niedziela, 3 grudnia 2017

II Rozdział 33: Jest w piątek




Niesprawdzony

***
*6 dni do balu*

- Na prawdę Cię nie rozumiem - zaśmiałam się wchodząc z moją kuzynką do sklepu, w którym byłyśmy jakiś tydzień temu w celu wybrania sukienek na bal. I spędziłyśmy tutaj na prawdę sporo czasu aby wybrać idealną, a ona teraz ma zamiar oddać swoją i wybrać inną - Przecież wyglądasz w niej świetnie - powiedziałam szczerze. Kiedy pokazała mnie się w niej oniemiałam i nie mogłam się na nią napatrzeć, a przecież jestem dziewczyną. Piękna czerwień sukienki idealnie współgra z jej długimi blond włosami.  I skoro ja tak zareagowałam na to jak w niej wygląda to jestem pewna, że Federico padnie na zawał.
- Wiem, że wyglądam w niej oszałamiająco - westchnęła obracając się w moja stronę ze zbolałą miną. Teraz to już kompletnie nie wiem dlaczego chce wymienić tą sukienkę - Pamiętasz tą dziewczynę co chciała zaprosić Federico na bal? - zapytał podchodząc do kasy i położyła torbę papierową ze sklepu, w którym jesteśmy. Kiwnęłam twierdząco głową, bo raczej nie da się zapomnieć tej sytuacji - Wczoraj chwaliła się swoją sukienką przed koleżankami - podała paragon kasjerce bez żadnych tłumaczeń czemu chce oddać swój zakup - Ta wywłoka ma taką samą sukienkę jak ja - warknęła zaciskając zęby. Ekspedientka spojrzała na nią kątem oka i kontynuowała sprawdzanie stanu sukienki czy nie została zniszczona albo poplamiona.  
- I tylko dlatego ją oddajesz? - zaśmiałam się, ale widząc jej poważną minę od razu spoważniałam. W sumie pewnie sama bym wymieniła swoją sukienkę gdyby jakaś dziewczyna w naszej szkole miała taką samą. Czyli nasze stwierdzenie, że jeśli kupimy w innym mieście sukienki nie będzie opcji na to, że inna dziewczyna będzie miała taką samą. Prawie dwugodzinna jazda poszła na marne.
- Nie mam zamiaru pokazać się w takiej samej sukience jak ona - posłała wymuszony uśmiech w stronę ekspedientki i przyjęła od niej zwrot pieniędzy za sukienkę.
- Jeżeli szuka Pani innej sukienki dostaliśmy wczoraj nową dostawę - wtrąciła się do naszej rozmowy kobieta i uśmiechnęła się życzliwie w stronę mojej kuzynki. Czyli znowu czeka mnie pół dnia w sklepie na wybieraniu sukienki dla Ludmiły. Całe szczęście ja już mam swoją wymarzoną.
***
Miałam wrażenie, że radość zaraz rozsadzi Ludmiłę. Z kupowaniem nowej sukienki uwinęła się w niecałą godzinę i dzięki ekspedientce ma pewność, że nikt nie będzie miał takiej samej, bo była tylko jedna sztuka. I nie skłamię mówiąc, że w tej sukience wygląda tak samo dobrze jak w poprzedniej, a może nawet i lepiej. A to rozcięcie z lewej strony sprawia, że moja kuzynka wygląda jeszcze bardziej seksowniej.
- Widzisz i wyszłam na tym na plus - stwierdziła zadowolona pakując torbę na tył samochodu - Dość, że zaoszczędziłam bo ta była tańsza, to jest jeszcze lepsza niż poprzednia - zaśmiała się na jej słowa i wsiadła na miejsce pasażera od razu zapinając pasy, bo moja kuzynka zawodowym kierowcą nie jest i dziwię się, że wujek pożyczył jej samochód. Z tego co wiem opornie jej szło zdawanie prawa jazdy i czasami zdarzy jej się o czymś zapomnieć jak na przykład o poinformowaniu innych kierowców kierunkowskazem, że ma zamiar skręcić - Muszę jeszcze tylko kupić nowy krawat dla Federico, bo jestem pewna, że jak mu powiem o zmianie sukienki i tym, że ma się zaopatrzyć w nowy krawat znowu zacznie marudzić - mówiła ze śmiechem odpalając samochód. Na jej słowa także się zaśmiałam, bo od razu przypomniał mnie się dzień, w którym byliśmy we trójkę aby kupić mu garnitur. Nic mu nie pasowała i wybrzydzał dosłownie wszystko. Nawet skrytykował guziki w jednej z marynarek - Już nie mogę się doczekać tego balu! - pisnęła podekscytowana i zahamowała gwałtownie z powodu czerwonego światła. Dziękuję pasy za uratowanie mnie od utraty zębów.
- Ja też i to nawet bardzo - przyznałam jej rację i obserwowałam sytuację na drodze na wszelki wypadek.
- A właśnie jak sytuacja z Leonem? - zapytała zerkając na mnie kątem oka i widząc zapalone zielone światło ruszyła z miejsca z małym piskiem opon. Jasne niech wszyscy wiedzą, że Ludmiła królowa kierownicy jedzie.
- Jak na razie stabilnie, ale jak wróci czeka nas poważna rozmowa - westchnęłam głośno. Nie będę ukrywać, że jest miedzy nami wspaniale jak na początku jego wyjazdu - On wciąż ma mi za złe, że nie powiedziałam mu o tych podejrzeniach odnośnie ciąży, a mnie wkurza jego ciągła nieobecność - dodałam. Związki na odległość są trudne i choćby nie wiem jak silna była więź między dwiema osobami z czasem te kilometry dają osobie znać. Z czasem coraz bardziej odczuwasz brak drugiej osoby przy swoim boki. I są dwie opcje albo się z tym godzisz i nic z tym nie robisz albo walczysz o to uczucie i swoją miłość. U nas sytuacja jest na tyle dobra, że ona za jakieś dwa miesiące wróci na stałe i będę go miała obok.
- Czyli można powiedzieć macie mały kryzys - stwierdziła niepewnym głosem i widziałam, że specjalnie nie spojrzała w moją stronę. Jej słowa wywołały we mnie pewien ból i jakby strach, ale niestety to chyba jest prawda. Niby rozmawiamy ze sobą codziennie bez jakiś wielkich kłótni, ale nie będę kłamać, że pojawiają się małe sprzeczki.
- Chyba niestety tak, ale wierzę, że jak przyjedzie i szczerze pogadamy to będzie w porządku - powiedziałam pewna swoich słów. Nie zamierzam się z nim kłócić czy krzyczeć i wypominać wszystko. Chce na spokojnie mu powiedzieć jak to wszytstko wygląda z mojej perspektywy, wysłuchać jego i w rozsądny sposób rozwiązać nasz problem.
***
*5 dni do balu*


