- Viola! - usłyszałam swoje imię. Odwracać się nie musiałam aby wiedzieć, że to woła mnie właśnie Leon. Nie zatrzymałam się tylko szłam dalej, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Przez cały dzisiejszy dzień nie odzywał się do mnie, nie odpisywał na wiadomości a nawet nie zadzwonił. I nagle teraz chce ze mną rozmawiać. Ha. Szkoda, że ja nie mam na to ochoty - No zaczekaj. Trochę trudno cię dogonić idąc o tych kulach - wołał za mną a jak jak zawsze zmiękłam i zatrzymałam się.
- Czego chcesz? - warknęłam w jego stronę a z jego twarzy natychmiastowo zniknął uśmiech. Chyba trochę przesadziłam. Patrzył na mnie zdziwiony i nic nie mówił. Westchnęłam głośno i odwróciłam się aby ruszyć z powrotem w drogę.
- Ej, o co ci chodzi? - zapytał z tym samym tonem, co ja wcześniej. Zatrzymałam się i z powrotem odwróciłam w jego stronę. Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam się do niego.
- Przepraszam - wyszeptałam i odsunęłam się od niego. Jego wzrok ukazywał zdziwienie - Ja po prostu.. - przerwałam na chwilę i nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho - Nie ważne - dodałam i posłałam mu uśmiech. Złapałam mnie za dłoń z trudnością ponieważ opierał się o kule.
- Właśnie, że ważne - zaczął spokojnie i pogładził kciukiem wierzch mojej dłoni - O co chodzi? - zapytał i uśmiechnął się delikatnie. Westchnęłam głośno i spuściłam głowę.
- Rano wchodząc do szkoły widziałam ciebie i jakąś dziewczynę uwieszoną na twojej szyi a tylko ja mogę cię tak przytulać - powiedziałam niepewnie i spojrzałam na niego - Tak wiem, wiem, że nie powinnam być aż tak zazdrosna, ale jestem. Bo zdaję sobie sprawę, że podobasz się wielu dziewczyną i tylko czekają na to aż ze mną zerwiesz i będą mogły cię podrywać. A teraz kiedy chodzisz o tych kulach to pewnie jeszcze bardziej na ciebie lecą, bo wyglądasz tak bezbronnie i uroczo. Rozumiem, że możesz być na mnie zły i zawiedziony tym, że ci nie ufa, ale jeszcze nigdy tak bardzo nie zależało mi na żadnym chłopaku i nie chce żeby ktoś mi ciebie odebrał - mówiłam szybko i ledwo łapałam oddech. Jestem na siebie zła, że zdenerwowałam się na niego nawet z nim nie rozmawiając. Niedługo sama go stracę przez swoją głupotę, ale to, że jestem o niego zazdrosna znaczy, że go kocham i zależy mi na nim.
- Skarbie - zaczął ze spokojem i lekkim śmiechem. Spojrzałam na niego smutnym i zażenowanym wzrokiem - Rozumiem, że możesz być czasami zazdrosna, ale na prawdę nie masz o co. Jesteśmy razem, tak? Kocham cię i pamiętaj o tym - przybliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta - Jestem cały twój i tylko twój w bonusie z dwoma kulami - szepnął a na ostatnich trzech słowach zaśmiał się a ja razem z nim. Musnęłam czule jego usta - Odprowadzę cię - postanowił i już chciał ruszyć, ale zatrzymałam go łapiąc za ramię.
- Lepiej będzie jak wrócisz z Federico samochodem - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Już chciał zaprzeczyć, ale pokręciłam przecząco głową.
- A przyjdziesz wieczorem? - zrobił proszącą minę i zamrugał oczami jak ja kiedy coś chcę. Zaśmiałam się głośno.
- Nie wiem, nie wiem zachęć mnie - droczyłam się z nim a on od razu wpił się w moje usta i namiętnie mnie pocałował - Okej, przekonałeś mnie - zaśmiałam się i zatopiłam się w jego ustach.
**********************
Weszłam do środka ich domu i pierwsze co zobaczyłam to na stoliku w salonie były pudła pełne różnych pączków. A następnie chłopcy, którzy zadowoleni siedzieli i oglądali coś w telewizji. Podeszłyśmy z Fran bliżej nich. Każdy z chłopaków siedział w innej pozycji. Mój chłopak rozłożył się na kanapie a skręconą kostkę ułożoną miał na stoliku pod poduszką. Natomiast jego brat w fotelu obok z pączkiem w ręce a Diego ułożony na podłodze.
- Co robicie? - zapytałam z przymrużonymi oczami a oni natychmiastowo na mnie spojrzeli.
- I po co wam tyle pączków? - zapytała tak samo zdziwiona Francesca. Zaśmiali się i spojrzeli na siebie.
- Jak to co? Tłusty czwartek - odpowiedział ze uśmiechem Fede i wcisnął do swojej buzi pączka. Tym razem to my spojrzałyśmy na siebie z przyjaciółką i wybuchłyśmy śmiechem.
- Chłopcy mamy koniec września a Tłusty czwartek jest w lutym - odpowiedziała moja przyjaciółka ze śmiechem. Oni na prawdę z dnia na dzień coraz bardziej zaskakują mnie swoimi głupi pomysłami.
- My mamy swój własny Tłusty Czwartek - oburzył się Diego i obrócił się do nas plecami. Zaśmiałam się po czym wygodnie usadowiłam się obok swojego chłopaka. Spojrzał na mnie obrażony i odsunął się. Zaśmiałam się i nie czekając na nic przytuliłam go do siebie i pocałowałam w policzek. Odwrócił głowę w moją stronę i zmroził mnie wzrokiem a ja wykorzystałam okazję i musnęłam szybko jego usta. Przewrócił teatralnie oczami i objął mnie ramieniem. Nagle zadzwonił jego telefon. Niechętnie sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni i wyciągnął swój telefon. Spojrzał na ekran i widząc, że dzwoni jego ojciec odrzucił połączenie.
- Dlaczego nie odbierzesz? - zapytałam szeptem aby nie przeszkadzać reszcie w oglądaniu. Westchnął głośno i przymknął na chwile powieki.
- Po co mam odbierać? Żeby znowu wysłuchiwać jakim złym synem jestem - odpowiedział także szeptem, ale ze złością w głosie. Jego wzrok był skupiony na ekranie telewizora. Cmoknęłam go w policzek, oparłam głowę o jego ramię i zaczęłam razem z nimi oglądać.
**************
- Chłopaki, mam dla was dwie wiadomości - podbiegł do nas uśmiechnięty od ucha do ucha Niall. Ciekawy jestem co tym razem wymyślił. Zerknął na każdego z nas i poruszył zabawnie brwiami - Umówiłem się ze Sofie - powiedział jak pięcioletnie dziecko, które dostało cukierka. Pokazałem mu kciuk w górę i uśmiechnąłem się - Ale umówiła się ze mną tylko dlatego, że ściemniłem iż gram w zespole - dodał już mnie entuzjastycznie. Zaśmiałam się głośno razem z chłopakami a on skrzyżował ręce na piersi i przybrał szatański wyraz twarzy - A wy jesteście w zespole razem ze mną - dodał a nam od razu uśmiechy zniknęły z twarzy, ale za to blondyn się uśmiechnął - I komu jest teraz do śmiechu - powiedział kpiąco. Nie wierze, że nas w to wciągnął. Znowu. Ostatni raz jak się umawiał z dziewczyną to ściemnił jej, że jeździmy na harleyach. Na szczęście po tym jak go ochrzaniliśmy powiedział jej prawdę a ona go spoliczkowała i odwołała randkę - A i za tydzień występujemy na szkolnej imprezie w sobotę - poinformował nas ze spokojem w głosie. On jest niemożliwy! Gdybym nie chodził o kulach uderzyłbym go tak porządnie żeby zmądrzał.
- Totalnie ci już odbiło - odezwał się jako pierwszy Kendall.
- Przecież my nie mamy zespołu i zresztą nikt z nas nie śpiewa ani nie gra na żadnym instrumencie - przejął tym razem głos mój brat. Potwierdziłem jego słowa kiwnięciem głowy i wtedy podeszły do nas jak zwykle uśmiechnięta Cat i znudzona Jade. Nasze stosunki po wspólnej pracy ani trochę się nie zmieniły. Wciąż jest okropna i wredna, nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich.
- Leon potrafi śpiewać - wtrącił się tym razem Diego. Wszyscy spojrzeli na niego a ja posłałem mu mordercze spojrzenie.
- Tak, ale tylko pod prysznicem - zaśmiał się Federico i spojrzał na mnie a ja mordowałem go wzrokiem. Jego uśmiech natychmiastowo zniknął z twarzy. Zacisnąłem dłoń w pięść.
- Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć - warknąłem do niego i uderzyłem go mocno w ramię. Złapał się za nie a na jego twarzy wymalowany był ból, natomiast dziewczyny zaśmiały się po jego słowach. Świetnie teraz dzięki mojemu brat i zapewne Jade cała szkoła będzie wiedzieć, że śpiewam sobie pod prysznicem. Normalnie zawsze chciałem zostać gwiazdą prysznicową, może niech jeszcze napisze o tym w internecie i zaprosi ludzi na mój koncert pod drzwiami łazienki, albo zamieści gdzieś filmik jak śpiewam.
- No weźcie chłopcy - odezwał się ponownie Diego - Pomóżmy mu - dodał i objął Nialla ramieniem po męsku a blondyn zrobił proszącą minę.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy założyć zespół, nauczyć się grać i jeszcze do tego śpiewać w tydzień? - oburzył się Kendall wyliczając zdenerwowany na palcach.
- I napisać piosenkę - dodał z uśmiechem Niall na co Kendall prychną.
- Wspaniale! - krzyknął radośnie z wyczuwalnym sarkazmem, ale widocznie blondyn tego nie wyczuł, bo uśmiechnął się do niego - Nie potrafimy pisać piosenek - dodał powoli i patrząc w stronę Nialla.
- Damy radę - odparł z entuzjazmem Diego po czym posłał nam uśmiech - Leon pisał piosenkę z Jade więc teraz też może coś stworzą - dodał a ja pokręciłem przecząco głową.
- Mnie w to nie wciągajcie - zaprzeczyła od razu West po czym odeszła. Powróciłem wzrokiem na blondyna a on natychmiastowo zrobił minę. Westchnąłem głośno. Nie wierzę, że to robię dla tego głupka.
- No dobra - zgodziłem się niechętnie. I wtedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Udaliśmy się na naszą ukochana lekcję, czyli chemię z znienawidzoną Panią Muro. Normalnie robot nie kobieta. Nie uśmiecha się tylko zawsze ma na twarzy wymalowaną pełną powagę. Chodzi od drzwi do swojego biurka i gada. A kiedy w końcu skończy rzuca tekst typu ''Mam nadzieję, że zrobiliście z tego notatkę, bo zrobię kartkówkę''. Zająłem swoje miejsce czyli prościej mówiąc czwartą ławkę przy oknie a obok mnie usiadł ''założyciel'' naszego zespołu. Wyciągnąłem potrzebne rzeczy i czekałem aż nauczycielka zacznie prowadzić lekcje, bo jak na razie siedzi z nosem w dzienniku.
- Ej Leon, co ty na taką nazwę naszego zespołu ''Niall and The Boys'' - szturchnął mnie ramieniem i poruszał brwiami. Zerknąłem na niego kątem oka i pokiwałem przecząco głową - Okej a na tą '' Niall i Oni'' - zaproponował na co ja westchnąłem.
- Panie Horan, jak jest pan taki chętny do rozmów to powiedz mi Jak otrzymuje się polichlorek winylu? I jakie ma właściwości? - odezwała się nauczycielka wstając ze swojego miejsca. Blondyn przygryzł nerwowo dolna wargę i uśmiechnął się cwaniacko.
- Tylko Bóg zna odpowiedź na to pytanie - powiedział z uśmiechem, ale kiedy zobaczył wyraz twarzy nauczycielki od razu spoważniał i usiadł prosto na krześle.
- To trzeba było go spytać - odpowiedziała bez żadnych emocji na co ja się zaśmiałem.
- Cięta riposta - szepnąłem sam do siebie, ale niestety ona ma dobry słuch więc usłyszała to. Przeniosła swój wzrok na mnie i spiorunowała mnie nim.
- Do dyrektora - warknęła i skrzyżowała ręce na piersiach. Już otwierałem usta aby coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mi tylko wskazał dłonią na drzwi.
- Ale to nie było obraźliwe - broniłem się. Nie mogę pójść do dyrektora przecież nic nie zrobiłem. Nic nie odpowiedziała tylko ponownie pokazał mi niegrzecznie palcem drzwi. Westchnąłem głośno i wstałem ze swojego miejsca po czym wziąłem kule i opuściłem klasę. Znakomicie Niall do niej pyskuje a ja idę do dyrektora. Miejmy nadzieję, że odpuści mi to. Na całe szczęście sala chemiczna jest niedaleko gabinetu dyrektora. Za dwa dni mogę już chodzić bez kul więc jest jakiś plus. Zapukałem do drzwi i kiedy usłyszałem jego głos, który pozwolił mi wejść, uczyniłem to i niepewnie usiadłem na krześle naprzeciwko niego.
- Pewnie zastanawia się pan czemu tu jestem - zacząłem a on zmarszczył brwi. Pokiwał przecząco głową i oprał się łokciami o swoje biurko.
- Ja cię do siebie wezwałem - odparł na co ja odetchnąłem z ulgą. Spojrzał na mnie spod byka, co mnie trochę skrępowało - Dwie godziny temu dzwonił do mnie twój ojciec - zaczął patrząc na mnie. A ten czego chciał, może karze dyrektorowi wywalić mnie z drużyny za kare, że jestem nieposłusznym synem? - Wypisał cię ze szkoły - kontynuował a mi opadła szczęka. Jak to możliwe? On w ogóle tak może? Przecież jestem pełnoletni i mogę za siebie decydować - Jako powód podał sprawy rodzinne i poinformował mnie, że zapisał cię już do szkoły w Meksyku - ciągnął swoją wypowiedź dyrektor a ja znieruchomiałem natomiast wewnątrz mnie panowała wojna. Miałem ochotę zacząć krzyczeć i walić w co popadnie, ale nie zrobię tego, bo przede mną siedzi dyrektor a nie mój ojciec - Dzisiaj jest twój ostatni dzień w tej szkole od poniedziałku będziesz chodził do szkoły w Meksyku - zakończył i oparł się o swój fotel. Jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Spojrzałem na dyrektora a on wskazał mi gestem głowy, że mogę już iść. Zacisnąłem szczękę i jak na razie ze spokojem wstałem z krzesła a następnie udałem się do drzwi - A i prosił aby ci przekazać, że jeszcze dzisiaj przyjedzie - dodał kiedy już otwarłem drzwi. Normalnie cały się trzęsłem w środku ze złości. Wyszedłem przed szkołę i ze złością rzuciłem swoimi kulami o ziemię a sam usiadłem na ławce obok. Zacisnąłem dłonie w pięści z taką złością, że moje dłonie zrobiły się całe białe. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do ojca. Kilka sygnałów i automatyczna sekretarka. Nie odbiera. Już chciałem rzucić przedmiotem o ziemię, ale powstrzymałem się przypominając sobie, że niedawno go kupiłem i tani nie był. Normalnie nie wierzę, że mi to robi. Aż tak bardzo zależy mu na tej pieprzonej umowie, że jest w stanie zniszczyć mi życie. Nie poznaje go, nigdy taki nie był. A mama? Nic nie próbuje z tym zrobić. Myślałem, że chociaż ona jest mądrzejsza od niego, ale widocznie się pomyliłem. Od zawsze mam do nich szacunek, nigdy nie powiedziałem a nawet nie pomyślałem o nich źle, a oni robią mi takie coś. I co zamknął mnie w moim starym pokoju w Meksyku i nie wypuszczą dopóki nie zgodzę się na ten chory związek. Kompletnie ich nie rozumiem! Jestem ich dzieckiem powinni chcieć dla mnie jak najlepiej a nie traktować jak jakiś przedmiot do handlowania. Do moich uszy dostał się dźwięk dzwonka szkolnego, który informował, że właśnie skończyły się lekcje. Oparłem łokcie o swoje kolana a dłonie wplotłem w swoje ułożone włosy. Próbowałem się uspokoić, ale nic nie pomagało.
- I jak? - usłyszałem głos swojego brata. Podniosłem na niego wzrok, który wyrażał nienawiść, ale nie do niego tylko do naszego ojca.
- Nasz kochany ojciec wypisał mnie ze szkoły i chce mnie wywieźć z powrotem do Meksyku - warknąłem w jego stronę a on zrobił tak samo zdziwioną minę jak ja kiedy to usłyszałem. Usiadł obok mnie na ławce i westchnął głośno.
- Nie poznaje go - odezwał się patrząc przed siebie.
- Ta, ja też - westchnąłem ze złością i zamknąłem oczy a następnie zacząłem głęboko oddychać aby się uspokoić.
