między nami - dodał zniżonym głosem przez który dostałam gęsiej skórki i to nie tej przyjemniej. Pokiwałam przecząco głowa odsuwając się od niego - No weź, mała. Nie udawaj takiej niedostępnej - zaśmiał się widząc moją zmieszaną minę. Zdenerwowana ścisnęłam dłonie w pięści.
- Wszystko w porządku? - głos Leona z jednej strony mnie ucieszyła, a z drugiej wzbudził strach. Nigdy nie chciałam żeby staną twarzą w twarz z moimi starymi chwilowymi znajomymi.
- Tak, on pytał tylko o drogę - wypaliłam zdenerwowana i nerwowo spojrzałam na Leona. Śmiech Nicolasa wzbudził we mnie panikę jeszcze większą.
- Nie rozśmieszaj mnie Violetta - odezwał się Nicolas - Raczej w to nie uwierzy - dodał wskazując na Leona, który zerkał raz na mnie a raz na mojego starego znajomego zdezorientowany - Nicolas, jestem - przedstawił się wyciągając rękę w stronę bruneta.
- Chodźmy stąd, proszę - zwróciłam się błagalnie do Leona i chwyciłam desperacko za jego bluzę.
- Nie tak szybko - zatrzymał mnie śmiejąc się Nicolas - Brandon chce swoją kasę za działkę i miałem mu dać znać jak tylko Cię spotkam - wyjaśnił, co stawiło mnie na przegranej pozycji u Leona. Przeniosłam spojrzenie na twarz Leona i widząc jego morderczy wyraz twarzy miałam ochotę się rozpłakać.
- Słucham? - warknął i kątem oka widziałam jak zacisnął dłonie w pięści. Pokiwałam przecząco głową powstrzymując się od płaczu.
- Twoja laska wisi mu grubą kasę i nie odpuści dopóki jej nie dostanie - zaśmiał się Nicolas patrząc na wkurzony wyraz twarzy Leona. Moje serce w tej chwili bije jak oszalałe z nerwów i świadomości, że jestem spalona u osoby, na której najbardziej mi zależy.
- Ile? - wręcz wysyczał to pytanie odwracając wzrok ode mnie.
- Trzy stówki - moje oczy niemal wyszły z orbit i podobnie miał Leon - To był najlepszy towar - dodał widząc nasze miny. Brunet niechętnie sięgnął dłonią do tylnej kieszeni i wyciągnął swój portfel. Wyciągnął odpowiednią ilość banknotów i podał Nicolasowi.
- Trzymaj i powiedz swojemu koledze, że ma się odczepić - warknął chowając portfel z powrotem do kieszeni. Uśmiech na twarzy Nicolasa trochę mnie przeraził.
- Się rozumie - powiedział i puszczając do mnie oczko odszedł od nas. Wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam chyba przez minutę. Niepewnie przeniosłam spojrzenie na Leona, który wzrokiem mordercy odprowadzał Nicolasa.
- Ja.. - zaczęłam przestraszona, a mój strach zwiększył się kiedy jego wzrok skupił się na mojej osobie - Oddam ci te pieniądze - wyszeptałam spuszczając wzrok na swoje obuwie.
- W dupie mam te pieniądze! - krzyknął wściekły czym spowodował, że się wzdrygnęłam. Tylko nie płacz. Moja dolna warga zaczęła drgać, co oznaczało, że płacz jest coraz bliżej. Kątem oka widziałam jak wściekły wplata dłonie we włosy i wypuszcza powietrze. Zawiodłam go. Mimo powstrzymywania się po moich policzkach spłynęły łzy.
- Przepraszam - wyjąkałam zanim z mojej krtani wydostał się cichy szloch. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał prosto w moje zapłakane oczy.
- Obiecaj.. - wziął głęboki oddech - Obiecaj mi, że już nigdy się z nimi nie spotkasz i nie weźmiesz tego świństwa - dokończył podchodząc do mnie bliżej. Kiwnęłam twierdząco głową wciąż płacząc.
- Obiecuję - wyszeptałam aby on tylko słyszał - Naprawdę ci to obiecuję, Leon - dodałam utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Kiwnął głową powoli wypuszczając powietrze, które wstrzymywał. Naciągnął rękaw swojej bluzy i przetarł moje mokre od łez policzki.