- Leon! - odwróciłem się w stronę skąd dobiegał głos i moim oczom ukazał się mój trener. Wiem, że się trochę spóźniłem, ale to przecież tylko kilka minut. I zresztą wyścig zaczyna się dopiero za dwie godziny - Dobrze, że cię jeszcze złapałem - powiedział uśmiechając się - Słuchaj nie musisz się przebierać - zmarszczyłem brwi na jego słowa. Za dwie godziny jest wyścig, a on mi oznajmia, że mam się nie przebierać. Chyba nie chce mi w ten sposób powiedzieć, że zostałem wykluczony. Przecież wyniki jasno mówiły, że jestem czysty i nie brałem nic - Wyścig został przesunięty - uspokoił mnie, ale z drugiej strony nie bardzo - Tor po tych ulewach nie nadaje się do jazdy - po jego słowach spojrzałem na tor i faktycznie nie wygląda za dobrze. Niebezpiecznie byłoby organizować wyścig na tym błocie.
- A na kiedy jest przeniesiony? - zadałem kluczowe pytanie. Jeżeli przenieśli na następny tydzień to nie będzie tak źle, ale jeśli przenieśli tylko o kilka dni, to mam poważny problem.
- Na piątek o osiemnastej - słysząc jego słowa zagryzłem wewnętrzną stronę policzka. Jest niedobrze. Poprawka. Jest bardzo nie dobrze.
- A nie da się zorganizować wyścigu na innym torze? - zapytałem nerwowo bawiąc się zamkiem od mojej toby do treningu. Musi być jakiś sposób żeby wyścig odbył się wcześniej, albo najlepiej później tak za tydzień może dwa.
- Niestety nie - westchnął - Żaden tor w pobliżu nie jest dostosowany wielkością i warunkami na wyścig - dodał rujnując tym moją nadzieję na przeżycie. Zacisnąłem dłonie w pięści i westchnąłem głośno. Najwidoczniej czeka mnie dzisiaj ciężka rozmowa - Dzisiaj możesz wracać do mieszkania. Tor jest dzisiaj zamknięty - powiadomił mnie klepiąc po ramieniu i uśmiechnął się szczerze. Nabrałem powietrza do płuc i powoli wypuściłem, aby się uspokoić.
***
*4 dni o balu*
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę na ten bal - zaśmiałam się bawiący przy tym rąbkiem koca. Niby to tylko jakiś tam bal, ale przez ostatnie tygodnie nakręciłam się na niego tak bardzo, że mówię o nim przez cały czas. A świadomość, że będę na nim razem z Leonem jeszcze bardziej mnie cieszy - Mam niesamowitą ochotę pokazać ci sukienkę, ale zobaczysz mnie w niej dopiero na balu - ponownie zachichotałam jak głupia. I jestem pewna, że mam mnie dość - Mówiłam Ci już, że masz kupić szary krawat? - zapytałam starając się zabrzmieć poważnie, ale po chwili na moich ustach zawitał uśmiech. Kiwnął głową, ale wydaje mnie się, że jest jakiś nieobecny. Wczoraj nie miałam czasy jak z nim porozmawiać i mam nadzieję, że nie jest o to zły - Co się stało? - ewidentnie tymi słowami wyrwałam go z jego myśli. Wpatrywałam się w niego zawzięcie próbując odgadnąć co się stało.
- Wkurzysz się na mnie i to bardzo - westchnął i jego ton głosu był tak poważny, że automatycznie pojawił się we mnie strach i najgorsze myśli. Przeczesał nerwowo włosy i za wszelką cenę unikał kontaktu wzrokowego ze mną - Przez ostatnie dni porządnie padało i tor nie nadaje się do jazdy więc musieli przesunąć wyścig - powiedział na wydechu i po jego wyrazie twarzy widziałam, że się denerwuje - Na piątek. Wyścig jest w piątek o osiemnastej - dodał. Słysząc jego słowa wyprostowałam się i zawzięcie wpatrywałam się w niego. Nie patrzył na mnie, co mnie denerwowało jeszcze bardziej. Nie mogę zaprzeczyć, że w tym momencie roznosi się we mnie gniew. Wyścig jest w piątek o siedemnastej, a Leon samolot miał mieć z samego rana. Gdybym teraz mogła mój wzrok sprawiałby mu ból - Nic nie powiesz? - zapytał zdezorientowany i tym razem łaskawie na mnie spojrzał.
