niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 68: Kopniak na szczęście

Otworzyłam oczy czując na twarzy promienie słońca. Nie zasłoniłam rolet. Podniosłam się delikatnie z łóżka, co okazało się być błędem, bo od razu poczułam ból głowy. Niby nie wypiłam wczoraj dużo, nie byłam pijana a nawet wszystko pamiętam. Jednak mimo to ból głowy mi dokuczał. Obróciłam głowę aby zerknąć na zegarek i widząc godzinę 11:37 z mojego gardła wydobył się głośny jęk. Znowu spałam tak długo. Zresztą mogę sobie na to pozwolić, bo mam wakacje. Odkryłam się i zmarszczyłam brwi widząc, że jestem we wczorajszych ubraniach. A może jednak byłam aż tak pijana? Nie! Przecież miałabym urwany film a ja pamiętam wszytko do momentu aż wsiadłam do samochodu Federico i zasnęłam po drodze. No tak. Zasnęłam i pewnie Leon mnie zaniósł do pokoju. Powoli wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam to udałam się w stronę łazienki aby się odświeżyć. Przyznam szczerze, że trochę śmierdzę. Na moje szczęście nie była zajęta więc mogłam bez problemu wejść i wsiąść prysznic. Ściągnęłam z siebie brudne ubrania i bieliznę po czym weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą oraz zimną wodą, ustawiając na odpowiednią temperaturę. Mam nadzieję, że kiedy wróciliśmy moi rodzice już spali a szczególnie tato. Nie byłby zadowolony z tego, że po pierwsze wróciłam tak późno a po drugie, że przyniósł mnie śpiąca chłopak, nawet jeśli to mój chłopak. Na samą myśl o brunecie uśmiechnąłem się a po chwili zaśmiałam przypominając sobie nasz wspólny taniec. Nadal kiedy tylko zamknę oczy widzę jego uśmiech, który wczoraj nie schodził mu z twarzy. Namydliłam swoje ciało żelem pod prysznic i kontynuowałam wspomnienia do wczorajszej imprezy, na której bawiłam się świetnie. Co prawda połowy a raczej większości ludzi nie znałam, ale ważniejsze jest to, że była tam z Leonem. Ciekawe co ja dzisiaj przez cały dzień będę robić? Z tego co pamiętam to nie umawiałam się na dzisiaj z Leonem. Jego plan dnia jest dzisiaj napięty i wątpię abym dzisiaj go zobaczyła, co mnie trochę dołuje. Mamy teraz wolne od szkoły i chciałabym jak najwięcej czasu spędzać ze swoim chłopakiem, to chyba normalne. Potrząsnęłam głową i ostatni raz obmyłam twarz a następnie zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Czuję się świeża. Owinęłam się pierwszym lepszym ręcznikiem i zajęłam się moimi włosami a następnie twarzą. Przydałby się dzień bez makijażu, dobrze to zrobi mojej twarzy. Skoro dzisiaj nie spotykam się z Leonem, to może zajmę się sobą i swoim pokojem, który jest w totalnym bałaganem. Uśmiechnęłam się do siebie w odbiciu lustra i oczyściłam twarz tonikiem antybakteryjny  po czym nawilżyłam twarz kremem, ochronnym. Chwyciłam do ręki szczotkę i rozczesałam włosy, które w niektórych miejscach były zmoczone. Po krótkiej analizie związałam je w warkocz a krótsze kosmyki włosów, które uwolnił się z objęć gumki, spięłam wsuwką do góry. Owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju by wybrać jakieś ubrania oraz bieliznę. Zajrzałam do szuflady i wzięłam pierwszy lepszy biustonosz w kwiatki a zaraz po nim białą dolną część bielizny. Przed ściągnięciem z siebie ręcznika zamknęłam drzwi do mojego pokoju i zasłoniłam roletami okno. Założyłam na siebie bieliznę i podeszłam do szafy aby wyciągnąć z niej jakiś ubrania. Skoro dzisiaj nigdzie nie wychodzę, nie mam po co się stroić. Wystarczą czarne legginsy i zwykła bordowa bluzka z napisem Chillout oraz para czarnych skarpetek. Odniosłam wilgotny ręcznik do łazienki a następnie zabrałam się za sprzątanie w pokoju. Jakim cudem na komodzie jest tyle ciuchów? Przecież ja nawet w połowie z nich nie chodziłam. Zgarnęłam tą górę ubrał i rzuciłam je na łóżko, a później zaniosę je do prania, ale najpierw przejrzę, które są czyste a które brudne. Westchnęłam głośno widząc, że kilka ubrań spadło na podłogę. Schyliłam się chcąc ją podnieść, ale moją uwagę przykuło jakiś pudełko pod łóżkiem. Z trudem wyciągnęłam je i widząc na nim narysowane serduszka jeszcze bardziej się zdziwiłam. Dziwne, że wcześniej go nie zauważyłam. Usiadłam na łóżku i zaciekawiona otworzyłam wieko pudełko, zapewne po butach. Poczułam się dziwne widząc w środku pełno jakiś liścików, biletów i zdjęć moich z Lucasem. Sądziłam, że wyrzuciłam wszystkie rzeczy związane z naszym związkiem. Nie wiem czy powinnam to oglądać. Jednak mimo zawahania wysypałam zawartość pudełka na łóżko. Wzięłam do ręki pierwszą małą karteczkę, która jak się okazała był liścikiem. Uśmiechnęłam się pod nosem czytając jej treść. Ciągle o Tobie myślę i nie mogę się skupić na lekcji. Lucas :) 
Znowu poczułam wyrzuty sumienia, że tak go traktowałam. Przed wypadkiem byłam z nim szczęśliwa a przynajmniej tak można wywnioskować po moim szerokim uśmiechu na zdjęciu z nim. Schowałam wszystko z powrotem do pudełka i postawiłam je na biurku po czym kontynuowałam sprzątanie pokoju. Muszę się z tym wyrobić jak najszybciej, bo muszę dzisiaj załatwić coś ważnego. 
***

