***
Odetchnąłem z ulgą kiedy wreszcie dotarłem do domu. Ciężko się idzie z bolącą kostką i torbą na ramieniu. Wziąłem głęboki oddech i z całych sił starałem odsunąć od siebie ból jaki odczuwałem i strać się nie kuleć jak przez całą drogę. To nic takiego i jutro przejdzie. Wchodząc do salonu zastałem siedzącego na kanapie Federico z pilotem w ręce. Sądziłem, że będzie raczej w jakimś klubie, w końcu jest piątek. Odłożyłem torbę obok kanapy i zdziwiony patrzyłem na niego. Zazwyczaj w piątkowy wieczór kiedy ja spotykałem się z Violettą, on wychodził ze znajomymi do klubów i wracaj zazwyczaj o trzeciej w nocy. A skąd wiem, bo za każdym razem mnie budził trzaskając się.
- Wróciłeś wreszcie - odezwał się kiedy mnie dostrzegł - Mama jest w kuchni i odgrzewa dla ciebie kolację - powiadomił mnie, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Od razu bez słowa udałem się do wspomnianego przez niego miejsca. Jestem strasznie głodny a świadomość, że kolacja będzie ciepła dodaje mi apetytu. Wchodząc do kuchni natychmiastowo zwróciłem na siebie uwagę kobiety stojącej przy kuchence. Posłała mi uśmiech a ja na chwilę zapomniałem o bólu w kostce. Jednak kiedy ruszyłem w jej stronę powrócił a na twarzy zagościł chwilowy grymas. Czego na szczęście nie zauważyła. Znając naturę kobiet zaraz zaczęłaby wypytywać o wszystko.
- Jesteś zmęczony? - zapytała i wskazała głową abym usiadł na krzesełku przy wyspie kuchennej. Westchnąłem głośno i kiwnąłem twierdząco głową. Zająłem miejsce a moja kostka doznała ulgi - I zapewne głodny - zaśmiała się i wyciągnęła z górnej szafki talerz.
- Zdecydowanie - odpowiedziałem i ułożyłem nogę tak aby nie czuć pulsującego bólu - Marzę tylko o jedzeniu i łóżku - dodałem wzdychając, co ją rozbawiło. Położyła przed mną talerz z dużą ilością kolacji i życzyła smacznego. Spojrzałem na nią proszącym wzrokiem i westchnąłem cicho - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli zjem w pokoju? - zapytałem z nadzieją w głosie. Uśmiechnęła się szeroko i opierając o blat kuchenny kiwnęła twierdząco głową.
- Ale jutro zjesz z nami śniadanie czy znowu gdzieś znikniesz - powiedziała ze śmiechem. Odwzajemniłem jej uśmiech i wstałem z miejsca zabierając ze sobą talerz i sztućce. Ponownie poczułem ból w kostce, ale znowu go zignorowałem. Wyszedłem z kuchni nie dając po sobie poznać, że mnie boli. I kiedy miałem udać się do swojego pokoju zauważył mnie Federico.
- Oglądasz ze mną? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem. Spojrzałem na ekran telewizora i moim oczom ukazał się mecz. Westchnąłem głośno i już chciałem kiwnąć przecząco głową tłumacząc, że jestem zmęczony, ale on odezwał się pierwszy - Pooglądaj ze mną. Jesteś moim bratem, mieszkamy razem a ja cię widuję tylko na śniadaniu i to nie zawsze - oznajmił ze śmiechem, ale wyczułem trochę pretensji. W sumie ma rację. Ostatni raz spędzałem z nim czas kiedy Violetta była we Włoszech. Uśmiechnąłem się do niego i zabierając ze sobą swoją kolację zająłem miejsce obok niego. Miękkość kanapy zwiększyło moją chęć spania. Skupiłem swoją uwagę częściowo na jedzeniu i oglądaniu. Raczej nie dotrwam do końca meczu, bo już czuję jak moje oczy kleją się do powiek.
- Wróciłeś wreszcie - odezwał się kiedy mnie dostrzegł - Mama jest w kuchni i odgrzewa dla ciebie kolację - powiadomił mnie, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Od razu bez słowa udałem się do wspomnianego przez niego miejsca. Jestem strasznie głodny a świadomość, że kolacja będzie ciepła dodaje mi apetytu. Wchodząc do kuchni natychmiastowo zwróciłem na siebie uwagę kobiety stojącej przy kuchence. Posłała mi uśmiech a ja na chwilę zapomniałem o bólu w kostce. Jednak kiedy ruszyłem w jej stronę powrócił a na twarzy zagościł chwilowy grymas. Czego na szczęście nie zauważyła. Znając naturę kobiet zaraz zaczęłaby wypytywać o wszystko.
- Jesteś zmęczony? - zapytała i wskazała głową abym usiadł na krzesełku przy wyspie kuchennej. Westchnąłem głośno i kiwnąłem twierdząco głową. Zająłem miejsce a moja kostka doznała ulgi - I zapewne głodny - zaśmiała się i wyciągnęła z górnej szafki talerz.
- Zdecydowanie - odpowiedziałem i ułożyłem nogę tak aby nie czuć pulsującego bólu - Marzę tylko o jedzeniu i łóżku - dodałem wzdychając, co ją rozbawiło. Położyła przed mną talerz z dużą ilością kolacji i życzyła smacznego. Spojrzałem na nią proszącym wzrokiem i westchnąłem cicho - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli zjem w pokoju? - zapytałem z nadzieją w głosie. Uśmiechnęła się szeroko i opierając o blat kuchenny kiwnęła twierdząco głową.
- Ale jutro zjesz z nami śniadanie czy znowu gdzieś znikniesz - powiedziała ze śmiechem. Odwzajemniłem jej uśmiech i wstałem z miejsca zabierając ze sobą talerz i sztućce. Ponownie poczułem ból w kostce, ale znowu go zignorowałem. Wyszedłem z kuchni nie dając po sobie poznać, że mnie boli. I kiedy miałem udać się do swojego pokoju zauważył mnie Federico.
- Oglądasz ze mną? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem. Spojrzałem na ekran telewizora i moim oczom ukazał się mecz. Westchnąłem głośno i już chciałem kiwnąć przecząco głową tłumacząc, że jestem zmęczony, ale on odezwał się pierwszy - Pooglądaj ze mną. Jesteś moim bratem, mieszkamy razem a ja cię widuję tylko na śniadaniu i to nie zawsze - oznajmił ze śmiechem, ale wyczułem trochę pretensji. W sumie ma rację. Ostatni raz spędzałem z nim czas kiedy Violetta była we Włoszech. Uśmiechnąłem się do niego i zabierając ze sobą swoją kolację zająłem miejsce obok niego. Miękkość kanapy zwiększyło moją chęć spania. Skupiłem swoją uwagę częściowo na jedzeniu i oglądaniu. Raczej nie dotrwam do końca meczu, bo już czuję jak moje oczy kleją się do powiek.
***
- Chłopaki spaliście całą noc na kanapie? - usłyszałem jak przez mgłę głos mojej biologicznej mamy a następnie szturchnięcie w ramię. Niechętnie otworzyłem oczy i przetarłem dłonią. Kiedy wyostrzył mnie się obraz w oczach dostrzegłem budzącego się obok mnie Federico. Najwidoczniej zasnąłem wczoraj przy oglądaniu meczu, bo nawet nie pamiętam jaki był końcowy wynik.
- Która godzina? - zapytał zaspanym głosem Federico. Chciałem zapytać o to samo. Mam nadzieję, że jest jeszcze wcześnie i będę mógł pospać jakieś dwie godziny. Wciąż odczuwam zmęczenie i nie mam siły nawet wstać.
- Przed dziesiątą - odpowiedziała. I w tej chwili moje zmęczenia odeszło na drugi plan a raczej trzeci. Podniosłem się gwałtownie do pozycji stojącej, co przyczyniło się do bólu w kostce. Sądziłem, że to przejdzie do rana. W końcu jest tylko nadwyrężona - Coś się stało? - zapytała mama zapewne widząc mój grymas na twarzy i fakt, że syknąłem z bólu. Pokiwałem przecząco głową i spojrzałem na swoją kostkę. Oby tylko nie była spuchnięta.
- Tylko zdrętwiała mi stopa - skłamałem, bo nie widzę powodu aby mówić jej o tym. Prędzej czy później przejdzie. Pójdę wziąć prysznic, posmaruję maścią i wszystko wróci do normy - Idę pod prysznic - oznajmiłem i starając się nie kuleć udałem się do swojego pokoju aby wybrać jakieś ubrania. Jednak ból doskwierał mi jeszcze bardziej niż wczoraj więc musiałem na chwilę usiąść. Chyba na maści się nie skończy i przydadzą się leki przeciwbólowe. Zaczynam nienawidzić tych dodatkowych treningów, ale nie mogę się poddać. Przecierpię teraz i później będę się cieszyć z rezultatów i zadowolonej miny Hudsona. Wstałem zdeterminowany z łóżka i podszedłem do szafy. Zwykłe spodnie i jakaś bluzka wystarczą w końcu idę na tor i będę tam zapewne siedział do wieczora. I kolejny dzień zawiodę Violettę i nie spotkam się z nią. Szczerze mówiąc to nawet nie rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon. Zabrałem czyste ubrania i poszedłem do łazienki, która na szczęście była wolna. Jeżeli się streszczę to może jednak zdążę zjeść śniadanie.
- Która godzina? - zapytał zaspanym głosem Federico. Chciałem zapytać o to samo. Mam nadzieję, że jest jeszcze wcześnie i będę mógł pospać jakieś dwie godziny. Wciąż odczuwam zmęczenie i nie mam siły nawet wstać.
- Przed dziesiątą - odpowiedziała. I w tej chwili moje zmęczenia odeszło na drugi plan a raczej trzeci. Podniosłem się gwałtownie do pozycji stojącej, co przyczyniło się do bólu w kostce. Sądziłem, że to przejdzie do rana. W końcu jest tylko nadwyrężona - Coś się stało? - zapytała mama zapewne widząc mój grymas na twarzy i fakt, że syknąłem z bólu. Pokiwałem przecząco głową i spojrzałem na swoją kostkę. Oby tylko nie była spuchnięta.
- Tylko zdrętwiała mi stopa - skłamałem, bo nie widzę powodu aby mówić jej o tym. Prędzej czy później przejdzie. Pójdę wziąć prysznic, posmaruję maścią i wszystko wróci do normy - Idę pod prysznic - oznajmiłem i starając się nie kuleć udałem się do swojego pokoju aby wybrać jakieś ubrania. Jednak ból doskwierał mi jeszcze bardziej niż wczoraj więc musiałem na chwilę usiąść. Chyba na maści się nie skończy i przydadzą się leki przeciwbólowe. Zaczynam nienawidzić tych dodatkowych treningów, ale nie mogę się poddać. Przecierpię teraz i później będę się cieszyć z rezultatów i zadowolonej miny Hudsona. Wstałem zdeterminowany z łóżka i podszedłem do szafy. Zwykłe spodnie i jakaś bluzka wystarczą w końcu idę na tor i będę tam zapewne siedział do wieczora. I kolejny dzień zawiodę Violettę i nie spotkam się z nią. Szczerze mówiąc to nawet nie rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon. Zabrałem czyste ubrania i poszedłem do łazienki, która na szczęście była wolna. Jeżeli się streszczę to może jednak zdążę zjeść śniadanie.