- A co mam powiedzieć? - powiedziałam zaciskając dłonie w pięści - Nic się nie stało Leon. To tylko głupi bal i nie musisz się przejmować - warknęłam w jego stronę używając sarkazmu. Jestem tak wściekła, że mam ochotę rozszarpać go przez ten głupi laptop. Westchnął głośno i otwierał usta aby coś powiedzieć, ale kontynuowałam, bo mam dość trzymania wszystkiego w sobie - Po raz kolejny sprawiasz mi przykrość! Jestem na ciebie tak wściekła i mam ochotę coś ci zrobić. Wiedziałeś, że ten bal jest dla mnie ważny i obiecałeś, że na nim będziesz! Zrobiłeś mi nadzieję, że spędzimy tak ważny dzień razem! A teraz kilka dni przed samym balem mówisz, że przesunęli wyścig i nie pojawisz się. Po prostu świetnie! Niczego innego nie chciałam tylko po raz kolejny się na tobie zawieść - wyrzuciłam z siebie i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Od dawna trzymałam w sobie te uczucie złości i ciągłego rozczarowania. Ale teraz mam dość.
- Dobrze wiesz, że to nie..
- Tak wiem nie twoje wina. Ty nie masz z tym nic wspólnego i gdyby to od ciebie zależało to przyjechałbyś nawet dzisiaj - przerwałam mu i moja złość jeszcze bardziej się zwiększyła - Daruj sobie to ciągłe tłumaczenie, bo już mnie znudziło - przewróciłam oczami - I może Ludmiła miała rację w tym co mówiła, że myślisz tylko o sobie i tych twoich wyścigach - moja złość w tej chwili nie zna granic. Może ktoś stwierdzi, że przesadzam, że to tylko głupi bal. Ale dla mnie był czymś ważnym. To jedyny taki bal w moim życiu. Chciałam go spędzić z sobą, którą kocham i dobrze się bawić. I tak miało być, ale on ponownie zrobił mi tylko nadzieję a później ją odebrał - Wiesz co? Nie musisz przyjeżdżać na ten bal. Baw się świetnie na tym swoim durnym wyścigu, a ja jeszcze lepiej będę się bawić na swoim balu bez Ciebie. Cześć - zakończyłam naszą rozmowę i nie przejmując się tym, że ma coś do powiedzenia rozłączyłam się. Zdenerwowana jak diabli zamknęłam laptopa i wstałam z łóżka. Potrzebuję się uspokoić. Weszłam do salonu i moim jedynym celem w tej chwili był barek z alkoholem mojego ojca. Nie zważając na nic i być może jakieś tam konsekwencje chwyciłam pierwszą lepszą butelkę po czym wróciłam do pokoju. Tak mam zamiar się upić i odetchnąć. Mam nadzieję, że wybrałam coś mocnego. Odkręciłam butelkę i nie patyczkując się ze szklanką wzięłam dużego łyka alkoholu. W piciu nie jestem dobra więc skrzywiłam się od tego smaku. Spojrzałam na dzwoniący telefon i bez namysłu odrzuciłam połączenie od mojego przecudownego chłopaka. W tej chwili mam go gdzieś.
***
*3 dni do balu*
Zaraz coś rozwalę. Przyznaję, że zawaliłem w sprawie tego balu, ale to chyba nie jest powód aby aż tak się wściekać i totalnie ignorować moje telefony czy wiadomości. Kompletnie nie mam pojęcia co się z nią dzieję od wczorajszej rozmowy. Po raz pierwszy jest aż tak źle między nami i szczerze mówiąc zaczyna mnie to przerażać. Ta jej złość w oczach i ta powaga w głosie kiedy wczoraj na mnie wrzeszczała. Mam wrażenie, że nie mówiła tego tylko pod wpływem złości, ale raczej dlatego, że tak uważa. Coś mnie się wydaje, że nasz związek wisi na włosku i to jest moja wina.
- Odbierz ten cholerny telefon! - warknąłem kiedy po raz kolejny włączyła się automatyczna sekretarka. Miałem ochotę rzucić tym telefonem, ale to już byłaby kompletna głupota. Wyszedłem ze swojego pokoju i moim kierunkiem była kuchnia - Gdzie jest Niall? - zapytałem Naomi i na kilometr dało się wyczuć w moim głosie złość. Spojrzała na mnie lekko zszokowana i wzruszyła ramionami wpatrując się we mnie.
- Coś się stało? - zapytała ostrożnie i kiedy przeniosłem na nią swoje spojrzenie ku mojemu zdziwieniu jakby się mnie przestraszyła zrobiła krok do tyłu.
- Violetta - wziąłem głęboki wdech po czym powoli wypuściłem powietrze aby się uspokoić. Nie mogę się wyżywać na biednych ludziach zwłaszcza niczemu winnej Naomi - Wiesz, że przesunęli wyścig - powiedziałem już trochę spokojniej, na co ewidentnie odetchnęła z ulgą a po chwili kiwnęła twierdząco głową - Jest w piątek. A bal, na który miałem iść z Violettą jest w sobotę. Wściekła się na mnie, bo nie mogę jej towarzyszyć na tym durnym balu - wyjaśniłem w skrócie i westchnąłem głośno, po czym ponownie wybrałem numer do Violetty. Chociaż nie wiem po co to robię skoro i tak pewnie nie odbierze jak poprzednich dwadzieścia - A teraz nie odbiera i nie daje znaku życia - dodałem kiedy powitała mnie sekretarka.