*******************
Podszedłem do drzwi, do których ktoś przed chwilą dzwonił. Oczywiście domyślałem się kto to i najchętniej zamknąłbym je na klucz, który następnie wyrzucił. Kiedy tylko je otwarłem moim oczom ukazał się ON. Ta bezduszna osoba, która chce zniszczyć mi życie. Mój ojciec. Stał z szerokim uśmiechem i rękami włożonymi do kieszeni. Patrzyłem na niego z pogardą. Może jest moim ojcem i zasługuje na szacunek, ale jak ja mam go mieć do niego kiedy on robi mi coś takiego.
- Witaj synu - przywitał się z uśmiechem. Jeszcze wczoraj przez telefon nazwał mnie nie wdzięcznym bachorem a teraz traktuje mnie jak syn. Kurde, czym sobie na to zasłużyłem. Moja twarz nie wyrażała nic oprócz złości. Nie odpowiedziałem tylko zostawiając otwarte drzwi wróciłem z powrotem do salon gdzie był także mój brat - Widzę, że nadal nie posiadasz kultury ani szacunku do swojego ojca - dodał wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Żartuje sobie? Kiedy nie okazywałem mu szacunku? Zawsze jego zdanie było dla mnie kluczowe, to po części dla niego gram w kosza a on mówi, że nie mam do niego szacunku. To widocznie on nie potrafi tego dostrzec. Odwróciłem się do niego przodem i wtedy ujrzałem wyraz jego twarzy, był taki chłodny. Ten człowiek co stoi przede mną, nie jest moim ojcem, to jakiś kolon - Spakowałeś się już? - zapytał i ominął mnie po czym zaczął rozglądać się po domu. Kim jest ten człowiek? Bo na pewno nie moim ojcem.
- Nie, bo zostaje tutaj - odpowiedziałem poważnie i spojrzałem na niego. Zaśmiał się słysząc moje słowa po czym ponownie przeniósł na mnie swój wzrok.
- Masz robić to co ci każe - warknął w moją stronę i posłał chłodne spojrzenie.
- Nie jestem twoim tresowanym pieskiem - odpowiedziałem próbując zachować powagę, ale szczerze mówiąc zaczynam się go bać. Podszedł do mnie bliżej i zacisnął zęby.
- Właśnie, że jesteś - te słowa mnie zabolały. Tylko tym jestem dla swojego ojca. Jakimś wytresowanym pieskiem, który za kawałek mięsa zrobi wszystko, którego zabiera się na wystawy psów. Co go tak zniszczyło? Dlaczego się tak zachowuj? Nigdy taki nie był - Więc spakujesz się, wrócisz ze mną do Meksyku i grzecznie zwiążesz się z Anabell - dodał a ja się przestraszyłem. Nie! Nawet nie ma opcji, że wyjadę stąd i rozstanę się z Violettą. Przełknąłem ślinę i z trudem spojrzałem w jego oczy, z których bił chłód.
- Powiedziałem, że nie wyjadę a tym bardziej się z nią nie zwiąże - za jąkałem się trochę widząc jak jego twarz się napina.
- Słuchaj zabiorę cię stąd choćby siłą - syknął w moja stronę.
- Dlaczego ty to w ogóle robisz? Aż tak zależy ci na tej pieprzonej umowie? - podniosłem głos za co zastałem skarcony jego lodowatym spojrzeniem. Podniósł swoją dłoń na wysokość mojej twarzy.
- Nie podnoś na mnie głosu - starał się być spokojny - Jestem twoim ojcem - dodał i opuścił rękę.
- To zachowuj się jak mój ojciec - syknąłem w jego stronę a wtedy on uderzył mnie z pięści w twarz. Nie wierzę! On mnie uderzył. Mój własny ojciec podniósł na mnie rękę. Osoba, która wychowywała mnie przez osiemnaście lat, która brzydziła się przemocą uderzyła mnie. Człowiek, którego darzyłem szacunkiem. Przyłożyłem dłoń do rozwalonej wargi, z której leciała krew. Kątem oka widziałem, że mój bart jest tak samo w szoku jak ja. Spojrzałem na ojca, który zmieszał się trochę. Czyżby żałował, że mnie uderzył czy może jednak jest mu przykro, że za słabo. Teraz już nie wiem czego się po nim spodziewać.
- Leon .. - zaczął, ale przerwał, bo pewnie nie wie co powiedzieć. Wiem nie powinienem podnosić na niego głosu, ale to chyba nie jest powód żeby mnie uderzyć.
- Co się z tobą stało? - zapytałem z powagą w głosie. Spojrzał na mnie i pokiwał głową. Próbowałem wyczytać coś z jego twarzy, ale to na marne. Na prawdę ta umowa jest dla niego aż tak ważna, że uderzył mnie. Mimo iż odczuwam ból w wardze to nadal to do mnie nie dociera. Czy to jakiś mój chory sen? Wyminął mnie bez słowa i wyszedł z naszego domu. Zamknąłem na chwilę oczy aby upewnić się, że nie śpię. Nabrałem nerwowo powietrza po czym powoli je wypuściłem. Dotknąłem palcami rozwalonej wargi i syknąłem cicho z bólu. Ostrożnie oblizałem wargę i na swoim języku poczułem smak krwi. Spojrzałem na Federico, który nadal siedział zszokowany na kanapie. Całe szczęście, że Diego nie ma w domu przynajmniej nie był świadkiem tej rozmowy. Pokiwałem głową po czym poszedłem do łazienki by zobaczyć jak wygląda moja warga.
**********
Razem z moją przyjaciółką zabieramy swoich chłopaków do centrum zabaw. Zapewne im się tam spodoba, pełno jakiś gier, automatów i dużo słodyczy. Z tego co mi mówiła Fran jej chłopak dołączy do nas w domu chłopków ponieważ ma małe problemy z ubiorem. To nawet my nie miałyśmy takiego problemu a zarówno ja jak i Fran wyglądamy ślicznie. Weszłam na ich posiadłość i już chciałam otwierać drzwi, ale zrobił to ktoś za mnie a mianowicie wściekły pan Verdas. Przywitałam się z nim, ale on nic nie powiedział tylko mnie wyminął. Ciekawe co tym razem zniszczyli. Spojrzałam na Fran, która nie wiedziała o co chodzi. Pachnęłam do niej ręką i bez słowa weszłam do ich domu.
- Hej - przywitałam się radośnie widząc plecy swojego chłopaka. Obrócił się do mnie przodem i wtedy ujrzałam, że ma rozwaloną dolną wargę. Z moje twarzy zniknął uśmiech. Podeszłam do niego przyjrzałam się dokładnie ranie - Co ci się stało? - zapytałam i przejechałam palcem po jego wardze. Westchnął głośno i odsunął się trochę ode mnie.
- Nie ważne - stwierdził - Pójdę się przebrać - dodał i nie czekając na żadną odpowiedź poszedł do swojego pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem a kiedy zniknął mi z oczu przeniosłam swój wzrok na Federico, który stał w drzwiach prowadzących do kuchni. Pokiwał tylko przecząco głową i wszedł do pomieszczenia, znikając mi z oczu. I wtedy drzwi do ich mieszkania się otworzyły a w nich pojawił się chłopak mojej przyjaciółki.
- Cześć śliczne - uśmiechnął się do nas i pocałował Fran w policzek a ona zachichotała.
- Jestem - odezwał się schodzący po schodach Leon i to jeszcze bez kul. Spojrzałam na niego poważnie i podeszłam bliżej.
- Chyba o czymś zapomniałeś - powiedziałam poważnie i skrzyżowałam ręce na piersi. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem a ja pokazałam mu wzrokiem na jego nogi. Nie zrozumiał o co mi chodzi, bo zmarszczył brwi - Kule - wytłumaczyłam a on wtedy załapał.
- Idę bez nich - oznajmił spokojnie i ruszył lekko kulejąc w stronę drzwi.
- Leon, wracaj się po nie - warknęłam w jego stroną a on się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Pokiwał przecząco głową a ja zaczęłam mordować go wzrokiem.
- Albo idę bez nich, albo ty pójdziesz beze mnie - odpowiedział zdenerwowany i nie czekając na nic wyszedł z domu. Spojrzałam na parę stojącą przy drzwiach a oni tylko wzruszyli ramionami. Co się z nim stało? Najpierw nie chce mi powiedzieć czemu ma rozwaloną wargę a teraz jeszcze się tak zachowuje. Coś czuję, że ten dzień nie będzie taki jak go sobie wyobrażałam. Zrezygnowana wyszłam z domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg od razu zauważyłam Leona stojącego na chodniku przed bramą. Podeszliśmy do niego.
- To gdzie idziemy? - zapytał próbując rozluźnić atmosferę Kendall, który trzymał Fran za rękę. Kompletnie nie wiem jak mam się teraz zachować w stosunku do Leona. Zerknęłam na niego kątem oka a on stał i patrzył się przed siebie.