***
Cieszę się niesamowicie, że Hudson pozwolił mi dzisiaj skończyć trening już przed szesnastą. Świadomość, że będę mógł się spotkać z Violettą i w końcu zobaczyć jej uśmiech maskuje moje zmęczenie. Dzwoniła dzisiaj do mnie kilka razy, ale nie mogłem odebrać, bo byłem na torze. Chciałem oddzwonić, ale stwierdziłem, że przyjdę do niej niezapowiedziany. Niespodziewanie poczułem jak ktoś łapie mnie za ramie i obraca w swoją stronę. Byłem pewny, że to moja dziewczyna, ale kiedy ujrzałem twarz Francesci moja radość zmieniła się w zdziwienie.
- Masz chwilę aby porozmawiać? - zapytała zabierając dłoń z mojego ramienia. Kiwnąłem twierdząco głową. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i poprawiła swoja sukienkę chyba za zdenerwowania.
- To może gdzieś usiądziemy - zaproponowałem wskazując na jakieś lokal, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Zerknęła w tamta stronę i potwierdziła moje słowa kiwając twierdząco głową. Ciekaw jestem o czym teraz chce ze mną porozmawiać. Ostatnia nasza rozmowa miała miejsce po śmierci Lucasa. Wskazałam stolik na zewnątrz. Słońce świeci więc po co marnować czas w środku. Ułożyła dłonie na stoliku i splotła ze sobą swoje palce. Spojrzałem na nią pytająco i mam nadzieję, że zrozumie aby mówiła o czym chciałaby porozmawiać.
- W sumie to chciałam ci tylko to dać - odezwała się wyciągając ze swojej torebki jakąś zapisaną kartkę. Podała mi ją niepewnie się uśmiechając. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem papier po czym na chwile zerknąłem w jej stronę.
- Co to jest? - zapytałem obojętnie. Przełknęła głośno ślinę i zaczęła się bawić paskiem od swojej torebki. Kompletnie tego nie rozumiem. Zerknąłem na kartkę i przeskanowałem treść.
- To pomysły na imprezę urodzinową Violetty - odpowiedziała w końcu na moje pytanie. Zdziwiony ponownie na nią spojrzałem - Napisała to przed wypadkiem na swoje siedemnaste urodziny - dodała i wreszcie podniosła na mnie spojrzenie - Znalazłam to jakiś czas temu a skoro zbliżają się jej urodziny pomyślałam, że dam to Tobie - wyjaśniła zapewne odczytując mój zdziwiony wzrok. Mimo jej wyjaśnienia nie rozumiem po co mi to. Violetta powiedziała mi, że nie chce imprezy urodzinowej. Co innego jeżeli nie dowie się o niej i będzie to dla niej niespodzianka. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem w jej stronę.
- Dziękuję - odpowiedziałem a ona odwzajemniła się uśmiechając do mnie szerzej. Wstała ze swojego miejsca a jej radość jakby gdzieś zniknęła. Pożegnała się ze mną cichym ''cześć'' i ruszyła w stronę chodnika. I wtedy w mojej głowie pojawił się jeden pomysł, który może uszczęśliwić dwie osoby. Natychmiastowo podniosłem się z krzesła i poszedłem za nią.
- Ej, Francesca zaczekaj! - zawołałem za nią zanim zdążyła przejść przez ulicę na drugą stronę. Zdziwiona odwróciła się w moją stronę i posłała pytające spojrzenie. Postanowiłem, że zrobię coś dobrego i w sumie moje sumienie podpowiada mi, że tak właśnie muszę postąpić - Może pomożesz mi przygotować te urodziny? - zapytałem uśmiechając się do niej szeroko. Po tych słowach na jej twarzy znowu pojawił się delikatny uśmiech.
- Masz chwilę aby porozmawiać? - zapytała zabierając dłoń z mojego ramienia. Kiwnąłem twierdząco głową. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i poprawiła swoja sukienkę chyba za zdenerwowania.
- To może gdzieś usiądziemy - zaproponowałem wskazując na jakieś lokal, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Zerknęła w tamta stronę i potwierdziła moje słowa kiwając twierdząco głową. Ciekaw jestem o czym teraz chce ze mną porozmawiać. Ostatnia nasza rozmowa miała miejsce po śmierci Lucasa. Wskazałam stolik na zewnątrz. Słońce świeci więc po co marnować czas w środku. Ułożyła dłonie na stoliku i splotła ze sobą swoje palce. Spojrzałem na nią pytająco i mam nadzieję, że zrozumie aby mówiła o czym chciałaby porozmawiać.
- W sumie to chciałam ci tylko to dać - odezwała się wyciągając ze swojej torebki jakąś zapisaną kartkę. Podała mi ją niepewnie się uśmiechając. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem papier po czym na chwile zerknąłem w jej stronę.
- Co to jest? - zapytałem obojętnie. Przełknęła głośno ślinę i zaczęła się bawić paskiem od swojej torebki. Kompletnie tego nie rozumiem. Zerknąłem na kartkę i przeskanowałem treść.
- To pomysły na imprezę urodzinową Violetty - odpowiedziała w końcu na moje pytanie. Zdziwiony ponownie na nią spojrzałem - Napisała to przed wypadkiem na swoje siedemnaste urodziny - dodała i wreszcie podniosła na mnie spojrzenie - Znalazłam to jakiś czas temu a skoro zbliżają się jej urodziny pomyślałam, że dam to Tobie - wyjaśniła zapewne odczytując mój zdziwiony wzrok. Mimo jej wyjaśnienia nie rozumiem po co mi to. Violetta powiedziała mi, że nie chce imprezy urodzinowej. Co innego jeżeli nie dowie się o niej i będzie to dla niej niespodzianka. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem w jej stronę.
- Dziękuję - odpowiedziałem a ona odwzajemniła się uśmiechając do mnie szerzej. Wstała ze swojego miejsca a jej radość jakby gdzieś zniknęła. Pożegnała się ze mną cichym ''cześć'' i ruszyła w stronę chodnika. I wtedy w mojej głowie pojawił się jeden pomysł, który może uszczęśliwić dwie osoby. Natychmiastowo podniosłem się z krzesła i poszedłem za nią.
- Ej, Francesca zaczekaj! - zawołałem za nią zanim zdążyła przejść przez ulicę na drugą stronę. Zdziwiona odwróciła się w moją stronę i posłała pytające spojrzenie. Postanowiłem, że zrobię coś dobrego i w sumie moje sumienie podpowiada mi, że tak właśnie muszę postąpić - Może pomożesz mi przygotować te urodziny? - zapytałem uśmiechając się do niej szeroko. Po tych słowach na jej twarzy znowu pojawił się delikatny uśmiech.
***
Widząc sylwetkę Violetty na ławce obok placu zabaw uśmiechnąłem się pod nosem. Miałem iść do niej do domu, ale postanowiłem się przejść aby rozchodzić tą nadal bolącą kostkę i jak widać dobrze zrobiłem. Bez zastanowienia udałem się w jej stronę. Siedziała do mnie tyłem więc plus dla mnie. Kucnąłem za nią i pocałowałem ją delikatnie w policzek, na co się wystraszyła i gwałtownie odwróciła w moją stronę. Widać było w jej oczach strach, ale kiedy mnie ujrzała odetchnęła z ulgą. Na początku się uśmiechnęła a następnie uderzyła mnie dłonią w ramię.
- Nie rób mi tak więcej - odezwała się poważnie po czym odwróciła z powrotem. Zaśmiałem się pod nosem i zająłem miejsce obok niej. Brakowało mi jej przez te niecałe dwa dni. Oparła się o oparcie ławki po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i swoje spojrzenie ulokowała przed siebie - Dzwoniłam do ciebie kilka razy - powiedziała i dopiero wtedy zwróciła na mnie swoje oczy. Westchnąłem głośno i tak jak ona oparłem się o oparcie ławki.
- Wiem, ale byłem zajęty jeżdżeniem. Ten wyścig jest ważny i Hudson nie daje mi spokoju. Cięgle tylko powtarza, że muszę.. - przerwałem słysząc z jej strony śmiech. Zmarszczyłem brwi kompletnie nie rozumiejąc jej zachowania.
- Rozumiem i nie musisz się tłumaczyć - wyjaśniła radosnym tonem. Uśmiechnąłem się widząc na jej twarzy szeroki uśmiech. Zdecydowanie ślicznie jej z uśmiechem na twarzy. Przybliżyłem się do niej i złapałem ją za rękę.
- A ty co tutaj robisz? - zapytałem nie spuszczając z niej wzroku. Niecałe dwa dni bez jej widoku sprawiły, że teraz podoba mnie się bardziej.
- Nudziłam się trochę w domu i postanowiłam zabrać na spacer Jasmine - odpowiedziała i gestem głowy wskazała na plac zabaw. I sprawa dlaczego siedzi akurat w tym miejscu się wyjaśniła - Ale dobrze, że jesteś - dodał i przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej po czym ułożyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Bez zastanowienia objąłem ją ramieniem i pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy. I wtedy jak na zawołanie podbiegła do nas z płaczem Jasmine.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona Violetta. Dziewczynka spojrzała na mnie a następnie z powrotem na moją dziewczynę.
- Upadłam - odpowiedziała i pokazała swoje kolano, z którego leciała niewielka ilość krwi. W sumie to tylko się trochę zadrapała, ale dla dziecka to poważna sprawa a przynajmniej one tak uważają. Brunetka posadziła ją na ławce między nami i zajęła się raną. Wyciągnęła ze swojej torebki paczkę chusteczek i zaczęła wycierać krew.
- Masz wodę? - zapytała mnie po chwili z nadzieją w głosie. Zajrzałem do swojej treningowej torby i odnalazłem butelkę z resztą wody niegazowanej. Podałem ją Violetcie a następnie spojrzałam na Jasmine, której leciały łzy po policzkach - Może szczypać - ostrzegła małą i posłała jej delikatny uśmiech. Przecież to zwykła woda, nie może sprawić bólu. Gdyby użyła wody utlenionej wtedy mogłoby ją szczypać - Wrócimy do domu i oczyścimy ranę a później przykleimy plaster, dobrze? - zapytała uśmiechając się pocieszająco w stronę Jasmine. Dziewczynka kiwnęła twierdząco głową i powoli zeszła z ławki. Westchnąłem głośno i także wstałem zabierając torbę, którą położyłem obok ławki. Zerknąłem kątem oka na Jasmine i zrobiło mnie się jej trochę szkoda. Chociaż nic poważnego sobie nie zrobiła, to chyba to kolano ją bolało. Podałem swoją torbę Violi a sam kucnąłem przy małej, wziąłem ją na ręce a następnie posadziłem sobie na barkach. Przecierpię te kilka minut drogi chociaż kostka wciąż daje o sobie znak.
- Trzymaj się żebyś nie spadła - zwróciłem się do małej a ona w odpowiedzi złapała mnie mocno za rękę, którą przytrzymywałam na jej nodze. Zaśmiała się cicho i jakby trochę do mnie przytuliła.