- W sumie się jej nie dziwię - powiedziała. Ta też przeciwko mnie - Bal dla każdej dziewczyny to coś ważnego - wyjaśniła i uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Przewróciłem oczami, bo na prawdę nie rozumiem czemu jakiś głupi bal jest dla nich tak ważny - To coś jak ślub - zaśmiała się - Wiesz przeżywasz go raz w życiu. Idziesz na niego z tym jedynym wymarzonym chłopakiem. Przygotowujesz się do niego miesiąc wcześniej by wszystko było idealnie. Przejmujesz się najmniejszą drobnostką, bo w tej dzień chcesz wyglądać jak księżniczka, a obok siebie masz swojego księcia, który z dumą obejmuje cię swoim ramieniem i przeżywa ten ważny dzień z Tobą - mówiła rozmarzona wpatrując się w jeden punkt przed siebie. Na prawdę? One to wszystko tak postrzegają. Po raz kolejny przewróciłem oczami i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- To śmieszne - powiedziałem szczerze - Przecież to zwykła impreza szkolna, na którą wypada się bardziej wystroić - dodałem, co spowodowało, że wróciła na ziemię ze swoich fantazji na temat wymarzonego balu. Zmroziła mnie wzrokiem i rzuciła we mnie jakąś ścierką.
- Wy faceci jesteście beznadziejni - warknęła i odwróciła się do mnie plecami. Miałem ochotę prychnąć na jej słowa, ale się powstrzymałem, bo jeszcze przyjdzie jej do głowy rzucenie we mnie czymś cięższym niż zwykłą ścierką - Ale czekaj... - odezwała się i ponownie odwróciła się do mnie przodem - Wyścig jest w piątek, a bal w sobotę więc spokojnie możesz na nim być - analizowała kręcąc głową i wymachując niebezpiecznie łyżeczką. Westchnąłem głośno odrzucając głowę do tyłu z frustracji.
- O godzinie osiemnastej jest wyścig i trwa z jakieś cztery godziny, co daje godzinę dziesiątą w nocy. Przypuśćmy, że jakimś cudem samolot miałbym o jedenastej w nocy, lot trwa z jakieś szesnaście godzin plus do tego przesiadki czyli trzeba wliczyć dodatkowe z cztery godziny więc po kalkulacji na miejscu byłby gdzieś około osiemnastej - powiedziałem lekko zirytowany - A przypominam, że istnieje strefa czasowa - dodałem patrząc na nią poważnie. Wytrzeszczyła oczy zapewne z tego powodu, że tak szybko wszystko obliczyłem nie tracąc nawet czasu na chwilę zastanowienia. Cóż poradzę, że jestem dobry z matematyki.
- Czyli byłbyś na miejscu o dziesiątej w nocy? - upewniła się na co kiwnąłem twierdząco głową - To nie jest jeszcze tak źle - wzruszyła ramionami.
- Z lotniska do mojego domu jest mniej więcej godzina drogi - dodałem wzdychając. Chce być na tym balu z Violettą, ale wszystko jest przeciwko temu.
- Mimo to będziesz miał czas na zabawę - uśmiechnęła się. Jej optymizm w tym wypadku mnie się nie udzielił. Nie ma opcji, że to by się udało. Moja wersja była optymistyczna, a znając życie nic się z tego nie sprawdzi. Wyścig się przedłuży, a ja nie zdążę na samolot.
***
- Potrzebuję twojej pomocy bracie - odezwałem się bez zbędnego przywitania. Skoro Violetta nie ma zamiaru się ze mną kontaktować to muszę zwrócić się o pomoc do Federico. On jest tam na miejscu i jest moim sojusznikiem.
- Domyślam się - zaśmiał się - Wiem już jak porządnie nawaliłeś - dodał i znając go w tej chwili uśmiecha się jak debil - Jak miło, że to w końcu nie ja jestem tym złym, na którego dziewczyny narzekają - powiedział zadowolony. Czy on cieszy się z mojego nie szczęścia? Westchnąłem głośno z powodu jego słów. Zdaję sobie sprawę, że nie jest kolorowo, ale nie musi mnie dołować.
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytałem poważnie, bo zaczynam się denerwować.