-  Na prawdę tego chcesz - usłyszałem za plecami głos Kate. Chwyciłem do ręki pudełko, w którym były książki i kilka moich rzeczy po czym odwróciłem się do niej twarzą. Stała ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej i poważną miną. Patrząc na nią i widząc w jej oczach, coś na kształt smutku, poczułem się winny. Uśmiechnął się do niej mimo to i kiwnąłem twierdząco głową.
- Tak będzie lepiej, w końcu będziecie mogli założyć własną rodzinę - powiedziałem widząc, że chce coś powiedzieć. Spojrzała na mnie przekręcając głowa delikatnie w lewo a po chwili westchnęła.
- Ty jesteś część nasze rodziny - słysząc to poczułem przyjemne uczucie w okolicach serca, ale z drugiej złość do samego siebie. Odstawiłem na chwilę karton na łóżko i bez namysłu podszedłem do niej po czym ostrożnie ją objąłem. Będę za nią tęsknił. Ale czas najwyższy oddać im wolność.  Za kilka miesięcy będą mieli dziecko. Przymknąłem oczy czując i próbując zapamiętać jej zapach.
- Dziękuję wam za wszystko - wyszeptałem jej do ucha przyciskając ją jeszcze bardziej do siebie.
- Odwiedzaj nas czasami - odpowiedziała i odsunęła się ode mnie po czym uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem się aby zabrać już ostatnie pudło z rzeczami. Początkowo miałem zabrać ze sobą tylko swoje ubrania i kilka książek, ale Kate powiedziała, że mam zabrać ze sobą wszystko, bo należą do mnie. Rozejrzała się po pokoju i westchnęła głośno, po czym kiwnęła do mnie głową dając mi do zrozumienia, żebyśmy zeszli na dół. Przykro mi, że się od nich wyprowadzam, ale decyzję podjąłem sam i mam nadzieję, że nie będę jej żałował. W końcu zamieszkam z moimi biologicznymi rodzicami i bratem, z którym mam bardzo dobry kontakt. Widząc w salonie Alejandro, nie wiedziałem czy pożegnać się z nim w podobny sposób jak z Kate czy po prostu podać mu rękę. Kiedyś bym  się nie zastanawiał, ale nasze relację trochę się pozmieniały. Jednak nie musiałem nic robić, bo on sam do mnie podszedł i objął mnie po męsku, co mu trochę utrudnił karton, który trzymałem w rękach.
- Uważaj na siebie - odezwał się z powagą w głosie i poklepał mnie po ramieniu. Nabrałem nerwowo powietrza do ust a po chwili wypuściłem je powoli, ostatni raz rozglądając się po salonie. Pewnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych, ale zanim zdążyłem wyjść zatrzymał mnie głos Kate. Odwróciłem się do nich przodem i spojrzałem pytająco.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć - przypomniała mi uśmiechając się - I jeśli będziesz miał jakiś problem, śmiało możesz do nas przyjść a my na pewno ci pomożemy - dodała i zerknęła kątem oka na Alejandro, który po jej słowach objął ją ramieniem i przysunął do siebie.
- Jestem wam na prawdę wdzięczny i dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście - oznajmiłem uśmiechając się do nich tym razem wyszedłem z ich domu zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem w kierunku samochodu, w którym siedział Federico i cierpliwie czekał a co najważniejsze zgodził mnie się pomóc a nawet sam to zaproponował. Zapakowałem ostatnie pudło na tylne siedzenie a sam zająłem miejsce na przednim siedzeniu. Odetchnąłem z ulgą i skierowałem swój wzrok na Federico.
Jego uśmiech mnie przerażał, ale z drugiej strony też miałem ochotę się uśmiechać.
- Jedziemy do domu, bracie? - zapytał ze śmiechem, na co także się zaśmiałem. Początek może być trudny, ale coś co jest łatwe nie jest warte zachodu.
- Jedziemy, bracie - odpowiedziałem także ze śmiechem. Po chwili usłyszałem dźwięk odpalanego silnika. Nie ma już odwrotu. Nowy dom i nowe życie.
***
Trzymając w ręce jedną białą różę przekroczyłam bramę cmentarza i udała się w miejsce gdzie znajdował się grób Lucasa. Długo się zastanawiałam czy dobrze robię przychodząc tutaj, ale jakieś dziwne uczucie podpowiadało mnie, że jednak robię dobrze. Nie pożegnałam się z nim jak należy i sądziłam, że jak dzisiaj tutaj przyjdę i w taki sposób się z nim można powiedzieć, że pożegnam. Kiedy stanęłam przed jego grobem poczułam jak moje oczy się zaszkliły. To niesprawiedliwe. Był młody, miał zaledwie osiemnaście lat a musiał odejść z tego świata. Co prawda popełnił samobójstwo, ale nie zasłużył na śmierć. Spojrzałam na datę jego śmierci i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że dzisiaj mija dokładnie miesiąc. Kucnęłam przy grobie i ułożyłam na nim różę.
- Nie spodziewałam się tutaj Ciebie - usłyszałam za swoimi plecami znajomi głos. Odwróciłam się gwałtownie i widząc postać Fran odetchnęłam z ulgą. Stała nade mną ubrana w biała koronkową sukienkę z czerwoną różą w ręce.  Podniosłam się do pozycji stojącej i spojrzałam na nią po czym delikatnie się uśmiechnęłam. Jednak ona nie odwzajemniła uśmiechu tylko kucnęła i położyła różę obok mojej.
- Przyszłam się z nim pożegnać, wcześniej nie miałam odwagi - powiedziałam przerywając tą nie przyjemną ciszę. Spojrzała na mnie przez ramię i chociaż nic nie powiedziała, widziałam w jej oczach coś na kształt pogardy - A ty jak się czujesz? - zapytałam niepewnie trochę bojąc się jej odpowiedzi. Podniosła się do pozycji stojącej i odwróciła w moją stronę a jej oczy wyrażały smutek.
- Mój przyjaciel nie żyje a przyjaciółka mnie zostawiła, jak mam się według ciebie czuć - powiedziała można powiedzieć z pretensjami. Spuściłam głowę i swoje spojrzenie ulokowałam na trawie po czym przełknęłam głośno ślinę.
- Nie zostawiłam cię - szepnęłam zgodnie z prawdą a słysząc jej śmiech podniosłam swoje spojrzenie i posłałam jej zawiedzione spojrzenie - Jeżeli chcesz kogoś osądzać o rozpad naszej przyjaźnić, to tylko i wyłącznie siebie - dodałam patrząc jej prosto w oczy.