- Nie rób mi tak więcej - odezwała się poważnie po czym odwróciła z powrotem. Zaśmiałem się pod nosem i zająłem miejsce obok niej. Brakowało mi jej przez te niecałe dwa dni. Oparła się o oparcie ławki po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i swoje spojrzenie ulokowała przed siebie - Dzwoniłam do ciebie kilka razy - powiedziała i dopiero wtedy zwróciła na mnie swoje oczy. Westchnąłem głośno i tak jak ona oparłem się o oparcie ławki.
- Wiem, ale byłem zajęty jeżdżeniem. Ten wyścig jest ważny i Hudson nie daje mi spokoju. Cięgle tylko powtarza, że muszę.. - przerwałem słysząc z jej strony śmiech. Zmarszczyłem brwi kompletnie nie rozumiejąc jej zachowania.
- Rozumiem i nie musisz się tłumaczyć - wyjaśniła radosnym tonem. Uśmiechnąłem się widząc na jej twarzy szeroki uśmiech. Zdecydowanie ślicznie jej z uśmiechem na twarzy. Przybliżyłem się do niej i złapałem ją za rękę.
- A ty co tutaj robisz? - zapytałem nie spuszczając z niej wzroku. Niecałe dwa dni bez jej widoku sprawiły, że teraz podoba mnie się bardziej.
- Nudziłam się trochę w domu i postanowiłam zabrać na spacer Jasmine - odpowiedziała i gestem głowy wskazała na plac zabaw. I sprawa dlaczego siedzi akurat w tym miejscu się wyjaśniła - Ale dobrze, że jesteś - dodał i przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej po czym ułożyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Bez zastanowienia objąłem ją ramieniem i pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy. I wtedy jak na zawołanie podbiegła do nas z płaczem Jasmine.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona Violetta. Dziewczynka spojrzała na mnie a następnie z powrotem na moją dziewczynę.
- Upadłam - odpowiedziała i pokazała swoje kolano, z którego leciała niewielka ilość krwi. W sumie to tylko się trochę zadrapała, ale dla dziecka to poważna sprawa a przynajmniej one tak uważają. Brunetka posadziła ją na ławce między nami i zajęła się raną. Wyciągnęła ze swojej torebki paczkę chusteczek i zaczęła wycierać krew.
- Masz wodę? - zapytała mnie po chwili z nadzieją w głosie. Zajrzałem do swojej treningowej torby i odnalazłem butelkę z resztą wody niegazowanej. Podałem ją Violetcie a następnie spojrzałam na Jasmine, której leciały łzy po policzkach - Może szczypać - ostrzegła małą i posłała jej delikatny uśmiech. Przecież to zwykła woda, nie może sprawić bólu. Gdyby użyła wody utlenionej wtedy mogłoby ją szczypać - Wrócimy do domu i oczyścimy ranę a później przykleimy plaster, dobrze? - zapytała uśmiechając się pocieszająco w stronę Jasmine. Dziewczynka kiwnęła twierdząco głową i powoli zeszła z ławki. Westchnąłem głośno i także wstałem zabierając torbę, którą położyłem obok ławki. Zerknąłem kątem oka na Jasmine i zrobiło mnie się jej trochę szkoda. Chociaż nic poważnego sobie nie zrobiła, to chyba to kolano ją bolało. Podałem swoją torbę Violi a sam kucnąłem przy małej, wziąłem ją na ręce a następnie posadziłem sobie na barkach. Przecierpię te kilka minut drogi chociaż kostka wciąż daje o sobie znak.
- Trzymaj się żebyś nie spadła - zwróciłem się do małej a ona w odpowiedzi złapała mnie mocno za rękę, którą przytrzymywałam na jej nodze. Zaśmiała się cicho i jakby trochę do mnie przytuliła.
***
Usiadłam na swoim łóżku po turecku i swoje spojrzenie skierowałam na Leona. Nie widziałam go przez prawie dwa dni i niesamowicie się stęskniłam. A sądząc po tym jak co jakiś czas się do mnie przytula on też za mną tęsknił. To strasznie miłe uczucie wiedząc, że nie tylko mnie brakowało jego bliskości. Nie jestem na niego zła przez to, że całymi dniami jest na torze, bo przecież sama namówiłam go do tego aby wziął udział w tym wyścigu. Przysunęłam się bliżej niego i ujęłam jego dłoń w swoją a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Skoro znalazłeś dla mnie czas, to co takiego będziemy robić? - zapytałam trochę nieśmiało. Zaśmiał się z moich słów albo tonu jakim je powiedziałam.
- Chcesz gdzieś wyjść? - odpowiedział pytaniem na pytaniem unosząc do góry jedną brew. Pokiwałam przecząco głową i oparłam się głową o jego ramie, tym samym przytulając się do niego.
- Zdecydowanie wolę zostać w domu i pobyć tylko w twoim towarzystwie - odpowiedziałam na jego pytanie dając mu tym samym do zrozumienia, że stęskniłam się za nim przez te niecałe dwa dni. Objął mnie ramionami i przycisnął do siebie śmiejąc się.
- Masz jakieś szczególne życzenia na swój prezent urodzinowy? - zapytał wciąż trzymając mnie w swoich objęciach. Przymknęłam na chwilę oczy wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- Nie chce żadnego prezentu - powiedziałam poważnie, bo nie zależy mi na tym. Zdecydowanie wolałabym aby przyszedł, złożył mi życzenia, pocałował i spędził ze mną cały dzień. Żebym mogła się do niego przytulać, czuć jego zapach i słuchać jego głosu.
- Ja też nie chciałem prezentu a mimo to go dostałem - odpowiedział trochę oburzony. Zaśmiałam się cicho pod nosem i podniosłam delikatnie głowę aby móc na niego spojrzeć.
- Dostałeś, bo ładnie wyszłam na tym zdjęciu - zażartowałam posyłając mu szeroki uśmiech - W przeciwieństwie do ciebie - dodałam chociaż to nie była prawda. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale na ustach miał uśmiech. Zjechał jedną ręką na wcięcie mojej tali i połaskotał mnie. Jak oparzona odsunęłam się od niego powstrzymując śmiech. Patrzył na mnie z cwanym uśmiechem na ustach. Widząc, że chce się do mnie zbliżyć odsunęłam się w głąb łóżka i złapałam w ręce poduszkę aby się jakoś obronić. Jednak to niestety nie pomogło, bo jakimś cudem udało mu się mnie połaskotać. Mam nadzieję, że moi rodzice nie słyszą mojego napadu śmiechu. Nigdy nie lubiłam jak ktoś zadawał mi te tortury. Jestem chyba jedną z niewielu ludzi na świecie, która ma strasznie wrażliwą skórę na takie rzeczy. Niekiedy wystarczy delikatnie mnie dotknąć w okolice żeber lub brzucha a już dostaję łaskotek. W pewnym momencie niespodziewanie schylił się i mnie pocałował. Przerywając mi tym samym napad śmiechu. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić i oddałam jego pocałunek a moje dłonie powędrowały na jego szyję. Po raz pierwszy całujemy się w takiej pozycji i odczuwam, że nie ostatni. Odsunął się ode mnie a jego spojrzenie utkwiło w moich oczach. I wtedy jak zwykle zresztą ktoś musiał sobie o mnie przypomnieć a tym kimś zapewne jest mama, która zapukała do drzwi mojego pokoju. Cały czar prysł! Brunet gwałtownie odsunął się ode mnie i usiadł obok. Natomiast ja podniosłam się do pozycji siedzącej i pozwoliłam wejść do środka mojej mamie.
- Przyszłam tylko zapytać czy zjesz z nami kolację, Leon - oznajmiła zapewne widząc mój wyraz twarzy.
- Chętnie, ale obiecałem, że zjem dzisiaj w domu - odpowiedział i zerknął na mnie kątem oka. Westchnęłam głośno, bo miałam nadzieję, że jednak się zgodzi i spędzimy ze sobą więcej czasu. A tak on zaraz będzie musiał iść do domu a ja znowu zostanę sama i będę się nudzić. Kiwnęła tylko głową, że rozumie i opuściła ściany mojego pokoju. Od razu kiedy wyszła spojrzałam w stronę mojego chłopaka i zrobiłam proszącą minę.
- Nie dasz się namówić żebyś został? - zapytałam z nadzieją przybliżając się do niego. Pokiwał przecząco głową i aby mnie pocieszyć skradł mi krótki pocałunek.
- Od dwóch dni nie jadłem z nimi w domu - oznajmił patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem. Westchnęłam głośno trochę zawiedziona, ale rozumiem, że chce zjeść kolację ze swoimi rodzicami i bratem a nie z wypytującym ojcem swojej dziewczyny i wścibską mamą.
- A musisz już iść? - zapytałam robiąc tak zwane maślane oczy. Zaśmiał się i pokiwał przecząco głową, co wskazywało, że jeszcze trochę ze mną posiedzi.
- Skoro znalazłeś dla mnie czas, to co takiego będziemy robić? - zapytałam trochę nieśmiało. Zaśmiał się z moich słów albo tonu jakim je powiedziałam.
- Chcesz gdzieś wyjść? - odpowiedział pytaniem na pytaniem unosząc do góry jedną brew. Pokiwałam przecząco głową i oparłam się głową o jego ramie, tym samym przytulając się do niego.
- Zdecydowanie wolę zostać w domu i pobyć tylko w twoim towarzystwie - odpowiedziałam na jego pytanie dając mu tym samym do zrozumienia, że stęskniłam się za nim przez te niecałe dwa dni. Objął mnie ramionami i przycisnął do siebie śmiejąc się.
- Masz jakieś szczególne życzenia na swój prezent urodzinowy? - zapytał wciąż trzymając mnie w swoich objęciach. Przymknęłam na chwilę oczy wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- Nie chce żadnego prezentu - powiedziałam poważnie, bo nie zależy mi na tym. Zdecydowanie wolałabym aby przyszedł, złożył mi życzenia, pocałował i spędził ze mną cały dzień. Żebym mogła się do niego przytulać, czuć jego zapach i słuchać jego głosu.
- Ja też nie chciałem prezentu a mimo to go dostałem - odpowiedział trochę oburzony. Zaśmiałam się cicho pod nosem i podniosłam delikatnie głowę aby móc na niego spojrzeć.
- Dostałeś, bo ładnie wyszłam na tym zdjęciu - zażartowałam posyłając mu szeroki uśmiech - W przeciwieństwie do ciebie - dodałam chociaż to nie była prawda. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale na ustach miał uśmiech. Zjechał jedną ręką na wcięcie mojej tali i połaskotał mnie. Jak oparzona odsunęłam się od niego powstrzymując śmiech. Patrzył na mnie z cwanym uśmiechem na ustach. Widząc, że chce się do mnie zbliżyć odsunęłam się w głąb łóżka i złapałam w ręce poduszkę aby się jakoś obronić. Jednak to niestety nie pomogło, bo jakimś cudem udało mu się mnie połaskotać. Mam nadzieję, że moi rodzice nie słyszą mojego napadu śmiechu. Nigdy nie lubiłam jak ktoś zadawał mi te tortury. Jestem chyba jedną z niewielu ludzi na świecie, która ma strasznie wrażliwą skórę na takie rzeczy. Niekiedy wystarczy delikatnie mnie dotknąć w okolice żeber lub brzucha a już dostaję łaskotek. W pewnym momencie niespodziewanie schylił się i mnie pocałował. Przerywając mi tym samym napad śmiechu. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić i oddałam jego pocałunek a moje dłonie powędrowały na jego szyję. Po raz pierwszy całujemy się w takiej pozycji i odczuwam, że nie ostatni. Odsunął się ode mnie a jego spojrzenie utkwiło w moich oczach. I wtedy jak zwykle zresztą ktoś musiał sobie o mnie przypomnieć a tym kimś zapewne jest mama, która zapukała do drzwi mojego pokoju. Cały czar prysł! Brunet gwałtownie odsunął się ode mnie i usiadł obok. Natomiast ja podniosłam się do pozycji siedzącej i pozwoliłam wejść do środka mojej mamie.