- Zobaczycie - odpowiedziała moja przyjaciółka uśmiechając się do chłopaka - To niedaleko - dodała i cmoknęłam go w policzek a następnie pociągnęła w odpowiednią stronę. Brunet nie spojrzał na mnie tylko zdenerwowany powolnym krokiem ruszył za nimi. Zrobiło mnie się odrobinę smutno, że nie zwraca na mnie uwagi. Podeszłam do niego szybkim krokiem i nic nie mówiąc splotłam nasze dłonie a następnie spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Natomiast on nadal patrzył przed siebie. Chyba nasza tak zwana sielanka w związku się skończyła. Spuściłam głowę i przez całą drogę patrzyłam na swoje buty. Całe szczęście, że droga nie była długa, bo trwała zaledwie kilka minut, ale to były chyba najdłuższe kilka minut w moim życiu. Budynek był cały biały a w okół było pełno drzew. Dzisiaj jest otwarcie tego centrum więc jestem nastawiona na tłumy.
Weszliśmy do środka przez obrotow drzwi. I pierwsze co ujrzeliśmy to pełno kolorów i tak jak myślałam masę ludzi. Uśmiechnęłam się do siebie ponieważ znowu poczułam się jak pięcioletnie dziecko. Obok nas przeszedł człowiek przebrany za rekina. Zaśmiałam się cicho widząc w oczach Kendall zafascynowanie. Puścił dłoń swojej dziewczyny i podszedł do tej maskotki.
- Patrzcie - zwrócił się do nas po czym włożył swoją rękę do paszczy rekina i zaczął się drzeć, że go pożera i zaraz umrze. Śmiejąc się spojrzałam na Fran, która była trochę zażenowana zachowaniem chłopaka. Uderzyła się otwartą ręką w czoło i jak najszybciej podeszła do Kendalla i zaczęła na niego krzyczeć szeptem. On tylko uśmiechnął się do niej i musnął jej usta aby ją uciszyć. Uśmiechnęłam się delikatnie i przeniosłam swój wzrok na Leona. Także na nich patrzył. Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego policzku czuły pocałunek. Odwrócił twarz w moją stronę a ja wtuliłam się w niego.
************
Usiedliśmy na jednej z ławeczek. Moja przyjaciółka i jej chłopak poszli po jakiś koktajl a ja nareszcie mam okazję podpytać trochę Leona o jego zachowanie i tą rozwaloną wargę, która nie daje mi spokoju. Spojrzałam na jego wyraz twarzy i westchnęłam cicho. Podniosłam się ze swojego miejsca i ostrożnie usiadłam na jego kolanach. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i skierowałam tak aby patrzył na mnie a konkretniej w moje oczy. Już otwierałam usta aby coś powiedzieć, ale nie dane mi było ponieważ to właśnie mój chłopak przemówił jako pierwszy.
- Proszę cię nie zaczynaj - odezwał się znudzony i przymknął na chwilę oczy. Westchnęłam głośno i minimalnie dotknęłam jego usta swoimi. Uważałam na ranę aby nie sprawić mu bólu.
- Powiedz mi - szepnęłam prosząco i oparłam swoje czoło o jego. Słyszałam jak przełyka ślinę. Przetarłam swoim nosem o jego a kciukiem pogładziłam go po policzku - Leon, martwię się. Zachowujesz się dzisiaj inaczej jakby ktoś cię podmienił. Do tego ta rozwalona warga. Proszę cię, powiedz mi o co chodzi, co się takiego stało, co ..
- To mój ojciec - przerwał mi moją wypowiedź. Odsunęłam się od niego i spojrzałam pytająco. Odwrócił na chwilę ode mnie wzrok i przełknął głośno ślinę po czym powrócił wzrokiem na mnie - To on mnie uderzył - wyjaśnił a ja osłupiałam. Myślałam, że się przesłyszałam. Ojciec go uderzył. Przecież to niemożliwe. Nie znam go zbyt długo, ale nie powiedziałbym, że jest człowiekiem, który potrafiłby uderzyć własne dziecko - Wczoraj wypisał mnie ze szkoły i chce żebym razem z nim wrócił do Meksyku - mówił ze złością, ale można było także wyczuć w jego głosie smutek. Na pewno nie pozwolę aby wyjechał, choćbym miała go porwać - Przyszedł dzisiaj mnie przeprosić, za to, że mnie uderzył, ale nadal chce abym z nim wyjechał - ciągnął nie patrząc na mnie a raczej za mnie. Moje oczy się delikatnie zaszkliły. Pokręciłam przecząco głowią i przytuliłam się do Leona.
- Dlaczego tak mu zależy abyś z nim pojechał? Chodzi o tą umowę? - pytałam szeptem wprost do jego ucha. Objął mnie swoimi ramionami i przytulił mocniej do siebie.
- Nie wiem, ale wiem, że nie zamierzam stąd wyjeżdżać - odpowiedział i pocałował mnie delikatnie w szyję. Przycisnęłam go jeszcze bardziej, jak gdyby to w ogóle było możliwe.
- A ja ci nie pozwolę wyjechać - wyszeptałam po czym odsunęłam się od niego i wpiłam się w jego usta. Usłyszałam ciche syknięcie z jego ust, ale mimo to nie oderwał się ode mnie tylko oddał pocałunek przy okazji pogłębiając go. Odsunął się ode mnie po chwili i delikatnie oblizał swoją wargę.
- Masz moją krew na wardze - zaśmiał się i kciukiem ją starł. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytrzymałam jego dłoń. Posłał mi swój uśmiech i puścił oczko.
*****************
No proszę cóż za wczesna godzina a ja już dodaję rozdział, może dlatego, że wczoraj napisałam większość. Mam nadzieję, że rozdział na jest nudny. Nie zanudzam i nie zabieram sobie czasu tylko idę kontynuowanie pisania one shot'a.
Tym razem sprawdziłam błędy, ale jakiś pewnie pominęłam za co przepraszam.
- Rano wchodząc do szkoły widziałam ciebie i jakąś dziewczynę uwieszoną na twojej szyi a tylko ja mogę cię tak przytulać - powiedziałam niepewnie i spojrzałam na niego - Tak wiem, wiem, że nie powinnam być aż tak zazdrosna, ale jestem. Bo zdaję sobie sprawę, że podobasz się wielu dziewczyną i tylko czekają na to aż ze mną zerwiesz i będą mogły cię podrywać. A teraz kiedy chodzisz o tych kulach to pewnie jeszcze bardziej na ciebie lecą, bo wyglądasz tak bezbronnie i uroczo. Rozumiem, że możesz być na mnie zły i zawiedziony tym, że ci nie ufa, ale jeszcze nigdy tak bardzo nie zależało mi na żadnym chłopaku i nie chce żeby ktoś mi ciebie odebrał - mówiłam szybko i ledwo łapałam oddech. Jestem na siebie zła, że zdenerwowałam się na niego nawet z nim nie rozmawiając. Niedługo sama go stracę przez swoją głupotę, ale to, że jestem o niego zazdrosna znaczy, że go kocham i zależy mi na nim.
- Skarbie - zaczął ze spokojem i lekkim śmiechem. Spojrzałam na niego smutnym i zażenowanym wzrokiem - Rozumiem, że możesz być czasami zazdrosna, ale na prawdę nie masz o co. Jesteśmy razem, tak? Kocham cię i pamiętaj o tym - przybliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta - Jestem cały twój i tylko twój w bonusie z dwoma kulami - szepnął a na ostatnich trzech słowach zaśmiał się a ja razem z nim. Musnęłam czule jego usta - Odprowadzę cię - postanowił i już chciał ruszyć, ale zatrzymałam go łapiąc za ramię.
- Lepiej będzie jak wrócisz z Federico samochodem - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Już chciał zaprzeczyć, ale pokręciłam przecząco głową.
- A przyjdziesz wieczorem? - zrobił proszącą minę i zamrugał oczami jak ja kiedy coś chcę. Zaśmiałam się głośno.
- Nie wiem, nie wiem zachęć mnie - droczyłam się z nim a on od razu wpił się w moje usta i namiętnie mnie pocałował - Okej, przekonałeś mnie - zaśmiałam się i zatopiłam się w jego ustach.
**********************
Weszłam do środka ich domu i pierwsze co zobaczyłam to na stoliku w salonie były pudła pełne różnych pączków. A następnie chłopcy, którzy zadowoleni siedzieli i oglądali coś w telewizji. Podeszłyśmy z Fran bliżej nich. Każdy z chłopaków siedział w innej pozycji. Mój chłopak rozłożył się na kanapie a skręconą kostkę ułożoną miał na stoliku pod poduszką. Natomiast jego brat w fotelu obok z pączkiem w ręce a Diego ułożony na podłodze.