- Chodźmy do tego kina - powiedział spokojnie patrząc mi w oczy - I nie płacz już, bo będziesz wyglądać strasznie - dodał i delikatnie się uśmiechnął. Zaśmiałam się na jego słowa i kiwnęłam twierdząco głową. Nałożył mi kaptur na głowę i niepewnie chwycił moją dłoń po czym kiwnął głową abyśmy już szli. Jak tylko zrobił jeden krok odruchowo ścisnęłam jego dłoń bojąc się, że zaraz ją puści i odejdzie ode mnie.
***
Poddenerwowany zapukałem do drzwi od domu Violetty. Pomysł, na który wpadłem jest trochę ryzykowny i jestem pewny, że bardziej się na niego nie zgodzą, ale czasami potrafię być przekonujący zresztą mam dobre argumenty na moją korzyść.
- Cześć Leon, ale Violetty nie ma - powiadomiła mnie rodzicielka dziewczyny. Uśmiechnąłem się serdecznie, bo nie będę ukrywał, że lubię tą kobietę.
- Wiem, przyszedłem do państw - powiedziałem udając niezdenerwowanego, bo w środku trochę się trzęsę jak galareta.
- No dobrze, w takim razie wejdź - z uśmiechem zaprosiła mnie do środka. Jeszcze nigdy nie byłam z jej rodzicami sam na sam. I w sumie najbardziej to boję się jej ojca zwłaszcza po tej niby ciąży. Jeszcze nie miałem z nim konfrontacji bez osób trzecich.
- Dzień dobry - przywitałem się kulturalnie z mężczyzną i za pozwoleniem zająłem miejsce naprzeciwko niego przy stole. Jego żona usiadła obok niego i oboje skupili na mnie swoje spojrzenie.
- Co cię do nas sprowadza? - zapytał poważnie. Dlaczego czuję się jak na przesłuchaniu. Odchrząknąłem cicho i nerwowo przetarłem jedną dłonią o drugą.
- Chodzi o Violettę - no raczej powinie się spodziewać, że to ona jest głównym powodem, dla którego tutaj jestem. Raczej nie przyszedłbym do nich gdybym miał problem z włączeniem pralki - To co dzieje się z nią ostatnio niepokoi mnie i jak mniema państwa także - zacząłem wygłaszać swój monolog. Oboje kiwnęli twierdząco głową na moje słowa - Jej wybuchy złości i histerii nie są normalne i martwi mnie to. Dlatego chce jej pomóc, bo nie będę ukrywał zależy mi na niej i widzę jak moja obecność pozytywnie na nią działa - przerwałem aby wsiąść głęboki oddech - Tylko pojawia się problem, bo na początku następnego tygodnia muszę być z powrotem w Stanach a nie chcę zostawiać jej tutaj samej ponownie i to w takim stanie - zerknąłem ostrożnie na jej mamę a następie na ojca, który w skupieniu uważnie mnie słuchał.
- Chcesz żeby poleciała z tobą? - zapytał prosto z mostu nie zmieniając swojej mimiki twarzy. Przygryzłem wewnętrzna stronę policzka i w sumie dużo ryzykując kiwnąłem twierdząco głową - Zdajesz sobie sprawę, że Violetta ma tutaj szkołę, w której i tak ma już zaległości - powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przemyślałem to - oznajmiłem pewniej - Obiecuję, że pomogę jej do końca tygodnia nadrobić wszystkie zaległości - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy, aby wiedział, że mówię poważnie - I postaram się dogadać z nauczycielami i dyrektorem o jej wyjeździe, a żeby to było prostsze trzeba umówić ją do psychologa żeby wydał jej dalsze zwolnienie, którego nie oszukujmy się Violetta potrzebuje - przedstawiłem z dumą swój skromnie mówiąc genialny plan. Oboje patrzyli na mnie poważnie i jakby przetwarzali to co przed chwilą powiedziałem.
- Skąd mamy mieć pewność, że wyjazd z Tobą dobrze na nią wpłynie? - stwierdził mierząc mnie wzrokiem. Dobra takiego pytania nie przewidziałem. Myśl rozsądnie Leon.
- Zależy mi na niej i zrobię wszystko żeby jej pomóc. Chce żeby wróciła do dawnej siebie i zapomniała o tym co się stało - wyjaśniłem prosto z serca. Moim priorytetem w życiu jest aby naprawić moją Violettę i nie obchodzą mnie w tej chwili wyścigi i zakończenie turnieju. Chce wrócić do tego co było kiedyś. Do mnie i Violetty razem.
- Szczerze powiem, że nie bardzo mi pasuje ten pomysł. Wolałbym, aby Violetta w tym stanie była tutaj z nami swoimi rodzicami - powiedział twardo. Wiedziałem, że trudno będzie go przekonać, ale nie ma opcji, że się poddam.