- Ale to nie ja zachowywałam się jak wariatka - prychnęła i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Zacisnęłam dłonie w pięści, bo zdenerwowała mnie jej wypowiedź.  W tej chwili mordowałam ją wzrokiem, chcąc pokazać, że jej słowa były nie na miejscu - Przepraszam, nie chciałam żeby tak to zabrzmiało - westchnęła po chwili wpatrując się w wyraz mojej twarzy. Potrząsnęła głową i przeczesując swoje włosy chciała odejść, ale mój charakter jej na to nie pozwolił. Zwinnym ruchem złapałam ją za nadgarstek i po prostu przytuliłam ją do siebie. Czułam, że to będzie lepsze rozwiązanie niż kontynuowanie rozmowy. Zresztą potrzebowałam tego i sądząc po tym jak przytuliła się do mnie jeszcze bardziej, ona też tego potrzebowała - Nawet nie wiesz jak mi go brakuje - wyszeptała mając twarz przy moim uchu. Przymknęłam oczy próbując powstrzymać łzy i jeszcze bardziej ją do siebie przycisnęłam.
- Masz mnie, Fran - powiedziałam a raczej szepnęłam jej do ucha. Odsunęła się ode mnie na wyciągnięcie ramion i spojrzała z delikatny uśmiechem. Można spróbować odnowić naszą przyjaźń a raczej znajomość. Nie chce jej mijać na ulicy czy w szkole bez słowa -Chodźmy na jakiś koktajl albo lody - zaproponowałam mając na twarzy uśmiech.
***
 Wypuściłem powietrze i jeszcze raz rozejrzałem się po moim tak jakby nowym pokoju, bo ja na razie jest to pokój gościnny, który po remoncie stanie się moją własnością. Sam osobiście, nie chce aby specjalnie dla mnie zmieniali ten pokój. Rzeczywiście kolor trochę mi nie odpowiada, bo w przeciwieństwie do poprzedniego jest jasny, a ja raczej preferuję ciemne. Trudno, jakoś będę musiał się przyzwyczaić.
- Hej, Leon zaczyna się mecz idziesz oglądać? - zapytał radosny Federico, który można powiedzieć wparował do mojego pokoju. Kiwnąłem twierdząco głową i niepewnym krokiem wszedłem z pokoju po czym udałem się za nim do salonu. W niewielkim korytarzu, którym szliśmy na ścianie porozwieszane były różne zdjęcia. Ponownie powraca uczucie intruza. Pewnie minie trochę czasu zanim przyzwyczaję się do tego domu, swojego nowego pokoju i rodziny. Niepewnie usiadłem na drugiej kanapie i uśmiechnąłem się delikatnie do mojego biologicznego ojca widząc, że mnie obserwuje. Odwzajemnił uśmiech a ja nabrałem nerwowo powietrza aby choć trochę się rozluźnić.
- Z czym zamówiliście pizzę? - zapytała wychodząca z kuchni. Spojrzałem w jej stronę i jeszcze bardziej się spiąłem. Posłała mi uśmiech i zajęła miejsce obok swojego męża.
- A kurczakiem - odpowiedział Federico, który usadowił się obok mnie. Idź sobie stresie! - I ostry sos - dodał zapewne uprzedzając kolejne pytanie swojej, znaczy naszej matki. Widać było po minie kobiety, że nie jest z tego zadowolona. Wciąż czuję krępację.
- Leon, jeśli masz jutro czas z rana to pojedziemy razem z Federico wybrać meble do twojego pokoju - odezwał się ojciec. A ja z nerwów pokiwałem tylko głową chociaż chciałem zaprzeczyć i powiedzieć, że nie potrzebuję nowych. Te obecne nie są złe.
- A właśnie kiedy jest ten wyścig? - zainteresował się Federico tym samym przypominając mi o nim. Kompletnie wyleciało mi to z głowy, pewnie z powodu tego zamieszana z przeprowadzką i rozpoczęciem nowego etapu życia. Odchrząknąłem cicho chcąc się pozbyć tej guli w gardle wywołanej stresem i już miałem odpowiedzieć, ale wtrąciła się nasza matka.
- Jeździsz na motorze - zadziwiła się chyba pozytywnie po czym spojrzała kątem oka na swojego męża, u którego na twarzy można było zauważyć zadowolenie.
- Tak, konkretniej na crossie i w ten czwartek mam pierwszy wyścig - w końcu zdobyłem się na dłuższą i słowną odpowiedź, a nie tylko kiwnięcie twierdząco albo przecząco głową. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, co minimalnie mnie rozluźniło. Wytarłem trochę spocone od stresu dłonie w czarne dżinsy i poprawiłem się na kanapie.
- A możemy przyjść zobaczyć jak sobie radzisz? - zapytał niepewnie ojciec. Zdziwił mnie trochę tym pytanie i szczerze mówiąc trochę się ucieszyłem, że chce przyjść na mój pierwszy wyścig. Kiwnąłem twierdząco głową uśmiechając się - Też kiedyś jeździłem i fajnie by było zobaczyć jak mój syn się ściga - dodał. Czy on nazwał mnie swoim synem? Nie powiem poczułem się dziwnie. Nigdy nie słyszałem tych słów skierowanych do mnie. Nigdy nie byłem niczyim synem. Nawet szczerze mówiąc nie myślałem o tym, że kiedykolwiek je usłyszę. W tej chwili byłem zbyt zszokowany, żeby coś powiedzieć więc stać mnie było tylko na uśmiech skierowany w jego stronę. I wtedy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Siedzący obok mnie szatyn wstał z miejsca i poszedł otworzyć.
- Tato potrzebne pieniądze! - krzyknął po niespełna kilku sekundach. Zaśmiałem się pod nosem a wołany mężczyzna wstał niechętnie z kanapy i udał się w stronę drzwi. Wypuściłem powietrze powoli aby uspokoić bicie swojego serca i wtedy poczułem jak ktoś zajmuje miejsce obok mnie, a sądząc po perfumach i fakcie, że tylko we dwoje jesteśmy w salonie, nie mógł być to nikt inny jak moja biologiczna matka. Odwróciłem wzrok w jej stronę i wtedy napotkałem jej spojrzenie.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że jednak będziesz z nami mieszkać - powiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku po czym z zawahaniem położyła swoją dłoń na mojej i uśmiechnęła się. Automatycznie moje mięśnie się spięły, ale nie chcąc robić jej przykrości mimo wielkiego trudu odwzajemniłem jej uśmiech, tylko, że mój nie była taki szeroki. Odsunęła się ode mnie i odwróciła głowę aby spojrzeć na Federico i ojca, którzy właśnie wrócili do salonu w samą porę, bo akurat właśnie zawodnicy wchodzili na murawę. 