- Zamieniam się w słuch - zgodził się i szczerze mówiąc ulżyło mi, bo już się bałem, że Ludmiła przeciągnęła go na swoją stronę i mój własny brat odeśle mnie z kwitkiem.
- Za chwilę prześlę ci na konto pieniądze - powiedziałem powoli wypuszczając powietrze ze swoich płuc - Kupisz to co napiszę ci w wiadomości, podpiszesz, że to ode mnie, a później zaniesiesz pod drzwi Violetty, zadzwonisz dzwonkiem i się ulotnisz zanim otworzy - wytłumaczyłem mu w skrócie. Zaśmiał się po moich słowach.
- Dobra, a jakiś limit cenowy czy coś? - zapytał wzdychając.
- Nie, jeżeli ci zabraknie napisz do mnie, a przeleję ci resztę - nie wahałem się nad odpowiedzią. Wiem, że ten prezent nie zagłuszy moich win i nie zmiękczy jej, ale mam nadzieję, że chociaż na chwilę pomyśli o mnie w dobry świetle. Zresztą dzięki tym wyścigom nie narzekam na brak pieniędzy i jeżeli mam je wydać to w dobrej sprawie.
- A co ja będę z tego miał? - no tak zapomniałem, że to Federico, który nie robi nic za darmo. Westchnąłem głośno i przeczesałem włosy dłonią.
- Wdzięczność ze strony swojego brata - powiedziałem uśmiechając się chociaż wiem, że on tego nie widzi.
- To mnie nie satysfakcjonuje - oznajmił niezadowolony. Będę tego żałował.
- Przywiozę ci to o co mnie prosiłeś - westchnąłem głośno.
- I to mnie się podoba - powiedział zadowolony - Przyjemnie się robi z tobą interesy - dodał ze śmiechem. Zawtórowałem mu po chwili i sprawdziłem godzinę z zegarku - A teraz idę realizować twój plan. Odezwę się później - zakończył rozmowę jak i połączenie. Od razu napisałem mu w wiadomości co ma kupić i chwyciłem za laptopa aby zrobić przelew pieniędzy. Jego numer konta jest pierwszy w zapisanych, bo nie ukrywajmy, ale często pożyczam mu pieniądze. Wpisałem odpowiednią i mam nadzieję wystarczającą sumę i potwierdziłem przelew. Oby mój braciszek nie nawalił. Chociaż ten mój plan jest tak prostu, że nawet Federico wykona go perfekcyjnie.
Zadowolony wróciłem do salonu gdzie zostawiłem moich współlokatorów.
- Nie, że nie chce tylko nie mogę pomóc - jęknął Niall odrzucając głowę do tyłu na zagłówek kanapy. Wzrok Naomi mówił sam za siebie.
- Wykorzystaj swoje i ojca znajomości - powiedziała poważnie parząc na niego. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale przez ten krótki czas nauczyłem się aby nie mieszać się do rozmowy między tą dwójką. Najlepiej zostawić ich samych, a kiedy zapytają o zdanie osoby trzeciej udawać, że nic nie słyszysz i iść do pokoju, a następnie zamknąć się na klucz. Usiadłem sobie grzecznie przy blacie w kuchni i zająłem się swoją komórką.
- Jestem synem współorganizatora wyścigów, a nie synem prezydenta Naomi - odpowiedział ewidentnie znudzony tą rozmową. Miałem ochotę się zaśmiać z jego słów, ale mina dziewczyny mnie do tego zniechęciła - Moje znajomości nic nie zdziałają w tej sprawie - dodał poważnie. Dziewczyna warknęła zdenerwowana i wstała z kanapy. Spojrzałem w stronę mojego współlokatora i akurat on w tym samym czasie spojrzał na mnie - Czasami wspominam czasy jak cudownie było być singlem - westchnął i chwycił za pilota. Tym razem bez skrupułów zaśmiałem się z jego stwierdzenia.
- Słyszałam to! - krzyk Naomi zmył z moje jak i Niall'a twarzy uśmiech. Z dziewczynami nie jest łatwo, ale w końcu to ona nas uzupełniają.
***
- Dlaczego nie było cię dzisiaj w szkole? - nawet się nie przywitała tylko od razu na wejściu zaczęła swoje przesłuchanie. Cała Ludmiłą. Wielkie mi rzeczy nie byłam w szkole i co nic się nie stało. Ziemia nadal się kręci, słońce nie zgasło a wszechświat nie eksplodował. Jedynie moja frekwencja ucierpiała, ale szczerze mówiąc nigdy nie była jakaś wspaniała.
- Bo nie czułam się na siłach - westchnęłam głośno i przełączyłam na inny kanał. Nie skłamałam. Picie alkoholu kiedy następnego dnia masz iść do szkoły jest najgorszym pomysłem na jaki mogłam wpaść - Po co przyszłaś? - zapytałam nie patrząc na nią - Coś chcesz czy przyszłaś mi czas zmarnować? - może nie powinnam być dla nie wredna i zachowywać się tak w stosunku do niej, ale nic nie poradzę, że wciąż jestem zła na Leona i alkohol wcale tego nie złagodził tylko jeszcze pogorszył sytuację.