- Przyszłam tylko zapytać czy zjesz z nami kolację, Leon - oznajmiła zapewne widząc mój wyraz twarzy.
- Chętnie, ale obiecałem, że zjem dzisiaj w domu - odpowiedział i zerknął na mnie kątem oka. Westchnęłam głośno, bo miałam nadzieję, że jednak się zgodzi i spędzimy ze sobą więcej czasu. A tak on zaraz będzie musiał iść do domu a ja znowu zostanę sama i będę się nudzić. Kiwnęła tylko głową, że rozumie i opuściła ściany mojego pokoju. Od razu kiedy wyszła spojrzałam w stronę mojego chłopaka i zrobiłam proszącą minę.
- Nie dasz się namówić żebyś został? - zapytałam z nadzieją przybliżając się do niego. Pokiwał przecząco głową i aby mnie pocieszyć skradł mi krótki pocałunek.
- Od dwóch dni nie jadłem z nimi w domu - oznajmił patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem. Westchnęłam głośno trochę zawiedziona, ale rozumiem, że chce zjeść kolację ze swoimi rodzicami i bratem a nie z wypytującym ojcem swojej dziewczyny i wścibską mamą.
- A musisz już iść? - zapytałam robiąc tak zwane maślane oczy. Zaśmiał się i pokiwał przecząco głową, co wskazywało, że jeszcze trochę ze mną posiedzi.
***
- Nawet nie masz pojęcia ile jest tutaj ludzi - zaśmiałem się do słuchawki obserwując te tłumy. Na ten wyścig przyszło chyba z parę tysięcy ludzi, co stresuje mnie jeszcze bardziej. Tyle oczu skierowanych w moją stronę. Do tego nikogo z rodziny i znajomych nie ma przy mnie. Wyścig odbywa się w innym mieście i trzeba mieć wykupione bilety, czego Hudson nie załatwił. Dlatego nikogo nie mogłem ze sobą zabrać. Dopiero teraz widząc to wszystko odczułem na jak wysokim poziomie jest ten wyścig. Kręci się tutaj kilku reporterów z kamerą i mikrofonem i jacyś ważni sponsorzy. Nadal nie wierzę, że ja tutaj trafiłem. Jeżdżę dopiero niecałe dwa miesiące a już dotarłem do czegoś takiego.
- Żałuję, że nie mogę tam z Tobą być - jęknęła do telefony Violetta. Też tego żałuję i nawet nie ma pojęcia jak bardzo. Potrzebuję teraz jej spokojnego tonu głosu i słów, którymi podniesie mnie na duchu i wesprze jednocześnie - Ale wspieram cię całym sercem i jestem z tobą duchem - dodała zapewne mając na twarzy szeroki uśmiech. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Coraz bardziej dociera do mnie, że ona staje się kimś ważnym w moim życiu - Tylko proszę cię uważaj na siebie i wróć do mnie w jednym kawałku - wyczułem w jej głosie zmartwienie. Przygryzłem dolną wargę aby się nie zaśmiać, bo przed wyjazdem tutaj powtarzała mi to chyba z dziesięć razy - Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki - dodała z zadowoleniem w głosie. Uśmiechnąłem się do siebie i wtedy dostrzegłem w tłumie Hudsona, który ewidentnie mnie wołał. Pewnie w końcu udało mu się dostać do rejestracji i zgłosić, że jesteśmy. Kiwnąłem do niego głową dając mu znać, że już idę.
- Violu, muszę kończyć i iść się przebrać - oznajmiłem chociaż nie chciałem się z nią jeszcze żegnać. Z jej strony usłyszałem ciche westchnięcie.
- Dobrze - odpowiedziała niechętnie - Pamiętaj, że Cię kocham i czekam tutaj na ciebie - dodała a po raz pierwszy moje serce zabiło mocniej. Przełknąłem głośno ślinę i już otwierałem usta aby jej coś odpowiedzieć, ale odezwała się pierwsza - Powodzenia, Leon - powiedziała i zanim zdążyłem się znowu odezwać usłyszałem tylko dźwięk kończącego połączenia. Schowałem telefon do kieszeni swoich spodni i przedzierając się przez tłum udałem się w stronę Hudsona. Ku mojemu zaskoczeniu stał razem z naszym nowym sponsorem i jakimiś innym ludźmi.
- Idź się przebrać w nowy strój - rozkazał tryskając energią. Uśmiechnąłem się do niego i przywitałem z naszym sponsorem a także tymi innymi ludźmi stojącymi z nimi. Jeden po drugim mierzył mnie wzrokiem jakby chciał wyczytać czy mam jakieś szanse w tym wyścigu. Tak jak kazał mi Hudson udałem się do miejsca gdzie znajdował się cały nasz sprzęt i zespół aby się przebrać i sprawdzić jeszcze motor.
- Żałuję, że nie mogę tam z Tobą być - jęknęła do telefony Violetta. Też tego żałuję i nawet nie ma pojęcia jak bardzo. Potrzebuję teraz jej spokojnego tonu głosu i słów, którymi podniesie mnie na duchu i wesprze jednocześnie - Ale wspieram cię całym sercem i jestem z tobą duchem - dodała zapewne mając na twarzy szeroki uśmiech. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Coraz bardziej dociera do mnie, że ona staje się kimś ważnym w moim życiu - Tylko proszę cię uważaj na siebie i wróć do mnie w jednym kawałku - wyczułem w jej głosie zmartwienie. Przygryzłem dolną wargę aby się nie zaśmiać, bo przed wyjazdem tutaj powtarzała mi to chyba z dziesięć razy - Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki - dodała z zadowoleniem w głosie. Uśmiechnąłem się do siebie i wtedy dostrzegłem w tłumie Hudsona, który ewidentnie mnie wołał. Pewnie w końcu udało mu się dostać do rejestracji i zgłosić, że jesteśmy. Kiwnąłem do niego głową dając mu znać, że już idę.
- Violu, muszę kończyć i iść się przebrać - oznajmiłem chociaż nie chciałem się z nią jeszcze żegnać. Z jej strony usłyszałem ciche westchnięcie.
- Dobrze - odpowiedziała niechętnie - Pamiętaj, że Cię kocham i czekam tutaj na ciebie - dodała a po raz pierwszy moje serce zabiło mocniej. Przełknąłem głośno ślinę i już otwierałem usta aby jej coś odpowiedzieć, ale odezwała się pierwsza - Powodzenia, Leon - powiedziała i zanim zdążyłem się znowu odezwać usłyszałem tylko dźwięk kończącego połączenia. Schowałem telefon do kieszeni swoich spodni i przedzierając się przez tłum udałem się w stronę Hudsona. Ku mojemu zaskoczeniu stał razem z naszym nowym sponsorem i jakimiś innym ludźmi.
- Idź się przebrać w nowy strój - rozkazał tryskając energią. Uśmiechnąłem się do niego i przywitałem z naszym sponsorem a także tymi innymi ludźmi stojącymi z nimi. Jeden po drugim mierzył mnie wzrokiem jakby chciał wyczytać czy mam jakieś szanse w tym wyścigu. Tak jak kazał mi Hudson udałem się do miejsca gdzie znajdował się cały nasz sprzęt i zespół aby się przebrać i sprawdzić jeszcze motor.
***
Cały oszołomiony zszedłem z motoru wciąż nie wierząc w to co się stało. Automatycznie tłum ludzi można powiedzieć rzucił się na mnie i zaczął zadawać jakieś pytania i pstrykać mi fleszem po oczach. Natomiast ja jakbym znajdował się w innym świecie. Nie słyszałem żadnego ich słowa tylko jakiś bełkot. Szedłem przed siebie aby jak najszybciej dojść do mojego zespołu i co najważniejsze zniknąć z oczu tych wszystkich ludzi. Od razu podszedł do mnie szczęśliwy Hudson i zaczął mną trząść a przynajmniej tak mnie się wydawało.
- Wygrałeś! - krzyknął tak głośno, że momentalnie wróciłem na ziemię. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami nie wierząc w jego słowa. Zaśmiał się zapewne z mojej miny i potrząsnął mną jeszcze raz po czym ku mojemu zaskoczeniu przytuliła a raczej wyściskał mnie. Ostatnie kilka metrów przed metą pamiętam jak przez mgłę. Na ostatniej prostej zrobiło mnie się ciemno przed oczami i słyszałem tylko jakieś wiwaty więc sądziłem, że chłopak, z którym walczyłem o pozycję od chwili startu mnie wyprzedził. A okazuje się, że to ja byłem powodem ich krzyków. Po chwili dostrzegłem, że w naszą stronę idzie reszta teamu aby także mi pogratulować. Tylko, że to też ich zasługa.
- Gratuluję Leonie - usłyszałem za swoimi plecami czyjś głos. Gwałtownie się odwróciłem trochę przerażony i moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna w garniturze a za nim masa ludzi z aparatami i mikrofonami. O co w tym wszystkim chodzi? To miał być zwykły wyścig tylko z lepszymi zawodnikami i trudniejszą trasą. Wystawił w moją stronę dłoń i uśmiechnął się szeroko. Zaskoczony uścisnąłem ją i zerknąłem kątem oka na zadowolonego Hudsona - Zdecydowanie na to zasłużyłeś - oznajmił i odwrócił się po czym podał mi dość sporawy puchar. Gdyby nie te tłumy moja dolna szczęka zapewne opadłaby na dół. Odebrałem od niego moją jakby nagrodę po czym zaskoczony spojrzałem na Hudsona. Mężczyzna stanął obok mnie, objął mnie ramieniem i uśmiechnął się w stronę tych fotografów. Także się uśmiechnąłem aby nie wyjść jak idiota. Zrobili kilkanaście zdjęć i na każdym musiałem patrzeć w inną stronę - Jeszcze raz gratuluję - odezwał się ten mężczyzna po raz drugi uścisnął mi dłoń i zadowolony z jakimiś zapewne znajomymi odszedł z kilkoma reporterami. Odwróciłem się z powrotem w stronę Hudsona wciąż zaskoczony tym co się stało. Podszedł do mnie i wziął ode mnie ten puchar po czym obejrzał go dokładniej a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wygrałeś! - krzyknął tak głośno, że momentalnie wróciłem na ziemię. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami nie wierząc w jego słowa. Zaśmiał się zapewne z mojej miny i potrząsnął mną jeszcze raz po czym ku mojemu zaskoczeniu przytuliła a raczej wyściskał mnie. Ostatnie kilka metrów przed metą pamiętam jak przez mgłę. Na ostatniej prostej zrobiło mnie się ciemno przed oczami i słyszałem tylko jakieś wiwaty więc sądziłem, że chłopak, z którym walczyłem o pozycję od chwili startu mnie wyprzedził. A okazuje się, że to ja byłem powodem ich krzyków. Po chwili dostrzegłem, że w naszą stronę idzie reszta teamu aby także mi pogratulować. Tylko, że to też ich zasługa.