***
Spojrzałem na swój zegarek na nadgarstku aby sprawdzić, która jest godzina. Westchnąłem głośno widząc prawie piętnaście minut spóźnienia. Włożyłem ręce do kieszeni swoich spodni i rozejrzałem się dookoła aby sprawdzić czy osoba, na którą czekam nie jest w pobliży. Staram się tolerować każdą wadę człowieka, bo nie oszukujmy się nikt nie jest idealny. Chociaż nie lubię jeśli ktoś się spóźnia więc sam staram się dotrzeć zawsze na czas a jeżeli już zdarzy mnie się spóźnić to góra pięć minut a nie aż piętnaście. Specjalnie przyszedłem wcześniej aby nie musiała na mnie czekać, a jak się okazało jest odwrotnie. Niespodziewanie poczułem jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w pasie. Odwróciłem się gwałtownie w stronę tej osoby i widząc uśmiechniętą twarz Violetty, moje mięśnie się rozluźniły. Nie zdążyłem się z nią przywitać, bo jej usta przywarły do moich. Nie spodziewałem się tego więc zanim zdążyłem jakoś zareagować ona już się odsunęła. 
- Przepraszam, że się spóźniłam, ale Ludmiła chciała żebym jej pomogła znaleźć jakieś miejsce na ten wyjazd pod namioty i trochę się zagapiłam - wytłumaczyła się patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem trzymając mnie za ręce. Zaśmiałem się z jej tonu i mocniej ścisnąłem jej dłoń. Uśmiechnęła się do mnie a po chwili przygryzła dolną wargę.
- Jak pierwsza noc w nowym domu? - zapytała i mając dłoń splecioną z moją ruszyła przed siebie ciągnąc mnie za sobą. Westchnąłem głośno i spojrzałem na nią kątem oka.
- Szczerze, to dziwnie dobrze - mówiąc to cicho się zaśmiałem. Odwróciła głowę w moją stronę i posłał szeroki uśmiech - Wiesz myślałem, że nie będę mógł zasnąć albo będę się budził co godzinę - wyjaśniłem swoje obawy. Prawdę mówiąc sam się zdziwiłem kiedy zasnąłem niemal od razy i obudziłem się dopiero następnego dnia słysząc swój budzik, którego niestety nie wyłączyłem. Chociaż może spałem tak twardo, bo byłem zmęczony albo z powodu tego stresującego dnia.
- Widzisz mówiłam, że będzie dobrze - powiedziała zadowolona z siebie i z tego, że w pewnym sensie miała racje. Zerknęła na mnie kątem oka i chyba po raz pierwszy puściła do mnie oczko. Zaśmiałem się pod nosem i złożyłem na jej policzku krótkiego buziaka.
- Mamy jakiś konkretny cel naszej wędrówki czy idziemy po prostu przed siebie? - zapytałem patrząc na nią i jej uśmiech. Wzruszyła ramionami odpowiadając tym samym na moje pytanie. Czyli idziemy przed siebie i pewnie po drodze wymyśli się gdzie pójdziemy.
- Najchętniej to poszłabym po prostu na spacer - odezwała się po chwili ciszy i spojrzała na mnie. Widząc jej uśmiech nie mogłem odmówić, nawet jeżeli bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie w nogach, po dwugodzinnej jeździe na crossie i chodzeniu po galerii w poszukiwaniu mebli do pokoju, które i tak będą dopiero za góra tydzień a z odrobiną szczęścia trochę wcześniej. 
- A najwyżej jutro pójdziemy do kina - dodała z uśmiechem.
- Jutro jest wyścig - zgasiłem jej entuzjazm. Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Po chwili zakryła sobie usta jedną rękę i przymknęła oczy na chwilę.
- Zapomniałam, przepraszam - wyszeptała ze skruchą, na co ja się tylko zaśmiałem. Przysunąłem się do niej bliżej i delikatnie musnąłem jej usta swoimi.
- W porządku, tylko mam nadzieję, że jednak będziesz - oznajmiłem odsuwając się ode niej. Odetchnęła z ulgą i kiwnęła twierdząco głową, co mnie ucieszyło.
- Nie mogłabym przegapić twojego pierwszego wyścigu - odpowiedziała radośnie patrząc mi prosto w oczy. Tym razem to ja odetchnąłem z ulgą. Szczerze mówiąc jej obecność dużo dla mnie znaczy, zwłaszcza, że od czasu kiedy ona się pojawiła w moim życiu, dużo się pozmieniało i to pozytywnie. Przysunęła się do mnie bliżej i złożyła na moich ustach szybki pocałunek po czym uśmiechając się ruszyła  w dalszą drogę jak się okazało naszego spaceru. 
***
Od samego rana jestem dzisiaj na torze i jeżdżę bez przerwy od jakiś trzech godzin. Niby wyścig nie jest aż taki ważny, ale jak dla mnie jest. Po raz pierwszy będę się ścigał i chce wypaść dobrze, zwłaszcza, że będą moi bliscy. Zwolniłem trochę widząc, że trener pomachał mi ręką dając znak aby zjechał z toru. Uważając na chodzących ludzi pojechałem do naszego namiotu i zaparkowałem. Zdjąłem kask z głowy i czekałem cierpliwie aż podejdzie Hudson.
- Odpocznij trochę, bo za godzinę się zaczyna - poklepał mnie po ramieniu mając na twarzy uśmiech. Odetchnąłem z ulgą, bo już myślałem, że coś się stało albo ja zrobiłem coś źle. Zsiadłem z motoru i odłożyłem kask na stojący wózek z narzędziami a następnie podszedłem do przenośnej lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę zimnej niegazowanej wody.