- Widzę humor nie dopisuje i do porządnie - powiedziała poważnie i rzuciła swoją torebkę na fotel. Przewróciłam tylko oczami na jej komentarz i kontynuowałam oglądanie czegoś w telewizji - Miałyśmy dzisiaj dobierać dodatki do sukienki na bal - po jej słowach mocniej zacisnęłam dłoń na pilocie.
- Nie idę na bal - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Początkowo planowałam iść i bawić się tak świetnie, że głowa mała. Miałam poprosić tego kolegę Federico aby mi towarzyszył  i wkurzyć porządnie Leona, ale po wczorajszym upiciu się - bo nie ukrywam, że wypiłam sama cała tą butelkę i byłam pijana tak, że nic nie pamięta - odechciało mnie się iść na jakikolwiek bal. Widzieć te wszystkie szczęśliwe pary.
- Jak to?! - krzyknęła wściekła, a jej wzrok mordował mnie.
- Mój cudowny chłopak jednak nie przyjedzie, a mnie już odechciało się iść na ten cały bal - mój głos nie wyrażał żadnych emocji. Natomiast w środku aż cała dygotałam z ich nadmiaru. Miałam ochotę krzyczeć ze złości, płakać ze smutku i śmiać się z tej całej durnej sytuacji.
- I to ma cię powstrzymać przed tak ważnym dniem? - zadała, ale jakoś nie mam zamiaru jej odpowiadać dlatego zrezygnowałam z tego i z premedytacją zignorowałam ją skupiając się na telewizorze - Pokaż mu, że potrafisz się świetnie bawić bez niego i niech żałuje, że nie przyjechał - postanowiła twardym głosem i rzuciła we mnie poduszką.
- Nie mam ochoty. Zresztą nie mam w czym iść - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do niej sztucznie. Zmarszczyła brwi na moje słowa i patrzyła czekając na wyjaśnienia - Wczoraj byłam wściekłą na Leona i postanowiłam się napić. Nie pamiętam co robiłam, ale wiem tyle, że sukienka ma wielką niebieską plamę, która nie schodzi - powiedziałam i zaśmiałam się. Mam ochotę się rozpłakać z powodu tej sukienki, bo przyznam szczerze, że była idealna, taką jaką sobie wymarzyłam, a z powodu swojej głupoty ją zniszczyłam i nawet nie wiem jak.
- To nie problem możemy jech.. - przerwał jej dźwięk dzwonka do drzwi. Westchnęłam głośno i z wielką niechęcią wstałam z kanapy aby otworzyć te durne drzwi. Przysięgam, że skrzyczę tego kogoś. Ze zdenerwowaniem otworzyłam drzwi i doznałam szoku. Przede mną jest wielki brązowy pluszowy miś z szarą wstążką, a obok stoi koszyk zapełniony różnymi słodyczami. Zszokowana podeszłam o tego pluszaka i chwyciłam za karteczkę przyczepioną do wstążki. Prychnęłam pod nosem czytając od kogo jest ten prezent. Z trudem objęłam tego pluszaka i z jeszcze większym trudem złapałam za wiklinowy koszyk. Nogą zamknęłam drzwi, co skutkowało głośnym hukiem i nic nie wiedząc wróciłam do salonu.
- O matko - zszokowany ton głosu Ludmiły wywołał u mnie śmiech. Odstawiłam pluszaka na kanapę, a kosz postawiłam na stolik. Westchnęłam głośno i oparłam ręce na biodrach.
- Leon przeprasza - powiedziałam widząc, że chce coś powiedzieć. Jestem na niego wściekła i najchętniej rozszarpałabym go na strzępy, ale niechętnie muszę przyznać, że ten jego prezent sprawił mi przyjemność. Przygryzłam dolną wargę patrząc na pluszaka, który ma chyba z metr pięćdziesiąt i śliczne zielone oczka. Trochę przypomina mi Leona. Brunet z zielonymi oczami.
- Widać jak przeprasza to na bogato - zaśmiała się - Ale w sumie ma za co przepraszać - dodała i usiadła na kanapie obok pluszaka i zmierzyła go wzrokiem - Gdzie ty upchniesz? - zapytałam i można powiedzieć szturchnęła tego grubasa. Wzruszyłam ramionami, bo sama się nad tym zastawiam. Chwyciłam swój telefon i wyszukałam numer Leona, co nie było trudne, bo widniał na pierwszym miejscu listy nieodebranych połączeń.