- Gratuluję Leonie - usłyszałem za swoimi plecami czyjś głos. Gwałtownie się odwróciłem trochę przerażony i moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna w garniturze a za nim masa ludzi z aparatami i mikrofonami. O co w tym wszystkim chodzi? To miał być zwykły wyścig tylko z lepszymi zawodnikami i trudniejszą trasą. Wystawił w moją stronę dłoń i uśmiechnął się szeroko. Zaskoczony uścisnąłem ją i zerknąłem kątem oka na zadowolonego Hudsona - Zdecydowanie na to zasłużyłeś - oznajmił i odwrócił się po czym podał mi dość sporawy puchar. Gdyby nie te tłumy moja dolna szczęka zapewne opadłaby na dół. Odebrałem od niego moją jakby nagrodę po czym zaskoczony spojrzałem na Hudsona. Mężczyzna stanął obok mnie, objął mnie ramieniem i uśmiechnął się w stronę tych fotografów. Także się uśmiechnąłem aby nie wyjść jak idiota. Zrobili kilkanaście zdjęć i na każdym musiałem patrzeć w inną stronę - Jeszcze raz gratuluję - odezwał się ten mężczyzna po raz drugi uścisnął mi dłoń i zadowolony z jakimiś zapewne znajomymi odszedł z kilkoma reporterami. Odwróciłem się z powrotem w stronę Hudsona wciąż zaskoczony tym co się stało. Podszedł do mnie i wziął ode mnie ten puchar po czym obejrzał go dokładniej a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
***
Po raz kolejny Violetta nie odebrała ode mnie telefonu. Prawdę mówiąc zaczynam się trochę martwić. Zawsze odbierała po drugim sygnale a teraz nie odebrała trzeci raz. Jest jeszcze przed godziną dwudziestą i chciałem się z nią spotkać, opowiedzieć jak było i po prostu spędzić z nią ten czas, który zmarnowałem przesiadując na torze. Westchnąłem głośno i chwyciłem za klamkę od swojego domu. Całe szczęście Hudson wysadził mnie pod domem a nie na torze, bo szczerze nie miałbym siły wracać na nogach. Wszedłem do środka i od razu odłożyłem torbę obok komody.
- Gratulacje! - wzdrygnąłem się słysząc krzyk. Przestraszony odwróciłem się w stronę salonu a moim oczom ukazali się moi rodzice, Federico i Violetta. Powoli do nich podszedłem zdziwiony tym wszystkim, bo przecież nie informowałem nikogo o zwycięstwie. Od razu moja dziewczyna rzuciła się na mnie i wyściskała mnie. Zdziwiłem się, że ma tyle siły.
- Skąd wiecie, że wygrałem? - zapytałem resztę ludzi. Mój brat posłał mi tylko cwany uśmiech i spojrzał na otworzonego laptopa, na którym była otwarta strona internetowa z moim zdjęciem i tego mężczyzny, który jak się później okazało był organizatorem tego wszystkiego. Jakim cudem tak szybko wstawili te zdjęcia i jakim prawem udostępnili to w internecie.
- Jestem z ciebie taka dumna - odezwała się uśmiechnięta od ucha do ucha biologiczna mama - I szczęśliwa, że nic sobie nie zrobiłeś - dodała skanując mnie wzrokiem. Poczułem jak Violetta odsuwa się ode mnie, dlatego przeniosłem swoje spojrzenie na nią. Na jej ustach także gościł szeroki uśmiecha a w oczach pojawiły się lubiane przez mnie iskierki.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zmęczony, bo specjalnie dla ciebie zrobiłam babeczki - oznajmiła zadowolona Violetta i pociągnęła mnie w stronę stolika, na którym stały wspomniane przez nią babeczki a każda z nich zawierała jedną literkę. Całość układała się w słowo Gratulacje. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na swoją dziewczynę po czym pocałowałem ją w policzek w geście podziękowania. Ona jest wspaniała. Objęła mnie w pasie i przytuliła do mojego torsu, szczęśliwa, że jej niespodzianka się udała.
- A my mamy dla ciebie coś innego - odezwał się mój biologiczny ojciec po czym podszedł do jadalni. Spojrzałem jeszcze raz na Violettę i pocałowałem ją jeszcze raz, ale tym razem w czubek głowy. Do salonu z jakąś paczką wrócił biologiczny ojciec i z uśmiechem na ustach wręczył mi pakunek. Odsunąłem się delikatnie od Violi i zdziwiony otworzyłem pudełko. Widząc zawartość na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnąłem ze środka nowy czarny kask. I podobnie jak na motorze z boku były moje inicjały. Podniosłem wzrok na stojących naprzeciwko mnie moich biologicznych rodziców i uśmiechnąłem się do nich szeroko.
- Dziękuję, bardzo dziękuję - powiedziałem z wdzięcznością i odłożyłem kask na kanapę a sam podszedłem do nich i przytuliłem do siebie. Poczułem jak moja biologiczna mama obejmuje mnie i obiera swoją brodę na moim barku, przytulając się do mnie jeszcze bardziej. Po raz pierwszy pozwalam jej się dotknąć w ten sposób. To przełomowy moment dla mnie jak i dla niej, zwłaszcza po tej całej akcji z kobietą z domu dziecka.
- Przypominam, że to ja wpadłem na ten pomysł - odezwał się Federico, który musiał zwrócić na siebie swoją uwagę. Odsunąłem się do rodziców i odwróciłem w jego stronę. Stał uśmiechnięty i patrzył na mnie urażony. Podszedłem do niego i tak jak w przypadku rodziców objąłem go a następnie ponownie zmierzyłem każdą osobę z osobna.
- To co sprawdzimy czy Violetta nadaje się na kucharkę - odezwał się mój biologiczny ojciec ze śmiechem zerkając kątem oka na moją dziewczynę. Zaśmiała się na jego słowa i usiadła na kanapie zajmując miejsce obok mnie.
- Gratulacje! - wzdrygnąłem się słysząc krzyk. Przestraszony odwróciłem się w stronę salonu a moim oczom ukazali się moi rodzice, Federico i Violetta. Powoli do nich podszedłem zdziwiony tym wszystkim, bo przecież nie informowałem nikogo o zwycięstwie. Od razu moja dziewczyna rzuciła się na mnie i wyściskała mnie. Zdziwiłem się, że ma tyle siły.
- Skąd wiecie, że wygrałem? - zapytałem resztę ludzi. Mój brat posłał mi tylko cwany uśmiech i spojrzał na otworzonego laptopa, na którym była otwarta strona internetowa z moim zdjęciem i tego mężczyzny, który jak się później okazało był organizatorem tego wszystkiego. Jakim cudem tak szybko wstawili te zdjęcia i jakim prawem udostępnili to w internecie.
- Jestem z ciebie taka dumna - odezwała się uśmiechnięta od ucha do ucha biologiczna mama - I szczęśliwa, że nic sobie nie zrobiłeś - dodała skanując mnie wzrokiem. Poczułem jak Violetta odsuwa się ode mnie, dlatego przeniosłem swoje spojrzenie na nią. Na jej ustach także gościł szeroki uśmiecha a w oczach pojawiły się lubiane przez mnie iskierki.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zmęczony, bo specjalnie dla ciebie zrobiłam babeczki - oznajmiła zadowolona Violetta i pociągnęła mnie w stronę stolika, na którym stały wspomniane przez nią babeczki a każda z nich zawierała jedną literkę. Całość układała się w słowo Gratulacje. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na swoją dziewczynę po czym pocałowałem ją w policzek w geście podziękowania. Ona jest wspaniała. Objęła mnie w pasie i przytuliła do mojego torsu, szczęśliwa, że jej niespodzianka się udała.
- A my mamy dla ciebie coś innego - odezwał się mój biologiczny ojciec po czym podszedł do jadalni. Spojrzałem jeszcze raz na Violettę i pocałowałem ją jeszcze raz, ale tym razem w czubek głowy. Do salonu z jakąś paczką wrócił biologiczny ojciec i z uśmiechem na ustach wręczył mi pakunek. Odsunąłem się delikatnie od Violi i zdziwiony otworzyłem pudełko. Widząc zawartość na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnąłem ze środka nowy czarny kask. I podobnie jak na motorze z boku były moje inicjały. Podniosłem wzrok na stojących naprzeciwko mnie moich biologicznych rodziców i uśmiechnąłem się do nich szeroko.
- Dziękuję, bardzo dziękuję - powiedziałem z wdzięcznością i odłożyłem kask na kanapę a sam podszedłem do nich i przytuliłem do siebie. Poczułem jak moja biologiczna mama obejmuje mnie i obiera swoją brodę na moim barku, przytulając się do mnie jeszcze bardziej. Po raz pierwszy pozwalam jej się dotknąć w ten sposób. To przełomowy moment dla mnie jak i dla niej, zwłaszcza po tej całej akcji z kobietą z domu dziecka.
- Przypominam, że to ja wpadłem na ten pomysł - odezwał się Federico, który musiał zwrócić na siebie swoją uwagę. Odsunąłem się do rodziców i odwróciłem w jego stronę. Stał uśmiechnięty i patrzył na mnie urażony. Podszedłem do niego i tak jak w przypadku rodziców objąłem go a następnie ponownie zmierzyłem każdą osobę z osobna.
- To co sprawdzimy czy Violetta nadaje się na kucharkę - odezwał się mój biologiczny ojciec ze śmiechem zerkając kątem oka na moją dziewczynę. Zaśmiała się na jego słowa i usiadła na kanapie zajmując miejsce obok mnie.
***
- O co chodzi Hudson? Dzisiaj nie miałem przychodzić na tor - oznajmiłem a raczej przypomniałem mu. Powiedział, że cały piątek mam wolny i mam zając się swoimi sprawami, bo wczoraj trenowałem dłużej niż miałem w planach. A teraz dzwoni do mnie i każe w natychmiastowym tempie przyjść na tor. Uśmiechnął się do mnie i poszedł do swojego jakby biura wcześniej dając mi znak, że mam iść za nim. Lepiej żeby to było coś ważnego. Trochę zdenerwowany poszedłem za nim a kiedy wszedłem do środka moim oczom ukazał się znowu jakiś mężczyzna. Kolejny zainteresowany współpracą ze mną. Westchnąłem głośno i całą swoją uwagę skupiłem na nim.
- Greg Parker - przedstawił mi swojego gościa. Mężczyzna wstał ze swojego miejsca i podał mi rękę. Zastanawiałem się czy muszę się mu przedstawić, ale zrezygnowałem z tego, bo skoro tutaj jest i chciał się ze mną spotkać to raczej wie jak się nazywam. Zająłem wolne miejsce, które chyba było nawet dla mnie przeznaczone i czekałem na powód, dla którego mnie tutaj wezwali.
