Kolejny dzień zaczyna się tak samo. Wstaję wcześnie rano, biorę szybki prysznic, ubieram się w dość eleganckie ubrania, jem szybko śniadanie i jak najszybciej jadę do firmy, w której pracuje. Jestem asystentem właścicielki podobno największej firmy w całym Buenos Aires. Z tego co wiem ma dwadzieścia cztery lata czyli prościej mówiąc jest w moim wieku. Kiedyś firma należała do jej ojca, ale po wypadku przepisał ją na swoją córkę czyli teraźniejszą właścicielkę. Z każdym kolejnym dniem mam dość tej pracy i całej firmy. Wszedłem do budynku zwanego także moją pracą ze sztucznym uśmiechem, ale kiedy zobaczyłem na wejściu recepcjonistkę, która jest także moją przyjaciółką od razu zmieniłem swój dzisiejszy humor. Podszedłem do blatu, za którym siedziała i oparłem się rękoma o zimny marmur po czym pocałowałem ją czule w policzek. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zaśmiała uroczo.
- Castillo, chce z tobą rozmawiać – odezwała się poważnym głosem na co głośno westchnąłem. Pewnie znowu będzie chciała żebym poszedł odebrać jej sukienkę z pralni albo zrobił zakupy do jej mieszkania. Właśnie mniej więcej tak wygląda moja praca. Ruszyłem z grymasem w stronę gabinetu mojej pracodawczyni, który znajdował się na piątym piętrze jednak Francesca zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek – Teraz jest u niej klient na spotkaniu – wytłumaczyła z lekką ironią w głosie.
- Ile już tam siedzą? – zapytałem znudzonym głosem ponieważ każdy w firmie wie na czym polegają spotkania naszej kochanej szefowej. Westchnęła głośno po czym spojrzała na swój złoty zegarek na nadgarstku i przymrużyła lekko powieki.
- Trzydzieści pięć minut – odpowiedziała a następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, co od razu odwzajemniłem. Westchnąłem ponownie dzisiejszego ranka po czym pożegnałem się z Fran buziakiem w policzek i udałem się na piąte piętro aby zająć się papierami, których wczoraj nie skończyłem a powinienem, ale spokojnie skończę je wypełniać zanim spotkanie szefowej dobiegnie końca. Usiadłem na krześle przed swoim biurkiem a naprzeciwko mnie znajdowały się drewniane drzwi do gabinetu mojej szefowej. Wziąłem do ręki niechętnie plik kartek, które wczoraj zostawiłem i zacząłem kontynuować pracę przerwaną wczoraj przez zmęczenie. Wszędzie jakieś głupie liczby, które muszę wyliczyć. Wziąłem do ręki zielony długopis oraz czystą biała kartkę po czym zacząłem na niej wypisywać cyfry, dodawać je, odejmować, mnożyć, dzielić i tak w kółko. I po to chodziłem do szkoły artystycznej żeby teraz siedzieć przez osiem godzin w biurze i wyliczać jakieś podatki dla szefowej, która zabawia się teraz z jakimś gościem w swoim gabinecie. Od razu mówię to nie są żadne pomówienia ponieważ można usłyszeć co się dzieje za drzwiami kilka metrów przede mną. Szczerze mówiąc nie jestem jakoś do niej wrogo nastawiony czy coś po prostu nie lubię jej zbytnio i tyle. Nagle drzwi od jej gabinetu się otworzyły a w nich stanęła ona we własnej osobie z niedopiętą na górze koszulą oraz jakiś koleś z rozwaloną fryzurą. Coś dzisiaj wyjątkowo szybko się to skończyło. Pożegnała się z nim podając mu rękę a następnie spojrzała na mnie z poważną miną. Pokazała gestem głowy, że mam wejść do jej gabinetu. Westchnąłem niechętnie po czym podniosłem się z siedzenie i ruszyłem w stronę drzwi a ona w tym czasie dopinała koszulę i poprawiała spódniczkę. Usiadłem na krześle naprzeciwko jej biurka i zastanawiałem się co może ode mnie chcieć. Uczyniła to samo co ja kilka chwili temu tylko, że na swoim szefowskim krześle. Oparła się o fotel i spojrzała na mnie przeszywając wzrokiem.
- Castillo, chce z tobą rozmawiać – odezwała się poważnym głosem na co głośno westchnąłem. Pewnie znowu będzie chciała żebym poszedł odebrać jej sukienkę z pralni albo zrobił zakupy do jej mieszkania. Właśnie mniej więcej tak wygląda moja praca. Ruszyłem z grymasem w stronę gabinetu mojej pracodawczyni, który znajdował się na piątym piętrze jednak Francesca zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek – Teraz jest u niej klient na spotkaniu – wytłumaczyła z lekką ironią w głosie.
- Ile już tam siedzą? – zapytałem znudzonym głosem ponieważ każdy w firmie wie na czym polegają spotkania naszej kochanej szefowej. Westchnęła głośno po czym spojrzała na swój złoty zegarek na nadgarstku i przymrużyła lekko powieki.
- Trzydzieści pięć minut – odpowiedziała a następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, co od razu odwzajemniłem. Westchnąłem ponownie dzisiejszego ranka po czym pożegnałem się z Fran buziakiem w policzek i udałem się na piąte piętro aby zająć się papierami, których wczoraj nie skończyłem a powinienem, ale spokojnie skończę je wypełniać zanim spotkanie szefowej dobiegnie końca. Usiadłem na krześle przed swoim biurkiem a naprzeciwko mnie znajdowały się drewniane drzwi do gabinetu mojej szefowej. Wziąłem do ręki niechętnie plik kartek, które wczoraj zostawiłem i zacząłem kontynuować pracę przerwaną wczoraj przez zmęczenie. Wszędzie jakieś głupie liczby, które muszę wyliczyć. Wziąłem do ręki zielony długopis oraz czystą biała kartkę po czym zacząłem na niej wypisywać cyfry, dodawać je, odejmować, mnożyć, dzielić i tak w kółko. I po to chodziłem do szkoły artystycznej żeby teraz siedzieć przez osiem godzin w biurze i wyliczać jakieś podatki dla szefowej, która zabawia się teraz z jakimś gościem w swoim gabinecie. Od razu mówię to nie są żadne pomówienia ponieważ można usłyszeć co się dzieje za drzwiami kilka metrów przede mną. Szczerze mówiąc nie jestem jakoś do niej wrogo nastawiony czy coś po prostu nie lubię jej zbytnio i tyle. Nagle drzwi od jej gabinetu się otworzyły a w nich stanęła ona we własnej osobie z niedopiętą na górze koszulą oraz jakiś koleś z rozwaloną fryzurą. Coś dzisiaj wyjątkowo szybko się to skończyło. Pożegnała się z nim podając mu rękę a następnie spojrzała na mnie z poważną miną. Pokazała gestem głowy, że mam wejść do jej gabinetu. Westchnąłem niechętnie po czym podniosłem się z siedzenie i ruszyłem w stronę drzwi a ona w tym czasie dopinała koszulę i poprawiała spódniczkę. Usiadłem na krześle naprzeciwko jej biurka i zastanawiałem się co może ode mnie chcieć. Uczyniła to samo co ja kilka chwili temu tylko, że na swoim szefowskim krześle. Oparła się o fotel i spojrzała na mnie przeszywając wzrokiem.