Do: Leon♥
Dziękuję za prezent, ale to nie sprawi, że nie będę na ciebie wściekła.

***
Tak jak pisałam, tak też zrobiłam.
Skłóciłam ich. Z balu nici. I pewnie niedługo z związku także.
Rozdział miał jeszcze zawierać fragmenty z balu.
Ale nie mam siły tego dopisać, a chce dodać rozdział, bo tydzień temu nie było.
Nie gniewajcie się ich kłótnie, ani nie szykujcie na mnie zamachu.
Naprawie ich relację wkrótce.  Ale jak na razie musi się coś dziać, a nie ciągle słodkość. 

16 komentarzy:

  1. Ej ej ej... ze związku nici? Lepiej nie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny!
    To się poprobiło ...
    Te wyścigi Leona wszystko ciąle psują ...
    W sumie szkoda że nie będzie balu , bo w sumie możnabybyło zrobić na złość Leonowi i Violka mogłaby pójść na ten bal z kolegą Federico
    I szkoda , że z ich związku też nici ale chyba to jest trochę potrzebne , za dużo zgodności i słodkości w tym związku było
    No to czekam na rozwój sytuacji
    Do następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to ze związku nici?
    Nawet mnie nie strasz😖
    Rozdział cudowny😍
    Pisz szybko następny 💓
    Buziaki😗
    MD💛💙