- Cześć Leon, ale Violetty nie ma - powiadomiła mnie rodzicielka dziewczyny. Uśmiechnąłem się serdecznie, bo nie będę ukrywał, że lubię tą kobietę.
- Wiem, przyszedłem do państw - powiedziałem udając niezdenerwowanego, bo w środku trochę się trzęsę jak galareta.
- No dobrze, w takim razie wejdź - z uśmiechem zaprosiła mnie do środka. Jeszcze nigdy nie byłam z jej rodzicami sam na sam. I w sumie najbardziej to boję się jej ojca zwłaszcza po tej niby ciąży. Jeszcze nie miałem z nim konfrontacji bez osób trzecich.
- Dzień dobry - przywitałem się kulturalnie z mężczyzną i za pozwoleniem zająłem miejsce naprzeciwko niego przy stole. Jego żona usiadła obok niego i oboje skupili na mnie swoje spojrzenie.
- Co cię do nas sprowadza? - zapytał poważnie. Dlaczego czuję się jak na przesłuchaniu. Odchrząknąłem cicho i nerwowo przetarłem jedną dłonią o drugą.
- Chodzi o Violettę - no raczej powinie się spodziewać, że to ona jest głównym powodem, dla którego tutaj jestem. Raczej nie przyszedłbym do nich gdybym miał problem z włączeniem pralki - To co dzieje się z nią ostatnio niepokoi mnie i jak mniema państwa także - zacząłem wygłaszać swój monolog. Oboje kiwnęli twierdząco głową na moje słowa - Jej wybuchy złości i histerii nie są normalne i martwi mnie to. Dlatego chce jej pomóc, bo nie będę ukrywał zależy mi na niej i widzę jak moja obecność pozytywnie na nią działa - przerwałem aby wsiąść głęboki oddech - Tylko pojawia się problem, bo na początku następnego tygodnia muszę być z powrotem w Stanach a nie chcę zostawiać jej tutaj samej ponownie i to w takim stanie - zerknąłem ostrożnie na jej mamę a następie na ojca, który w skupieniu uważnie mnie słuchał.
- Chcesz żeby poleciała z tobą? - zapytał prosto z mostu nie zmieniając swojej mimiki twarzy. Przygryzłem wewnętrzna stronę policzka i w sumie dużo ryzykując kiwnąłem twierdząco głową - Zdajesz sobie sprawę, że Violetta ma tutaj szkołę, w której i tak ma już zaległości - powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przemyślałem to - oznajmiłem pewniej - Obiecuję, że pomogę jej do końca tygodnia nadrobić wszystkie zaległości - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy, aby wiedział, że mówię poważnie - I postaram się dogadać z nauczycielami i dyrektorem o jej wyjeździe, a żeby to było prostsze trzeba umówić ją do psychologa żeby wydał jej dalsze zwolnienie, którego nie oszukujmy się Violetta potrzebuje - przedstawiłem z dumą swój skromnie mówiąc genialny plan. Oboje patrzyli na mnie poważnie i jakby przetwarzali to co przed chwilą powiedziałem.
- Skąd mamy mieć pewność, że wyjazd z Tobą dobrze na nią wpłynie? - stwierdził mierząc mnie wzrokiem. Dobra takiego pytania nie przewidziałem. Myśl rozsądnie Leon.
- Zależy mi na niej i zrobię wszystko żeby jej pomóc. Chce żeby wróciła do dawnej siebie i zapomniała o tym co się stało - wyjaśniłem prosto z serca. Moim priorytetem w życiu jest aby naprawić moją Violettę i nie obchodzą mnie w tej chwili wyścigi i zakończenie turnieju. Chce wrócić do tego co było kiedyś. Do mnie i Violetty razem.
- Szczerze powiem, że nie bardzo mi pasuje ten pomysł. Wolałbym, aby Violetta w tym stanie była tutaj z nami swoimi rodzicami - powiedział twardo. Wiedziałem, że trudno będzie go przekonać, ale nie ma opcji, że się poddam.
***
- Leon? Co ty tutaj robisz? - zapytałam widząc chłopaka przy stole z moimi rodzicami. Czy to możliwe, że czekał na mnie przez ten czas? Uśmiechnął się w moją stronę i wstał od stało.
- W zasadzie to już wychodzę - stwierdził i pożegnał się z moimi rodzicami po czym podszedł do mnie. Przytul mnie, proszę. Dlaczego nie potrafię wypowiedzieć tych słów na głos.