- Greg Parker - przedstawił mi swojego gościa. Mężczyzna wstał ze swojego miejsca i podał mi rękę. Zastanawiałem się czy muszę się mu przedstawić, ale zrezygnowałem z tego, bo skoro tutaj jest i chciał się ze mną spotkać to raczej wie jak się nazywam. Zająłem wolne miejsce, które chyba było nawet dla mnie przeznaczone i czekałem na powód, dla którego mnie tutaj wezwali.
- Pan Parker wszystko ci wytłumaczy - oznajmi mi Hudson zapewne widząc mój pytający wzrok.
- Na początku chcę ci pogratulować tego co do tej pory osiągnąłeś - odezwał się ten cały Greg opierając się łokciem o boczne oparcie krzesła. Kiwnąłem głową dziękując za te słowa - Zapewne zastanawiasz się kim jestem i czego od ciebie chcę - zaśmiał się patrząc na mnie. Trafiłeś w sedno Greg. Poprawił się na krześle a następie chwycił się za swój krawat i jego też poprawił - Jestem jednym z organizatorów i sponsorów wyścigów AMA - wyjaśnił tylko szkoda, że mnie to nic nie mówiło. Nadal nie mam pojęcia kim jest ten mężczyzna, czego ode mnie chce, dlaczego przyszedł tutaj ubrany w garnitur i skąd ma ten cholernie drogi zegarek - Są to wyścigi, w których udział biorą najlepsi zawodnicy na świecie. Zdobywcy wielu nagród, tytułów i co najważniejsze zwycięscy wielu wyścigów - kontynuował swoją wypowiedź a moje zdziwione sięgnęło zenitu. Dopiero teraz do mnie dotarło z jak ważna osobą w tej chwili rozmawiam. Siedzi przede mną jedna z najważniejszych osób w branży motocrossa.
- I chce Pan abym wziął udział w tym wyścigu? - zapytałem ledwo wypowiadając te słowa. Nie cieszę się z tego. A wręcz przeciwnie. Jestem przerażony tym co się właśnie dzieje.
- Nie dokońca. Na takie wyścigi jest jeszcze o wiele za wcześnie - mówił ze śmiechem obserwując moje zaskoczenie. Po tych słowach odetchnąłem z ulgą. Jednak niepokój wciąż był, bo skoro tutaj jest to znaczy, że coś ode mnie oczekuje - Chce żebyś wziął udział w amatorkiej wersji tego typu wyścigach - oznajmił przywołując mój strach. W moim gardle powstała gula tak wielka, że nie pozwoliła mi na wypowiedzenia niczego. Każdy inny zawodnik cieszyłby się z takej propozycji, ale nie ja. Jak dla mnie to za duża odpowiedzialność. Jestem w tym świcie nowy i praktycznie nic o tym nie wiem. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że kiedyś będę jeździł na motocrossie a co dopiero się ścigał. Z trudnością przełknąłem ślinę pozbywając się tym samym tej głupiej guli w gardle.
- Ale ja nie jestem na to gotowy, nie jestem aż tak doświadczony aby brać w tym udział - oznajmiłem stanowczym głosem wzbudzając tym zdziwienie na twarzy tego mężczyzny, który jednak po chwili cicho się zaśmiał. Podrapał się rozbawiony po policzku i ponownie na mnie spojrzał.
- Spokojnie. Zanim zaczniesz się ścigać w tych wyścigach wytrenujemy cię abyś nabrał doświadczenia - ewidentnie bawił go stan w jakim teraz byłem w przeciwieństwie do mnie. Cały się stresuję tym wszystkim, bo wiem, że nie dam sobie rady.
- Dlaczego chce Pan abym to ja się ścigał. Jestem w tym nowy i nie osiągnąłem wystarczająco abym ścigał się w takich wyścigach - wypowiedziałem swoje myśli na głos. Ponownie zaśmiał się pod nosem na moje słowa.
- Jesteś młody i masz dużo możliwości. Zdaję sobie sprawę, że ryzykuję zapraszając cię na te wyścigi, ale nie ma sukcesu bez ryzyka - odpowiedział na moje jakby pytanie. Zmarszczyłem brwi analizując jego słowa - Widziałem jak jeździsz i podoba mnie się twoja technika. Zresztą widzę w tobie potencjał - dodał próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. Westchnąłem głośno i spuściłem na chwilę swoje spojrzenia a następnie podniosłem na niego wzrok.
- Rozumie Pan, że muszę się nad tym zastanowić - powiedziałem, na co kiwnął twierdząco głową.
- Jeżeli rozważysz moją propozycję i się zgodzisz to jest jeden warunek - oznajmił tym razem poważnie. Spojrzałem na niego jeszcze bardziej zestresowany i nerwowo poprawiłem się na fotelu - Na czas wyścigów i treningów będziesz musiał przeprowadzić się do Californi - powiedział a mnie momentalnie wryło w oparcie krzesła.
- Dlaczego chce Pan abym to ja się ścigał. Jestem w tym nowy i nie osiągnąłem wystarczająco abym ścigał się w takich wyścigach - wypowiedziałem swoje myśli na głos. Ponownie zaśmiał się pod nosem na moje słowa.
- Jesteś młody i masz dużo możliwości. Zdaję sobie sprawę, że ryzykuję zapraszając cię na te wyścigi, ale nie ma sukcesu bez ryzyka - odpowiedział na moje jakby pytanie. Zmarszczyłem brwi analizując jego słowa - Widziałem jak jeździsz i podoba mnie się twoja technika. Zresztą widzę w tobie potencjał - dodał próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. Westchnąłem głośno i spuściłem na chwilę swoje spojrzenia a następnie podniosłem na niego wzrok.
- Rozumie Pan, że muszę się nad tym zastanowić - powiedziałem, na co kiwnął twierdząco głową.
- Jeżeli rozważysz moją propozycję i się zgodzisz to jest jeden warunek - oznajmił tym razem poważnie. Spojrzałem na niego jeszcze bardziej zestresowany i nerwowo poprawiłem się na fotelu - Na czas wyścigów i treningów będziesz musiał przeprowadzić się do Californi - powiedział a mnie momentalnie wryło w oparcie krzesła.
***
Słysząc dzwonek do drzwi wzdrygnąłem się i jak oparzony podniosłem się z kanapy. Co zdziwiło siedzącego obok mnie Federico i rodziców. Poprawiłem nerwowo swoją koszulę i podszedłem do drzwi aby otworzyć i wpuścić do środka Violettę. Cały jestem zdenerwowany i nie potrafię zachować spokoju. Przed otwarciem drzwi wziąłem głęboki oddech i przełknąłem głośno ślinę. Strasznie obawiam się tej rozmowy. Nic nie jest jeszcze potwierdzone i ustalone, ale i tak boję się ich reakcji a zawłaszcza Violetty. Nie zwlekając dłużej chwyciłem za klamkę, otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się ona z szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitała się ze mną całując mnie w usta. Zaprosiłem ją gestem ręki do środka i pokierowałem w stronę salonu, gdzie czekali już wszyscy. Widać było, że zdziwiła się na ich widok, ale mimo to przywitała się z nimi i zajęła miejsca, które jej wskazałem. Sam usiadłem między nią i moim bratem. Przetarłem zdenerwowany dłonie o siebie i skupiłem spojrzenie na podłodze.
- Muszę wam powiedzieć coś ważnego - odezwałem się w końcu. Chociaż nie musiałem im tego mówić, bo pewnie się domyślali, skoro ich tutaj można powiedzieć zwołałem - Dostałem propozycję aby wziąć udział w wyścigach AMA - zacząłem od początku aby nie musieć później wszystkiego tłumaczyć od nowa. Jednak zdaję sobie sprawę, że i tak za pewne nie mają pojęcia co to jest - Są to wyścigi, w których udział biorą najlepsi zawodnicy na świecie - ciągnąłem swoją wypowiedź krótkimi zdaniami aby zrozumieli - Miałbym wystartować w tej amatorskiej wersji, co jest dużym osiągnięcie zważając na moje krótkie doświadczenie z motocrossem - dopowiedziałem i wtedy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, a że po mojej prawej siedział Federico, domyśliłem się, że to jego dłoń. Podniosłem niepewnie wzrok na biologicznych rodziców i na twarzy ojca widziałem szeroki uśmiech, który wskazywał radość, że coś takiego mnie spotkało i jednocześnie coś w rodzaju dumy.
- Oprócz tego zaproponowali także, że przed rozpoczęciem wyścigów będą mnie trenować i przygotują do tego wszystkiego - mówiłem omijając szerokim łukiem temat wyprowadzki. Uśmiech na twarzy rodziców jeszcze bardziej się powiększył.
- To świetna propozycja. Takie coś zdarza się raz w życiu, drugi raz się może nie powtórzyć - wtrącił się biologiczny ojciec zanim zdążyłem powiedzieć, że jeszcze nie wiem, czy zgodzę się na to. Westchnąłem głośno i spuściłem ponownie wzrok na podłogę.
- Tylko to nie jest takie proste, bo z tym wszystkim wiąże się wyjazd - oznajmiłem a ostatnie słowa wypowiedziałem nieco ciszej niż wcześniejsze. Zerknąłem kątem oka odruchowo w stronę Violetty, która siedziała sztywno i patrzyła się w jeden punkt przed sobą.
- Dlaczego musiałbyś wyjechać? - zapytała moja biologiczna matka trochę zdziwiona. Automatycznie mój wzrok skierował się w jej stronę.
- Wyścigi organizowane są na zachodnim wybrzeżu Stanów więc na ten czas musiałbym przenieść się do Californi - wytłumaczyłem odpowiadając na jej pytanie. Kiwnęła głową, że rozumie i spojrzała na swojego męża.
- A na jak długo? - zadał kluczowe pytanie Federico. Spojrzałem w jego stronę i westchnąłem głośno po czym oparłem się łokciami o swoje kolana.
- Pół roku, ale może się przedłużyć o jakieś dwa miesiące - odpowiedziałem niepewnie. To będzie najtrudniejsza decyzją jaką przyjdzie mi podjąć. Niby to nie wydaje się tak dużo, ale przez ten czas może zdarzyć się wiele rzeczy. Nie tylko tych dobrych, ale także tych złych.
- To ważna decyzja i podejmij ją z głową, ale jeśli będziesz potrzebował rady to zawsze możesz do mnie przyjść - zapewniła mnie moja biologiczna mama, wywołując u mnie tym samym uśmiech.
- A jeżeli chodzi o mnie to nie powinieneś się wahać i zgodzić się. Pół roku to nie jest dużo a dzięki teamu możesz osiągnąć wiele i zyskasz różne możliwości - odezwał się mój ojciec, za co także podziękowałem mu uśmiechem. Spojrzałem na mojego brata, który kiwnął głową i poklepał mnie po ramieniu. Wziąłem głęboki oddech i całym ciałem odwróciłem się w stronę milczącej przez cały czas Violetty. Nadal wpatrywała się w jeden punkt, ale jej oczy były lekko zaszklone. Położyłem swoją dłoń na jej i wtedy jakby wyrwała się z jakiś rozmyślań i skierowała spojrzenie na mnie. Nic nie mówiła tylko wpatrywała się we mnie a z każdą kolejną chwilą jej oczy coraz bardziej się szkliły. Już chciałem się odezwać, ale ona zabrała swoją dłoń i powstrzymując się od płaczu udała się w stronę wyjścia. Bez zastanowienia pobiegłem za nią zostawiając swoich biologicznych rodziców i Federico.