- Co robicie? - zapytałam z przymrużonymi oczami a oni natychmiastowo na mnie spojrzeli.
- I po co wam tyle pączków? - zapytała tak samo zdziwiona Francesca. Zaśmiali się i spojrzeli na siebie.
- Jak to co? Tłusty czwartek - odpowiedział ze uśmiechem Fede i wcisnął do swojej buzi pączka. Tym razem to my spojrzałyśmy na siebie z przyjaciółką i wybuchłyśmy śmiechem.
- Chłopcy mamy koniec września a Tłusty czwartek jest w lutym - odpowiedziała moja przyjaciółka ze śmiechem. Oni na prawdę z dnia na dzień coraz bardziej zaskakują mnie swoimi głupi pomysłami.
- My mamy swój własny Tłusty Czwartek - oburzył się Diego i obrócił się do nas plecami. Zaśmiałam się po czym wygodnie usadowiłam się obok swojego chłopaka. Spojrzał na mnie obrażony i odsunął się. Zaśmiałam się i nie czekając na nic przytuliłam go do siebie i pocałowałam w policzek. Odwrócił głowę w moją stronę i zmroził mnie wzrokiem a ja wykorzystałam okazję i musnęłam szybko jego usta. Przewrócił teatralnie oczami i objął mnie ramieniem. Nagle zadzwonił jego telefon. Niechętnie sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni i wyciągnął swój telefon. Spojrzał na ekran i widząc, że dzwoni jego ojciec odrzucił połączenie.
- Dlaczego nie odbierzesz? - zapytałam szeptem aby nie przeszkadzać reszcie w oglądaniu. Westchnął głośno i przymknął na chwile powieki.
- Po co mam odbierać? Żeby znowu wysłuchiwać jakim złym synem jestem - odpowiedział także szeptem, ale ze złością w głosie. Jego wzrok był skupiony na ekranie telewizora. Cmoknęłam go w policzek, oparłam głowę o jego ramię i zaczęłam razem z nimi oglądać.
**************
- Chłopaki, mam dla was dwie wiadomości - podbiegł do nas uśmiechnięty od ucha do ucha Niall. Ciekawy jestem co tym razem wymyślił. Zerknął na każdego z nas i poruszył zabawnie brwiami - Umówiłem się ze Sofie - powiedział jak pięcioletnie dziecko, które dostało cukierka. Pokazałem mu kciuk w górę i uśmiechnąłem się - Ale umówiła się ze mną tylko dlatego, że ściemniłem iż gram w zespole - dodał już mnie entuzjastycznie. Zaśmiałam się głośno razem z chłopakami a on skrzyżował ręce na piersi i przybrał szatański wyraz twarzy - A wy jesteście w zespole razem ze mną - dodał a nam od razu uśmiechy zniknęły z twarzy, ale za to blondyn się uśmiechnął - I komu jest teraz do śmiechu - powiedział kpiąco. Nie wierze, że nas w to wciągnął. Znowu. Ostatni raz jak się umawiał z dziewczyną to ściemnił jej, że jeździmy na harleyach. Na szczęście po tym jak go ochrzaniliśmy powiedział jej prawdę a ona go spoliczkowała i odwołała randkę - A i za tydzień występujemy na szkolnej imprezie w sobotę - poinformował nas ze spokojem w głosie. On jest niemożliwy! Gdybym nie chodził o kulach uderzyłbym go tak porządnie żeby zmądrzał.
- Totalnie ci już odbiło - odezwał się jako pierwszy Kendall.
- Przecież my nie mamy zespołu i zresztą nikt z nas nie śpiewa ani nie gra na żadnym instrumencie - przejął tym razem głos mój brat. Potwierdziłem jego słowa kiwnięciem głowy i wtedy podeszły do nas jak zwykle uśmiechnięta Cat i znudzona Jade. Nasze stosunki po wspólnej pracy ani trochę się nie zmieniły. Wciąż jest okropna i wredna, nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich.
- Leon potrafi śpiewać - wtrącił się tym razem Diego. Wszyscy spojrzeli na niego a ja posłałem mu mordercze spojrzenie.
- Tak, ale tylko pod prysznicem - zaśmiał się Federico i spojrzał na mnie a ja mordowałem go wzrokiem. Jego uśmiech natychmiastowo zniknął z twarzy. Zacisnąłem dłoń w pięść.
- Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć - warknąłem do niego i uderzyłem go mocno w ramię. Złapał się za nie a na jego twarzy wymalowany był ból, natomiast dziewczyny zaśmiały się po jego słowach. Świetnie teraz dzięki mojemu brat i zapewne Jade cała szkoła będzie wiedzieć, że śpiewam sobie pod prysznicem. Normalnie zawsze chciałem zostać gwiazdą prysznicową, może niech jeszcze napisze o tym w internecie i zaprosi ludzi na mój koncert pod drzwiami łazienki, albo zamieści gdzieś filmik jak śpiewam.
- No weźcie chłopcy - odezwał się ponownie Diego - Pomóżmy mu - dodał i objął Nialla ramieniem po męsku a blondyn zrobił proszącą minę.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy założyć zespół, nauczyć się grać i jeszcze do tego śpiewać w tydzień? - oburzył się Kendall wyliczając zdenerwowany na palcach.
- I napisać piosenkę - dodał z uśmiechem Niall na co Kendall prychną.
- Wspaniale! - krzyknął radośnie z wyczuwalnym sarkazmem, ale widocznie blondyn tego nie wyczuł, bo uśmiechnął się do niego - Nie potrafimy pisać piosenek - dodał powoli i patrząc w stronę Nialla.
- Damy radę - odparł z entuzjazmem Diego po czym posłał nam uśmiech - Leon pisał piosenkę z Jade więc teraz też może coś stworzą - dodał a ja pokręciłem przecząco głową.
- Mnie w to nie wciągajcie - zaprzeczyła od razu West po czym odeszła. Powróciłem wzrokiem na blondyna a on natychmiastowo zrobił minę. Westchnąłem głośno. Nie wierzę, że to robię dla tego głupka.
- No dobra - zgodziłem się niechętnie. I wtedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Udaliśmy się na naszą ukochana lekcję, czyli chemię z znienawidzoną Panią Muro. Normalnie robot nie kobieta. Nie uśmiecha się tylko zawsze ma na twarzy wymalowaną pełną powagę. Chodzi od drzwi do swojego biurka i gada. A kiedy w końcu skończy rzuca tekst typu ''Mam nadzieję, że zrobiliście z tego notatkę, bo zrobię kartkówkę''. Zająłem swoje miejsce czyli prościej mówiąc czwartą ławkę przy oknie a obok mnie usiadł ''założyciel'' naszego zespołu. Wyciągnąłem potrzebne rzeczy i czekałem aż nauczycielka zacznie prowadzić lekcje, bo jak na razie siedzi z nosem w dzienniku.
- Ej Leon, co ty na taką nazwę naszego zespołu ''Niall and The Boys'' - szturchnął mnie ramieniem i poruszał brwiami. Zerknąłem na niego kątem oka i pokiwałem przecząco głową - Okej a na tą '' Niall i Oni'' - zaproponował na co ja westchnąłem.
- Panie Horan, jak jest pan taki chętny do rozmów to powiedz mi Jak otrzymuje się polichlorek winylu? I jakie ma właściwości? - odezwała się nauczycielka wstając ze swojego miejsca. Blondyn przygryzł nerwowo dolna wargę i uśmiechnął się cwaniacko.
- Tylko Bóg zna odpowiedź na to pytanie - powiedział z uśmiechem, ale kiedy zobaczył wyraz twarzy nauczycielki od razu spoważniał i usiadł prosto na krześle.
- To trzeba było go spytać - odpowiedziała bez żadnych emocji na co ja się zaśmiałem.
- Cięta riposta - szepnąłem sam do siebie, ale niestety ona ma dobry słuch więc usłyszała to. Przeniosła swój wzrok na mnie i spiorunowała mnie nim.
- Do dyrektora - warknęła i skrzyżowała ręce na piersiach. Już otwierałem usta aby coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mi tylko wskazał dłonią na drzwi.
- Ale to nie było obraźliwe - broniłem się. Nie mogę pójść do dyrektora przecież nic nie zrobiłem. Nic nie odpowiedziała tylko ponownie pokazał mi niegrzecznie palcem drzwi. Westchnąłem głośno i wstałem ze swojego miejsca po czym wziąłem kule i opuściłem klasę. Znakomicie Niall do niej pyskuje a ja idę do dyrektora. Miejmy nadzieję, że odpuści mi to. Na całe szczęście sala chemiczna jest niedaleko gabinetu dyrektora. Za dwa dni mogę już chodzić bez kul więc jest jakiś plus. Zapukałem do drzwi i kiedy usłyszałem jego głos, który pozwolił mi wejść, uczyniłem to i niepewnie usiadłem na krześle naprzeciwko niego.