- Zostań, może coś obejrzymy - zaproponowałam delikatnie się uśmiechając.
- Musze już iść - oznajmił sprawiając mi tym niesamowitą przykrość. Posłałam mu wymuszony uśmiech i kiwnęłam twierdząco głową, że rozumiem - Do zobaczenia jutro - dodał i delikatnie się do mnie uśmiechając ruszył w stronę wyjścia. Mimowolnie odprowadziłam go wzrokiem i wpatrywałam się jak zamykają się za nim drzwi. Na mojej twarzy na kilometr można było dostrzec smutek. Sądziłam, że po tym wypadzie na miasto i do kina nasze relacje się polepszą, ale jak widać on dalej traktuje mnie z dystansem.
- Viola.. - odwróciłam się w stronę mamy i posłałam jej pytające spojrzenie - Coś się stało? - zapytała uważnie mnie obserwując. Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam przecząco głową.
- Pójdę do siebie - oznajmiłam obojętnie i ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale w połowie drogi zmieniłam swój zamiar i moje nogi poprowadziły mnie do garażu. Zeszłam niewielkimi schodkami do pomieszczenia i podeszłam do ogromnego misia w kącie przykrytego przeźroczystą folią aby się nie ubrudził i nie zakurzył. Jednym ruchem ściągnęłam z niego tą folię i nie zważając na to, że to ja mogę się wybrudzić usiadłam sobie między jego nogami i wtuliłam się w mojego misia. Mimo iż stoi tutaj już dłuższy czas wciąż ładnie pachnie.
- Za kilka dni on znowu wyjedzie - wyszeptałam jakbym mówiła to tego misia - I zostawi mnie samą - dodałam wzdychając. Obawiam się znowu braku jego obecności - Ty mi tego nie zrobisz, prawda? - zwróciłam się jak głupia do pluszaka i spojrzałam na niego kątem oka. Przymknęłam na chwilę oczy i mocniej się wtuliłam w misia - Dlaczego to tak boli? - zapytałam próbując powstrzymać przypływ bólu psychicznego - Na prawdę kocham go aż tak, że sam brak jego obecności doprowadza mnie do szału - mówiłam wciąż będąc wtuloną w maskotkę - Kochałeś kogoś tak bardzo, że myśl o braku tej osoby w twoim życiu zapierała ci dech w piersiach, że odechciewało ci się żyć? - spojrzałam na mojego ''rozmówcę'' lekko się podnosząc. Westchnęłam głośno opadając z powrotem na pluszaka - Jasne, że nie przecież jesteś maskotką, a ja idiotką, bo z Tobą rozmawiam - powiedziałam zła.
- Violetta! - krzyk mojej mamy zmusił mnie do wstania z mojego towarzysza - Co tu robisz? - zapytała i zmierzyła wzrokiem mnie a następnie pluszaka.
- Nic - westchnęłam i nie trudząc się przykryciem z powrotem maskotki udałam się do swojego pokoju. Muszę się czymś zająć żeby nie myśleć o nim i tym wszystkim. Najlepszym sposobem będzie powrócenie do zadań i nauki.
- W zasadzie to już wychodzę - stwierdził i pożegnał się z moimi rodzicami po czym podszedł do mnie. Przytul mnie, proszę. Dlaczego nie potrafię wypowiedzieć tych słów na głos.
- Zostań, może coś obejrzymy - zaproponowałam delikatnie się uśmiechając.
- Musze już iść - oznajmił sprawiając mi tym niesamowitą przykrość. Posłałam mu wymuszony uśmiech i kiwnęłam twierdząco głową, że rozumiem - Do zobaczenia jutro - dodał i delikatnie się do mnie uśmiechając ruszył w stronę wyjścia. Mimowolnie odprowadziłam go wzrokiem i wpatrywałam się jak zamykają się za nim drzwi. Na mojej twarzy na kilometr można było dostrzec smutek. Sądziłam, że po tym wypadzie na miasto i do kina nasze relacje się polepszą, ale jak widać on dalej traktuje mnie z dystansem.
- Viola.. - odwróciłam się w stronę mamy i posłałam jej pytające spojrzenie - Coś się stało? - zapytała uważnie mnie obserwując. Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam przecząco głową.