- Sądzisz, że jesteś najlepszy - usłyszałem za swoimi plecami damski głos, który już wcześniej słyszałem kilka razy. Odwróciłem się aby móc na nią spojrzeć i wtedy ukazała mnie się dziewczyna, która jest jednym z mechaników na torze. Wciąż nie pamiętam jej imienia. Przedstawiała mnie się kiedyś przy Violetcie, ale jak widać jej imię nie jest mi potrzebne. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc jej wypowiedzi - Jesteś pewny, że ich pokonasz - kontynuowała swoją wypowiedź, która miała na celu mnie obrazić, ale niestety nie zadziałało. Zaśmiałem się na jej słowa, co widocznie ją zdziwiło.
- Nie uważam, że jestem  najlepszy i nie muszę ich pokonywać aby uświadomić wszystkim jak dobrze jeżdżę - powiedziałem obojętnym tonem, bo jej słowa ani trochę mnie nie ruszyły. Chce mnie sprowokować i tyle, ale niestety jej to nie wyjdzie. Podeszła trochę bliżej tak, że stała ode mnie jakieś trzy kroki. Uśmiechnęła się do mnie sztucznie i zmierzyła wzrokiem.
- Powodzenia - powiedziała to kpiącym tonem i obrzuciła mnie spojrzeniem po czym napięcie się odwróciła i odeszła. Co ja jej takiego zrobiłem, że traktuje mnie jak swojego wroga? Odprowadziłem ją wzrokiem i napiłem się kolejnego łyka wody. Nie muszę tego robić, ale mam niesamowitą ochotę pokazać jej na co mnie stać.
- Leon! - odwróciłem głowę w stronę głosu Federico i widząc z nim naszych rodziców poczułem w pewnym sensie radość. Przyszli. Uśmiechnąłem się prawie niewidocznie i odłożyłem butelkę z wodą po czym podszedłem do nich.
- Jak ja tęskniłem za tym dźwiękiem i zapachem - odezwał się ojciec rozglądając po torze. Natomiast jego żona a moja matka patrzyła na mnie z uśmiechem.
- Przyszliśmy trochę wcześniej aby życzyć ci powodzenia - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. Jej słowa wywołały u mnie przyjemne uczucie. Odwzajemniłem jej uśmiech aby wiedziała, że doceniam to.
- Jak widać nie tylko my przyszliśmy wcześniej - usłyszałem roześmiany głos Federico. Zaciekawiony odwróciłem się w jego stronę a on tylko pokazał mi gestem głowy aby się obrócił. Zrobiłem to bez wahania i wtedy dostrzegłem idącą w moim kierunku Violettę i Ludmiłę. Uśmiechnąłem się do niej i kiedy podeszła od razu zarzuciła ręce na moją szyję a następnie przytuliła mnie do siebie, natomiast Ludmiłą uśmiechnęła się szeroko po czym obie przywitały się z moimi biologicznymi rodzicami.
- To my pójdziemy zając sobie miejsca - odezwał się ojciec patrząc na Violettę - Wygraj to - zwrócił się do mnie z uśmiechem i poklepał mnie po ramieniu i razem z mamą odeszli od nas. Teraz jeszcze bardziej jestem zdeterminowany aby to wygrać.
- Można tutaj kupić coś do picia? - zapytała Ludmiła rozglądając się. Dzisiaj zdecydowanie jest upalny dzień i sam ledwo wytrzymuję w tym stroju.
- Przy zapisach obok szatni jest automat z zimnymi napojami - odpowiedziałem na jej pytanie. Odetchnęła z ulgą i posłała mi wdzięczny uśmiech po czym spojrzała na Federico, który stał z rękami włożonymi w kieszenie i w ciszy patrzył na nas.
- Zaprowadzić cię? - zapytał niepewnie, na co ku mojemu zaskoczeniu Ludmiła się zgodziła kiwając twierdząco głową z delikatnym uśmiechem. To słońce chyba miesza jej w głowie. Nie mam nic przeciwko żeby nim, ale sądziłem, że raczej wolałaby połknąć kaktusa niż spędzać z nim czas dobrowolnie, zresztą sama tak powiedziała i to dosłownie.
- Chcecie też coś do picia? - zapytała zwracając się do mnie i Violetty. Uśmiechnąłem się do niej i kiwnąłem przecząco głową.
- A mi weź zimną wodę niegazowaną - odpowiedziała Violetta i posłała jej uśmiech. Przeniosłem swoje spojrzenie na stojącą przede mną brunetkę kiedy nasi towarzysze się oddalili rozmawiając, co było dość dziwne. Oni i normalna rozmowa. Bez kłótni, wrzasków i obrażania się.
- Stresujesz się? - odezwała się łapiąc mnie za rękę. Uniosłem brwi ku górze i kiwnąłem twierdząco głową, odpowiadając na jej pytanie. Zaśmiała się pod nosem i przybliżyła się do mnie a następnie pocałowała mnie czule w usta - Nie masz czym się stresować - powiedziała poważnie patrząc mi prosto w oczy - Wierzę, że to wygrasz a nawet jeśli nie, to dla mnie i tak jesteś najlepszy, ale obje wiemy, że tego nie przegrasz - dodała uśmiechając się i mocniej ścisnęła moją dłoń. I kiedy chciałem jej podziękować za te słowa, z głośników można było usłyszeć głos organizatora, który wzywał zawodników na linię startu. Nabrałem nerwowo powietrza do ust a następnie powoli je wypuściłem. Odwróciłem się aby udać się do swojego motoru, ale zatrzymała mnie chuda ręka Violetty.