- Pewnie zastanawia się pan czemu tu jestem - zacząłem a on zmarszczył brwi. Pokiwał przecząco głową i oprał się łokciami o swoje biurko.
- Ja cię do siebie wezwałem - odparł na co ja odetchnąłem z ulgą. Spojrzał na mnie spod byka, co mnie trochę skrępowało - Dwie godziny temu dzwonił do mnie twój ojciec - zaczął patrząc na mnie. A ten czego chciał, może karze dyrektorowi wywalić mnie z drużyny za kare, że jestem nieposłusznym synem? - Wypisał cię ze szkoły - kontynuował a mi opadła szczęka. Jak to możliwe? On w ogóle tak może? Przecież jestem pełnoletni i mogę za siebie decydować - Jako powód podał sprawy rodzinne i poinformował mnie, że zapisał cię już do szkoły w Meksyku - ciągnął swoją wypowiedź dyrektor a ja znieruchomiałem natomiast wewnątrz mnie panowała wojna. Miałem ochotę zacząć krzyczeć i walić w co popadnie, ale nie zrobię tego, bo przede mną siedzi dyrektor a nie mój ojciec - Dzisiaj jest twój ostatni dzień w tej szkole od poniedziałku będziesz chodził do szkoły w Meksyku - zakończył i oparł się o swój fotel. Jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Spojrzałem na dyrektora a on wskazał mi gestem głowy, że mogę już iść. Zacisnąłem szczękę i jak na razie ze spokojem wstałem z krzesła a następnie udałem się do drzwi - A i prosił aby ci przekazać, że jeszcze dzisiaj przyjedzie - dodał kiedy już otwarłem drzwi. Normalnie cały się trzęsłem w środku ze złości. Wyszedłem przed szkołę i ze złością rzuciłem swoimi kulami o ziemię a sam usiadłem na ławce obok. Zacisnąłem dłonie w pięści z taką złością, że moje dłonie zrobiły się całe białe. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do ojca. Kilka sygnałów i automatyczna sekretarka. Nie odbiera. Już chciałem rzucić przedmiotem o ziemię, ale powstrzymałem się przypominając sobie, że niedawno go kupiłem i tani nie był. Normalnie nie wierzę, że mi to robi. Aż tak bardzo zależy mu na tej pieprzonej umowie, że jest w stanie zniszczyć mi życie. Nie poznaje go, nigdy taki nie był. A mama? Nic nie próbuje z tym zrobić. Myślałem, że chociaż ona jest mądrzejsza od niego, ale widocznie się pomyliłem. Od zawsze mam do nich szacunek, nigdy nie powiedziałem a nawet nie pomyślałem o nich źle, a oni robią mi takie coś. I co zamknął mnie w moim starym pokoju w Meksyku i nie wypuszczą dopóki nie zgodzę się na ten chory związek. Kompletnie ich nie rozumiem! Jestem ich dzieckiem powinni chcieć dla mnie jak najlepiej a nie traktować jak jakiś przedmiot do handlowania. Do moich uszy dostał się dźwięk dzwonka szkolnego, który informował, że właśnie skończyły się lekcje. Oparłem łokcie o swoje kolana a dłonie wplotłem w swoje ułożone włosy. Próbowałem się uspokoić, ale nic nie pomagało.
- I jak? - usłyszałem głos swojego brata. Podniosłem na niego wzrok, który wyrażał nienawiść, ale nie do niego tylko do naszego ojca.
- Nasz kochany ojciec wypisał mnie ze szkoły i chce mnie wywieźć z powrotem do Meksyku - warknąłem w jego stronę a on zrobił tak samo zdziwioną minę jak ja kiedy to usłyszałem. Usiadł obok mnie na ławce i westchnął głośno.
- Nie poznaje go - odezwał się patrząc przed siebie.
- Ta, ja też - westchnąłem ze złością i zamknąłem oczy a następnie zacząłem głęboko oddychać aby się uspokoić.
*******************
Podszedłem do drzwi, do których ktoś przed chwilą dzwonił. Oczywiście domyślałem się kto to i najchętniej zamknąłbym je na klucz, który następnie wyrzucił. Kiedy tylko je otwarłem moim oczom ukazał się ON. Ta bezduszna osoba, która chce zniszczyć mi życie. Mój ojciec. Stał z szerokim uśmiechem i rękami włożonymi do kieszeni. Patrzyłem na niego z pogardą. Może jest moim ojcem i zasługuje na szacunek, ale jak ja mam go mieć do niego kiedy on robi mi coś takiego.
- Witaj synu - przywitał się z uśmiechem. Jeszcze wczoraj przez telefon nazwał mnie nie wdzięcznym bachorem a teraz traktuje mnie jak syn. Kurde, czym sobie na to zasłużyłem. Moja twarz nie wyrażała nic oprócz złości. Nie odpowiedziałem tylko zostawiając otwarte drzwi wróciłem z powrotem do salon gdzie był także mój brat - Widzę, że nadal nie posiadasz kultury ani szacunku do swojego ojca - dodał wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Żartuje sobie? Kiedy nie okazywałem mu szacunku? Zawsze jego zdanie było dla mnie kluczowe, to po części dla niego gram w kosza a on mówi, że nie mam do niego szacunku. To widocznie on nie potrafi tego dostrzec. Odwróciłem się do niego przodem i wtedy ujrzałem wyraz jego twarzy, był taki chłodny. Ten człowiek co stoi przede mną, nie jest moim ojcem, to jakiś kolon - Spakowałeś się już? - zapytał i ominął mnie po czym zaczął rozglądać się po domu. Kim jest ten człowiek? Bo na pewno nie moim ojcem.
- Nie, bo zostaje tutaj - odpowiedziałem poważnie i spojrzałem na niego. Zaśmiał się słysząc moje słowa po czym ponownie przeniósł na mnie swój wzrok.
- Masz robić to co ci każe - warknął w moją stronę i posłał chłodne spojrzenie.
- Nie jestem twoim tresowanym pieskiem - odpowiedziałem próbując zachować powagę, ale szczerze mówiąc zaczynam się go bać. Podszedł do mnie bliżej i zacisnął zęby.
- Właśnie, że jesteś - te słowa mnie zabolały. Tylko tym jestem dla swojego ojca. Jakimś wytresowanym pieskiem, który za kawałek mięsa zrobi wszystko, którego zabiera się na wystawy psów. Co go tak zniszczyło? Dlaczego się tak zachowuj? Nigdy taki nie był - Więc spakujesz się, wrócisz ze mną do Meksyku i grzecznie zwiążesz się z Anabell - dodał a ja się przestraszyłem. Nie! Nawet nie ma opcji, że wyjadę stąd i rozstanę się z Violettą. Przełknąłem ślinę i z trudem spojrzałem w jego oczy, z których bił chłód.
- Powiedziałem, że nie wyjadę a tym bardziej się z nią nie zwiąże - za jąkałem się trochę widząc jak jego twarz się napina.
- Słuchaj zabiorę cię stąd choćby siłą - syknął w moja stronę.
- Dlaczego ty to w ogóle robisz? Aż tak zależy ci na tej pieprzonej umowie? - podniosłem głos za co zastałem skarcony jego lodowatym spojrzeniem. Podniósł swoją dłoń na wysokość mojej twarzy.
- Nie podnoś na mnie głosu - starał się być spokojny - Jestem twoim ojcem - dodał i opuścił rękę.
- To zachowuj się jak mój ojciec - syknąłem w jego stronę a wtedy on uderzył mnie z pięści w twarz. Nie wierzę! On mnie uderzył. Mój własny ojciec podniósł na mnie rękę. Osoba, która wychowywała mnie przez osiemnaście lat, która brzydziła się przemocą uderzyła mnie. Człowiek, którego darzyłem szacunkiem. Przyłożyłem dłoń do rozwalonej wargi, z której leciała krew. Kątem oka widziałem, że mój bart jest tak samo w szoku jak ja. Spojrzałem na ojca, który zmieszał się trochę. Czyżby żałował, że mnie uderzył czy może jednak jest mu przykro, że za słabo. Teraz już nie wiem czego się po nim spodziewać.
- Leon .. - zaczął, ale przerwał, bo pewnie nie wie co powiedzieć. Wiem nie powinienem podnosić na niego głosu, ale to chyba nie jest powód żeby mnie uderzyć.