- Pójdę do siebie - oznajmiłam obojętnie i ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale w połowie drogi zmieniłam swój zamiar i moje nogi poprowadziły mnie do garażu. Zeszłam niewielkimi schodkami do pomieszczenia i podeszłam do ogromnego misia w kącie przykrytego przeźroczystą folią aby się nie ubrudził i nie zakurzył. Jednym ruchem ściągnęłam z niego tą folię i nie zważając na to, że to ja mogę się wybrudzić usiadłam sobie między jego nogami i wtuliłam się w mojego misia. Mimo iż stoi tutaj już dłuższy czas wciąż ładnie pachnie.
- Za kilka dni on znowu wyjedzie - wyszeptałam jakbym mówiła to tego misia - I zostawi mnie samą - dodałam wzdychając. Obawiam się znowu braku jego obecności - Ty mi tego nie zrobisz, prawda? - zwróciłam się jak głupia do pluszaka i spojrzałam na niego kątem oka. Przymknęłam na chwilę oczy i mocniej się wtuliłam w misia - Dlaczego to tak boli? - zapytałam próbując powstrzymać przypływ bólu psychicznego - Na prawdę kocham go aż tak, że sam brak jego obecności doprowadza mnie do szału - mówiłam wciąż będąc wtuloną w maskotkę - Kochałeś kogoś tak bardzo, że myśl o braku tej osoby w twoim życiu zapierała ci dech w piersiach, że odechciewało ci się żyć? - spojrzałam na mojego ''rozmówcę'' lekko się podnosząc. Westchnęłam głośno opadając z powrotem na pluszaka - Jasne, że nie przecież jesteś maskotką, a ja idiotką, bo z Tobą rozmawiam - powiedziałam zła.
- Violetta! - krzyk mojej mamy zmusił mnie do wstania z mojego towarzysza - Co tu robisz? - zapytała i zmierzyła wzrokiem mnie a następnie pluszaka.
- Nic - westchnęłam i nie trudząc się przykryciem z powrotem maskotki udałam się do swojego pokoju. Muszę się czymś zająć żeby nie myśleć o nim i tym wszystkim. Najlepszym sposobem będzie powrócenie do zadań i nauki.
***
- Niby wszystko rozumiem i umiem, ale czuję, że do jutra zapomnę - oznajmiłam parząc z lekkim przerażeniem na Leona, który od dwóch dni ciągle pomaga mi z zadaniami i nauką do szkoły. Strasznie miło z jego strony i w sumie dzięki temu spędzamy razem czas. Co z tego, że na nauce ale nie mogę zaprzeczyć, że jest źle.
- Dasz radę, wierzę w Ciebie - uśmiechnął się i napił herbaty, którą zrobiła nam moja mama. Jego słowa jakoś podziałały na mnie pozytywnie i coś czuję, że jutro dam sobie radę i zdam wszystko śpiewająco.
- Dlaczego mi pomagasz? - wypaliłam pytanie, które korci mnie od samego początku kiedy przeszedł do mojego pokoju z zamiarem nauki. Zmarszczył brwi patrząc na mnie niezrozumiale.
- A czemu nie? - zaśmiał się odstawiając kubek z gorącą cieczą na biurko za nim. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam na niego poważnie.
- Leon.. - wypowiedziałam jego imię takim tonem jakbym zwracała się do dziecka, które coś przeskrobało i miało mi wyjaśnić co się stało. Przewrócił oczami na moją postawę.
- I tak się dowiesz - westchnął głośno i spojrzał na mnie - Twoi rodzice zgodzili się abyś w następnym tygodniu poleciała ze mną do Stanów - powiedział jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Na mojej twarzy wymalował się szok i to ogromny - Oczywiście jeśli chcesz - dodał widząc zapewne moja minę. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i wtedy do mnie dotarło co powiedział. Chce żeby poleciała z nim do Stanów tak jak kiedyś. Nie będę musiała się z nim żegnać. Cierpieć z powodu jego nieobecności. I będę mogła spędzać z nim całe dnie. Będę go widzieć kiedy będę zasypiać i kiedy będę się budzić. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo może jednak jest nadzieja dla nas jako pary. Może jednak wciąż mu na mnie zależy jak dawniej. Bez namysłu można powiedzieć rzuciłam się na niego mocno przytulając. Odwzajemnił mój uścisk i dzięki temu czułam, że jestem we właściwym miejscu - Czyli chcesz jechać - zaśmiał się, co skłoniło mnie do odsunięcia się od niego. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i kiwnęłam trochę zawstydzona głową - Tylko są dwa warunki - nie powiem zgasił trochę mój entuzjazm - Do końca tygodnia musisz wyprostować swoją sytuację w szkole - wyjaśnił, co nie powiem trochę mi ulżyło - Oraz ten gorszy warunek - westchnął - Będziesz musiała pójść na wizytę u psychologa - powiedział a na jego słowa zamarłam. Ponownie na mojej twarzy pojawił się szok i zdenerwowanie - Ale spokojnie, tylko po to żeby wypisał ci zwolnienie lekarskie - dodał łapiąc mnie uspokajająco za dłonie. Spojrzałam na niego z lekkim strachem w oczach - Porozmawiasz z nim na spokojnie, powiesz jak się czujesz i po kłopocie. Tylko ta jedna wizyta - mówił utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. I nie będę kłamać, że ta zieleń jego oczu opanowała mój strach.