- Ej, a kopniak na szczęście - zaśmiała się i odwróciła mnie do siebie tyłem po czym uderzyła mnie delikatnie kolanem w pośladki, co było trochę dziwne. Ale na tym się nie skończyło, bo kiedy odwróciłem się do niej z powrotem, ona ujęła moją twarz w swoje dłonie i złożyła na moich ustach pocałunek - Teraz możesz iść - oznajmiła z uśmiechem. Ponownie się odwróciłem i zdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę swojego motoru. Założyłem kask i wsiadłem na maszynę. Po odpaleniu silnika poczułem się nieco pewniej i z pozytywnym nastawieniem pojechałem na linię startu. Serce w tej chwili waliło mi jak oszalałe a ręce drżały z nerwów. Nie mogłem się skupić na słowach, które wypowiadał organizator przez mikrofon. Zamknąłem na chwilę oczy i powoli wypuściłem powietrze. Odpaliłem silnik słysząc pozwolenie i spojrzałem przed siebie. I kiedy do moich uszu dotarł dźwięk klaksonu, który informował o starcie, narodziło się we mnie zwierze. Dodałem gazy i wywalczyłem sobie pozycję jako trzeci. Dopiero teraz dotarło do mnie jak ważne wskazówki dawał mi Hudson. Nie muszę być od razu pierwszy. Najważniejsze aby po starcie być na wysokiej pozycji i utrzymać ją a dopiero przy ostatnim kółku zawalczyć o więcej. I tego zamierzałem się trzymać. Będzie to trudne, ale dam radę. Spojrzałem w stronę gdzie stoi Hudson z tabliczką i informacją dla mnie. Nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, ale przecież on wie co robić. Zwolniłem trochę aby być na równi z zawodnikiem za mną i kiedy byliśmy na zakręcie dodałem gazu aby on musiał się zatrzymać. Uśmiechnąłem się sam do siebie wiedząc, że w ten sposób zostawiłem go daleko za swoimi plecami. Wcześniej był bliski wyprzedzenia mnie, a teraz będzie musiał się bardziej postarać. Poczułem niesamowitą determinację i chęć czegoś więcej, ale przed tym także ostrzegał mnie Hudson. Muszę się trzymać tej kluczowej zasady do wygranej za wszelką cenę. Widząc kolejną informację on mojego trenera, zacząłem obmyślać jak mogę go wyprzedzić i jedynym pomysłem było przyśpieszenie i wejście w zakręt szybciej niż on. Widząc w oddali zbliżający się zakręt dodałem gazu i zrealizowałem swój plan, który na szczęście się udał. Był ryzykowny, bo mogłem wypaść z toru, ale grawitacja była po mojej stronie. Z tabliczki wyczytałem, że zostały trzy okrążenia. Teraz mam do wyboru spróbować wyprzedzić go na ostatnim okrążeniu czy zaryzykować i zrobić to na następnym. Chce to wygrać, chce pokazać, że coś potrafię. Dodałem jeszcze bardziej gazu, co było błędem, bo zbyt wysoko się wybiłem z górki i na chwilę straciłem panowanie nad kierownicą. Ale z drugiej strony dzięki temu byłem bliżej zawodnika. Jest szansa wyprzedzić go na prostej, tylko, że później zakręt jest zbyt ostry. Wolę nie ryzykować. Przed ostatnie kółko. Jedynym zadanie teraz jest utrzymać pozycję, ale kiedy spojrzałem na Hudsona a ona pokazywał mi szyfrem, że teraz mam go wyprzedzić, trochę się zdezorientowałem. Zdając sobie sprawę z ryzyka przyśpieszyłem i wszedłem w zakręt trochę wcześniej, ale dzięki temu wyprzedziłem go. W duchu cieszyłem się jak małe dziecko. W końcu coś mnie się  udało. Jestem pierwszy. Jeszcze tylko ostatnie okrążenie i wygram ten wyścig. Będę mógł spokojnie spojrzeć w oczy wszystkim, którzy we mnie wierzyli i podziękować. W pewnym sensie spełniłem swoje marzenie. Chciałem coś osiągnąć i właśnie jestem na dobrej drodze do tego. Widząc biała linię mety, uśmiechnąłem się do siebie i przyśpieszyłem aby mieć pewność, że mnie nie wyprzedzą. I ukończyłem wyścig jako pierwszy. Wygrałem. Dałem radę. Uwierzyłem w siebie i dokonałem tego. Byłem tak zadowolony z siebie, że nawet nie zauważyłem radości ludzi, którzy przyszli na wyścig. Zwolniłem i wyjechałem z toru aby podjechać do mojej ekipy, która się cieszyła. Zatrzymałem się i automatycznie ludzie, którzy ze mną pracują okrążyli mnie i zaczęli gratulować. Zdjąłem kas z głowy i zsiadłem z motoru. Tym razem uściski nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. W oddali za tłumem ludzi dostrzegłem swoim rodziców, Federico z Ludmiła i co najważniejsze uśmiechniętą Violettę. Przedarłem się przez tych ludzi i ruszyłem w ich stronę. Oczywiście pierwszą osobą do jakiej podszedłem była moja dziewczyna, która uściskała mnie tak mocno, że nawet nie sądziłem, że ma tyle siły. W końcu moje życie zaczyna się układać a ja mogę się czuć szczęśliwy. 
***
Jednak Leon wygrał.
Miał zająć drugie miejsce, ale tak wszyscy jego bliscy w niego wierzyli, że nie mogłam ich zawieść, a raczej Leon nie mógł.
Kochani, trochę mało tych komentarzy, ale cóż jestem zmuszona wybaczyć.
Zresztą ja też zawaliłam, bo dodaję w niedziele w nocy a nie w sobotę.
A skoro jest druga w nocy, nie mam siły sprawdzać błędów także musicie mi wybaczyć. Niektóre kawałki pisałam na telefonie ze słownikiem, który jak widać wie lepiej co mam na myśli i przekręca sobie słowa, także za niego też przepraszam. 