- Co się z tobą stało? - zapytałem z powagą w głosie. Spojrzał na mnie i pokiwał głową. Próbowałem wyczytać coś z jego twarzy, ale to na marne. Na prawdę ta umowa jest dla niego aż tak ważna, że uderzył mnie. Mimo iż odczuwam ból w wardze to nadal to do mnie nie dociera. Czy to jakiś mój chory sen? Wyminął mnie bez słowa i wyszedł z naszego domu. Zamknąłem na chwilę oczy aby upewnić się, że nie śpię. Nabrałem nerwowo powietrza po czym powoli je wypuściłem. Dotknąłem palcami rozwalonej wargi i syknąłem cicho z bólu. Ostrożnie oblizałem wargę i na swoim języku poczułem smak krwi. Spojrzałem na Federico, który nadal siedział zszokowany na kanapie. Całe szczęście, że Diego nie ma w domu przynajmniej nie był świadkiem tej rozmowy. Pokiwałem głową po czym poszedłem do łazienki by zobaczyć jak wygląda moja warga.
**********
Razem z moją przyjaciółką zabieramy swoich chłopaków do centrum zabaw. Zapewne im się tam spodoba, pełno jakiś gier, automatów i dużo słodyczy. Z tego co mi mówiła Fran jej chłopak dołączy do nas w domu chłopków ponieważ ma małe problemy z ubiorem. To nawet my nie miałyśmy takiego problemu a zarówno ja jak i Fran wyglądamy ślicznie. Weszłam na ich posiadłość i już chciałam otwierać drzwi, ale zrobił to ktoś za mnie a mianowicie wściekły pan Verdas. Przywitałam się z nim, ale on nic nie powiedział tylko mnie wyminął. Ciekawe co tym razem zniszczyli. Spojrzałam na Fran, która nie wiedziała o co chodzi. Pachnęłam do niej ręką i bez słowa weszłam do ich domu.
- Hej - przywitałam się radośnie widząc plecy swojego chłopaka. Obrócił się do mnie przodem i wtedy ujrzałam, że ma rozwaloną dolną wargę. Z moje twarzy zniknął uśmiech. Podeszłam do niego przyjrzałam się dokładnie ranie - Co ci się stało? - zapytałam i przejechałam palcem po jego wardze. Westchnął głośno i odsunął się trochę ode mnie.
- Nie ważne - stwierdził - Pójdę się przebrać - dodał i nie czekając na żadną odpowiedź poszedł do swojego pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem a kiedy zniknął mi z oczu przeniosłam swój wzrok na Federico, który stał w drzwiach prowadzących do kuchni. Pokiwał tylko przecząco głową i wszedł do pomieszczenia, znikając mi z oczu. I wtedy drzwi do ich mieszkania się otworzyły a w nich pojawił się chłopak mojej przyjaciółki.
- Cześć śliczne - uśmiechnął się do nas i pocałował Fran w policzek a ona zachichotała.
- Jestem - odezwał się schodzący po schodach Leon i to jeszcze bez kul. Spojrzałam na niego poważnie i podeszłam bliżej.
- Chyba o czymś zapomniałeś - powiedziałam poważnie i skrzyżowałam ręce na piersi. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem a ja pokazałam mu wzrokiem na jego nogi. Nie zrozumiał o co mi chodzi, bo zmarszczył brwi - Kule - wytłumaczyłam a on wtedy załapał.
- Idę bez nich - oznajmił spokojnie i ruszył lekko kulejąc w stronę drzwi.
- Leon, wracaj się po nie - warknęłam w jego stroną a on się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Pokiwał przecząco głową a ja zaczęłam mordować go wzrokiem.
- Albo idę bez nich, albo ty pójdziesz beze mnie - odpowiedział zdenerwowany i nie czekając na nic wyszedł z domu. Spojrzałam na parę stojącą przy drzwiach a oni tylko wzruszyli ramionami. Co się z nim stało? Najpierw nie chce mi powiedzieć czemu ma rozwaloną wargę a teraz jeszcze się tak zachowuje. Coś czuję, że ten dzień nie będzie taki jak go sobie wyobrażałam. Zrezygnowana wyszłam z domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg od razu zauważyłam Leona stojącego na chodniku przed bramą. Podeszliśmy do niego.
- To gdzie idziemy? - zapytał próbując rozluźnić atmosferę Kendall, który trzymał Fran za rękę. Kompletnie nie wiem jak mam się teraz zachować w stosunku do Leona. Zerknęłam na niego kątem oka a on stał i patrzył się przed siebie.
- Zobaczycie - odpowiedziała moja przyjaciółka uśmiechając się do chłopaka - To niedaleko - dodała i cmoknęłam go w policzek a następnie pociągnęła w odpowiednią stronę. Brunet nie spojrzał na mnie tylko zdenerwowany powolnym krokiem ruszył za nimi. Zrobiło mnie się odrobinę smutno, że nie zwraca na mnie uwagi. Podeszłam do niego szybkim krokiem i nic nie mówiąc splotłam nasze dłonie a następnie spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Natomiast on nadal patrzył przed siebie. Chyba nasza tak zwana sielanka w związku się skończyła. Spuściłam głowę i przez całą drogę patrzyłam na swoje buty. Całe szczęście, że droga nie była długa, bo trwała zaledwie kilka minut, ale to były chyba najdłuższe kilka minut w moim życiu. Budynek był cały biały a w okół było pełno drzew. Dzisiaj jest otwarcie tego centrum więc jestem nastawiona na tłumy.
Weszliśmy do środka przez obrotow drzwi. I pierwsze co ujrzeliśmy to pełno kolorów i tak jak myślałam masę ludzi. Uśmiechnęłam się do siebie ponieważ znowu poczułam się jak pięcioletnie dziecko. Obok nas przeszedł człowiek przebrany za rekina. Zaśmiałam się cicho widząc w oczach Kendall zafascynowanie. Puścił dłoń swojej dziewczyny i podszedł do tej maskotki.
- Patrzcie - zwrócił się do nas po czym włożył swoją rękę do paszczy rekina i zaczął się drzeć, że go pożera i zaraz umrze. Śmiejąc się spojrzałam na Fran, która była trochę zażenowana zachowaniem chłopaka. Uderzyła się otwartą ręką w czoło i jak najszybciej podeszła do Kendalla i zaczęła na niego krzyczeć szeptem. On tylko uśmiechnął się do niej i musnął jej usta aby ją uciszyć. Uśmiechnęłam się delikatnie i przeniosłam swój wzrok na Leona. Także na nich patrzył. Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego policzku czuły pocałunek. Odwrócił twarz w moją stronę a ja wtuliłam się w niego.
************
Usiedliśmy na jednej z ławeczek. Moja przyjaciółka i jej chłopak poszli po jakiś koktajl a ja nareszcie mam okazję podpytać trochę Leona o jego zachowanie i tą rozwaloną wargę, która nie daje mi spokoju. Spojrzałam na jego wyraz twarzy i westchnęłam cicho. Podniosłam się ze swojego miejsca i ostrożnie usiadłam na jego kolanach. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i skierowałam tak aby patrzył na mnie a konkretniej w moje oczy. Już otwierałam usta aby coś powiedzieć, ale nie dane mi było ponieważ to właśnie mój chłopak przemówił jako pierwszy.
- Proszę cię nie zaczynaj - odezwał się znudzony i przymknął na chwilę oczy. Westchnęłam głośno i minimalnie dotknęłam jego usta swoimi. Uważałam na ranę aby nie sprawić mu bólu.
- Powiedz mi - szepnęłam prosząco i oparłam swoje czoło o jego. Słyszałam jak przełyka ślinę. Przetarłam swoim nosem o jego a kciukiem pogładziłam go po policzku - Leon, martwię się. Zachowujesz się dzisiaj inaczej jakby ktoś cię podmienił. Do tego ta rozwalona warga. Proszę cię, powiedz mi o co chodzi, co się takiego stało, co ..
- To mój ojciec - przerwał mi moją wypowiedź. Odsunęłam się od niego i spojrzałam pytająco. Odwrócił na chwilę ode mnie wzrok i przełknął głośno ślinę po czym powrócił wzrokiem na mnie - To on mnie uderzył - wyjaśnił a ja osłupiałam. Myślałam, że się przesłyszałam. Ojciec go uderzył. Przecież to niemożliwe. Nie znam go zbyt długo, ale nie powiedziałbym, że jest człowiekiem, który potrafiłby uderzyć własne dziecko - Wczoraj wypisał mnie ze szkoły i chce żebym razem z nim wrócił do Meksyku - mówił ze złością, ale można było także wyczuć w jego głosie smutek. Na pewno nie pozwolę aby wyjechał, choćbym miała go porwać - Przyszedł dzisiaj mnie przeprosić, za to, że mnie uderzył, ale nadal chce abym z nim wyjechał - ciągnął nie patrząc na mnie a raczej za mnie. Moje oczy się delikatnie zaszkliły. Pokręciłam przecząco głowią i przytuliłam się do Leona.