- Pójdziesz ze mną? - zapytałam niepewnie, na co się delikatnie uśmiechnął i kiwnął twierdząco głową. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie myśleć o tej wizycie u psychologa tylko tym, że będę mogła wyjechać z Leonem.
- Dasz radę, wierzę w Ciebie - uśmiechnął się i napił herbaty, którą zrobiła nam moja mama. Jego słowa jakoś podziałały na mnie pozytywnie i coś czuję, że jutro dam sobie radę i zdam wszystko śpiewająco.
- Dlaczego mi pomagasz? - wypaliłam pytanie, które korci mnie od samego początku kiedy przeszedł do mojego pokoju z zamiarem nauki. Zmarszczył brwi patrząc na mnie niezrozumiale.
- A czemu nie? - zaśmiał się odstawiając kubek z gorącą cieczą na biurko za nim. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam na niego poważnie.
- Leon.. - wypowiedziałam jego imię takim tonem jakbym zwracała się do dziecka, które coś przeskrobało i miało mi wyjaśnić co się stało. Przewrócił oczami na moją postawę.
- I tak się dowiesz - westchnął głośno i spojrzał na mnie - Twoi rodzice zgodzili się abyś w następnym tygodniu poleciała ze mną do Stanów - powiedział jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Na mojej twarzy wymalował się szok i to ogromny - Oczywiście jeśli chcesz - dodał widząc zapewne moja minę. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i wtedy do mnie dotarło co powiedział. Chce żeby poleciała z nim do Stanów tak jak kiedyś. Nie będę musiała się z nim żegnać. Cierpieć z powodu jego nieobecności. I będę mogła spędzać z nim całe dnie. Będę go widzieć kiedy będę zasypiać i kiedy będę się budzić. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo może jednak jest nadzieja dla nas jako pary. Może jednak wciąż mu na mnie zależy jak dawniej. Bez namysłu można powiedzieć rzuciłam się na niego mocno przytulając. Odwzajemnił mój uścisk i dzięki temu czułam, że jestem we właściwym miejscu - Czyli chcesz jechać - zaśmiał się, co skłoniło mnie do odsunięcia się od niego. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i kiwnęłam trochę zawstydzona głową - Tylko są dwa warunki - nie powiem zgasił trochę mój entuzjazm - Do końca tygodnia musisz wyprostować swoją sytuację w szkole - wyjaśnił, co nie powiem trochę mi ulżyło - Oraz ten gorszy warunek - westchnął - Będziesz musiała pójść na wizytę u psychologa - powiedział a na jego słowa zamarłam. Ponownie na mojej twarzy pojawił się szok i zdenerwowanie - Ale spokojnie, tylko po to żeby wypisał ci zwolnienie lekarskie - dodał łapiąc mnie uspokajająco za dłonie. Spojrzałam na niego z lekkim strachem w oczach - Porozmawiasz z nim na spokojnie, powiesz jak się czujesz i po kłopocie. Tylko ta jedna wizyta - mówił utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. I nie będę kłamać, że ta zieleń jego oczu opanowała mój strach.
- Pójdziesz ze mną? - zapytałam niepewnie, na co się delikatnie uśmiechnął i kiwnął twierdząco głową. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie myśleć o tej wizycie u psychologa tylko tym, że będę mogła wyjechać z Leonem.
***
Rozdział gotowy, a Daria pada na twarz.
Pisałam go całą sobotę rezygnując tym samym z weekendowego szaleństwa.
Jakoś tak nie jestem z niego zadowolona mimo iż zawarłam w nim wszystko co chciałam.
Jak widać Violetta ma polecieć razem z Leonem, ale czy tak będzie tego jeszcze nie możecie być pewni. Co jeśli stanie się jedna rzecz, która zepsuje cały ich plan?