24 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dodałaś? Dodałaś! To się liczy.
      A, że o 2 w nocy to mało ważne.
      Jest cała niedziela przed nami!
      Ja tam się ciesze. Uwielbiam czytać rozdziały nocą. Jako iż nie mogę znowu spać. To normalne. To korzystam i czytam teraz. Co mi tam? I tak czytam na telefonie;**;)

      D.I.A.M.E.N.C.I.K.
      F.A.N.T.A.S.T.Y.C.Z.N.Y.
      G.E.N.I.A.L.N.Y.
      C.U.D.E.Ń.K.O.
      Z.A.J.E.B.I.S.T.Y.
      Brak mi słów. Mimo to coś jeszcze postaram się napisać :*

      Nie powiem zszokowałaś mnie tym rozdziałem trochę.
      Dlaczego? Choćby ta nagła chęć pożegnania się Violi z Lucasem. Po takim czasie odważyła się i odwiedziła jego grób.
      Nie rozumiem tylko Fran.
      To ona źle zrobiła. Ona uważała Violette za wariatke. Ona myślała, że V uroiła sobie , że Leon istnieje. Ona ją oceniła.
      A powinna być przy niej. Ona się od niej odsunęła jak V zdecydowała zakończyć to, co było między nią a Lucasem.
      Może teraz między nimi będzie lepiej. Tyle, że przyjaciółkami raczej już nie będą.