- Dlaczego tak mu zależy abyś z nim pojechał? Chodzi o tą umowę? - pytałam szeptem wprost do jego ucha. Objął mnie swoimi ramionami i przytulił mocniej do siebie.
- Nie wiem, ale wiem, że nie zamierzam stąd wyjeżdżać - odpowiedział i pocałował mnie delikatnie w szyję. Przycisnęłam go jeszcze bardziej, jak gdyby to w ogóle było możliwe.
- A ja ci nie pozwolę wyjechać - wyszeptałam po czym odsunęłam się od niego i wpiłam się w jego usta. Usłyszałam ciche syknięcie z jego ust, ale mimo to nie oderwał się ode mnie tylko oddał pocałunek przy okazji pogłębiając go. Odsunął się ode mnie po chwili i delikatnie oblizał swoją wargę.
- Masz moją krew na wardze - zaśmiał się i kciukiem ją starł. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytrzymałam jego dłoń. Posłał mi swój uśmiech i puścił oczko.
*****************
No proszę cóż za wczesna godzina a ja już dodaję rozdział, może dlatego, że wczoraj napisałam większość. Mam nadzieję, że rozdział na jest nudny. Nie zanudzam i nie zabieram sobie czasu tylko idę kontynuowanie pisania one shot'a.
Tym razem sprawdziłam błędy, ale jakiś pewnie pominęłam za co przepraszam.
Boski<3
OdpowiedzUsuńAmcia:)
Robi sie coraz ciekawiej,ale coraz bardziej boje sie dalszych rozdzialow tym bardziej po twojej wczesniejszej notatce pod rozdzialem.Uwielbiam twoje pomysly ! Mam nadzieje ze w najblizszych rozdzialach wyjasni sie sprawa z ojcem chłopców oraz że nie skrzywdzisz za bardzo Leonetty. Pizdrawiam serdecznie ! ❤❤❤❤ Agata :*
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM XD Przepraszam tak to jest jak sie pisze szybko na telefonie a potem nie sprawdza błędów XD
UsuńZajebisty ♥
OdpowiedzUsuńBoski czekam na next
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział
OdpowiedzUsuńJesteś jedną z tych blogerek, które najbardziej lubię
Jesteś wspaniała
Uwielbiam takie akcje jak np gdy tata Leona go uderzył
Wspaniale to napisałaś ^^
Heh, ten Nail to ma pomysły :D
Ciekawe co wymyślą by to wszystko odkręcić :)
Kendal to głuptas prze duże G ^^
Już nie mogę się doczekać nexta, a i kiedy pojawi się ten OS?
Pozdrawiam
L
sssssssssssuper
OdpowiedzUsuńViola nie pozwól Leosiowi wyjechać <3
OdpowiedzUsuńOjej taka romantyczna ta scena <3
Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMoże dasz w następnym rozdziale o jakieś starej pasji Violki.
OdpowiedzUsuńI, że niby ona była w tym dobra i wogóle oraz żeby wszyscy byli nią zaskoczeni!!!
Cudny!!
OdpowiedzUsuńTata Leosia go uderzył co za człowiek
Leon zachowuje dziwnie w stosunku do Vilu
Właśnie miałam nadzieję, że dziś na tym blogu rozdział sir pojawi. I jest!
OdpowiedzUsuńVilu zazdrosna o Leona... Tak go kocha.. <3
Leoś wyznał jej, że ja kocha ^^
A oni się paczka mi obrzerają xD Bo przecież tłusty czwartek od zawsze był we wrześniu!
Niall i zespół xD
Ta gwiazda prysznicowa mnie rozwaliła xDD
Ojciec Leona -,-
Już go nie lubię! Jak można uderzyć tak cuuuudownego chłopaka? I tak przystojnego?!
Ale Vilu się nim martwi, kochana! A on jej wszystko wyznał! A ona nie dopuści do jego wyjazdu, i dobrze! Tak trzymaj! <33
Rozdział w skrócie mówiąc, świetny! Taki... taki... wspaniały! Wszystko opisane, te emocje, to wszystko.. Ommm...!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, uwielbiam to opowiadanie!
Pozdrawiam !
Suzz! ♡
Heej . Świetny rozdział.. co za pojebany człowiek jak mozna uderzyć swojego syna mój biedny Leoś :-( mam nadzieje że nie wyjedzie . W tej chwili to bym tego gościa skopała w każdym możliwym miejscu .... Vilu zazdrosna oo słodko :*** .. Niall hahhaha o kurde rozwalił mnie hahhha xdd #jebłam# . :* jakaś nienormalna nauczycielka leośiek jest grzeczny i słodki #boski## ... koncze mój komentarz życzę dużo weny i czekam na kolejny nexcik ..Pozdrowionka ;** ^__^
OdpowiedzUsuńCudny rozdzial !
OdpowiedzUsuńBiedny Leon ma problemy z ojcem :( oby Viola mu pomogla je rozwiazac :)
haha Niall i jego zespol to bedzie ciekawy wystep :D
Czekam z niecierpliwoscia na kolejne rozdzialy :)
Genialny <3
OdpowiedzUsuńzostajesz nominowana do LBA na moim blogu
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa tak kocham naszą Leonette :)
prosimy o next :)
Hej zostałaś nominowana do LBA na moim blogu! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńhttp://jortini-lovee.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńZajebisty <333
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania, są strasznie wciągające :***
Czekam z niecierpliwością na next ^^
Boski ❤
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cie, że dopiero teraz komentuje, ale na tygodniu nie mam czasu. Cały czas to sprawdziany - kartkówki... Mam tego dość. A zwłaszcza geografii, z której nigdy nie będę dobra. Never. Zresztą też nie jestem na komputerze, tylko komentuje z telefonu i z lekką trudnością pisze polskie znaczki. ;-/ Na komputer wchodzić mi sie nie chce... On zawsze wolno się włącza i minie z jakieś pięć minut od włączenia, niby nie długo, ale jednak, dla mnie okropnie długo się czeka.
A teraz co do rozdziału...
Jak on może wypisywać Leona ze szkoły, kiedy ten ma mi pisać piosenke o miłości? Hym? A potem jeszcze go stuknąć w piękne usteczka? :-( No i jak tak mozna? Ugh.. Mam nadzieje, że Leon nie da sie tak łatwo.
Czekam na next'a i życze sporo weny.
Rozdzial dziś?
~Katy<3
wspaniały <3
OdpowiedzUsuńkiedy next? :)
Hej, posluchaj - fajny blog, wciagnal mnie. Jednak robisz pare bledow \ pomylek. Oczywiscie nie musisz sie nimi przejmowac, jezeli nie chcesz. Ale warto zwrocic na nie uwage, aby Twoj blog byl jeszcze lepszy i bardziej sie podobal.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, czesto piszesz "mnie" zamiast "mi". Poprawnie po polsku mowi sie "podoma mi sie", a nie "podoba mnie sie"
Po drugie, uwazam, ze zrobienie bohaterow licealistami bylo z poczatku nieco nie trafione. Potem zmienilam zdanie, ale powiem ci dlaczego na poczatku mi to nie podeszlo. Otoz Violetta i Fran, mimo, ze nie sa pelnoletnie (chyba) leca same do innego kraju. Ba, na inny kontynent. Naprawde ich rodzice pozwolili im tak isc w ciemno ? Nie martwiac sie ? Ale ok, zalozmy ze sa odpowiedzalne i to German wszystko finansuje. Ale teraz druga kwestia. Czy Viola naprawde skontaktowala sie z ojcem dopiero kilka dni po przyjezdzie ? I on sie nie dowiedzial chociaz czy bezpiecznie dotarly ? I sprawe szkoly pierwszy raz omowili dopiero wtedy ?
Po trzecie i chyba najwazniejsze, jest tu duzo niescislosci jezeli chodzi o Argentyne. Otoz wszystko wyglada w sumie na Polske - sposob oceniania w szkole, rozpoczecie roku szkolnego, tlusty czwartek etc. Jednak w Argentynie, a nawet we Wloszech nie wszystko wyglada tak jak u nas. Tak samo liceum - High School jest w Stanach Zjednoczonych.
Po czwarte, radze ci odrobinke ograniczyc opisy porannej toalety i tego typu zbednych rzeczy. I zastapilabym slowo "noga" wyrazem "stopa".
Mam nadzieje, ze przyda ci sie to. I podziwiam Twoja chec do pisania, kontynuuj wysilki