Dowiecie się wszystkiego w następnym rozdziale, który pojawi się ....(niestety nie wiem kiedy więc zostawiam wam kropki)
Dziękuję za waszą cierpliwość.
Ważna informacja: Nie wiem czy pamiętacie, ale ta część miała mieć 80 rozdziałów, ale niestety nie dotrwam do tylu. Przewiduję, że zakończę tą historię za jakieś 10-15 rozdziałów.
Pisałam go całą sobotę rezygnując tym samym z weekendowego szaleństwa.
Jakoś tak nie jestem z niego zadowolona mimo iż zawarłam w nim wszystko co chciałam.
Jak widać Violetta ma polecieć razem z Leonem, ale czy tak będzie tego jeszcze nie możecie być pewni. Co jeśli stanie się jedna rzecz, która zepsuje cały ich plan?
Dowiecie się wszystkiego w następnym rozdziale, który pojawi się ....(niestety nie wiem kiedy więc zostawiam wam kropki)
Dziękuję za waszą cierpliwość.
Ważna informacja: Nie wiem czy pamiętacie, ale ta część miała mieć 80 rozdziałów, ale niestety nie dotrwam do tylu. Przewiduję, że zakończę tą historię za jakieś 10-15 rozdziałów.
Rozdział jest fantastyczny! Rozumiem Cię doskonale, że jesteś zmęczona, ale błagam Cię nie kończ tej historii!!!!! Rozdział mogłby się pojawiać 1 w miesiącu, ale niech będzie! Twoje opowiadanie odmieniło moje życie - po ciężkiej historii milosnej znów zaczęłam wierzyć w miłość i w to jakie cudowne jest uczucie zakochania. Bardzo Ci za to dziękuję, i uważam że na podstawie tego opowiadania powinna powstać seria filmowa!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać wspólnego wyjazdu Leona i Violetty.
To wspaniale to co on dla niej robi.
Rozdział mega zarabisty😘😘😍❤
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł ci naprawdę dobrze.
Mam nadzieję, że Violetta wyjedzie z Leonem i tylko nas straszysz pisząc o tym dość tajemniczo w notce.
Życzę weny i uśmiechu.
Tulę, Shoshano
<3
OdpowiedzUsuńNic się nie wydarzy, Violetta ma z nim pojechać wrrr XDD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że chociaż tym razem coś dobrego się wydarzy :(
No chyba że psycholog wykryje jakąś chorobę u Violki, ale aż tak chyba nie będzie, prawda? :(
Już się bałam, że ten cały Nicholas zrobi coś VIoletcie :((
Na szczęście pojawił się Leon ufff...
Rzeczywiście trzyma ją na dystans, to smutne :(
Cały ten rozdział jest taki smutny i wzruszający zarazem ♥
I nie mów, że ci się nie podoba, bo jest cudowny ♥
Czekam na kolejne dzieło ;*
Wspaniały <3
OdpowiedzUsuń❤️
OdpowiedzUsuńKocham całym serduszkiem ❤
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział, kocham je wszystkie ❤! Naprawdę nie spróbujesz dotrwać do końca? Sama nie wiem jak zniose koniec tego bloga po pokochałam go i jestem z nim od początku ❤❤❤. Poza tym Leon dopiero od rozdziału z wigilią zaczoł w 100% normalne życie, no i bycie mężczyzną xD ❤. Pozwól mu się tym nacieszyć, jemu, jej, nam a przede wszystkim sobie!!! Przez gorszy okres w życiu nie warto kończyć czegoś w co włożyło się tyle pracy i serca, tego co uszczęśliwia innych ❤. Do następnego kochana❤
OdpowiedzUsuńNiesamowicie się cieszę, że tak spodobało wam się moje opowiadanie i polubiliście jak mniemam bohaterów :)
UsuńŹle zrozumieliście informację odnośnie rozdziałów. Jak zaczęłam pisać tą historię miałam na nią plan od początku do końca(fakt kilka razy musiałam improwizować ale to wyszło w sumie na dobre) i mam zamiar ją zrealizować, a jeśli chodzi o zmniejszoną ilość komentarzy to wynika to tylko z tego, że zrobiłam kilka przeskoków w czasie i przyśpieszyłam akcję,co skróciło mi liczbę rozdziałów w opowiadaniu ( mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli).
I nie chodzi tutaj o gorszy okres w życiu, bo to naprawdę nie ma nic wspólnego z opowiadaniem. Zresztą przecież każde opowiadanie i historia bohaterów się kiedyś kończy i nie można jej ciągnąć jak modę na sukces ( bez urazy).