      Leon wyprowadza się do rodziców.
      Myślałam, że Alejandro oleje jego wyprowadzkę i się nie pożegna. Może Kate mu coś nagadała?? Sam z siebie raczej nie wpadł na to żeby mimo wszystko go pożegnać.

      Nowy pokój. Nowy dom. Nowa rodzina. Nowe życie.
      Leon czuje się jak intruz, ale po wyścigu, który swoją drogą wygrał z czego się strasznie ciesze zauważył, że jest więcej osób którym na nim zależy.
      Ma rodziców. Będzie ciężko, ale stopniowo się do nich przekona.

      Hmmmm Fede i Lu ze sobą normalnie rozmawiają? Niemożliwe. Mam zwidy.
      Leon w szoku. Cóż się dziwić.
      V w niego uwierzyła i wygrał. Kopniak na szczęście?
      Pomogło. Cenne wskazówki Hudsona także.

      Nie rozumiem tej dziewczyny.
      O co jej chodzi? Czego ona chce od Leona?? Co on jej takiego zrobił? Zawinił w czymś? Przecież nawet się nie znają. No chyba, że się znają, a on jej nie pamięta. Tylko skąd? Kurde nie mam pomysłu. Ty wiesz najlepiej. ;*,*;*;*

      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Boski *.*
    Szczerze to myslalam, ze Leonowi cos sie stanie na tym wyscigu :o
    Dobrze, ze nie mialam racji
    Ten caly Alejandro zachowuje sie dziwnie :c
    Kate za to jest super :D
    Czeekam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest mamy nr.68!
    Jak zawsze genialny i świetnie napisany 😄
    Leo wygrał wyścig superrr ! Na pewno wsparcie rodziny , przyjaciół i co najważniejsze dziewczyny zrobiło swoje :D
    Nowa rodzinka , nowy dom , nowe życie , miejmy nadzieje , ze się zaaklimatyzuję w nowym miejscu 😊
    Violka odwiedziła grób Lukasa , bardzo dobrze , ze to zrobiła , może pomoże jej to i nie będzie się tak obwiniać. Dwie przyjaciólki Fran i Vilu widac pewnego rodzaju ocieplenie stosunków 😃
    Życzę weny i udanego tygodnia 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuuudownie<3
    Jak ty to piszesz kobietom?!?!?! jak ;)
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Fenomenalny!
    Gratuluję Leonowi!

    Pozdrawiam
    Żela <3

    OdpowiedzUsuń
  6. wow, jestes chyba najlepsza pisarką!!!!!!!
    CZEKAM NA NEXT :DD

    OdpowiedzUsuń
  7. NIE MOGĘ ZŁAPAĆ WDECHU . ZAPARŁO MI DECH W PIERSIACH !!!
    Uwielbiam twojego bloga jest
    Fenomenalny
    Cudowny
    Ciekawy
    Interesujący
    I podoba mi się silna więź pomiędzy Leonem a Violettą
    I ,że Leon ma taki dobry kontakt z Federico
    Jakie to cudowne że Leon i Jego biologiczny ojciec mają wspólną pasie :))
    Fede i Lu NORMALNIE rozmawiają może na tej imprezie cos sie stało :D
    Mam nadzieje pasują do siebie :D
    Dobra rozdział mi się podoba i czekam na next :D...>>

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski<3
    Amcia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Postaram się to jakoś ładnie skomłać, ale nie mam zbytnio siły na pozytywny komentarz ;)
      Nie wiem co mam ci mówić, kiedy sama dobrze wiesz, że rozdział jest cudowny, a zwłaszcza wątki naszej zakochanej dwójki, która nie może bez siebie żyć, dwadzieścia cztery godziny bez siebie doprowadza ich do szału, tak myślę ;-;
      Podoba mi się to, że León nie narzeka tak na swoich "nowych" rodziców, choć wyrządzili mu taką krzywdę pozostawiając tylko dlatego, że miał być chory na serce, to nigdy nie będzie usprawiedliwienie, czyli jakby Fede był chory zabraliby drugiego? Świetnie ;-;
      Moja niechęć do nich się chyba już nie zmieni.
      Wiedziałam, że mój Lajon będzie mistrzem i z pewnością wygra ten wyścig, kto jak kto, ale on ma do tego wielkie zamiłowanie i widać, że do granic możliwości stara się jak może, Violetta mu tak kibicowała, aww ^^
      Wiesz na co czekam? Zgaduj xDD
      Na wyjazd nad jezioro, oni sami pośrodku zgubionych mórz, wieczorem, napawając się chwilą, która trwa w nieskończoność, zupełnie zakochani i zatraceni w sobie, romantyczne miejsce, gdzie spędza jakże romantyczne wydarzenia, chwile! ;)
      Taki chłopak to skarb, wątpię aby występowało takich dużo na świecie, bo zaledwie kilka procent jest takich idealnych, reszta to debile, więc brawa dla ciebie, że stworzyłaś nam takiego słodziaśnego i zadziornego Leóna! ^^
      Daria, rozdział jest super, tak jak jest zawsze, i naprawdę zazdroszczę ci długości, oj musiałaś się napracować, oj musiałaś ;*

      Do sześćdziesiątki-dziewią...do następnego! xDD <3
      Wiktoria x

      Usuń
  10. Cudowny
    Czekam na next
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku wspaniały rozdział.
    tak bardzo się cieszę, że Leon nareszcie zaznał szczęście.
    Że może wreszcie szczerze się uśmiechnąć i być po prostu zadowolony z życia.
    tak bardzo mi go szkoda, bo przecież on tak wiele się wycierpiał, ale jak widać za chmurami zawsze będzie słońce.
    Mam nadzieję, że to słońce Leona nie zajdzie i będzie świecić jak najdłużej, bo to chyba właśnie Violetta jest tym jego słońcem, na które w pełni zasłużył.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cos wspaniałego !
    Masz ogromny talent :) Rozdział bardzo mi się podobał , Leon i jego nowa rodzinka :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Psze Pani !!! Mogę coś zgłosić
    Nie odrobiłaś pracy domowej
    Czekam na nexcika <3 :D


    Taka zła ja xDDD
    Koffam <3
    I czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Napisalam ci coś na email:)

    OdpowiedzUsuń