- Violetta, zaczekaj! - krzyknąłem kiedy byliśmy już na zewnątrz a raczej na chodniku. Nie odezwała się a tym bardziej nie zatrzymała. Szła a raczej już prawie biegła przed siebie. Dobiegłem do niej i jednym ruchem chwyciłem ją za ramię i zatrzymałem.
- Chce zostać sama, Leon - powiedziała ze łzami w oczach po czym chciała się wyrwać z uścisku mojej dłoni. Pokiwałem przecząco głową patrząc w jej zapłakane oczy i bez zastanowienia pociągnąłem ją do siebie i zakleszczyłem w swoim uścisku.
- Nie płacz, nie podjąłem przecież decyzji, nic nie jest przesądzone - odezwałem się tuląc ją wciąż do siebie i głaskając po jej brązowych włosach. Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej i chyba zaczęła mocniej płakać. Teraz już wiem, że słowa Nie płacz, nic nie zdziałają.
- Ale to zrobisz. Podejmiesz decyzję wyjedziesz i zostawisz mnie - wypłakała w moją koszulkę. Przymknąłem oczy na chwilę i próbowałem zebrać myśli, ale nic nie przychodziło mi do głowy, co mógłbym w tej chwili powiedzieć. Odsunąłem ją od siebie na kilka centymetrów, ująłem jej twarz w swoje dłonie, ocierając tym samym jej policzki z łez i patrząc jej prosto w oczy pocałowałem ją.
- Muszę wam powiedzieć coś ważnego - odezwałem się w końcu. Chociaż nie musiałem im tego mówić, bo pewnie się domyślali, skoro ich tutaj można powiedzieć zwołałem - Dostałem propozycję aby wziąć udział w wyścigach AMA - zacząłem od początku aby nie musieć później wszystkiego tłumaczyć od nowa. Jednak zdaję sobie sprawę, że i tak za pewne nie mają pojęcia co to jest - Są to wyścigi, w których udział biorą najlepsi zawodnicy na świecie - ciągnąłem swoją wypowiedź krótkimi zdaniami aby zrozumieli - Miałbym wystartować w tej amatorskiej wersji, co jest dużym osiągnięcie zważając na moje krótkie doświadczenie z motocrossem - dopowiedziałem i wtedy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, a że po mojej prawej siedział Federico, domyśliłem się, że to jego dłoń. Podniosłem niepewnie wzrok na biologicznych rodziców i na twarzy ojca widziałem szeroki uśmiech, który wskazywał radość, że coś takiego mnie spotkało i jednocześnie coś w rodzaju dumy.
- Oprócz tego zaproponowali także, że przed rozpoczęciem wyścigów będą mnie trenować i przygotują do tego wszystkiego - mówiłem omijając szerokim łukiem temat wyprowadzki. Uśmiech na twarzy rodziców jeszcze bardziej się powiększył.
- To świetna propozycja. Takie coś zdarza się raz w życiu, drugi raz się może nie powtórzyć - wtrącił się biologiczny ojciec zanim zdążyłem powiedzieć, że jeszcze nie wiem, czy zgodzę się na to. Westchnąłem głośno i spuściłem ponownie wzrok na podłogę.
- Tylko to nie jest takie proste, bo z tym wszystkim wiąże się wyjazd - oznajmiłem a ostatnie słowa wypowiedziałem nieco ciszej niż wcześniejsze. Zerknąłem kątem oka odruchowo w stronę Violetty, która siedziała sztywno i patrzyła się w jeden punkt przed sobą.
- Dlaczego musiałbyś wyjechać? - zapytała moja biologiczna matka trochę zdziwiona. Automatycznie mój wzrok skierował się w jej stronę.
- Wyścigi organizowane są na zachodnim wybrzeżu Stanów więc na ten czas musiałbym przenieść się do Californi - wytłumaczyłem odpowiadając na jej pytanie. Kiwnęła głową, że rozumie i spojrzała na swojego męża.
- A na jak długo? - zadał kluczowe pytanie Federico. Spojrzałem w jego stronę i westchnąłem głośno po czym oparłem się łokciami o swoje kolana.
- Pół roku, ale może się przedłużyć o jakieś dwa miesiące - odpowiedziałem niepewnie. To będzie najtrudniejsza decyzją jaką przyjdzie mi podjąć. Niby to nie wydaje się tak dużo, ale przez ten czas może zdarzyć się wiele rzeczy. Nie tylko tych dobrych, ale także tych złych.
- To ważna decyzja i podejmij ją z głową, ale jeśli będziesz potrzebował rady to zawsze możesz do mnie przyjść - zapewniła mnie moja biologiczna mama, wywołując u mnie tym samym uśmiech.
- A jeżeli chodzi o mnie to nie powinieneś się wahać i zgodzić się. Pół roku to nie jest dużo a dzięki teamu możesz osiągnąć wiele i zyskasz różne możliwości - odezwał się mój ojciec, za co także podziękowałem mu uśmiechem. Spojrzałem na mojego brata, który kiwnął głową i poklepał mnie po ramieniu. Wziąłem głęboki oddech i całym ciałem odwróciłem się w stronę milczącej przez cały czas Violetty. Nadal wpatrywała się w jeden punkt, ale jej oczy były lekko zaszklone. Położyłem swoją dłoń na jej i wtedy jakby wyrwała się z jakiś rozmyślań i skierowała spojrzenie na mnie. Nic nie mówiła tylko wpatrywała się we mnie a z każdą kolejną chwilą jej oczy coraz bardziej się szkliły. Już chciałem się odezwać, ale ona zabrała swoją dłoń i powstrzymując się od płaczu udała się w stronę wyjścia. Bez zastanowienia pobiegłem za nią zostawiając swoich biologicznych rodziców i Federico.
- Violetta, zaczekaj! - krzyknąłem kiedy byliśmy już na zewnątrz a raczej na chodniku. Nie odezwała się a tym bardziej nie zatrzymała. Szła a raczej już prawie biegła przed siebie. Dobiegłem do niej i jednym ruchem chwyciłem ją za ramię i zatrzymałem.
- Chce zostać sama, Leon - powiedziała ze łzami w oczach po czym chciała się wyrwać z uścisku mojej dłoni. Pokiwałem przecząco głową patrząc w jej zapłakane oczy i bez zastanowienia pociągnąłem ją do siebie i zakleszczyłem w swoim uścisku.
- Nie płacz, nie podjąłem przecież decyzji, nic nie jest przesądzone - odezwałem się tuląc ją wciąż do siebie i głaskając po jej brązowych włosach. Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej i chyba zaczęła mocniej płakać. Teraz już wiem, że słowa Nie płacz, nic nie zdziałają.
- Ale to zrobisz. Podejmiesz decyzję wyjedziesz i zostawisz mnie - wypłakała w moją koszulkę. Przymknąłem oczy na chwilę i próbowałem zebrać myśli, ale nic nie przychodziło mi do głowy, co mógłbym w tej chwili powiedzieć. Odsunąłem ją od siebie na kilka centymetrów, ująłem jej twarz w swoje dłonie, ocierając tym samym jej policzki z łez i patrząc jej prosto w oczy pocałowałem ją.
***
Zdaję sobie sprawę, że sporo się spóźniłam z rozdziałem.
Ale wybaczycie mi to, prawda?
Nie chciałam dodawać czegoś, co nie było dopracowane i czego nie byłam pewna.
Musiałam jeszcze przemyśleć treść i dopisać końcówkę.
A napięty grafik nie ułatwiał mi tego.
Nic nie będę obiecywać, bo nie mam pojęcia jak spędzę weekend, ale postaram się dodać rozdział 78 w poniedziałek albo wtorek w ramach rekompensaty.
Błędy sprawdzałam, ale gdybym jakiś przeoczyła to z góry przepraszam :)
Ale wybaczycie mi to, prawda?
Nie chciałam dodawać czegoś, co nie było dopracowane i czego nie byłam pewna.
Musiałam jeszcze przemyśleć treść i dopisać końcówkę.
A napięty grafik nie ułatwiał mi tego.
Nic nie będę obiecywać, bo nie mam pojęcia jak spędzę weekend, ale postaram się dodać rozdział 78 w poniedziałek albo wtorek w ramach rekompensaty.
Błędy sprawdzałam, ale gdybym jakiś przeoczyła to z góry przepraszam :)
Wrócę
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńWrócę! ♥
OdpowiedzUsuńJa chyba śnie prawda? Powiedz, że śnie. Leon dostał propozycję wyjazdu na pół roku, a może i dłużej? Jak się zgodzi to oni nie przetrwają tej rozłąki. Chyba, że ich związek posypie się wcześniej.
UsuńWygrał kolejny wyścig. Super! Tylko ta propozycja mnie dobija. Wtedy nie będzie go przy V, a ona już cierpi. Jeśli zostanie, a coś się wydarzy może żałować. Jeśli wyjedzie to V będzie cierpiała i mogą się rozstać. A co ze szkołą? To jest ponad pół roku. Ehhh.
Ojciec doradza mu wyjazd. On się będzie wahał. Zwłaszcza, że coraz bardziej zależy mu na V i nie chce jej krzywdzić.
Cudowny.
Genialny.
Zajebisty.
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤
Aaaa kapitalny <3
OdpowiedzUsuńLeon i wyjazd aj niedobrze... :(
Świetny <3
OdpowiedzUsuńBombowy :* Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńNie wyjeżdżaj, no! ;-;
OdpowiedzUsuńJejuu, jak on może chcieć wyjechać?
Naprawdę to zrobi ;-;?
Mam nadzieję, że nie...
Bo inaczej Leonetta się rozpadnie...
Co tam, że się spóźniłaś :D
Jest długi i super :D
Czekam na nexta :D
Wow rozdział obłędny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńCzy Leon wyjedzie? Why??? :/ Czekam na nexta.
Rewelacyjny jak cały twój blog :*
OdpowiedzUsuńLeon jak skorzysta z tej propozycji to co wtedy będzie z nim i V? Mam nadzieję że nawet jeśli L wyjedzie to on i V będą razem. ;) Czekam na kolejny z niecierpliwością. :)
Rozdział cudowny!!! <3
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć.Tyle się działo.
OdpowiedzUsuńCiężkie treningi Leona .
Mało spędzanego czasu z rodziną i Violą przez oczywiście przez przygotowywania do wyścigu.
Pobijana kostka Leona.
Przyjemny pocałunek Leonetty .
Wygrany wyścig .
Tyle sponsorów.
Rodzina i V się dogadują.
Leon aby trenować i brać udział w wyścigu musi wyjechać:(
Pół roku ,ale o 2 miesiące może się przedłużyć.
Leona ojciec zadowolony.
Violetta nie za bardzo
Ale Wspaniały
Cudowny
Czekałam na taki.