    OdpowiedzUsuń
  4. O rety nie rozdzielej ich pokłóć tak ale niech nie kończą związku :(
    Rozdział love ja zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od samego początku wiedziałam, że z tymi wyścigami to same problemy będą.
    Cudny rozdział i ciekawa jestem jak teraz będzie wyglądać relacja Violetty i Leona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to z balu nici ;-;?
    Ja wierzę, że Leon wróci. MUSI WRÓCIĆ.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super🌸
    I jestem jak najbardziej za, żeby "coś się działo". Z niecierpliwością czekam na następny rozdział 💕.
    Pozdrawiam, Shoshano 😘

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja rozumiem kłótnie ale nigdy nie mów z nich związku nici będą tak nie może być NIGDY oni są idealni co tam że się kłócą skoro on za niedługo przyjedzie na stałe i zostaną już razem ;)

    A co do rozdziału to ciekawy ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały!!!❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  10. O rety Violka się wkurzyła!
    Prawidłowo!
    Tylko proszę nie rozdzielaj ich bo przecież obiecali sobie,że ten wyjazd ich nie rozdzieli....niech się kłócą, al szkoda by był takiej pary jakbyś ich rozdzieliła...
    Rozdział wow <3
    Ps mam nadzieję że dodasz następny juro jako prezen na mikołajki ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Leon nagrabiłeś sobie. Violka tak łatwo mu nie odpuści. Tyle, że wyszło na to, że jej wolno się wściekać i gniewać na niego, a jak ona przed nim ukrywała, że może być w ciąży, to było dobrze. W tym momencie zahowuje się egoistycznie. Z takim podejściem szybko go straci, a odzyskać będzie gorzej.
    Świetny! :***

    Do następnego!

    Alessia

    OdpowiedzUsuń