Na razie nie musicie się martwić, bo jeszcze zostało dość sporo rozdziałów i trochę wątków, które wymyśliłam do historii.
Jeszcze nie wiem czy po zakończeniu tej historii zacznę pisać coś nowego. Za niecałe dwa miesiące kończę szkołę, a co za tym idzie muszę wkroczyć w nowy etap życia czyli dorosłość i to już taką prawdziwą, w której moim obowiązkiem nie jest już tylko nauka. Mam zamiar ułożyć sobie życie, znaleźć pracę i być może wyprowadzić się. W tym roku kończę dwadzieścia lat, co jak dla mnie jest przerażającą liczbą, bo zamykam etap nastoletnich lat.
Ale mimo to wciąż mam obsesje na punkcie Jorge i uwielbiam paring Leona i Violetty a także lubię poczytać o nich opowiadania, których niestety jest coraz mniej. I nawet sobie nie wyobrażacie jak mnie przybił i zdenerwował fakt, że Mój Jorge przesunął koncert na listopad i zmusił mnie do kolejnego czekania aby móc usłyszeć na żywo jak śpiewa. Na mojej ścianie w pokoju wciąż są jego wywołane zdjęcia, tablica korkowa jest wypełniona rożnymi kartkami z jego imieniem, telefon ma osobny folder jego zdjęć i wciąż się powiększa, a od kilku lat zdjęcie Jorge gości na mojej tapecie w telefonie i wiem, że to się nie zmieni, bo jest wspaniałym i utalentowanym człowiekiem, którego podziwiam i mam zamiar towarzyszyć, wspierać i napawać się dumą kiedy jego kariera nabierze jeszcze większego tempa.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam kilka spraw.
Do następnego <3
*a jeżeli chodzi o zmniejszoną ilość rozdziałów
UsuńUwielbiam cię! 😁
UsuńBoski :*
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :D
Cudo, cudo i jeszcze raz cudo! Jestem zakochana w tym opowiadaniu, jesteś mistrzem dziewczyno!
OdpowiedzUsuńJejku boję się o ten wyjazd Violki do Stanów, mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i szkoła również na ten wyjazd pozwoli D:
Życzę dużo weny! I dziękuje za poświęcenie soboty :D
Mogę śmiało powiedzieć, że ta historia zmieniła w jakiś sposób moje życie. Codziennie z ogromnym zainteresowaniem wypatrywałam rozdziału, nawet jeżeli nie pojawiał się on ponad miesiąc, bo rozumiem to, że masz swoje życie prywatne i swoje problemy. Ja poczekam ile trzeba aby tylko czytać twoje cudeńka.
OdpowiedzUsuńJest mi przykro że historia niedługo dobiegnie końca bo naprawdę jest to jedno z najlepszych opowiadań. Jednak rozumiem, że nie potrafisz ciągnąć tego dalej. Szanuję twoją decyzję. Aczkolwiek trudno będzie się do tego przyzwyczaić.
Rozdział jest przepiękny ❤
Bardzo ci dziękuję, że poświęciłaś całą sobotę, na to, aby dodać tą perełkę!
Błagam, pozwól im jechać razem. Pozwól im wrócić do siebie, aby byli tacy szczęśliwi jak wcześniej 💑
Niech Violka wyjedzie, wyjazd z Leonem pomoże jej się pozbierać i przede wszystkim czas z nim to wszystko csego ona potrzebuję aby powrócić do dawnej siebie, powrót do niego, ich miłość ❤
Życzę ci bardzo dużo dużo weny!:)
Daria jesteś bardzo zdolną i świetną osobą ☺
Mam nadzieję że zbierzesz w sobie siły i będziesz dla nas pisać. Życzę ci tego i żeby wszystko w twoim życiu się układało 👏
Wszystkiego Dobrego :))
Rozdział świetny i jeśli na takie mam czekać to mogę czekać jak długo tylko chcesz ;)
OdpowiedzUsuńPamiętaj nie rób nic na siłę każdy potrzebuje przerwy aby odpocząć, poszaleć i kiedy to zrobisz spokojnie napiszesz rozdział a później kolejne i kolejne i będziesz mogła na spokojnie dokończyć tą historię jak tylko zechcesz;)
Liczysz się ty i twoja wizja a nie jakis nacisk innych
Trzymaj się powodzenia ;) ;*
❤❤❤❤
OdpowiedzUsuń