I czekam na jeszcze lepszy :*
Najlepszy *-*
OdpowiedzUsuńFantastyczny! :) Ajj Leon... :/
OdpowiedzUsuńAaaaa UWIELBIAM <3
OdpowiedzUsuń❤
OdpowiedzUsuńDaria dodała nowy rozdział 😃 Genialny , cudny , fantastyczny - ale to nie nowość w twoim przypadku ! 😍
UsuńA ja spóźniona ehhh 😂
Hudson naciska Leona - widac surowy z niego trener.
Leon wygrywa wyścig 🏁💪 choć doskwiera mu ból kostki.
Widać , że otwiera się przed swoimi rodzicami - piękny widok. 👪
Violka go wspiera w tym co robi i chwała jej za to. Widac tez , ze bardzo emocjonalnie się w to angażuje.
Niespodzianka na koniec , czyli wielka szansa dla Leona, która wiąże się z wyjazdem do Californii na pól roku. Rodzice i brat na TAK, Violka- na NIE.
Leo ma ciężki orzech do zgryzienia 😩
Oj będzie zgrzyt na lini V - L .
Oby dali radę jakos dojść do porozumienia w tej sprawie 😉
Buziaki 😘
Tylko nie wyjazd
OdpowiedzUsuńBłagam
Leon zastanów się jeszcze błagam cię
Dlaczego tak zawsze jest?
Jest dobrze nagle on wyjeżdża a ona jej chcę stać na drodze do jego kariery
Dlaczego?
Proszę zastanów się
Cudo
Czekam na next
Wspaniały!!!!!❤
OdpowiedzUsuńIstna Perełka.
OdpowiedzUsuńCudowny. Wzruszający moment to ostatni gdy Leon biegnie za Vilu <3
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńNie proszę to nie może być prawda.
OdpowiedzUsuńPrzecież oni nie przetrwają!
Oni mają trudno żeby wytrzymać bez siebie dwa dni, a co zrobią przez pół roku może więcej? :c
Przecież to nie może tak być!
Oni się załamią!
Violetta już jest załamana i się jej nie dziwię.
Tyle razem przeszli, tyle przeżyli a Leon ma ją teraz zostawić ;(
Oczywiście Violka go nie przekona żeby został, a wręcz będzie go zmuszała, żeby wyjechał, bo nie może przegapić takiej okazji.
A on- wyjedzie :c
Oni nie mogą się rozstać :c
Cieszę się, że Leon wygrał w tym wyścigu, ale on ma rację.
Wszystko idzie za szybko ;c
A na dodatek ten wyjazd.
Martyna ma załamke :c
Czekam na next ;*
Kurcze tylko żeby Leon nie podjął pochopnej decyzji. Violetta przecież może jechać z Leonem. Tylko on bedzie na treninga h a Viola sama. Ale będą się widywali tylko przelotnie kiedy bedzie wracał z toru albo szedł na tor. Sama nie wiem co bym zrobiła na ich miejscu. Trudna sprawa. Nie dziwi mnie reakcja Violi. Tylko mam nadzieje że ich nie rozdzielisz. Rozdział cudowny. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńKocham
Cudowny
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się jak Leon mówił o tym wyjeździe
Na miejscu Violki chyba też bym uciekła
Tylko proszę ciebie nie rób rozstania Leonetty
Mam nadzieję, że wpadniesz na mojego bloga w wolnym czasie http://jestes-moim-przeznaczeniem-jorge.blogspot.com/2016/06/prolog-przywitanie.html
Wow taki wzruszający ten rodział. Obłędny po prostu. <3
OdpowiedzUsuńOoo nie, co zdecydujesz Leon? :/
Świetny rozdział, zresztą jak
OdpowiedzUsuńkażdy. Masz wielki talent!
Byłoby mi miło gdybyś wpadła
na mojego bloga i go zrecenzowała.
Dopiero zaczynam i przyda mi się
czyjaś mądra opinia.
http://www.onlybehonestwithme.blogspot.com/?m=1
Dziękuje 😀
Moje miejsce! 😃
OdpowiedzUsuńJak on wyjedzie to go z nienawidzę.
UsuńByłby tak po prostu w stanie zostawić osobę, która zmieniła jego życie, jego miłość? Nie jest takim dupkiem..
Boże, dziewczyna dostanie choroby psychicznej. Wypłakała tyle łez, kiedy ich miłość była tylko snem podczas śpiączki. Kiedy go odnalazła, chciała zrobić wszystko, była w stanie zrobić wszystko, aby mogli być razem.
I tak, nie zaprzeczę, że w tej chwili mam łzy w oczach kiedy sobie to przypominam. Violetta nie zasługuje, i tak zbyt dużo przeżyła.
A tak wgl to hej kochana :)
Dobrze wiem, że dla miłości jest się w stanie zrobić co tylko się da. Ale nie zawsze się to udaję. Czasami trzeba się po prostu poddać.
Ona tego nie zrobiła. Wierzyła, że uda jej się mieć Leóna przy sobie, jejku, ta historia pokazuję, że nawet sen może wywołać u nas uczucie szczęścia zwane miłością.
Swoją drogą to Leònowi się należało wiele rzeczy bo wygrał, ale jeśli wyjedzie to co z rodziną, dziewczyną? Wątpię aby się nie zgodził, ale nie jest takim chamem i dobrze to przemyśli.
Tyle na dziś mordeczko.
Do następnego i miłych wakacji! 😘
Wikusia.
Jak on wyjedzie to go z nienawidzę.
UsuńByłby tak po prostu w stanie zostawić osobę, która zmieniła jego życie, jego miłość? Nie jest takim dupkiem..
Boże, dziewczyna dostanie choroby psychicznej. Wypłakała tyle łez, kiedy ich miłość była tylko snem podczas śpiączki. Kiedy go odnalazła, chciała zrobić wszystko, była w stanie zrobić wszystko, aby mogli być razem.
I tak, nie zaprzeczę, że w tej chwili mam łzy w oczach kiedy sobie to przypominam. Violetta nie zasługuje, i tak zbyt dużo przeżyła.
A tak wgl to hej kochana :)
Dobrze wiem, że dla miłości jest się w stanie zrobić co tylko się da. Ale nie zawsze się to udaję. Czasami trzeba się po prostu poddać.
Ona tego nie zrobiła. Wierzyła, że uda jej się mieć Leóna przy sobie, jejku, ta historia pokazuję, że nawet sen może wywołać u nas uczucie szczęścia zwane miłością.
Swoją drogą to Leònowi się należało wiele rzeczy bo wygrał, ale jeśli wyjedzie to co z rodziną, dziewczyną? Wątpię aby się nie zgodził, ale nie jest takim chamem i dobrze to przemyśli.
Tyle na dziś mordeczko.
Do następnego i miłych wakacji! 😘
Wikusia.
Boski<3
OdpowiedzUsuńAmcia:)
Wspaniały, cudny, najlepszy! <3
OdpowiedzUsuńNapięcie jest! Ciekawe jaką podejmie L decyzje... Czekam na next :)
Świetny. Rozpływam się nad nim..... <3
OdpowiedzUsuńRozdział ideał. Czekam na kolejny. ;)
OdpowiedzUsuńWOW ciekawość mnie zżera od tego co będzie w następnym. :D A rozdział superowski jak każdy. :*
OdpowiedzUsuńPiekielnie fantastyczny ;) :*
OdpowiedzUsuńHipnotyzujesz...każdym słowem. Czytam Cię od dawien dawna, jeszcze za czasów poprzedniego bloga i stwierdzam, że z każdym rozdziałem coraz bardziej...
OdpowiedzUsuńTen blog to moja odskocznia, zwłaszcza przed snem, chociaż nie zawsze to najlepsze rozwiązanie. Coraz częściej nie mogę zasnąć, bo wyobrażam sobie dalsze losy pary i o zgrozo! Staram się myśleć kategoriami głównej bohaterki.
Pozatym, jesteś jedną z nielicznych, które zdecydowały się na opisanie młodzieńczej Leonetty. Pokazujesz ich nastoletnią miłość, to jak budują zaufanie, uczucie. Wszystko jest u Ciebie dokładnie przemyślane i nie dzieje się przypadkiem. Po raz pierwszy Verdas nie jest typowym bed boy'em, a i tak nie można mu odmówić "tego czegoś". Na początku zwrot akcji, jego przeszłość wydawały mi się trudne, ale teraz jest przegenialne. Podoba mi się jak rozwijasz jego charakter i mam nadzieję, że pewnego dnia też dopieszczę tak swoich bohaterów. Będę w stanie tak ich dopracować.
Verdas pragnie bliskości Vils, ale nie w tak sprośny sposób i to jest genialne.
Czekam na rozdział, mam nadzieję, że Leon podejmie odpowiednią decyzję, myślę, że Violka doskonale wie, która jest odpowiednia.
Pisz szybciutko następny rozdział;)
Matko! Bad boy'em* Zgrozo, nie wiem co się ze mną dzieje...możesz się przynajmniej pośmiać.
UsuńA! Federico mógłby się trochę powtrącać...tak mi go troszkę barkuje.
Zapraszam do siebie!
Jestem zachwycona tym rozdziałem. Co dalej z Violettą i Leonem? Oni muszą być razem mimo wszystko. :*
OdpowiedzUsuńEhh jak zawsze spóźniona 😞
OdpowiedzUsuńRozdział mega ❤
Leon wygrał wyścig i ma szanse zrobić karierę tylko jest jedno ALE musi wyjechać na pól roku.
Co postanowi ? Co z Violetta?
Przekonamy się zapewne czytając kolejne rozdziały ;)
Czekam na next kochana 😘
Kinia
Idealny! ❤
OdpowiedzUsuńCzadowy :)
OdpowiedzUsuńRozdział długi, świetny, cudny idealny. Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej... <3
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział <3 Czekamy na next :)
OdpowiedzUsuńSzałowy na sto dwa. ;) :*
OdpowiedzUsuńCudaśny. <3 Ale się tu dzieje....
OdpowiedzUsuńHej :) Jeny extra opowiadanie piszesz czekam na następny rodział. :*
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM! <3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, po prostu wiedziałam że przed 2 częścią opowiadania ich rozdzielisz :( Fajnie ze wygrał, to było oczywiste dla mnie 😂 Mam nadzieje jednak ze nie wyjedzie , ale jeśli wyjedzie to z Viola :*
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo bardzo boski! ;)
OdpowiedzUsuńOdjazdowy rozdział jak całe twoje opowiadanie!! :*
OdpowiedzUsuńDobra znalazłam ten "blog" w wtorek i się zakochałam przeczytałam wszystko od początku i ta historia jest niesamowita ,jedyne co mnie boli to to ze będę musiała czekać na nowe rozdziały zamiast przeczytaj po 10czy 20 jak wczesniej ,ehh mysle ze będzie warto !
OdpowiedzUsuńZnakomiicie prowadzisz tę historię rozdział perełka ❤ czekam na nowy !!
Bardzo podoba mi się ten blog to opowiadanie i ten rozdział i każdy inny rozdział też. Czekam na next. :) <3
OdpowiedzUsuńSuper! Ciekawe co będzie dalej i kiedy będzie następny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńGenialny! <3
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz rozdział? :)